Wybaczcie, że odświeżam nieco stary już wątek, ale nie było mnie pewien czas i ostatecznie nie napisałem tego, co napisać chciałem.
Powiem szczerze, że w tym wypadku (podobnie jak w przypadku honoris causa dla Clarksona) nie rozumiem postępowania ekologów. W newsie wyraźnie jest napisane, że filmowcy sfilmują jedynie jedną ze scen, dla której tłem będzie wyścig konny. Żadne zwierzę nie zginie "na potrzeby" filmu, bo twórcy i aktorzy pojadą tam dokładnie wtedy, gdy ten wyścig będzie się odbywał i wtedy tez nakręcą sceny potrzebne do filmu. Ekolodzy powinni raczej nie dopuścić do samej gonitwy, a nie naskakiwać na filmowców, którzy przecież żadnej krzywdy zwierzętom nie zrobią. Jak dla mnie - smutny jest sam bezsensownie brutalny wyścig, a nie to, że kilka scen zostanie nakręconych podczas, gdy się odbywa.