Dyź do mnie gada, jak chce, żebym go gdzieś wpuściła (do zamkniętego pokoju, gdzie nie ma stałego dostępu). Poza tym, jak do niego mówię, to tak patrzy, jakby każde słowo rozumiał i wyciąga pyszczek, żeby mnie szturnąć nochalkiem.
A Krawatek to zawsze gada, jak chce miziania, jak przez dłuższą chwilę nikt na niego nie zwraca uwagi. Głośno miaukoli. Kłóci się wręcz.
Jak już dostanie się na kolana, to zmienia gadkę na murmurando.