A jaką ja miałam ekszyyyn po szkole w piątek.
W każdym bądź razie było tak: Nie poszłam na ostatni angielski i polski. Potem byłyśmy z koleżanką w Salezjanie na przerwie, dorwałyśmy Marenę i postanowiłyśmy iść na wyżerę do EKO
Później przypomniało nam się, że Kacper dzisiaj kończy o 14.25, więc poszłyśmy tam za szkołę, tam jest taka ławeczka. Celowo za szkołę, bo on zawsze znikał za winklem i nie mogłyśmy rozszyfrować gdzie on mieszka. No i akcja. Dzwonek. Wychodzi, znika za winklem z dwoma kolegami. Ja automatycznie za śmietnik się schowałam, wyjęłam telefon i udaję że dzwonię. Oni na cwaniaku przeskakują przez płot i idą. Zobaczyli mnie, on taki zmieszany skręca na lewo, głowa w dół, a kolega go ciągnie za plecak i z tekstem: "Nie, KACPER! Idziemy prosto!" i przechodząc koło nas ten kolega taki uśmieech.
Kacper głowa w dół, zaczął coś nieskładnie gadać, ja udaję, że gadam z tatą przez telefon. Jak tylko byli w bezpiecznej odległości to my sruuu! za nimi! I się okazało, że poszli na PKS. Czyli boskie dziecię mieszka poza Lubinem. Ale nie szkodzi. Będę jeździć.
o lol. ale się rozpisałam, komu się bedzie chciało to czytać?!