jestem nieprzytomna...dopiero dotarlam do pracy...praktycznie w ogole nie spalam w nocy...bylam wieczorem z Zoska na zabiegu...nie dala sie na "zywca" wiec narkoza
w pewnym momencie zrobilo mi sie slabo, bo miala bezdech...ale na szczescie oki...chyba niedlugo naprawde bede mogla byc wetem...juz tyle roznych operacji widzialam...
po powrocie do domq Zoska zaczela sie wybudzac...nienawidze tego widoku jak moje kochanie probuje lazic i sie przewraca
probowala wlazic na swoja miejscowke, jakies 1,2 m nad ziemia, ale sie nie udalo
zeby za bardzo ni lazila to o wzielismy ja do lozka...o 1 w nocy sie zsikala...wiec szybka akcja, pranie zmiana przescieradla...o 4 rano lazila po parapecie i zrzucila szklenke z herbata...szklanka rozbita, herbata na lozku, na poduszce...kolejne szybkie pranie, wymiana poszewki...potem juz byl luz...ale nie moglam i tak spac, bo sie balam, ze uszkodze Zoske, jak sie rusze za bardzo. Ma chodzic w tym kolnierzu przez 10 dni...nie wiem jak ona to wytrzyma...juz teraz chce na dwor wychodzic...jejq...
rano poplakalam sie juz z bezsilnosci, bo nie chciala zjesc tabletki
do tego moj chlopak juz wczoraj sie zle czul, a ja dzis zaczynam miec katar i boli mnie gardlo...tylko sie powiesic
i tym optymistycznym akcentem koncze i wracam do pracy...