Wiele gatunków owadów, ptaków czy ssaków, chcąc przywołać partnera, wykryć zdobycz albo przestraszyć rywala, wydaje z siebie dźwięki zaiste ogłuszające. Jeśli jednak są one tak przeraźliwie głośne dla oddalonego słuchacza, jakim cudem nie ogłuszają samych "autorów" takich zawołań?
Gdyby tak się stało, biedne zwierzę nie usłyszałoby odpowiedzi na swój zew. By tego uniknąć, musi więc bardzo precyzyjnie regulować czułość swoich uszu (albo innych organów odbierających dźwięki). Jego zadaniem jest bowiem - po pierwsze - odróżnić, czy docierający odgłos pochodzi od niego samego czy też skądinąd. Po drugie zaś, jeśli jest to własny głos, musi zablokować "uszy" na czas jego trwania (by nie ogłuchnąć) i odblokować je na ewentualną odpowiedź natychmiast, gdy skończy "nadawanie".
W ostatnim "Nature" naukowcy z brytyjskiego Cambridge wyjaśniają, jak z tym problemem radzą sobie świerszcze. Okazuje się, że gdy układ nerwowy tych owadów wysyła sygnał do "grania", blokuje jednocześnie odbieranie dźwięków przez komórki nerwowe przetwarzające wrażenia słuchowe. Świerszcz "głuchnie" zatem w chwili, gdy cyka, gdy jednak tylko przerwie na chwilę nadawanie, obwód słuchowy natychmiast się uaktywnia, by zarejestrować ewentualną odpowiedź. Być może podobne obwody hamujące istnieją także u innych gatunków zwierząt.
Gazeta Wyborcza