W domu Sabiny J. wegetuje kilkadziesiąt psów. Była szansa, by natychmiast uwolnić zwierzęta, ale ich statutowi obrońcy woleli je tam jeszcze na kilka dni zostawić. Czy psy przeżyją?
W piątek rano przed domem przy ul. Prostej 6 pojawiają się policjanci, strażnicy miejscy, pracownicy schroniska i lekarz weterynarii. Przecinają łańcuch przy furtce i wchodzą z nakazem prokuratora.
Ludzie zaalarmowali, że w parterowym domu dzieje się krzywda zwierzętom
Niewielkie podwórze jest zabudowane komórkami, unosi się okropny fetor. W starej budzie siedzi pies na łańcuchu. Pod gankiem pięć kundelków - wszystkie przywiązane krótko do starych foteli i brudnej wersalki. Sznurki są poplątane i duszą zwierzęta. Mimo to psy przyjaźnie machają ogonami.
- To normalne zachowanie w takich warunkach - mówi lekarz weterynarii Jacek Wojtasiński. - Zwierzęta potrzebują bliskości człowieka.
Przez okno murowanej przybudówki wygląda pies z zaćmą na ślepiach. Po ogródku krąży bury kot. Porusza się po omacku, nie widzi. Z komórek dobiega głośne szczekanie.
- Tam jest zamknięty rottweiler - pokazuje Robert Drogosz, inspektor Towarzystwa Ochrony nad Zwierzętami. - W tej budzie kolejny pies. Ale najgorzej jest w domu - ocenia.
Wszystkie okna pozabijano deskami. W sieni w miskach na podłodze siedzą spętane ze sobą psy - po trzy, cztery, pięć... W kuchni i pokoju zwierzęta przywiązano do mebli. W kredensie za szybą zamknięty kot. Na podłodze leży wychudzony bokser.
- Psów jest około trzydziestu i dwa koty - ocenia asp. Bogumił Jędrzejewski. - Zwierzęta są przetrzymywane w domu co najmniej od pół roku. Sąsiedzi skarżyli się na szczekanie, więc właścicielka je pozamykała.
Sabina J. to kobieta po siedemdziesiątce. Tłumaczy, że gromadzi psy, bo kocha zwierzęta. - Mam osiemset złotych emerytury i wszystko na nie wydaje - przekonuje. - Nawet kredyt wzięłam. Mają u mnie dobrze. Kobieta podchodzi do brudnego pieca i pokazuje burą zawartość kotła, którą karmi zwierzęta.
- Skąd pani bierze psy? - pada pytanie. - Ze schroniska, bo tam żyją w koszmarnych warunkach.
Sąsiedzi podejrzewają, że właścicielka żywi się psami. - Nigdy nie kupuje mięsa - opowiadają dwaj mężczyźni. - A w nocy to słychać takie skomlenie, że serce podchodzi do gardła. Potem zawsze kroi mięso na podwórku. Nie ma śladów, bo skóry pali. Dym z komina to tak śmierdzi, że wszyscy muszą zamykać okna.
Policja, która zareagowała na skargi mieszkańców, potwierdza, że ludzie mówili, że Sabina J. hoduje zwierzęta w celach konsumpcyjnym. Ktoś nawet widział, jak kobieta zabijała psa siekierą. - Nie mogliśmy wcześniej zareagować, bo kobieta nie wpuszczała nas i nie odpowiadała na wezwania. Wreszcie otrzymaliśmy nakaz prokuratora. Wszystko jest nagrane i będzie dowodem w sprawie. Dzisiaj zabieramy właścicielkę psów na przesłuchanie - tłumaczy asp. Jędrzejewski.
W południe policja przedstawia Sabinie J. zarzut znęcania się nad zwierzętami, ale ją wypuszcza.
I tu zaczyna się problem. Miasto chce psy natychmiast zabrać, ale potrzebuje decyzji inspektora TOZ o odebraniu zwierząt w trybie pilnym. Inspektor na to się nie decyduje, bo jego zdaniem psom nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Przy gwałtownym działaniu prokurator mógłby się dopatrzyć formalnych błędów i zwrócić psy właścicielce, a tego przecież nie chcemy - tłumaczy Robert Drogosz.
To oznacza, że zwierzęta pozostaną na łasce Sabiny J. jeszcze do wtorku.
Policja szuka świadków dręczenia zwierzą przez oskarżoną. Gwarantuje anonimowość. Tel. 369 12 11.
Według prawa
Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 roku zaostrzyła kary za znęcanie się nad zwierzętami. Za zabicie ze szczególnym okrucieństwem grozi do dwóch lat więzienia i grzywna. W praktyce sądy rzadko skazują na bezwzględne pozbawienie wolności i wymierzają kary w zawieszeniu. Pierwszym w kraju skazanym odsiadującym wyrok był ostrowianin, który zabił swojego psa siekierą. We wrześniu 2000 roku kaliski sąd skazał mężczyznę na pół roku więzienia. Pierwszy w naszym regionie wyrok bezwzględnego więzienia zapadł w grudniu 2000 roku. Częstochowski sąd skazał rolnika z Zawad, który znęcał się nad bydłem i wykłuł cielakowi oko, na cztery miesiące pozbawienia wolności.
Dla Gazety
Jacek Wojtasiński, lekarz weterynarii: - Nadmierna ufność, którą te zwierzęta okazują człowiekowi, świadczy o psiej chorobie sierocej. Kondycja fizyczna zwierząt też nie jest najlepsza: spętane, pozbawione swobodnego dostępu do wody, światła i świeżego powietrza. Dwa boksery są w stanie patologicznego wychudzenia i powinny być natychmiast zabrane od właścicielki, bo może im grozić śmierć. Pozostałe psy mogą poczekać jeszcze dwa, trzy dni. Należy jednak problem jak najszybciej. Jest jeszcze jeden aspekty sprawy: taka ilość zwierząt w miejscu to po prostu zakaźna bomba.
17.08.2002 / źródło: Gazeta.pl