hmmm... do dziwnych zjawisk chyba można zaliczyć wczorajszy Dzień samorządności w mojej skzole
Po krótce:
Hasła traktujące o smakowitych mamutach w panierce i mamutach z pierwszego tłoczenia prowadziły niezawodnie do wielkiej jaskini, gdzie mieszkali, jak łatwo się domyślić, jaskiniowcy, z owymi mamutami w dodatku. Kawałek dalej leżała banda hipisów patrzących z radością, jak przechodnie męczą się w zajmującym pół korytarza i skutecznie utrudniającym przejście labiryncie. Do owej bandy zaliczałam się sama, z przyjemnością, jak muszę stwierdzić. Piętro wyżej rozgościli się Egipcjanie, w sąsiedztwie szlachty sarmackiej i człopstwa polskiego, kóre woziło się taczkami i gubiło słomę wyłażącą z butów. Na górze stado umundurowanych facetów straszyło komisją poborową, a towarzyszyły im pielęgniarki w kusych spódniczkach, badające wszystkich i wszędzie.
W podziemiach szkoły plątały się różne mumie, wampiry, nietoperze, duchy, potwory i inne przyjemniaczki. Na środku podłogi białą farbą oznaczono kontury ciała zamordowanego, bliżej nieznanego człowieka. Domyślaliśmy się tylko, że biedak odważył się ściągać na klasówce z matmy...
Tak więc spacerowałam po owym dziwnym budynku, rozmawiającz woźnym w pełnym umundurowaniu z kilkunastoma błyszczącymi medalami, uskakujac z drogi pędzącym mamutom i potykając się na schodach o odpoczywajce wielbłądy.