Nikt nie pomógł choremu zwierzęciu
Przez trzy dni ranny pies błąkał się po podwórku przy ul. Sobieskiego. Mieszkańcy okolicznych bloków bezskutecznie interweniowali w schronisku. 9 września rano zwierzę znaleziono martwe.
Pies pojawił się na podwórku przy ul. Sobieskiego, na tyłach starostwa, już 6 września.
- Zachowywał się dziwnie, dlatego zwróciliśmy na niego uwagę - mówi mieszkanka bloku. - Sąsiedzi próbowali go karmić, ale nie chciał. Miał poważną ranę na boku, zabrudzoną, pokrytą przez muchy. Chodził po podwórzu, po piaskownicy... Zauważyliśmy, że z pyska kapie mu piana. W sobotę zaczęliśmy dzwonić do schroniska dla bezdomnych zwierząt, ale nikt nie odbierał telefonu.
Wreszcie w niedzielę wieczorem w słuchawce zgłosił się pracownik schroniska.
- Powiedział, że nie przyjedzie, bo nie ma takich możliwości - opowiada mieszkanka. - W poniedziałek rano, gdy wychodziłam do pracy, zobaczyłam psa martwego.
Pracownicy schroniska zjawili się przy ul. Sobieskiego tego samego dnia, ale zwierzęcia już nie znaleźli. Mieszkańcy przypuszczają, że z podwórza zabrała je sprzątaczka.
- Ależ my nie lekceważymy takich sygnałów - wyjaśnia Małgorzata Tomżyńska, kierownik schroniska dla bezdomnych zwierząt. - Jednak w sobotę po południu i w niedzielę na każdej zmianie pracuje u nas tylko jedna osoba. Nie siedzi przy telefonie, bo chodzi po placu. Nie może też wyjechać i zostawić dwustu psów bez opieki. A pieniędzy na sekretarkę, która będzie odbierała telefony przez całą dobę, nie mamy.
Ciała zwierzęcia brak, nie wiadomo też, czy ktoś go dotykał.
- W takiej sytuacji wszystkie osoby, które miały kontakt z psem, powinny się zgłosić do sanepidu w celu ustalenia dalszego postępowania. Nie możemy wykluczyć, że pies był chory - mówi Jerzy Smogorzewski, powiatowy lekarz weterynarii.
Jego zdaniem postępowanie w przypadku znalezienia rannego zwierzęcia powinno wyglądać następująco: najpierw zgłoszenie do straży miejskiej, która musi zbadać, czy zwierzę faktycznie potrzebuje opieki, potem kontakt ze schroniskiem, które powinno zawiadomić o sprawie lekarza współpracującego z lecznicą Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przy ul. Focha, wreszcie interwencja tegoż lekarza.
- Pozostawienie zwierzęcia cierpiącego bez udzielenia mu pomocy jest niezgodne z Ustawą o ochronie zwierząt - mówi Smogorzewski. Zapowiada, że przeprowadzi rozmowę wyjaśniającą z lekarzami z lecznicy.
11.09.2002 / źródło: Gazeta.pl