Zapraszam wszystkich do odwiedzenia Kociego Azylu w Konstancinie. Azyl to poprostu prywatny dom (sporo większy od mieszkania tej kobiety, ale kotów jest nie 40 tylko 140 jak nie więcej
)
Gdzie nie staniesz - kot. trzeba uważac pod nogi, żeby nie wejść w jakąś miskę, miseczkę, kuwetę, kota, psa, czy kocią kupkę
Codziennie rano kilka osób zaczyna sprzątanie. Trzeba wymyś WSZYSTKO od strychu aż po piwnicę - gdzie żyją dzikie, przychodne koty.
Myje się podłogi, szafki, opróżnia kuwety, myje się łazienkę, trzepie narzuty, myje kuwety, myje klatki transportowe, pierze się brudne rzeczy, zamiata wybieg, wymienia się przemoknięte szmaty, poduszki.
W końcu wymienia się wodę i daje kotom jeść. Wodę wymienia się 3-4 razy dzienie. Po każdym jedzeniu zabawa zaczyna się powtarzać. Otwieranie kilkudziesieciu puszek - kaleczy ręce. Ja, gdy zaczynałam tam pomagać co druga puszka raniła mnie do krwi.
Sami widzicie co się dzieje wokół miseczek waszych kotów? Waszych 2-3 kotów. A co przy 200? Koty rozrzucają pokarm, wokół misek, tacek (żeby więcej kotów mogło jeść z jednego miejsca) jest brudno. Gdy zwierzakowi trudno wepchnąć pyszczek by dostać się do jedzenia - wkłada tam łapę. Przy przenoszeniu z miski do pyszczka połowa spada na podłogę, leci na ścianę.
Po jedzeniu trzeba sprzątać od nowa. Potem znowu opróżnianie kuwet i - do kuchni szykować kolejny posiłek. Gotować wątróbkę, ryż, mieszać, studzić, kroić mięso dla chorych i małych kotów. Heh, pamiętam dzień w którym pokroiłam 5 wielkich kontenerów serduszek na malutkie kawałeczki dla kociaków. Prawie cały dzień roboty.
Po tym wszystkim - chwila odpoczynku - zabawa ze zwierzątami. Wystarczy, że usiądziesz, czasami nawet nie musisz. Koty masz wszędzie. Dwa na kolanach, dwa po bokach, jednego na plecach, kilka ociera się o nogi. Jeden z kotów nie odstępował mnie na krok - Pieszczoch. Mam łzy przed oczami jak o nim piszę. Miałam go zaadoptować. Niestety ktoś mnie wyprzedził. Mam nadzieję, że jest mu dobrze w nowym domu....
heh, ja mam B i też jestem szczęśliwa. Gdyby nie to, że Pieszczoszek pojechałdo kogoś innego - B nadal by marzł na działce, przymierał głodem....
heh, dodam na koniec, że praca w takim miejscu jest utrudniona. Spragnione miłości zwierzęta lgną do człowieka. Do złudzenia przypominają dzieci w domu dziecka. Każde chcę być przytulone, wzięte na ręce, każde chce coś dostać, każde nazywa Cię swoją mamą.... strasznie to smutne - a jednak wspaniałe...
Podziwiam ludzi, którzy poświęcają życie takiemu czemuś. Bo naprawdę gdy widzę taką Panią Jarosz - zastanawiam się czy ona jest szczęśliwa... Cały jej dom jest "w kotach". Nie ma pokoju bez zwierząt. Każdy grosz poświeca na to, by tym zwierzętom żyło się lepiej i - udaje jej się to. Ale z ilu rzeczy w życiu musiała zrezygnować? nie uśmiecha się, jest drażliwa, często krzyczy - mimo to szanuję ją i podziwiam. Mimo, że czasem uniesie się bo ... niedokładnie umyłam okna. Rozumiem to, próbuję zrozumieć.... i staram się nie zapamiętywać urazów dla dobra kotów. Robię to dla własnej satysfakcji a kilka niezbyt miłych słów mnie nie zniechęci. Bo robię to dla zwierząt - i tylko dla nich
A one tak pięknie dziękują...