Owszem, jest sens. Lecznice sa odkazane na biezaco - w miare mozliwosci. Szczepienie blokuje komorki przed przyjeciem wirusa (dlatego w wyjatkowych przypadkach stosuje sie tzw szczepienie interwencyjne - jesli istnieja powazne podejrzenia, ze koty mogly miec z choroba kontakt - to szczepienie uratowalo mi w zeszlym roku koty. Mimo, iz najmlodszy zachorowal, to stosunkowo lagodnie przeszedl chorobe. Obylo sie bez krwawej sraczki. Starsze kociaki poza dniem bez apetytu i z odruchem wymiotnym - nie zachorowaly).
Parwowirus jest bardzo trwaly. Moze przetrwac poza zainfekowanym organizmem 6-12 miesiecy i mozna go do domu przyniesc na... butach. Zupelnie nieswiadomie.
Wystarczy kota zaszczepic szczepionka podstawowa na choroby wirusowe - trojskladnikowa (parwowirus, herpeswirus, caliciwirus), zeby zapobiegac infekcji. Szczepiony kot ma wielkie szanse nie zachorowac w ogole, lub przejsc kontak z wirusem niezauwazalnie.
Profilaktyka (szczepienia) przy tej chorobie jest szczegolnie wazna - przy postaci nadostrej daje bardzo nietypowe objawy i ciezko ja rozpoznac. A po rozpoznaniu moze byc za pozno.
Praktycznie od chwili zaszczepienia zaczyna sie proces uodparniania. Pelna odpornosc kot osiaga po okolo dwoch tygodniach.
Iras dobrze radzi - trzeba szczepic. Koniecznie. To uratowalo wiele kotow od tej strasznej choroby.
Nie tylko w duzych miastach parwowirus szaleje. Na wsiach, w malych miasteczkach zwlaszcza, tym bardziej, ze czesto nie jest rozpoznawany. Nieswiadomi niczego wlasciciele roznosza chorobe dalej i dalej. W sumie jedyna bron to szczepionka. I regularne szczepienia.