Forum Zwierzaki

Multimedia => Fanfiction => Wątek zaczęty przez: meraviglia w 2007-10-15, 15:05



Tytuł: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-15, 15:05
Cholera!! Napisalam pierwszy rozdzial, a to badziewie i odpowiedzialo, ze jestem niezalogowana i do jasnej ciasnej musze od nowa pisac :/ Teraz pewnie bedzie gorzej, bo mi sie nie chce pisać tego i pewnie niektórych spraw sobie nie przypomnę ;/ Szlag by trafił. Ale do rzeczy:
Tak, wiem, może wyda wam się to dziwne, że nie skończyłam jeszcze jednego opowiadania, a już zaczęłam inne :P Bez obaw, będę pisać zarówno jedno, jak i drugie. Tylko coś ostatnio nikt nie czyta tamtego opowiadania, a jest nowa część! :P Jak nie ma, to narzekacie, a jak jest, to nie łaska przeczytać :P
 To opowiadanie będzie krótkie. Akcja przez jakies 5 dni. Część historii oparta na faktach (patrz: bohaterka-wygląd, jej uczucia, sytuacja rodzinna). Moich własnych- tu mogę się przyznać.Akcja jest oczywiście zmyślona :P Więcej wam nie powiem. Mogę tylko napisac, że koniec tego opowiadania moze was dość zaskoczyć ;]
~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział I- poniedziałek. 
Młoda siedemnastolatka siedziała w ławce, podpierając się łokciami o blat i spoglądając ze znużeniem na zegar wiszący nad drzwiami. Słowa nauczyciela w ogóle do niej nie docierały. Zresztą nie tylko do niej. Cała klasa 2 B patrzyła na nauczyciela wzrokiem pełnej obojętności na wszystko, co wokół nich się dzieje. Co rusz śledzili tylko wskazówki zegara i liczyli minuty do końca lekcji. Co po niektórzy zasnęli, inni ziewali szeroko. Nikogo nie można było posądzić o zainteresowanie lekcją. George Dreaw- wykładowca historii- bacznym okiem spostrzegł, że lepiej wypuścić klasę wcześniej, niż dalej mówić do ściany.
- To tyle na dzisiaj.- Przerwał, obserwując, jak życie powoli zaczęło znów wstępować w młodzież.- Spakujcie się i powoli wychodźcie. Powoli!!- krzyknął za wybiegającymi uczniami. Na próżno. Spojrzał na uczennicę, która jako jedyna nie śpieszyła się do wyjścia, lecz spokojnie pakowała książki do plecaka.
- Margaret.
Podniosła piwne oczy na profesora pytającym wzrokiem.
- Słucham pana?- uśmiechnęła się.
- Czy ja jestem nudny?
Dziewczynie oczy wyszły na wierzch. To pytanie, wypowiedziane prosto z mostu, wprawiło ją w osłupienie.
- Yyy... nie...
- Naprawdę? Odniosłem takie wrażenie.
- Yyy... nie, z pewnością nie... To ostatnia lekcja, to dlatego.
- Aha.- Profesor zadumał się, wpatrując się w podłogę i nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna wyszła.
  Margaret Rooshouse zbiegała po schodach, przewiesiwszy sobie torbę przez ramię. Była to dziewczyna szczupła, o brązowych włosach, obecnie rozpuszczonych, śniadej karnacji (odziedziczyła ją po ojcu) oraz, jak już wspomniane zostało wcześniej, piwnych oczach. Mierzyła 163 cm. W jej uszach wisiały długie, zielone kolczyki w kształcie motyli. Nagle nieoczekiwanie wpadła na jakiegoś chłopaka. Książki wypadły na podłogę, a ona sama potknęła się i przewróciła.
- Oj, przepraszam.- Rozległ się młody męski głos. Siedemnastolatka chwyciła wyciagniętą w jej stronę chłopięcą dłoń i wstała.
- Nie, to nic.- Otrzepywała spodnie.
- Jesteś pewna? Nic się nie stało?- nieznajomy pochylił się i spojrzał dziewczynie w oczy. Pod jego wejrzeniem drgnęła. Wyprostowała się, bacznie przypatrując się chłopakowi. Miał miłą powierzchowność. Niewysoki, szczupły, ale nie za chudy, zielone oczy o przenikliwym, ale też serdecznym spojrzeniu. Cała jego postawa emanowała przyjaźnią. Uroku dodawał mu zawadiacki uśmiech, nadający mu wrażenie, jakby chłopak coś właśnie przeskrobał.
- Naprawdę, nic.
- To dobrze. A ty się nigdzie nie spieszyłaś?
- Na autobus.
- I? Nie biegniesz?
- Nie. I tak już się spóźniłam. Nie mam po co się śpieszyć, żeby stać bezczynnie na przystanku.
- Racja. A gdzie jedziesz? Przestań sie tak na mnie patrzeć!- roześmiał się, bowiem dziewczyna popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Nie znam Cię- odparła.
- Ach, przepraszam. Trzeba to naprawić. Nazywam się Steve Warren.
- Steve... czyli Stephen?
- Nie, Steve.
- No tak, ale Twoje pełne imię to Stephen?
- Nie Stephen, Steve.
- Dobra, dobra. Ja jestem Margaret Rooshouse, ale mów mi Marjorie.
- Marjorie. Ładnie. To co? Znamy się już?
- Można by tak powiedzieć.
- Boisz się mnie jeszcze?- spytał zaciekawiony.
- Nie bałam się!- zaprzeczyła gorączkowo.
- Tak, jasne. Jedzie mi tu czołg?- rozchylił palcem dolną powiekę- Pewnie jeszcze strzela, co?- uśmiechnął się pod nosem, mrużąc przy tym oczy.-To kiedy masz autobus?
- Za 40 minut.
- Uuuu!!! Mnóstwo czasu! Na jakim odludziu mieszkasz, że tak rzadko autobusy jeżdżą? No to może Cię odprowadzę na przystanek?
- Nie, lepiej nie. Chociaż...- spojrzała na nowego znajomego- w sumie, czemu nie? Chodźmy.
  Przed szkołą Steve poczekał, aż Margaret założy kurtkę i ruszyli. Szli przez park, kiedy chłopak zaproponował:
- Może usiądziemy?- wskazał na murek otaczający park.- I pogadamy. Przystanek jest tuż obok, mamy ogromnie dużo czasu. Co ty na to?
- Mi pasuje.
Usiedli, a raczej ona usiadła, a on oparł się plecami o ścianę.
- Z której jesteś klasy?- zapytała.
- Z 3.- Odparł, wpatrując się z zamyśleniem przed siebie, jakby coś go trapiło.
- Czyli masz 18 lat?- ciągnęła dalej, machając na przemian nogami. Chłopak zwrócił do niej twarz:
- A ty? Ile masz?
- Ja mam 17, ale to ja pierwsza...
- A w którym roku się urodziłaś?- Przerwał jej.
- W 1990.
- Ja w tym samym.
- Tak? W takim razie czemu jesteś w 3 klasie, podczas gdy ja jestem w 2?
- Po prostu rodzice posłali mnie wcześniej.- Odparł, odwracając wzrok.
- Aha.- Przez chwilę trwali w ciszy, po minucie Marjorie znów podjęła rozmowę:
- Nie widziałam Cię wcześniej w szkole.
- Tak, wiem. Widocznie się nie rozglądałaś- pokazał jej żartobliwie język.
- A skąd to możesz wiedzieć?- zawołała.
- Widać po Tobie.
- Widać? Co takiego?- Zainteresowała się.
-  Nic, nieważne.
- Gadaj! Zacząłeś, to skończ!- Zeskoczyła z murku i stanęła przed chłopakiem.
- Bo jesteś taka...
- Jaka?- uśmiechnęła się.
- Nieśmiała. Cicha, skromna, jakby zamknięta we własnym świecie.
Przysłuchiwała się temu z uwagą, potakując głową. Wszystko to było prawdą.
- I wysnułeś takie wnioski po 30 minutach znajomości?
- Tylko pół godziny? W takim razie tak!- roześmiał się.
- I masz rację.
Popatrzył na nią:
- A masz jakąś przyjaciółkę? Kogoś, komu możesz sie wyżalić, zwierzyć?
- Mam przyjaciółkę, Ann. Ale nie mówię jej wszystkiego.
- Dlaczego? Nie ufasz jej?
- Ufam, ale to nie o to chodzi.
- W takim razie, w czym problem?- spytał, ale widząc, że koleżanka nie chce odpowiadać na to pytanie, postanowił nie naciskać i zadał inne.- A rodzice? Dobrze się wam układa?
- Rodzice są w separacji od 10 lat. Z tatą mam luźne stosunki. Bardziej obojętne. A z mamą... cóż, z nią też nie mam dobrych relacji. Nie dogadujemy się.- Westchnęła.
- Aha- tylko tyle, nic więcej, odpowiedział Steve, ponieważ zadecydował, iż będzie jeszcze odpowiedni czas, by bardziej rozwinąć ten temat.
  Dziewczyna spojrzała na ulicę. Za drzewami zamajaczyła sylwetka autobusu.
- Oho! Muszę lecieć. Autobus jedzie! Miło się gadało, cześć!- chwyciła torbę i pobiegła na przystanek.
- Cześć! Spotkamy się jutro?!- zawołał za nią. Odwróciła się jeszcze, by odkrzyknąć twierdząco, po czym wbiegła do autobusu. Steve odprowadził wzrokiem pojazd, aż ten zniknął za zakrętem.
" Ciekawe, dlaczego Marjorie nie mówi wszystkiego Ann oraz czemu nie dogaduje się z mamą?"- Zastanowił się. " Muszę się tego dowiedzieć. Koniecznie."-powziąwszy to postanowienie, odszedł.

~~~~~~

Nie było tak źle. Chyba napisałam wszystko, a przynajmniej większość. Treść się trochę zmieniła w niektórych miejsach, ale na lepsze.
Proszę o subiektywne komentarze :D


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-10-15, 15:32
kÓl
Ann xDD amerykański odpowiednik mojego imienia xDDDD
pisz dalej! pisz!


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-10-15, 17:34
Śliczne, czekam z utęsknieniem na CD. :)
Tylko jedno mnie razi:
Mierzyła 163 cm.
Trochę dziwnie podawać w opowiadaniu dokładny wzrost, a przynajmniej ja tak uważam. ;)
Tak jak już powiedziała Anas:
pisz dalej! pisz!
bo masz talent. :D


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-15, 17:50
Bede pisac, ale ludziska, moglibyscie w koncu przeczytac na tamtym drugim moim opowiadaniu (a raczej pierwszym) nowy odcinek, bo jak nie, to nie napisze nowego i przez to nie skoncze, o!!! :P  ;p


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-10-15, 17:52
to ja idem czytać
poraz pierwszy xDD bo dotąt jakoś go nie widziałam xDD
moża ja zmotywuję się do napisania jakiegoś op?? może... możeee..


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-15, 19:00
Zmotywuj sie!! Koniecznie!! Ty tez piszesz ładnie!! Z pewnoscia!! :*


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-10-16, 20:56
Jej pozwalacie pisać nowe opowiadania, a mi nie! :(
Meraviglia, czekamy na nową część - byle szybko. :D


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-10-17, 06:16
Kitka oczywiscie, że jej pozwalamy a tobie nie! xDDDD


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-10-17, 06:56
Mi chodziło o ciebie, Anas. xD


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-10-17, 07:32
AAA...
No oczywiscie że mi pozwalają! xDDD No ba jakby tu mi nie pozwolić?? xDD


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: Lolusia666 w 2007-10-17, 09:12
1.) 163 cm.
2.) Nagle nieoczekiwanie wpadła na jakiegoś chłopaka.
3.) Za 40 minut.
4.) - Z 3.- Odparł, wpatrując się z zamyśleniem przed siebie, jakby coś go trapiło.
5.) - Czyli masz 18 lat?- ciągnęła dalej, machając na przemian nogami.
6.) - Ja mam 17, ale to ja pierwsza...
7.) - W 1990.
- Ja w tym samym.
- Tak? W takim razie czemu jesteś w 3 klasie, podczas gdy ja jestem w 2?
8.) - I wysnułeś takie wnioski po 30 minutach znajomości?
- Tylko pół godziny? W takim razie tak!- roześmiał się.
9.) - Rodzice są w separacji od 10 lat.
10.) - Oho! Muszę lecieć. Autobus jedzie! Miło się gadało, cześć!- chwyciła torbę i pobiegła na przystanek.
11.) - Cześć! Spotkamy się jutro?!- zawołał za nią. Odwróciła się jeszcze, by odkrzyknąć twierdząco, po czym wbiegła do autobusu. " Muszę się tego dowiedzieć. Koniecznie."-powziąwszy to postanowienie, odszedł.

1.) - Zgadzam się z Kitką. Tak po drugie, to nie pisz "cm." tylko w całości: "centymetrów", chociaż... tak dokładnie... w dodatku napisane liczbą w opowiadaniu...
2.) Nie wiem, czy tu mam rację, ale powinno być albo "nagle wpadła na jakiegoś chłopaka", albo "idąc nieoczekiwanie wpadła na jakiegoś chłopaka", bo niezbyt poprawnie mi brzmi w jednym zdaniu dwa takie wyrazy.
3.) Za czterdzieści minut.
4.) Z trzeciej(nie musisz dawać kropki, ale spację) - (spacja) odparł[...]
5.) Czyli masz osiemnaście lat?
6.) Ja mam siedemnaście...
7.) Tutaj pewna nie jestem, ale radzę się zastanowić (mówię tak, żebym gafy nie popełniła.
8.) trzydziestu. Po drugie ja bym tak śmiało nie gadała przez trzydzieści minut) (Po drugie ile to trwało? Naprawdę minęło już 30 minut? Ja myślałam, że gadają... dziesięć)
9.) Muszę powtarzać? Dziesięciu
10.) Już? Tak szybko?! To 40 minut jakoś za szybko zleciało moim zdaniem.
11.) Tak? Gdzie, kiedy? Od razu się spotykają? Dziwne. Dziwne, że się zgodziła. W dalszym ciągu jednak co, wpadną na siebie? Nie nawidzę czegoś takiego, kiedyś się umówiłam w ten sposób z koleżanką w szkole i cały czas się mijałyśmy... wyszło na to, że spotkałyśmy się dopiero na następny dzień ;P

Uf, mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła, ale ja już tak po prostu mam :). Jeszcze kilka błędów i przechodzę do trochę milszych rzeczy.
Przed i po pauzie zawsze spacja. Po kropce przed pauzą zawsze spacja. Większa część ludzi tak pisze, a to nie jest estetyczne, chyba nawet nie poprawne. Niektórym przeszkadza w czytaniu. Po drugie fabuła jest trochę obstukana, niczego oryginalnego. W dodatku opowiadanie w... hmm... powiedzmy 4/5 składa się głównie z dialogów. Czasami gubię się, kto co mówi. Muszę wracać, czytać jeszcze raz... poza wyglądem nic mi nie wiadomo. Kiedy, jak, gdzie... na murku. Jakim murku? Jakie otoczenie? Ciepło, zimno, pada deszcz (xD), czy świeci słońce? Co ona czuła? Co on czuł? Akcja dzieje się za szybko, niestety. Błyskawicznie. Już, już, już. Nie nadążam!

Dobra, tyle minusów, teraz sypnę plusikami.
Mimo, iż zdawało się, że to dużo tekstu, jest go bardzo malutko. Wszystko czyta się lekko (za szybko, ale cóż) i przyjemnie. Opisałaś główne postaci, lekcja bardzo mi się podobała, opis jej także był dosyć ładny, może rozmowa profesora z Margaret trochę za krótka, ale mimo to też poprawnie przeprowadzona. Hmm... plusów chyba tyle.

Mam nadzieję, że będziesz dalej pisać, nie zważając na moje zrzędzenie, bo piszesz dla mnie dobrze, przynajmniej w 3/4 poprawnie (bierzemy teraz ułamki, nie dziw się więc ;P). Podoba mi się, Czekam :). Papa.

Pozdrawiam i życzę weny ;).


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-10-17, 13:48
- Tak? W takim razie czemu jesteś w 3 klasie, podczas gdy ja jestem w 2?
7.) Tutaj pewna nie jestem, ale radzę się zastanowić (mówię tak, żebym gafy nie popełniła.
Ostatnio się dowiedziałam (tak na marginesie, chodzi o moje opowiadanie), że piszemy np. czwarta "b" a nie 4b. Czyli powinno być:
- Tak? W takim razie czemu jesteś w trzeciej klasie, podczas gdy ja jestem w drugiej?

Ale opowiadanie jest świetne, a te "błędy" - to tylko "błęduszki" - jak to ostatnio powiedziała jedna z moich nauczycielek. :P Czekamy na CD :)


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: Ciquita w 2007-10-17, 15:36
no czyta sie lekko i szybko, nie jest zle, dobrze opisujesz, ale to samo szybkie zapoznanie sie i zmowienie wydaje mi sie dziwne ;) jakby rozciagnac taka znajomosc na kilka odcinkow nie byloby zle, bo teraz jest wrecz nierealnie ;) chociaz skoro na tej znajomosci ma sie raczej opierac fabula, to moznaby i to upchnac w jednym odcinku, tylko po prostu dluzej i bardziej ..sensownie? xD
pisz dalej ^^


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-17, 16:07
:P
Nie zawsze chce się pisać liczby czy cyfry słownie. Poza tym jak napisałam na początku musiałam pisać drugi raz, bo mi się skasowała poprzednia treść, więc to też jest jakaś wymówka: za bardzo mnie ręce bolały, żeby pisać słownie liczby :P  :D  ;p

Opowiadanie będzie krótkie i akcja opierać się będzie głównie na znajomości Margaret i Steve'a. Powiedzmy, że to taka nowelka :P xD

Murek. Jaki murek? No przecież było, że w parku :P Miałam napisać, z czego zrobiony? :P Jakiej wysokości, grubości i szerokości? :P Bez przesady! :P

Nie, nie mogłam rozciągnąć zapoznania Margaret z chłopakiem na kilka odcinków, gdyż w tym opowiadaniu to jest niewskazane. A ponad to zabrakłoby mi weny i przestałabym pisać.

40 minut szybko zleciało? Cóż... w towarzystwie czas szybko leci :D :P

Tyle.

A KITKA niech nie narzeka, ze jej nie dajemy pisac nowych opowiadan, bo ma do skonczenia Pisarke!! Tak jak ja tamto drugie opowiadanie, ale spokojna głowa- będę je pisać.


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ghosty w 2007-10-18, 13:28
Meraviglia - masz talent, ale musisz go jeszcze trochę rozwinąć ;] Bardzo mi się podoba to opowiadanie, chociaż nowelek nie lubię xD


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-18, 19:21
To zapraszam na moje drugie (a raczej pierwsze) opowiadanie :P
Tam nowelek nie ma :P Znajdziesz na pewno, bo jest tylko jedno. Wątek nazywa się bodajże "Moje opowiadanie" czy jakoś tak :P


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: Jaśka w 2007-10-24, 18:06
"Pokazał żartobliwie język" nie za dużo rozmów na gg ? :> Czy Tobie w rozmowie ludzie język pokazuja? :P
Ogolnie fajnie napisane.


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-10-24, 19:12
Czy Tobie w rozmowie ludzie język pokazuja? :P
Mi na przykład pokazują. Ja sama też pokazuję :P
"Pokazał żartobliwie język" nie za dużo rozmów na gg ? :>
FZ? :)

Kiedy nowa część?


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: Jaśka w 2007-10-24, 19:37
Mi na przykład pokazują. Ja sama też pokazuję :PFZ? :)

Kiedy nowa część?
Obojętne czy FZ czy gg, na jedno wychodzi ;)
no nie wiem do mnie zludzie nie machaja jezykami :lol:


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-29, 15:32
Narazie nie mam weny na pisanie opowiadań :( Zresztą widać to na drugim opowiadaniu, gdzie zaczęłam pisać dalszą część, ale za chwilę straciłam wenę i wyszło to, co wyszło. Bardzo krótka część, tak krótka jak, nie wiem, listek papieru toaletowego? :P  :(


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-11-19, 22:04
Naszło mnie na napisanie kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że mi ta ochota nie umknie gdzieś po drodze :) :P

~~
Rozdział II- wtorek

 Było jeszcze ciemno, gdy Margaret szła do szkoły. W ręku trzymała kremową parasolkę z kwiatowym wzorem na dole. Latarnie przy drodze odbijały się w błyszczących od ich światła kałużach. Było dopiero przed siódmą, więc ulice świeciły pustkami i tylko gdzieniegdzie zauważyć można było zarys ludzkiej postaci. Dziewczyna szła szybko, omijając slalomem kałuże. Doszła do przystanku i otrząsnęła parasolkę z wody,i zapięła ją, widząc zbliżający się autobus. Zadowolona, usiadła wygodnie na jednym z siedzeń i zatopiła się we własnych myślach. Rozmyślała nad tym, czy spotka dziś Steve'a. Podobał jej się, dobrze się czuła w jego towarzystwie. Była przy nim jakoś bardziej otwarta niż przy innych, bardziej nawet niż przy Ann. To ją trochę zastanowiło. Przecież uważała Ann za najlepszą kumpelę. Czyżby to wszystko miało się rozwiać? Okazać się błędem? Nie, niemożliwe. Ona przecież kochała Ann. Były nierozłączne. Ale czy na pewno? Sama ma świadomość, iż nie mówi przyjaciółce wszystkiego, nie jest z nią całkiem szczera. Czy tak wygląda prawdziwa przyjaźń?
- Po czyjej stronie jest wina? - szepnęła cicho do siebie.
 W tej chwili dojrzała swój przystanek. Wstała i skierowała się do wyjścia, a gdy autobus się zatrzymał, wysiadła i poszła do szkoły. Budynek świecił pustkami. Nikt nie mieszkał tak daleko jak ona i mieli łatwiejsze dojazdy, toteż przyjeżdżali później. Jednak nie była ona jedyną osobą w szkole. Prócz niej był jeszcze sprzątaczki, które zwinnie porządkowały salę po sali, aby następnego dnia znów tą czynność powtórzyć, po całodziennym użytkowaniu tych sal przez rozbrykaną młodzież. A na parapecie siedział nie kto inny, tylko Steve. Chłopak siedział bokiem, z nogami na parapecie, patrzył zadumany na deszczowy krajobraz za oknem. Nie widział koleżanki. Margaret chciała początkowo krzyknąć do kolegi, ale potem postanowiła zakraść się cicho i go nastraszyć. Cichutko, na palcach skradała się do niczego nie podejrzewającego Steve'a. Ten właśnie zastanawiał się nad przyjaźnią z Marjorie, a bardziej nawet nad samą Marjorie, kiedy nagle poczuł czyjś oddech na uchu i bardzo blisko usłyszał znajomy głos:
-Cześć Steve.
Podskoczył na parapecie. Spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
- Ach, to Ty - przeczesał ręką swoje krótkie włosy. - Myślałem właśnie, o której przychodzisz.
- Nie żartuj, myślałeś o mnie? - dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
- Nom, tak.
- A to fajnie, bo wiesz, bo ja też... - zająknęła się.
Steve spojrzał jej głęboko w oczy. Były niewyczerpalnym źródłem informacji o ich właścicielce. Gdyby tylko jeszcze usta chciały współpracować i powiedzieć to, co serce skrywa może nawet na samym dnie. Po palcach dziewczyny przebiegł mały dreszcz. Mrugnęła.
- Siedzisz na parapecie.
- Tak, a to coś złego?
- Tu nie pozwalają siedzieć na parapecie. Od razu się przyczepiają.
- Naprawdę? - Chłopak ogarnął wzrokiem woźne. - Mnie jakoś nie przegoniły.
- I to właśnie jest dziwne. - Usiadła obok kolegi. - Dałeś im łapówkę, czy co? - zaśmiała się. W tej chwili ktoś przy niej chrząknął znacząco. Była to sprzątaczka. Niska, przysadzista, z krótkimi, zrudziałymi włosami, na nosie miała okulary z grubą, czerwoną oprawką.
- Proszę mi zejść z parapetu - zaskrzeczała. - Jak nie, to na dywanik do dyrektorki.
- Już, przepraszam. - Zeskoczyli oboje. Odprowadzili wzrokiem kobietę, która wróciła do swoich zajęć, ale co chwila spoglądała na uczennicę. Margaret i Steve postanowili to całkowicie olać i zająć się sobą.
- Zawsze jesteś tak wcześnie? - zapytał.
- Tak, wiesz, dojazdy...
- I jeszcze ta pogoda, nie zazdroszcze.
- Bo i nie ma czego.
Nagle zaczęły się schodzić inni uczniowie. Był już ku temu czas: na zegarze widniała godzina 7:50. W jednej chwili szkoła zaludniła się, korytarze stały się siedliskiem rozgadanej młodzieży. Opowiadali sobie nawzajem nowinki, niektórzy siedzieli pod ścianą i odrabiali lekcje, samodzielnie albo i nie. Wszystkiemu towarzyszył taki gwar, że Steve aż zatkał uszy. Poczuł szarpnięcie za rękaw. Spojrzał na przyjaciółkę. Patrzyła na coś, a raczej na kogoś. Podążył za nią wzrokiem. Pod drzwi sali zbliżały się dwie uczennice, które twarze miały zakryte czymś na kształt "tapety a la Barbie". Chłopakowi niczego to dobrego nie wróżyło. I miał rację, bowiem dziewczyny stanęły przy Margaret i rzekły razem głosem różowych laleczek:
- Cześć Margaret.
- Cześć.
- Masz może pracę domową z polskiego?
- Mam.
- A mogłybyśmy zobaczyć?
Marjorie chwilę się zawachała, ale zwyciężyła w niej potrzeba akceptacji i schyliła się do plecaka po zeszyt. Moment później był już w rękach jednej z Barbie. Te roześmiały się, rzuciły ironiczne "dzięki" i poszły. Margaret długo za nimi patrzyła. W końcu spuściła głowę. Zaczęła sobie wyrzucać półgębkiem: Głupia, jestem głupia. Ja chciałabym tylko, żeby mnie lubiły. Żeby mnie ta klasa lubiła. Ale ja oczywiście nie... ja jestem intorwertyczką. Introwertycy: ludzie samotni, nieśmiali, z nieumiejętnością nawiązywania kontaktów... Prościej by było powiedzieć: dupki. Jestem do bani i jeszcze naiwna. Idiotka.
Chłopak przyglądał się koleżance. Nie przerywał jej. Dopiero, kiedy skończyła, zaczął ją uspokajać:
- Hej, hej! Marjorie! Opanuj się. Żadną idiotką nie jesteś. Introwertyczką owszem, ale to przecież nie wada. Pomyśl nad zaletami: cenisz sobie prawdziwą przyjaźń, jesteś uczciwa, empatyczna, a słyszałem też, iż introwertycy często są artystami.
- Piszę wiersze- bąknęła cicho.
- O widzisz, pięknie! Tak nawiasem mówiąc, to kiedyś dasz mi je poczytać- puścił oczko do dziewczyny. Znów po jej plecach przebiegł dreszcz. - Introwertykami byli sławni ludzie. Ot, choćby taki Einstein. A poza tym, po co tak bardzo Ci zależy na tej przyjaźni?
- Ja..
- Nie, nie. Nie przerywaj. Nie chcesz żyć w samotności, ale rozejrzyj się! Przecież masz rodzinę, a jeśli z nimi Ci się dobrze nie układa, to przecież masz swoją przyjaciółkę. Zamiast szukać poparcia wśród tych, u których nigdy go nie znajdziesz, może lepiej zacząć pogłębiać przyjaźń z Ann? A jak spędzać czas w szkole? Tak jak to zrobiłaś z woźną. Olać to wszystko i zająć się sobą. Możesz czytać, słuchać muzyki, może czasem z kimś pogadać, odrabiać lekcje, jeśli w domu nie zrobisz, pouczyć się do kartkówek, albo nawet tworzyć nowy wiersz. I zobaczysz, że to wszystko da Ci większą radość, niż fałszywa przyjaźń z tymi - zatoczył ręką wielkie koło, wskazując na rozbrykaną młodzież z jej klasy. Zadźwięczał dzwonek na lekcję.
- Muszę iść. Cześć. Zastanów się nad moimi słowami.
- Cześć. Zobaczymy się na następnej przerwie.
Ale nie zobaczyli się ani na następnej, ani na żadnej w tym dniu. Lekcje (i przerwy spędzone, za radą Steve'a, w upojnym odizolowaniu od klasowych pijawek) minęły w zadziwiająco szybkim tempie. Wreszcie dobiegł koniec ostatniej lekcji. Margaret ubrała się w szatni, chwyciła parasolkę i  pobiegła na przystanek. Rozglądała się za chłopakiem. I choć nigdzie go nie widziała, to na jej twarzy zagościł uśmiech. Rozświetłał on twarze mijających ją przechodniów. Wszystkie te uśmiechy stanowiły duży kontrast z pochmurną, deszczową pogodą.


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-11-20, 06:54
slyczne! xD tylko czmu tak dlugo czekać musieliśmy??


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-11-20, 16:05
Nie jęcz :P Dają, to bierz i nie narzekaj. :P  Weny brakło...


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-01-05, 17:04
Rozdział III- środa.

  Pani Rooshouse, ubrana w wzorzysty fartuch, krzątała się po kuchni. Po południu mieli przyjść goście, a ona musiała ich jakoś przyjąć. Toteż w domu roznosił się smakowity zapach sałatek, pieczonego kurczaka i wielu różnych ciast. Spojrzała na zegarek. "Marjorie powinna zaraz być"- pomyślała. Faktycznie, za moment zaskrzypnęły drzwi w korytarzu i czyjeś buty zaszurały po podłodze. Do kuchni zajrzała roześmiana, dziewczęca, brązowowłosa głowa.
- Cześć mamo!- przywitała się.
- Cześć Margaret. Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi przygotować stół. Niedługo będą.
- A, dobra.
Poszły do salonu. Urządzony w stylu klasycznym, z zielonymi ścianami, zawsze działał odprężająco na wszystkich. Chwyciły końce średniej wielkości stołu i przestawiły go przed kanapę. Mama stanęła i liczyła gości, wskazując po kolei palcem na miejsca przy stole.
- Pięć osób - mruknęła głośno. - Trzeba dostawić krzesła. Przynieś dwa z jadalni- zwróciła się do córki. Po chwili ilość siedzeń już zgadzała się z liczbą przyszłych wizytujących.
- Rozłóż talerze, sztućce, szklanki możesz wziąć te z barku.
Margaret ochoczo wzięła się do roboty, a pani Rooshouse skierowała się do kuchni, by dokończyć gotowanie potraw. Po piętnastu minutach wszystko było gotowe i ułożone na stole w salonie. Pięć minut później rozległ się dzwonek do drzwi. Po chwili do domu wkroczyli goście, przywitali się i zajęli miejsca. Zaczęli jeść. Co chwila któryś wychwalał poszczególne danie.
- Mmm... Emma, pyszna ta sałatka z tortellini - powiedziała tęga, rudowłosa kobieta w okularach. Była to siostra pani Rooshouse.
- Dziękuję Paulino.
- Koniecznie musisz dać nam przepis. Z chęcią zobaczę moją żonę, gdy będzie robić tą sałatkę - rzekł krępy, wąsaty, łysiejący mężczyzna siedzący obok "rudej".
- A z jeszcze większą ją masz zjeść - mruknęła Paulina, mocząc usta w soku winogronowym.
- Ha! Ma się rozumieć ;]
- Emmo, z czego jest tamta sałatka? Ta, co stoi przy półmisku z kurczakami. - Spytała inna, szczupła, młoda kobieta z długimi błond włosami związanymi w kucyka. Starsza o kilka lat kuzynka Margaret.
- Z krewetkami, ananasem, jabłkiem, jajkiem, majonezem. Bardzo pyszna, dostałam przepis od... - niedokończyła, gdyż w tej chwili przerwał jej głośny huk. Oto zielono-czerwona papuga, zwierzątko Marjorie, przyleciała do pokoju i za miejsce lądowania wybrała sobie talerz z ciastami. Tak gorączkowo trzepotała przy tym skrzydłami, że przewróciła kilka szklanek, których zawartość wypłynęła na biały obrus i miękki, zielony dywan, a do tego szczodrze pobrudziła niektórych gości. Pani Rooshouse poderwała się z krzesła i spojrzała złowrogo na wciśniętą ze strachu w oparcie kanapy córkę.
- Zabierz mi ją stąd - wysyczała przez zęby. - Marsz do swojego pokoju.
Margaret chwyciła papugę i pobiegła do siebie. Zamknęła drzwi na klucz.
- To wszystko przez ciebie - rzekła rozłoszczona, wkładając ptaka do klatki. Nierozumne zwierzę zaskrzeczało tylko i mrugnęło figlarnie czarnym oczkiem. Dziewczyna rzuciła się na łóżko i nasłuchiwała głosów dobiegających z salonu. Mama była zła. Usłyszała ciocię Paulinę, starającej się jakoś załagodzić sytuację, usprawiedliwić ją- Margaret. Jednak matka była nieustępliwa. Dziewczyna słuchając, przeczuwała, co zaraz nastąpi. Nie myliła się. Emma Rooshouse zaczęła swój wywód na temat niegrzecznej, buntowniczej, nieposłusznej córki, z którą ona już nie wie, co ma zrobić, jak ją wychowywać, bo wszystkie sposoby zawiodły.
- Wszystkie sposoby zawiodły?- Powtórzyła, mówiąc do siebie, Marjorie. - Jakie wszystkie? Próbowałaś tylko jednego - załkała. - Jednego: wrzasku i narzekania. Nigdy nie potraktowałaś mojego błędu z żartem, z pobłażliwością. Nigdy mi nie żadnego z mych błędów. Nigdy nie potraktowałaś mnie w takich chwilach z miłością. Ciągle tylko krzyk, krzyk i krzyk. A potem narzekanie, że jestem taka a nie inna. Jak Ci nie pasuje, to trzeba było się tak nie pchać z tatą do łóżka i mnie nie spładzać. - Powiedziała gorączkowo niby do mamy, ale przecież jej przy niej nie było. Dziewczynę ogarnął dziwny smutek. Musiała się komuś zwierzyć.
- Steven - pomyślała. Nie widziała go dzisiaj w szkole. Spakowała torebkę w najpotrzebniejsze rzeczy i wymknęła się z domu, nie mówiąc ani słowa.
  Przebiegnąwszy kilka ulic, nagle zdała sobie sprawę, iż przecież nie wie, gdzie ma iść. Nie znała adresu chłopaka. W końcu niepewna skierowała się w stronę szkoły, chociaż było już dawno po lekcjach i nie powinno go tam być.
  A jednak był. Może nie na terenie szkoły, ale w pobliskim parku, w którym pierwszy raz rozmawiali. Siedział na ławce przy ścieżce i coś pisał. Wtem podniósł głowę i na widok zmierzającej ku niemu koleżanki uśmiechnął się i schował notatnik do niewielkiej, męskiej torby.
- Witaj!- wstał i cmoknął ją w policzek. - Co Cię tutaj sprowadza?
- Cześć, Steve. Ech, chciałam się komuś wyżalić.
- I akurat padło na mnie? - zajrzał jej w oczy. Pod jego spojrzeniem, zmieszała się lekko:
- Taak, ale nie wiedziałam, gdzie mieszkasz, to poszłam do szkoły, że może Cię spotkam po drodze, lecz myślałam, iż raczej tak nie będzie, ale nagle zobaczyłam Ciebie siedzącego w parku i jestem.
- Spokojnie, spokojnie! Starczy - uśmiechnął się miło. - Zastanawia mnie tylko, czemu akurat ja?
- Bo tylko ty możesz mnie zrozumieć - wytłumaczyła Margaret.
- A co z Ann? Jest Twoją przyjaciółką. Dlaczego nie poszłaś do niej?
Na te pytanie Marg zawstydzona spuściła głowę. Do głowy jej wcześniej nie przyszło, żeby iść ze swoim problemem do Ann. Poczuła się niefair w stosunku do przyjaciółki. Zabrakło jej słów na wyjaśnienia. Chłopak zauważył przygnębienie znajomej, więc postanowił temu zaradzić.
- Dobrze, nic się nie stało, jednak pamiętaj, by, w razie kolejnego walenia się świata na Twoją zgrabną główkę, pomyśleć o najlepszej psiapsiółce. A teraz, jeśli już tu jesteś, to wyrzuć, co tam Ci leży na wątrobie? Dziewczyna odetchnęła i opowiedziała Steve'owi o wydarzeniu z papugą, o narzekaniu mamy, o tym, że pani Rooshouse jej nie kocha, bo gdyby było inaczej, to by nie wrzeszczała ciągle na nią.
- Bo widzisz: jak wszystko jest po jej myśli, to jest w porządku, miła, uśmiechnięta. Ale jak już zrobię coś nie po jej woli, to od razu zmienia się w potwora, krzyczy, przezywa, a potem mówi każdemu, kogo spotka, jaka to ze mnie nieujarzmiona bestia. Nienawidzę jej! - krzyknęła ze złością i kopnęła leżący przed nią kamyk.
- Nie mów tak! - Steve chwycił ją za ramiona.
- Kiedy to prawda... - zapłakała i wtuliła twarz w ramię kolegi. Ten pogładził ją po rozpuszczonych włosach.
- Usiądźmy - rzekł, a kiedy to zrobili, powiedział - Spróbuj ją zrozumieć. Postawić się na jej miejscu. Z pewnością chciała, by ten obiad wypadł bez zarzutu, a akcja z papugą na to nie pozwoliła. Wyprowadziło ją to z równowagi.
- No dobra, ale musiała narzekać na mnie przy gościach? Nie mogła tego zrobić, gdy wyjdą? Sama do siebie?
- To akurat był jej błąd, gdyż przez to przyczynia się do budowy muru między wami. Ale Ty powinnaś jej wybaczać te błędy. Jest tylko człowiekiem. A każdy człowiek ma swoje słabości. I kązdy ma inny charakter. Ty narzekałaś w samotności, bo jesteś zamknięta w sobie, wolisz być w takich sytuacjach sama. A ona przeciwnie. Potrzebowała ponarzekać przy ludziach, nie wiedząc jednak, że tym samym rani Cię tak samo, jak ona czuła się zraniona przez Ciebie.
- To co ja mam zrobić, żeby to zmienić?
- Nic, tylko porozmawiać. W dwoje oczu. Szczerze, od serca. Przedstawić swoje zarzuty, wysłuchać jej. Pogodzić się, to najważniejsze.
- Nie przeproszę jej. Nie po tym, co zrobiła. - Postanowiła Margaret.
- Skoro Ty tego nie zrobisz, to nigdy ten mur między wami nie runie. Twoja mama też pewnie nie będzie chciała Cię przeprosić, ponieważ według niej należy jej się szacunek z Twojej strony. Ona nie widzi swojej winy w tej kłótni. Zauważa tylko Twoją. Tak samo, jak Ty dostrzegasz jej winę, a swojej nie. Jeżeli nie wyciągniesz ręki na zgodę, to nie poprawi się wasza wzajemna relacja. Po jakimś czasie zapomnicie o wydarzeniu, znów staniecie się dla siebie miłe, uprzejme, ale przyjdzie czas, kiedy ponownie nie będziecie się zgadzać i co wtedy? Kłótnie, narzekania, gorzkie słowa na temat drugiej strony. I tak w kółko. To się nie zmieni, jeśli pozostaniesz zamknięta w sobie. Musisz pokazać mamie, że nie jesteś taka, jaką Cię odbiera. Skąd ona może wiedzieć, co czujesz, skoro jej o tym nie mówisz? Ona nie wie, że robi źle. Musisz ją w tym uświadomić. I wysłuchać, co ona ma do powiedzenia o Tobie i o jej odczuciach. A teraz wracaj do domu. Zaczyna zmierzchać.
- Dziękuję - wydukała przez łzy. Tylko tyle była w stanie odpowiedzieć. Bez słowa wróciła do domu. Goście jeszcze siedzieli. Poszła do swojego pokoju i padła z płaczem na kolana. Przeżegnała się i odmówiła krótką modlitwę, prosząc o pojednanie, o pokój, a przede wszystkim o miłość w jej rodzinie, o zburzenie tego muru, który nie pozwalał jej na dobrą relację z mamą. Wstała. Usłyszała, jak goście zbierają się do wyjścia. Ostatnie uściski, wymiany zdań, wreszcie cisza. Trwała w milczeniu i nasłuchiwała kroków mamy. Ustały, Marjorie domyślała się, że pani Emma usiadła. Zastanowiła się nad słowami Steve'a. Wiedziała, iż miał rację, jednak ona nie miała odwagi. Kiedy w końcu wzbudziła w sobie jej maleńką iskierkę, minęły dwie godziny. Westchnęła pare razy i z błagalnymi słowami: "Jezu, ratuj." wyszła z pokoju.
  Pani Rooshouse siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Przynajmniej starała się robić takie wrażenie, gdyż jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Nie zauważyła nawet, że córka stoi obok niej, dopóki ta się nie odezwała:
- Mamo, prze...przepraszam- wyjąkała, wkładając w to dużo siły. Matka spojrzała na Marjorie.
- Co masz mi do powiedzenia? - spytała z niechęcia. Jednak ta oziębłość nie zmieszała Marg. Po chwili obie szczerze się sobie nawzajem zwierzyły. Po godzinie rozmowy, "utonęły" w pojednawczym uścisku i obydwie miały policzki mokre od łez.


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2008-01-15, 21:18
Ślicznie. ;d


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-02-09, 14:12
Rozdział IV- Czwartek

  Tego dnia Margaret Rooshouse nie czuła się dobrze. Prawie całą noc nie spała. Telepała się tylko z zimna, choć miała na sobie ciepłą piżamę i leżała pod kołdrą i grubym kocem. Zasnęła dopiero, gdy założyła jeszcze bluzę i wełniane, narciarskie skarpety do kolan.
  Kiedy zadzwonił budzik, dziewczyna trzepnęła w niego ręką i bez sił dosłownie zsunęła się z łóżka, by, trzymając się półki, podźwignąć ciało do pozycji stojącej. Na oślep, gdyż oczy miała na wpół zamknięte, skierowała się do łazienki. Akurat pani Emma stała przed lusterkiem i starannie kończyła makijaż, próbując ukryć worki pod oczami.
- Nie wyspałam się dzisiaj - powiedziała do córki.
- Ja też nieeeee.... - Marjorie nie mogła powstrzymać się od ziewnięcia. - Zimno mi było, cała się trzęsłam.
- Może jesteś przeziębiona? - pani Rooshouse na chwilę oderwała wzrok od lusterka i spojrzała troskliwie na swoje dziecko.
- Nie, gdzie tam? Kaszlu nie mam, kataru też nie. Zimno mi tylko było.
Mama wzruszyła ramionami: - Chyba, że tak. Która godzina?
Marg wychyliła się z łazienki, aby zerknąć na zegar ścienny wiszący w korytarzu.
- Dwadzieścia pięć po szóstej - poinformowała.
- Wpół do muszę wyjść - mruknęła pani Emma. Pięć minut później już jej nie było, a i Margaret zbierała się do wyjścia.

***
   Szkoła jeszcze była pusta. Margaret przeszła się pod pokój nauczycielski, aby zobaczyć na tablicy zastępstw czy nie ma któregoś z nauczycieli, mających dziś lekcje z jej klasą. Przejechała wzrokiem po liście i zatrzymała się na nazwisku profesor Evans od matematyki. Zwolnienie lekarskie, na zastępstwie czytelnia. To oznaczało, że będzie miała wolną lekcję. Co ona będzie robiła przez czterdzieści pięć minut? Nie wiedziała. Wzruszyła tylko ramionami i poszła pod salę nr 120.
 ***
     Dziewczyna wyprostowała się na krześle i zasłoniła ręką oczy. W południe słońce mocno świeciło, a jego promienie padały prosto na jej twarz. Zasłoniła roletę, podparła się rękami pod brodę i utkwiła wzrok w dziurze wyrytej w jej ławce. Minęły trzy lekcje, teraz była czwarta, a potem ta wolna, dalej stojąca pod znakiem zapytania. Zastanawiało ją, że nigdzie dziś nie mogła znaleźć Steve'a. Z zamyślenia wyrwało ją znaczące szturchnięcie w łokieć.
- Marjorie, pan do Ciebie mówi - mruknęła siedząca obok niej Amy. Istotnie, profesor Dreaw już od dobrych trzech minut patrzył na Margaret i o coś ją pytał. Uczennica wytężyła słuch, jeszcze nie do końca świadoma, co się dzieje.
- Panno Rooshouse, pytam jeszcze raz, inaczej będę zmuszony postawić jedynkę. Który z polskich władców był pierwszym królem elekcyjnym?
- Eeee.... - Historia nie była jej mocną stroną. Spojrzała błagalnie na przyjaciółkę, ale zobaczyła, iż Amy wie tyle samo, co ona. Wysiliła szare komórki, by przypomnieć sobie, o kogo chodzi historykowi. W myślach stanęły jej artykuły henrykowskie. Jeśli dobrze kojarzyła, były one zatwierdzone właśnie przez pierwszego elekta. Artykuły henrykowskie.... henrykowskie.... to znaczy, że musiał się nazywać Henryk.
- Henryk...- zaczęła głośno. Nauczyciel spojrzał na nią wyczekująco. "Co dalej? Henryk i co dalej"?- pomyślała, coraz bardziej zestresowana, gdy usłyszała szept Amy:
- Walezy...
- Walezy. - Powtórzyła po przyjaciółce, aby profesor Dreaw usłyszał. Historyk odłożył długopis, którym już przymierzał się do wpisania negatywnej oceny.
- Dobrze, szkoda tylko, że odpowiedź na tak banalne pytanie zajęła Ci tak dużo czasu. Na przyszłość przyłóż się bardziej do historii, chociaż do tych podstawowych wiadomości. I nie zapomnij podziękować koleżance - uśmiechnął się znacząco. - Gdyby nie jej podpowiedź, dalej byś się zastanawiała, a my prędzej doczekalibyśmy się kolejnej epoki zlodowacenia - powiedział ironicznie. Zadzwonił dzwonek.
    Na przerwie Margaret złapała Amy za ramię:
- Dzięki Ci, uratowałaś mnie.
- No coś Ty? Przecież jesteśmy przyjaciółkami! Nie dziękuj! - roześmiała się tamta i pociągnęła koleżankę za rękaw. - Chodź, pójdziemy na godzinkę na łyżwy.

***

   W parku, obok szkoły było niewielkie lodowisko. O jego istnieniu obie dowiedziały się stosunkowo niedawno, zaledwie w zeszłym tygodniu, kiedy przyszły tutaj na wychowaniu fizycznym. Były zachwycone i przyrzekły sobie chodzić tu częściej we własnym zakresie, nie tylko na wf-ie.
   Wypożyczył łyżwy i weszły na lód. Wśród szalonej jazdy, upadków i żartów minęła im cała godzina. Amy podwinęła rękaw kurtki i zerknęła na zegarek.
- Marg! Musimy już iść! Zaraz lekcja! Mamy trzy minuty do końca przerwy!
Szybko oddały sprzęt i pobiegły do szkoły. Dzwonek już zadzwonił, toteż wpadły do klasy zdyszane.
- Przepraszamy za spóźnienie - powiedziały do pani Dunham. Nauczycielka zmierzyła ich wzrokiem i zaskrzeczała:
- Numerki.
- Trzynaście.
- Dwadzieścia pięć.
Profesorka wpisała im spóźnienia. Przyjaciółki nie przejmowały się tym. Nauczycielka od biologii była surowa, nienawidziła jej cała klasa, ale w tej chwili one dwie żyły jeszcze tą radosną godziną spędzoną na lodowisku. Lekcja jak zwykle minęła na monotonnym gadaniu pani Dunham, najprawdopodobniej do ściany, gdyż uczniów o wiele bardziej interesowało rysowanie karykatur profesorki z tyłu zeszytu lub pisanie liścików. Po czterdziestu pięciu minutach młodzież odetchnęła z ulgą i jak rażona gromem pobiegła na górę pod salę gimnastyczną.
"Jeszcze tylko dwa wfy i do domu" - pomyślała Margaret. Za chwilę z kantorka wyjrzała ich wf-istka - wysoka, szczupła kobieta z krótkimi, rudymi włosami.
- Dziewczyny, wchodźcie na dużą salę. Gramy w siatkówkę.
Marjorie zrobiła niezadowoloną minę. Nienawidziła tej gry. Nic dziwnego, skoro grała jak ostatni tuman. Niechętnie poszła do przebieralni. Przez chwilę zastanawiała się czy może nie zgłosić braku stroju? Ale nie, już przecież zgłaszała, a można tylko raz. Za drugim będzie jedynka. Trudno, musi ćwiczyć. Może nie będą grać? Małe prawdopodobieństwo...
   Po sprawdzeniu listy i zrobieniu rozgrzewki, pani Steward zakomenderowała uczennicom, by wzięły piłkę do siatki i ustawiły się wzdłuż białej linii. Wybrała dwie dziewczyny i kazała im wybierać osoby do swoich drużyn. Margaret jak zwykle została ostatnia i ekipa, która miała ją wybrać, nie była bardzo zadowolona. I odwrotnie, panna Rooshouse również nie kryła niezadowolenia, ponieważ w tej grupie była Monica, której ona szczerze nie cierpiała. Czuła się trochę smutna, że Amy jest w drużynie przeciwnej.
    Gra im dzisiaj nie szła. Nie tylko z winy Marjorie. Wszystkie dziewczyny ledwo dziś odbijały, lecz tylko wtedy, kiedy to ona nie odbiła, narzekały i śmiały się z niej, mówiąc zgryźliwe uwagi na jej temat. Dziewczyna powoli zaczynała mieć tego dość. Obtarła ręką załzawione oczy. Nie pozwoli sobie rozpłakać się przy tych żmijach. Jednak po kolejnym wybuchu śmiechu nie wytrzymała i wybiegła z sali, nie zważając na to, iż zostawiła strój i plecak w przebieralni. Pobiegła na przystanek. Chwilę potem była w drodze do domu.

***

   Ciszę przerwał dźwięk telefonu. Odebrała, modląc się, żeby nie był to jej wychowawca.
- Tak słucham?
- Marg? Tu Amy. - Usłyszała zaniepokojony głos przyjaciółki.
- Och, cześć - odetchnęła z ulgą.
- Czemu wybiegłaś z wfu? Pani Steward nie była zbytnio zadowolona z tego powodu, ale powiedziała mi w tajemnicy, że nie postawiła Ci żadnej uwagi, jedynki czy czegoś w tym rodzaju.
- To dobrze. A te babsztyle miały okazję do kpin, jak sądzę?
- Niestety tak, ale znasz je. Hieny zawsze będą się śmiać - umilkła, gdyż usłyszała ciche łkanie koleżanki. - Marjorie? Ty płaczesz? Słuchaj, to nie jest rozmowa na telefon. Zaraz u Ciebie będę.
- Nie trzeba... - zmieszała się dziewczyna, starając się, by jej głos zabrzmiał wiarygodnie. Lecz zaraz przypomniała sobie słowa Steve'a, aby ze swoimi problemami udawała się do Amy. - Albo... albo jednak przyjdź.
- Dobrze. Przy okazji oddam ci twoje rzeczy. Czekaj na mnie, będę za piętnaście minut.
     Margaret otworzyła drzwi i wpuściła przyjaciółkę do mieszkania. Wzięła z jej rąk plecak i torebkę z jej ubraniami. Poszły do pokoju, gdzie Amy została przywitana głośnym, zdziwionym skrzekiem papugi. Dziewczyna przyjrzała się chwilę ptaszkowi, a potem zwróciła wzrok na koleżankę, która leżała na łóżku i wpatrywała się beznamiętnie w sufit. Amy usiadła na brzegu łóżka:
- To co się stało?
Margaret spojrzała na nią:
- Przecież wiesz.
- Nie przejmuj się. Mówiłam ci już - hieny zawsze będą drwić z innych, taka ich natura.
- Łatwo ci mówić. To nie z ciebie kpiły dziś na wfie, tylko ze mnie. Ze mnie! Słyszysz? Zawsze ze mnie! - wykrzyknęła rozgoryczona Marjorie i wybuchnęła płaczem. Poczuła, jak koleżanka ją obejmuje. Przez chwilę trwały tak w przyjacielskim uścisku, a ciszę przerywało tylko głośne łkanie. Wreszcie między nimi przełamały się wszelkie lody i dziewczyna opowiedziała Amy o swoich żalach, problemach,o nieakceptowaniu samej siebie, o spotkaniu ze Steve'em, o rozmowach z nim, o wczorajszej kłótni z mamą i o późniejszym pogodzeniu się. Słowem, o wszystkim. Przyjaciółka nie przerywała jej. Słuchała cierpliwie, pozwalając Marg się wyżaleć. Chociaż wywód Margaret wywołał u niej smutek, to jakąś małą cząstką siebie była szczęśliwa. Szczęśliwa, bo pierwszy raz rozmawiały ze sobą jak dwie prawdziwe przyjaciółki.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przedostatni odcinek już :P Rozdział V- piątek, będzie ostatnim odcinkiem :D


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2008-02-09, 14:23
Osz! Jak możesz! Co ja będe czytać? Hę?
A tak w ogóle to fajne. Oj, ja bym takim jendzą dała popalić xD...
Czekam na ten ostani odcinek.


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-02-09, 14:28
No wiesz, jest przecież jeszcze tamto opowiadanie :P I tak szybko się nie zakończy :P Nie martw się :D Będziesz miała, co czytać :D Już ja o to zadbam :) :P


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2008-02-09, 14:34
To dobrze, bo jesli nie to ci spokoju nie dam XD


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2008-02-16, 20:41
Ciekawe jak się zakończy to opowiadanie. :) Będę czytać dalej tamto, ale mam nadzieję, że napiszesz jeszcze jakieś, co? ;)
Ta część naprawdę fajna, śliczna, cudowna... można tu dać jeszcze MNÓSTWO przymiotników, oczywiście pozytywnych. :D


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2008-02-16, 20:45
E! Co z następnym odcinkiem? Doczekać się nie mogę.


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-02-22, 20:08
Nikt oprócz Ciebie tu nie zagląda :( Jakoś nie mam motywacji, by napisać ten ostatni rozdział :(

Napiszę, napiszę, nie martw się, ale nie wiem kiedy.

Edit: Nie zauważyłam wpisu Kitki :P

Ok, niech wam będzie moje wierne czytelniczki :D

************
Rozdział V - piątek

   Amy Matterson wypiła przygotowane jej przez mamę kakao i odstawiła kubek do zlewu. Obtarła usta zaciśniętą pięścią i uśmiechnęła się na myśl o dzisiejszym dniu. Po szkole miała jechać z Marjorie i panią Rooshouse na biwak. Gdzie, nie wiedziała żadna z nich. Podróż w ciemno, planowały jechać tam, gdzie wskaże im los, a raczej palec pani Emmy. Ustaliły bowiem, iż wybiorą się w miejsce, które wskaże mama Margaret. Aby wszystko było zachowane w zupełnej tajemnicy, losowanie miało się odbyć z zamkniętymi oczami. Tymczasem przyjaciółki musiały przecierpieć jeszcze siedem lekcji. Dziewczyna podniosła głowę i już zamierzała pomachać do czekającej na nią przy wejściu głównym Marg, jak umówiły się wczoraj, lecz zdała sobie sprawę, że koleżanki tam nie ma. "Dziwne, przecież zawsze jest w szkole jedną z pierwszych" - zamruczała. Obejrzała się za siebie i uważnie lustrowała pobliskie ulice. Kilku ludzi stało na przystanku, jakaś para szła boczną ulicą trzymając się czule za ręce, na innej z kolei drodze sprzątaczka uparcie zamiatała zwiędłe liście, które wiatr wciąż jej rozwiewał, robiąc jej psikusy. Nigdzie ani śladu Marjorie. Amy zaczęła się niecierpliwić:
- Marg, co z Tobą? Przecież dziś sprawdzian z unitu dziewiątego, z angielskiego i to akurat na pierwszej lekcji - powiedziała do siebie półgębkiem. Przyszło jej na myśl, iż może tamta siedzi dawno pod klasą. "Zapomniała, że miała tu czekać? Możliwe." Odwróciła się twarzą do drzwi, kiedy kącikiem oka zobaczyła biegnącą w jej stronę postać. Wytężyła wzrok, brązowy płaszcz w kratkę, szatynkowe, rozpuszczone włosy i torba New Yorkera z butami na zmianę. Rozpoznała przyjaciółkę z daleka. Skinęła na nią ręką, żeby się pospieszyła, gdyż za dwie minuty miał być dzwonek na lekcję. Obserwowala, jak Margaret wbiega na przejście dla pieszych. Równocześnie w bliskiej dość odległości spostrzegła zbliżający się z dużą prędkością samochód, którego kierowca najwyraźniej nie zważał na czerwone światło. Nie musiała długo myśleć. Krzyknęła przeraźliwie. Jej wrzask zagłuszył odgłos klaksonu. W mgnieniu oka ujrzała, jak bezwładne ciało koleżanki ześlizguje się po masce auta na asfalt. Rzuciła się pędem do rannej. Krew, o Boże, żeby to nie było nic strasznego!
- Marg?! Marg?! Słyszysz mnie? Marg?!! - wołała rozpaczliwie. Spojrzała ukosem na przyglądającego się im kierowcę. Ten przeklęty pirat mógł mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. - Czego się tak gapisz?! - wrzasnęła Amy do mężczyzny, a ten poruszył się niespokojnie na fotelu. - Potrąciłeś ją, to dzwoń na pogotowie! I nie próbuj uciekać, zwyrodnialcu!! - dodała wściekle przez łzy.
- Margaret, proszę Cię, odezwij się - potrząsnęła ramieniem poszkodowanej. Marjorie otworzyła oczy i syknęła.
- Co mam powiedzieć o ofierze? - spytał kierowca.
- Jest przytomna, ale nie może się ruszyć - odrzekła nieco już spokojniejsza Amy. Pięć minut później przyjechał ambulans. Lekarze zbadali dokładnie stan Margaret i na noszach wnieśli ją do karetki. Zgodzili się, by panna Matterson jechała z nimi.

***

  Pani Rooshouse przypadła zdyszana do lady w izbie przyjęć. Pielęgniarka zerknęła na nią niespokojnie i spytała delikatnie:
- Przepraszam, pani w jakiej sprawie?
Emma złapała oddech i obtarła dłonią spocone czoło. Gdy tylko zadzwonili do niej ze szpitala, zerwała się z pracy.
- Przywieźli tu dziś Margaret Rooshouse, wypadek samochodowy, jestem jej matką. - Wyjaśniła nie zastanawiając się nad ładem tej wypowiedzi. Pielęgniarka chwilę coś sprawdzała, a potem kiwnęła głową i kazała udać się do pokoju numer dziesięć.
    Pani Rooshouse podążyła we wskazanym kierunku i nacisnęła lekko klamkę. Drzwi otworzyły się bezszelestnie. Na łóżku, posiniaczona, obandażowana, leżała jej jedynaczka. Obok na krześle siedziała Amy. Rozmawiały. Gdy weszła, przerwały, a panna Matterson wstała ze słowami:
- Proszę, pewnie chciałaby pani zostać z Marg sama? Ja wyjdę, będę w poczekalni.
- Nie, nie. Zostań.- Potrząsnęła głową Emma, po czym podeszła do córki. - Kochanie, tak się bałam. Nic ci się nie stało? - złapała pacjentkę za rękę.
- Nie martw się mamo. Wszystko jest dobrze, tylko złamałam prawą nogę. A poza tym to w porządku. Niedługo mnie wypiszą i wrócimy do domu.
- Chcesz czegoś? Wody? - zapytała mama z troską w oczach.
Margaret chwilę milczała, myśląc czy ma o to poprosić, jednak zaraz uniosła się trochę na łóżku i powiedziała głośno:
- Powiadomcie Steve'a, żeby tu do mnie przyjechał.
Pani Rooshouse spojrzała ze zdziwieniem na Amy, lecz w oczach tamtej zobaczyła nie mniejsze zaskoczenie. Faktem było, iż obie nie wiedziałym, o kogo chodzi.
- Córeńko, kim jest Steve? - pogłaskała jedynaczkę po włosach.
- Mój najlepszy kolega, zaraz po tobie - rzekła w stronę przyjaciółki, a potem dodała - znajdź go, pewnie jest w szkole. Steve Warren, trzecia klasa, ale w naszym wieku. Rodzice posłali go wcześniej do szkoły - wyjaśniła.

***

  Amy przemierzała szkolne korytarze, pytając się każdej napotkanej osoby, czy kojarzy Steve'a Warrena z trzeciej klasy. Nikomu to nazwisko nie było znane. "Może to skutek wypadku i Marjorie ma lekki zanik pamięci? Może ten cały kolega w ogóle nie istnieje?" - pomyślała, opierając się zrezygnowana o ścianę. Nagle poczuła czyjąć dłoń na ramieniu. Sekretarka, młoda panna Izabella Barrymore, słynąca z "wtykania nosa w nie swoje sprawy" przyglądała się jej uważnie, po czym z krótkim "Chodź", pociagnęła dziewczynę do sekretariatu uczniowskiego i zamknęła drzwi.
- Żeby nikt nam nie przeszkadzał - wytłumaczyła zdziwioniej uczennicy. Usiadła na przeciwko dziewczyny i spytała:
- Słyszałam, jak kogoś szukałaś. Zaintrygowało mnie to, nawet bardzo, bowiem niedawno jak przed godziną spotkałam się z tym nazwiskiem. Sądzę, iż ciebie też powinno to nader zaskoczyć. Na pierwszej stronie. - Rzekła i położyła na biurku starą gazetę. Amy wzięła ją do rąk i obejrzała pokazaną stronę. Jakieś zdjęcie młodego chłopaka. Przeczytała opis: "Steve Warren". Poruszyła się niespokojnie na krześle. Nigdy nie widziała tego kogoś w szkole, czy to możliwe, aby Margaret go znała? Wizerunek, jaki przedstawiła jej i mamie w szpitalu dokładnie pasował do chłopaka na zdjęciu. Wtem dotarło do niej, iż artykuł jest o wypadku samochodowym, a Steve Warren zginął. Uważnie zaczęła śledzić wyblakłe litery: "To okropne. Steve nie zasłużył na taką śmierć. Ostatnio nam się nie układało, on żył w swoim świecie. Był artystą, był sam. Nie dopuszczał nikogo do arkanów jego duszy - mówi Daniel Scrowell, najlepszy przyjaciel ś.p. Steve'a Warrena. -Tragiczne, powinno się zabronić wydawania tym piratom praw jazdy."
- I co, panno Matterson? Ale to nie wszystko. Przeczytaj głośno datę wydania gazety. Jest na samej górze, nad tytułem.
- Dwudziesty stycznia, dwa tysiące siódmego roku. Zaraz... dwa tysiące siódmego? - Nie mogła uwierzyć własnym oczom. To było nie do pomyślenia. Steve Warren zginął tragicznie w wypadku samochodowym rok temu, w wieku siedemnastu lat! Nie wiedziała, co na to powiedzieć. Obawiała się, jak to przyjmie Marjorie. Czy ta wiadomość nie pogorszy jej sytuacji?
- Dowiedziałam się jeszcze czegoś - odezwała się panna Barrymore. - Znalazłam w danych, że chłopak ten uczęszczał tu do szkoły. W dniu wypadku był w klasie drugiej. Samochód potrącił go, gdy biegł po lekcjach na przystanek. Widzę, że jednak moje wścibstwo czasem się przydaje.
- Nie wie pani, jak bardzo! - Amy poderwała się z siedzenia. - Pojedzie pani ze mną do szpitala?

***
  Wszystkie trzy trwały w milczeniu, kiedy Margaret Rooshouse czytała głośno artykuł. Broda jej się trzęsła, a oczy z przerażeniem "ślizgały się" po tekście. Wreszcie odłożyła gazetę na stolik przy łóżku i szepnęła:
- Ja nie rozumiem.
- Widzisz, Margaret - sekretarka przykucnęła przy pacjentce - dla nas wszystkich jest to bardzo dziwne. Jeśli to na pewno ten, o kim mówisz, to by oznaczało, że widziałaś i rozmawiałaś z duchem.
- Tak, to on. - Odpowiedziała Marg, przyglądając się zdjęciu. - Który dziś jest?
- Dwudziesty piąty stycznia.
- Spotkałam go pięć dni temu, biegłam na przystanek. Zderzyliśmy się na szkolnych schodach, potem poszliśmy do parku i gadaliśmy. Tak dobrze mi się z nim rozmawiało. To on nauczył mnie akceptować siebie, to on pokazał mi, że nie jestem sama, mam mamę i Amy. To dzięki niemu nareszcie udało mi się otworzyć przed tobą, mamusiu i tobą, Amy. Pięć dni temu... dokładnie w rocznicę jego śmierci.
- Przepraszam, że się wtrącam, - odezwała się nieśmiało panna Matterson - ale może chciał uchronić Cię przed tym? - Wskazała palcem na fragment wypowiedzi Daniela Scrowella, ten który czytała w szkole.
  Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł lekarz, a widząc zapłakane twarze czterech osób, przystanął zdumiony. Moment później wszystkiego się dowiedział od panny Izabelli.
- Cóż... niezwykłe, naprawdę niesamowite. Nie sądzę jednakże, aby było trafnym mówić o tym policji, czy dziennikarzom, którzy mogliby się napatoczyć. Lepiej zachować to w tajemnicy. Ludzie i tak by nie uwierzyli. Co jeszcze...? - Na chwilę przerwał, gdyż akurat do pomieszczenia wkroczyła pielęgniarka, pchając wózek inwalidzki. - Ach, panno Rooshouse, możesz wracać do domu. Pielęgniarka zawiezie cię wózkiem do samochodu. Przez kilka tygodni będziesz musiała leżeć z nogą w gipsie. A jeśli koniecznie będziesz potrzebowała gdzieś iść, to dostajesz od nas kule. Ale te spacery tylko i wyłącznie w obrębie mieszkania. A najlepiej wcale.

***
  W domu wszystko było jak dawniej. Meble stały na swoich miejscach, te same obrazy na ścianach, w powietrzu unosił się zapach lilii, tak jak rano, gdy wychodziła. Jednak zarówno ona, jak i pani Emma, wiedziały, że coś się zmieniło. Więcej miłości, zrozumienia, a nade wszystko więcej życia. I obydwie wiedziały, że zawdzięczają to Steve'owi Warrenowi. Matka poprowadziła córkę na werandę, na specjalne życzenie swojej jedynaczki. Granatowe niebo błyszczało się od gwiazd. Margaret podniosła głowę i ze łzami szczęścia szepnęła:
- Steve, przyjacielu, dziękuję Ci.


KONIEC
-------------------------------------

No! Skończyłam! Cudowne uczucie skończyć jakieś opowiadanie :)



Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2008-02-23, 11:56
boskie ^^ Szkoda, że koniec :(
Teraz kończ to drugie opowiadanie!


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2008-02-27, 21:47
Ślicznie. :) I wszystko się tak łaaadnie skończyło. :)
Cudowne uczucie skończyć jakieś opowiadanie :)
Mi to mówisz? Ja uwielbiam kończyć opowiadania, potem sobie je jeszcze raz całe przeczytać i "zachwycać się" nim, uważając je za najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek napisałaś i w ogóle... :D Ja w ogóle uwielbiam sobie wyobrażać jakieś zupełnie nierealne rzeczy, co będzie, gdy będę najsławniejszą pisarką w Polsce, będę udzielać wywiadów, opowiadać o wszystkim, co czułam, gdy pisałam swoją najnowszą książkę i w ogóle... :P Chociaż wiem, że to nie jest możliwe, że zostanę jakąś pisarką książek młodzieżowych, gdy nawet moim koleżankom się nie chce czytać moich opowiadań, choć przysięgają że przeczytają. :roll: Taaa, za dwadzieścia lat. :P



Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-03-02, 16:44
Taaa, za dwadzieścia lat. :P


Ale przeczytają :D :P
Nie bójta się! Ja czytam :)


Tytuł: Odp: Nowe opowiadanie pt. "Mój przyjaciel -Steve"
Wiadomość wysłana przez: anas w 2008-03-02, 17:55
Ja też. A co do czytania to do mnie na opo zapraszam