Zuzka, ja byłam w podobnej sytuacji. Przygarnęłam pieska znajdę, który okazał sie rodowodowym włóczykijem. Zwiewał mi nawet na spacerach, jak poczuł wolność, myk,myk,myk i już go nie było
Ogrodzenia nie mamy zbyt szczelnego, dlatego piesio korzystał z każdej nadażającej sie okazji, aby nawiać. Wracał po kilkunastu godzinach wielce zadowolony.
Wokół mam masę suczek, dlatego postanowiłam piesia wykastrować, Nawet gdybym uszczelniła płot, to albo nauczyłby sie latać, podkopywałby się, albo zwariował. Zależało mi aby sie nie męczył, był bezpieczny (sąsiedzi nie lubią amantów, którzy zachodzą do ich suk) i żeby za jego pomocą nie przyszły na świat niechciane szczeniaki.
Kastracja dała bardzo dużo. Pies jako tako sie nie zmienił, ale stopniowo zaczął mniej uciekać (solidnie się przykładałam, aby go tego oduczyć, np. przez tydzień nie spuszczałam go ze smyczy, nawet wychodząc do ogrodu, chodziłam z nim wszędzie na długiej smyczy , kiedy nie słuchał się, szarpnięcie i zmuszenie do powrotu, nagroda. I sie udało
) Na pewno moje lekcje miały tu duże znaczenie, ale kastracja miała deycydujący wpływ - nawet najlepiej wyszkolony pies nie oprze się cieczce. Teraz już chyba stwierdził, że nie ma po co sie włóczyć, suczki go nie interesują. Problem zniknął. Nie mam tez problemu, że nagle na spacerze zaeci psa jakiś nęcący zapach i mi się zgubi, wpadnie pod samochód itp.
Dlatego polecam kastrację lub uszczelnienie płotu (choć psy są sprytne- colak sąsiada bardzo cierpi, kiedy za płotem suki mają cieczkę, szczeka i wyje całymi dniami. W końcu zdobył się na to, ze przeskoczył siatkę, rozrywając sobie przy tym brzuch...).