Zacznę od tego, że witam na forum.
Współczuję straty Przyjaciela, ja również to przeżywałam, ale nie mogłam długo żyć bez psów i po 3 latach zecydowałam się na następnego...
Po drugie - myślę, że powinneś isc od razu do weterynarza widzac cos niepokojacego u swojego psa... ja jak widze mala gulke o kleszczu to lece do weta upewnic sie ze wszystko ok. Tak wiec wina rowniez lezy po Waszej stronie, moze to trudne do przyjecia, ale tak jest. Gdyby od razu zainterweniowano, kiedy suka byla jeszcze mloda i silna moze zylaby do dzis... Nie wiem jak mozna dopuscic do taki ogromnych guzow, ktore az ciagna sie po ziemi...
Zastrzyk byl najlepszym wyjsciem. Pies nic nie poczul, po prostu zasnal, bez bolu, bez cierpienia. Sklad takiego zastrzyku stanowia spore dawki barbituranow, czyli leki uzywane do narkoz, tyle, ze w wiekszym stezeniu. Po podaniu zastrzyku kora mozgowa ulega 'wylaczeniu', w czego nastepstwie zwierze mdleje, zostaje zatrzymana akcja serca i bezdech, organizm umiera. Pies nic nie czuje.