M-ajka Ja tylko praworęczny jestem, chociaż zawsze chciałem umieć pisać obiema... ale jakoś mi się to nie udało. Co najwyżej krzyżyk postawie
Emilka Zrobisz to, co uważasz za słuszne i słusznie
Cytat: "
nie chce go przypadkiem skrzywdzic a tym samym nie chce mu robic zadnej nadzieji"
Hmmm... tu z "krzydwą" i "nadzieją" to troszke skomplikowana sprawa. Nakreślę Ci pokrótce jak dla mnie wygląda ta kwestia, jak ja to rozumiem po swojemu
. Otóż, w miłości i przyjaźni nie wolno podszywać się za myśli i uczucia kogoś innego. Nie wolno mówić, że coś kogoś skrzywdzi a coś uszczęśliwi, mozna jedynie przypuszczać jaka będzie reakcja. Uczucia są bardzo względne i chyba to wszyscy rozumiemy. Dla kogoś, coś będzie krzywdzące, ale równocześnie inną osobę uszczęśliwi, dlatego możemy jedynie poruszać się na bazie przypuszczeń a nie pewników. Kolejną sprawą jest egozim i altruizm. To jeszcze bardziej skomplikowana sprawa. W takich przypadkach możliwe jest tylko znalezienie złotego środka - nie można być ani skrajnym egoistą ani skrajnym altruistą. Pytanie brzmi: Dać czy odbierać nadzieję ?, kosztem siebie, kosztem miłości, przyjaźni ? Hmmm... Nie wolno odbierać komuś czegoś co zwie się nadzieją, trzeba ją dawać. Można jedynie nadzieje komuś dać i sprawdzić czy buduje się na jej podwalinach szczęscie czy nieszczęście. Wtedy automatycznie nadzieja przestaje funkcjonować, bo albo ma się doczynienia z sukcesem albo porażką. Nadzieja umiera samoistnie - przestaje funkcjonować. Umiera w sposób, w którym nikt nie ponosi ofiar a jedynie porażkę... a porażka wpisana jest w jestestwo naszego życia... zatem porządana a nie zbędna
Uwierz, czasem lepiej ponieść porażkę, niż ofiarę... a miłość bywa czasem tak okrutna, że potrafi przerodzić się, jeśli nie w zwycięską przyjaźń, to w dramatyczną nienawiść, czasem i coraz częściej w nieszczęscie, a nawet śmierć...
Ja to tak widzę... dlatego ja zawsze przeprowadzam konfrontacje możliwości z rzeczywistością. Jak ? Abstrahując
Dziewczyna się we mnie zakochuje, ja w niej nie. Łaczy nas jedynie niesprawdzona w ekstremalnych sytuacjach przyjaźń. Ona coś zaczyna do mnie więcej czuć - powiedzmy miętę
Nie ma problemu maleńka, spróbujmy. Wszystko wychodzi w praniu. Może być na prawdę fajnie a le też może wyjść z tego jedna wielka klapa. Albo zostajemy ze sobą kilka miesięcy, lat, może nawet całe życie, albo rozstajemy się ze sobą i wszystko wraca do porządku dziennego. Konfrontacja naszych predyspozycji z rzeczywistością została przeprowadzona i nikt nie ponosi ofiar, tylko porażkę. A jeśli bym się nie zgodził ?, to automatycznie lekceważę jej uczucia nie dając najmniejszych szans by poczuła się szczęśliwa. Jej nieszczęscie może powędrować dalej, może czuć się na tyle nieszczęśliwa, że zycie straci dla nie sens i stanie się emocjonalnie wypalona bo coś nie będzie w jej zasięgu, nieuchwytne. W najgorszych wypadkach tacy ludzie, z nieskonsumowanej miłości czesto lądują w zakładach psychiatrycznych. To tylko przypuszczenia ale bardzo prawdopodobne. Mnie by nie było stać na ryzyko, dania i niedania komuś odrobiny nadzieji, szczęscia i miłości. Ot, połaczenie egoizmu i altruizmu i złoty środek
... przeplatająca się radość ze smutkiem u każdego z osobna i w parze
Tak to wygląda po mojemu
Pozdrawiam serdecznie
Ćwir