to zależy czego oczekujesz po takim "szkoleniu". jeśli zależy ci na tym, żeby jeździć poprawnie, jesli masz zapendy na sportowca, albo ambicjonalnie wożenie tyłka w siodle nie sprawia ci przylemności i chcesz coś ze sobą zrobić, to bez lązy, czy lekcji indywidualnej się nie obejdzie (btw też jestem bardziej skłonna w kierunku lekcji indw)
ale jesli lubisz poprostu sobie rekreacyjnie terenić, a twoje umiejętności są wystarczające do tego, żeby nie robic konikowi krzywdy i dobrze się bawić, to chyba lepiej wydać kasę na fajowski terenik z galopem w kierunku zachodzącego słońca, niż karuzelowanie... byćmoże moje zdanie jest dość płytkie i część z was się oburzy już na samą myśl, o zwykłym leniuchowaniu na końskim grzbiecie (bez treningu, zwykła rekreacja), ale musze powiedzieć, że właśnie samotne wypady w teren, najlepiej jeszcze, jak zywego ducha w lesie nie ma a polany wieją ciszą i spokojem, są dla mnie sprawą chyba najprzyjemniejszą.
jestem właśnie wychowana na terenach i na lązy jeździłam raz w zyciu: jak sprawdzali przed jakimśtam obozem, czy umiem jeździć. i jakoś mi tego kołowania nie brakuje... aczkolwiek ostatnio stwierdziłam, że lepiej będzie, jak się za siebie wezmę i tak to z barszcza-tereniarza zrobi się barszcz-tereniarz-dres(i)arzysta (jak buk da...)
kurcze, tyle bym jszcze w tym temacie napisała, chociażby o aspekcie bezpieczeństwa, albo o tym, jak szybciej nauczymy sie jeździć (mi np nauczenie się galopu w terenie zajęło pół roku... nie mówiąc o galopie w pełnym dosiadzie, którego poprostu przez pewien czas w lesie skapować poprostu nie mogłam... ), ale i tak już sporo nabazgrałam, więc poprostu na koniec:
...to wszystko zależy...
barszcz