jezu na obozie było wyborowo
co prawda o 7:00 pobudka i konie karmi... ale luzik... gorzej że od 10 cisza nocna... z drugiej strony w nocy i tak namioty mieszały swoja zawartość...
nawet pojawił się chłoptaś ciekawy... szkoda, że jest z wawy... ale cóż... na razie jestesmy w trakcie...
a jezeli chodzi o uczących się, to mnie lubili... hmm... to dziwne... :s
cóz... wida kazdego da się polubic... a Monika wywróciła mój świat jazdy konnej do góry nogami... wiecie że galopowałam {sama} z nogami na poduszkach... albo totalnie odstawionymi od siodła... kiedys na sama myslś włoy jezyły mi ie na karku...
teraz twierdze, że mój trener to dupa... ale cóż... tylko krowa nie zmienia poglądów...
w przysżłym roku tez jako pionik tam pojadę... juz jestem z Monika umówiona
jak to porzucić hana? nie zabierze go ze soba??? buu
a mój koniś... no cóż... wczoraj u niej byłam... brudna jak jasna cholera, ale chyba zadowolona
nie wsiadam na nią... poczekam do września... bo przecież teraz znowu wyjeżdżam 1 sierpnia... do konca wakacji...