Wczoraj stała sie tragedia. Szłam sobie jak zwykle w niedziele do babci...zaraz niedaleko jej domu na drodze lezał kot, duży, czarny. bez wladnie ciagnal tylne lapy za soba...usilujac sie poruszac.....a z uszu lala mu sie krew byl caly potluczony i poraniony. Ludzie pszechodzili kolo niego i patrzyli z obrzydzeniem. Natychmiastdo niego wyrwalam, rodzice krzyczeli do mnie zebym go zostawila, bo on juz nie zyje! Gowno prawdA! PRZEPRASZAM ZA WYRAZENIE..ALE..BYLAM BARDZO ZDENERWOWANA.na początku sama sie brzydzilam, naprawde! nie wiem czego ale bardzo sie tego wstudze
w koncu przelamalam strach i delikatnie podnioslam kocisko..byl bardzo ciezki....natychmiast wladowalam sie do auta i kazalam zawiesc do lecznicy, serce tak mi walilo ze balam sie ze zaraz mi wysiadzie
W lecznicy okazalo sie ze kotek ma pogruchotane tylne lapki i podejzewana jest jakas wada mozgu
Kotek mosial zostac na obserwacji, i dzis stwierdzono ze z mozgiem jest
ok. natomiast jedna lapke udalo sie poskladac drugiej zas nie dalo sie uratowac, kociamber nie umie jeszcze samodzielnie jesc i poruszac sie, jest za slaby. na szczescie akurat w lecznicy byla znajoma mojej babci ze swoimi kotami na szczepieniach, zaoferowala swoja pomoc i postanowila zaopiekowac sie kociakiem. Kot narazie jest w lecznicy na obserwacji nie wiem kiedy wyjdzie, ale bede dzwonic jeszcze jutro do tej pani! 3mam kciuki za kociaka
bedzie dobrze....