Beznadziejny... dość beznadziejny żebym była zła.
Dziś znowu na gg gadamy:
Ja: idziesz na rower?
K: tak za 15 min
J: poczekaj na mnie
K: oki
Za 20 min idę do niej, pukam.
- Jest K?
- Nie ma, poszła na rower pojechała do Agnieszki.
Myślałam że mnie zaraz jasna cholera trafi.
Nigdy, już przenigdy, niech sobie ze łba wybije, że jej pomogę w zadaniu.
Niech sobie ze łba wybije że przyjdzie do mnie grać w simsy.
Niech sobie ze łba wybije że przyniosę jej wypasisty prezent na urodziny.
Niech sobie ze łba wybije że przyjdę do niej jak mi się będzie nudzić.
Będę musiała się przyzwyczaić do jazdy na rowerze w samotności.
Tylko jak?