wiecie co , czuje sie od wczoraj bardzo , ale to bardzo podle. I jest mi bardzo zle
Wiecie co , juz dawno wyroslam z wieku dzieciecego , na pewne sprawy powinnam patrzec z wieksza rezerwa, jednak nie potrafie .A najgorsze , ze nikt mnie nie potrafi zrozumiec, tlumacza mi , ze tak jest ten cholerny swiat urzadzony i nic nie mozna na to poradzic. Owszem , mozna, wystarczy tylko odrobina serca.Czytalam gdzies tutaj na forum , nie pamietam dokladnie juz gdzie o Wlochach, ze powinnismy wszyscy brac z nich przyklad, dobrzy ludzie , lubia zwierzeta.Pewnie i lubia -ale swoje .Wracalam wczoraj z pracy,patrze idzie mala kocina,po zaludnionej ulicy , nikt nawet na kocine nie spojrzy.A ta biedula ledwo sie wlecze a tysiac much za kotem.Zatrzymalam sie przerazona,obejrzalam, kotek w stanie potwornym , nie dal sie dotknac.Chociaz byl wycienczony , probowal sie bronic , mysle , ze kazde dotkniecie sprawialo mu okropny bol. Mial obroze na szyi , ktora mu sie w jakis sposob przekrecila pod jedna z lapeczek, paszke mial tak pieronsko obtarta, do krwi, ledwo chodzil. Wiedzialam , ze malucha nie moge zostawic samego , jednak najwazniejsze bylo obciecie tej obrozy, ktora wdarla mu sie w cialo.Nie mialam nic przy sobie , czym moglabym to swinstwo odciac, prosilam ludzi , zeby mi pomogli, nikogo to nie obchodzilo, kazdy-o biedny kotek i odchodzil dalej.Zatrzymalam w koncu dziewczyny wychodzace z pobliskiego liceum , zapytalam , czy moga mi w jakis sposob pomoc, tylko jedna z nich postarala sie o nozyczki,rozcielysmy mu ta obroze , chcialam kocine podniesc na rece, naprawde nie bylo za co zlapac ,taka chudzina , ze poryczalam sie jak glupia na srodku ulicy. Widac bylo , ze kazde dotkniecie sprawia mu okropny bol, wiec wiedzac , ze nie ma sily , nie doniose go do domu na rekach , poprosilam ta dziewuszke , zeby zostala przy kotku dopoki nie przyniose z domu transporterka do przenoszenia kotow, chcialam od razu zaniesc go do weterynarza . Lecialam do domu jak wariatka, wracam a ta dziewczyna stoi i mowi , ze kot jej uciekl.Jak mogl jej uciec????Przeciez ta bieda ledwo sie poruszla! Mowi , ze zagadala sie z kolezanka , odwraca a kota nie ma. Uryczana szukalam go w kazdej szparze , dziurze , tam sa takie stare kamienice pelne szpar, napewno gdzies sie schowal, ale go nie bylo.Dzisiaj wracajac z pracy znow go szukalam w tym miejscu , ale nic...Tak straszliwie mi zal tego kociny, tak bardzo mi zal.Gdzie ta bieda moze byc....Chociaz moj maz nie chce slyszec o drugim kocie to wiem , ze zakochalby sie w nim tak samo mocno jak w Oskarze.Oskarcia tez poczatkowo nie chcial , a teraz pierwsze co robi po przyjsciu z pracy to leci sie pobawic z Oskarkiem, sam leci kupowac mu zabawki,przytula go do spania.Ech , szkoda slow, niepowinno tak byc, zeby takie malenstwo juz tak bardzo cierpialo.