jak nigdy nie nosiłam, tak początkiem roku kupilam sobie takiego badziewiaka - regulowany duży prostokąt, ta to był bardzxo ładny- na czerwonym tle srebrne 'wystające' drzewo... miodzio. mój szczęśliwy pierścionek, bardzo mi do koralików pasował.. tylko że zgubiłam
a jak jeszcze go miałam, to na wycieczce do krakowa kupiłam moją drugą miłość, pierścionek-motyl, z brudnego srebra... cudo. tak ślicznie zdobiony... nie mogłam się bez nich obejść, bezx nich czułam się prawie nago
zwłaszcza bez motylka. teraz, kiwedy pękł, a próba przerobienia go na naszyjnik zakończya się niepowodzeniem, już przywyklam do ich braku, ale wciąż czekam, aż znajdę Coś co mi je zastąpi...
wiecie co, wzruszyła mnie moja historia