Właśnie. Godzinkę temu. Pamiętacie może jak opowiadałam że przyjęłam kotucha Baszę z ulicy? Miał mieć 6 lat. Miał sporo więcej i koci katar, bardzo uparty i przewlekły. Na początku nie mógł się odnaleźć w nowym świecie, kupkał dookoła i płakał na oknie. Ale to przeszło. Teraz miałam puszystego kociego dżentelmena, który obserwował ze stoickim spokojem świat swoimi żółtymi jak bursztyn oczami, lubił drapanko między uszkami, a kiedy kogoś nakłonił do tej czynności, mruczał jak wielki traktor i wystawiał różowy jęzorek. Wyglądał przy tym jak maleńki kociak
Pokochałam go całym swoim sercem, moja maleńka koteczka też, chociaż pan Basza nie zawsze chciał się bawić, i czasami ją przeganiał łapą, fukając karcąco. Udało nam się w zeszłym tygodniu pozbyć kataru. Byliśmy szczęśliwi.
W czwartek Basza nie mógł chodzić. Był zesztywniały i poruszał się powolutku, przy próbie dotyku warczał i ostrzegawczo podnosił łapkę - na ile mógł. Nie ugryzłby, nie podrapał, na to był zbyt spokojny. Jego zachowanie było sygnałem jak bardzo cierpi. Wet nie mogł znaleźć fizycznej przyczyny bólu. Sugestia - może to reumatyczne? I zastrzyk przeciwzapalny, który pomógł. Tej samej nocy bawiliśmy się sznureczkiem. Basza był żwawy jak kotek.
Niestety. Dziś rano Basza zaczął się dusić. Podjechałam do weta. Diagnoza nas przeraziła: zapalenie płuc na tla krążeniowym. Wet myślał, że termometr,którego użył, jest zepsuty, tak niska była temperatura ciała Baszeńki
Właściwie kwalifikował się do eutanazji, ale wet postanowił spróbować. Daliśmy mu sterydy, które miały działać na obrzęk płuc. Jeśliby do wieczora się nie poprawiło - wet miał przyjechać i pomóc Baszy odejść do Krainy Wiecznych Łowów. Wróciłam z kotuszkiem do domu. Próbowałam go utulić, przykryć, ale chciał się tylko schować w kątku. Pozwoliłam mu i siedziałam przy nim, mówiąc do niego, z wysiłkiem tłumiąc łzy. Basza odszedł kilkanaście minut później.
Mój kochany kocie, nigdy cię nie zapomnę, tak krótko ze mną byłeś, a dałeś mi tak wiele radości. Teraz biega za Tęczowym Mostem, a ja, naćpana tabletkami na uspokojenie, probuję ukoić swoj żal, pisząc o tym, jak go kochałam.
Jeśli ktoś czyta do tego momentu, dziękuję za wysłuchanie i wybacz że tak przydługo...