Wiersz znalazłam na jednej z kocich stron i bardzo mi się spodobał.
Choćby ktoś nie był wirtuozem
skrzypiec, waltorni czy wiolonczel,
prywatnie, w domu także może
zagrać intymny, mały koncert.
Muzyka inna, stonowana,
ale tak samo pełna wzruszeń:
trzeba wziąć kota na kolana
po czym porządnie go rozmruczeć.
Nim na kolanach kot nam zaśnie,
wie, kto raz poznał to zajęcie,
że można na nim grać tak właśnie
jak na muzycznym instrumencie.
Głaskania jest tysiące odmian,
a każda daje inne tony
i komponuje się symfonia,
że zwierzak jest zadowolony.
Czasem kapryśnie (capriccioso),
to szybciej wciąż (accelerando),
majestatycznie (maestoso),
ale przez cały czas "mruczando".
Granie narasta i odpływa,
to brzmi jak dzwon, to ciut się tli,
wreszcie chwilami się urywa
i to jest finał. Kot już śpi.
A z kota czasem wyjrzy szczęście,
gdy grasz na takim instrumencie.
Marek Majewski