Szylkowi poświęcamy bardzo dużo czasu,rozmawiamy z nim godzinami,głaskamy go przez kraty,karmimy smakołykami i naprawdę,nie można zarzucić nam,że mało się nim zajmujemy.Nie wypuszczamy go zbyt często bo jak już napisałam,po każdym wybiegu przez 2-3 dni wygląda jakby był chory a po drugie jak wszyscy wiedzą mieszkanie trzeba odpowiednio przygotować i musi być wtedy cała rodzina w komplecie żeby pilnować wszystkich kątów gdyż nie mam możliwości szczelnego pozatykania wszystkich kątów, a wścibskie zwierzątko lubi włazić szczególnie pod biurko koło komputera
Mam również świnkę morską,która początkowo miała być towarzyszem dla szynszyli (a właściwie to odwrotnie,w każdym razie był taki zamiar,że będą mieszkać razem w klatce).Ale gdy świnkę wpuszczamy do klatki szynszyli,szylek robi "skok przez świnkę",potem skacze jej na głowę a potem usiłuje pocałować ją z rozbiegu na co świnka reaguje wściekłością (zgrzyta zębami) a jak cudem tak się nie zachowuje to nie pozwala śwince się najeść (odgania ją od miseczki z jedzeniem albo od siana gdy uzna,że prosiak już dość się najadł).Nijak nie potrafią się dogadać.Koleżanka kiedyś miała szynszylę i świnkę i trzymała je w jednej klatce a one były dla siebie doskonałymi towarzyszami.Klatka ma metr długości i ponad pół metra szerokości,zajmuje 1/3 segmentu
Za "przewodnika stada" szylek uznał mojego tatę a ten najrzadziej bywa w domu z powodu pracy,to właśnie tacie włazi na kolana podczas wybiegu,gdy raz biegał pod nieobecność taty był jakiś nieswój,nie wykorzystywał w pełni swoich "możliwości". Czy mam go wypuszczać gdy taty nie ma w domu-wtedy nie będzie tak szalał? Czy jednak powinnam zapewnić obecność "przewodnika stada"?