Cieszę się, że się Wam podoba
Dla równie niezrównoważonych jak ja (
) ciąg dalszy
PS Ostatnio mam zwariowany humor i ogólnie źle ze mną - poitem powstaja takie dziwactwa (ostatnio opowiadanie pod roboczym tytułem "Severus Snape i mlaśnięcie" - jak je napiszę, to może tu wrzucę)
Severus wszedł do swojego przytulnego (ekhm…) lochu. Położył podejrzaną, obrzydliwie różową paczuszkę na stoliku i poszedł do łazienki. Koniecznie musiał zrobić coś z tymi włosami (no, nareszcie
– przyp. aut.). Akurat uświadomił sobie, że brak szamponu wcale nie jest takim dużym problemem, szczególnie, że Sev jest czarodziejem i to w dodatku mistrzem eliksirów. Zabrał się do roboty – przygotował mały kubeczek, kilka eliksirów… po chwili szampon (tzn. Sev miał nadzieję, że to był szampon) był gotowy. Przystąpił więc do mycia włosów.
Całą łazienkę wypełnił świeży, słodki zapach.
-Niech to… truskawkowy! – warknął sam na siebie.
Pomimo tego drobnego potknięcia Snape był z siebie dumny, w końcu pierwszy raz przygotowywał sobie szampon. Pomyślał nawet, że to jest dobry sposób na zaoszczędzenie, ale szybko zmienił zdanie, kiedy zorientował się, ze będzie musiał wylać na siebie całą butelkę wody kolońskiej w celu pozbycia się truskawkowego zapachu.
Wyszedł z łazienki z zamiarem znalezienia sobie jakiejś rozrywki (co u Seva oznaczało niewątpliwie, że zabierze się za sprawdzanie prac Gryfonów, w szczególności Pottera).
Usiadł w fotelu i spostrzegł leżącą na stole obrzydliwą, różową paczkę. No tak… zupełnie o niej zapomniał. Coś trzeba zrobić.
Zbliżył się do pudełka i… wydawało się to niemożliwe, ale obrzydliwa, różowa paczuszka poruszyła się, najwyraźniej czując upajający zapach świeżych truskawek (a raczej włosów Seva
). Odsunął się na bezpieczną odległość i obserwował… paczuszka znowu podskoczyła w miejscu, po czym się uspokoiła. Nie wiedział co ma zrobić… chociaż od lat był czarodziejem nie miał pojęcia co to może być. Jak dotąd nie przejawiało żadnych magicznych zdolności.
Będąc w bardzo wygodnej i jak by się mogło wydawać bezpiecznej pozycji (tzn. klęcząc za oparciem fotela – przyp. aut.) Sev uświadomił sobie, że od tej pory tym, czego najbardziej nie lubi są właśnie podejrzane, skaczące i obrzydliwie różowe paczuszki z bliżej nie określoną zawartością i nie tylko zawartością.
Jako, że jak na prawdziwego mężczyznę (a tym bardziej byłego Śmierciożercę) przystało, Snape był odważny, postanowił zbadać zawartość prezentu. Ostrożnie wychylił się zza fotela i jednym zaklęciem otworzył pudełko. To, co zobaczył zaskoczyło go zupełnie (a jak wiadomo Seva niełatwo zaskoczyć – przyp. aut.). Na stole siedziało małe, brązowe stworzonko z ciemna pręgą na grzbiecie. Nauczony doświadczeniem nauczyciel wycelował w nie różdżką.
-Nie ruszaj się! – powiedział ostrzegawczym tonem
Zwierzątko najwyraźniej nic sobie z tej groźby nie robiło. Wręcz przeciwnie – spojrzało swoimi niesamowicie czarnymi oczkami prosto w (równie niesamowicie czarne) oczy Snape’a i… zaczęło obgryzać jego różdżkę. Sev stał zdezorientowany – nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jednak szybko zaczął myśleć i doszedł do wniosku, że to maleństwo chyba nie jest groźne. Podszedł bliżej. Stworzenie miało jakieś 8-10 wielkości, szaro-brązową sierść i ostre ząbki. Przyglądało się badawczo, stając co chwilę na tylnych łapkach i ruszając wąsami.
-Co ja mam z tobą zrobić? – to stwierdzenie raczej nie było tym, co małe zwierzątko chciałoby usłyszeć po wyjściu z ciasnego, obrzydliwie różowego pudełka (jak widać miało na temat pudełka takie samo zdanie jak jego nowy właściciel).
Severus postanowił dowiedzieć się czegoś na temat tego futrzaka. Jednak nie miał pojęcia od czego zacząć. Nigdy nie lubił Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami (oj nieładnie
), ponadto miał dziwne wrażenie, że to zwierzę nie jest zbyt powszechne w magicznym świecie.
***
Kilka godzin później Sev siedział w swoim fotelu i wertował wszystkie swoje książki. Nie znalazł nic. Zwierzątko siedziało grzecznie w dużym pudle (już nie różowym na szczęście).
Jako bardzo dociekliwy człowiek, Sev postanowił udać się do biblioteki i tam poszukać czegoś na temat tego stworzenia. Opuścił więc swój loch i udał się do pani Pince.
Zdziwiła się widząc go o tej porze (a właściwie to zdziwiła się, że w ogóle go widzi – wiedziała, że Snape ma w swoim loch wszystkie książki, których potrzebuje i nie tylko).
Cały czas obserwowała nauczyciela, który zawzięcie szperał wśród starych, zakurzonych ksiąg. Pomyślała, że wcale niebrzydki jest, ba, nawet przystojny i do tego do twarzy (i do włosów) mu w czerni.
Tymczasem Sev znalazł kilka (-dziesiąt) ksiąg i podszedł do jej biurka. Pince poczuła upajający zapach świeżutkich truskawek. Spojrzała na niego mętnym wzrokiem.
Teraz to już chyba nie przez te włosy – pomyślał ich właściciel – A może… - Dla pewności przygładził je lekko.
Odurzona słodka wonią owoców, bibliotekarka nawet nie zwróciła uwagi na ilość i treść wynoszonych przez mistrza eliksirów ksiąg. A zdziwiłaby się, widząc: „Magiczne zwierzęta”, „Potwory i straszydła”, „Podręcznik hodowcy potworów”, „Dziwne zwierzęta” itd….
CDN