Dopiero jak kilku osobom spodoba się ten rozdział, piszę kolejny.
UWAGA!!!
Zwierzęta w tej książce mówią w swoich językach, rozumieją mowę innych gatunków.
I
Siwy kot spał na pokrywce od kosza na śmieci w ślepej uliczce. Nagle ktoś nią potrząsł.
- Psst, Maron, śpisz? – odezwał się czyiś głos.
- Chrap… Co, gdzie, jak… Uaa…. – odparło zwierzę.
- Zbliża się deszcz, czuję to – odpowiedział kotu ten sam głos.
- No dobrze, już wracam do środka – zeskoczył z pokrywki na ziemię, wyciągnął się i wstał.
- Sprawdź jeszcze, czy teren jest bezpieczny – Maron wyszedł z uliczki i rozejrzał się wokół. Nagle coś go złapało. To hycel!
- No proszę, znowu kot – powiedział.– Chodź futrzaku, do ciężarówki.
Wziął Marona za kark i włożył na tył furgonetki. Było tam kilka innych zwierząt. Nagle wóz ruszył. Po 10 minutach zatrzymał się. Hycel zawołał kilka osób, które pomogły mu przenieść zwierzaki do klatek.
- Patrzcie, przyszli nowi – powiedział jakiś pies. – Następni będą się męczyć.
Gdy Maron i reszta byli już w klatkach, zapytał:
- Hej, co to za miejsce?
- To schronisko dla bezdomnych zwierząt, koleś – odpowiedział ten sam pies. – Trafiają tu wszystkie zwierzęta, które zostają znalezione na ulicy bez obroży.
- I co ja mam tu robić? – westchnął.
- Czekać, aż ktoś przyjdzie i cię przygarnie.
- Hę? I ile mam czekać, jeśli mogę spytać, co?
- O, poczekasz sobie. Ja tu siedzę od… 2… nie, czekaj… 3 lat – Maron zrobił wielkie oczy. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle drzwi w wejściu się otworzyło. Do schroniska wszedł jakiś facet, który chciał kota. Pracownicy wyjęli wszystkie kociaki z klatek i włożyli do małego boksu. Gość zastanawiał się chwilę, po czym wskazał na Marona. Jeden z pracowników wziął go na ręce i wręczył mężczyźnie, który wziął go na ręce, podziękował i wyszedł. Maron próbował się wyrwać… Ale na próżno. Mężczyzna podszedł do srebrnego mercedesa, otworzył tylne drzwi i położył tam kota. Zamknął je, otworzył przednie i włączył silnik. Samochód ruszył. Maron cały czas się zastanawiał, jak mu zaimponować. „Może porobię kilka sztuczek, będę mruczeć jak BMW…” Po kilku minutach auto się zatrzymało. Kierowca podniósł Marona i wyszedł z pojazdu. Obok stał dom. Odłożył kota na ziemię, a on szybko pobiegł zobaczyć, co jest za domem. Był tam śliczny ogródek, komórka i mała altanka. Maron wszystko z ciekawością oglądał. Gdy zajrzał na bok przeciwny do tego, którym szedł, zbladł. Znajdowała się tam buda, do niej był przywiązany łańcuch, a do łańcucha obroża, którą nosił… wielki pies. Szybko się schował i wyglądał co chwilę zza rogu. Przebiegł z drugiej strony i wlazł do domu przez drzwiczki. Pierwsze, co zobaczył, to były schody. Z prawej było biurko i różne duperele, a z lewej telewizor, kuchnia i salon. Maron był głodny, więc na początku wszedł do kuchni. Od salonu oddzielała ją lada, na której stała mikrofalówka, naprzeciw stał mikser i młynek do kawy. Obok tych przedmiotów stała lodówka, a koło niej były drzwi do ogrodu i trochę większe od wejścia dla kota. Maron prawie zemdlał, wiedząc, że ten wielki pies może wejść do domu. Na tę myśl przeszedł do salonu. Było tam trochę obrazów, fotel i sofa. Od razu przeszedł do pracowni. Były tam szafki, lampy, a przy ścianie stał wielki regał, a na nim książki. Maron od razu wiedział, że nie będzie tu spędzał zbyt wiele czasu, więc przeszedł na górę. Były tam 4 pomieszczenia. W pierwszym była łazienka, obok wejścia kuweta. Kot nie za bardzo ucieszył się tym, co zobaczył, bo wiedział, że czekają go kąpiele. Cieszył się tylko z kuwety. Wyszedł szybko i wszedł do drugiego pomieszczenia. Były tam regały z książkami, fotografie na ścianach z mężczyzną i psem, fotel i kominek. Maron od razu poczuł ciepło domowego ogniska. W następnym pokoju były różne zabawki i gry, a ostatni to sypialnia. Obok łóżka stało małe łóżeczko z poduszką i kołdrą. „To zapewne moje łóżko” – pomyślał sobie. Drzwi obok prowadziły na taras. Ponieważ było ciepło, Maron poszedł na taras, gdzie Michael (okazało się, że tak się nazywa) robi kiełbaski na grillu.
-O, widzę, że już skończyłeś zwiedzać dom – powiedział. – Specjalnie dla ciebie robię grilla. Hm… Muszę się zastanowić, jak cię nazwać. – kot się skrzywił, a Michael na niego spojrzał.– Co, masz już imię? A jakie?
Maron spojrzał się na niego i miauknął i musiał po literkach swojego imienia miauczeć. W końcu Michael zrozumiał, że ma na imię Maron.