Według mnie takie mody są chore, u nas w małym Rawiczu jest masa psów rasowych:
husky, malamute - pozamykane w ciasnych mieszkaniach (tzn. u nas nie ma wielkich bloków i małych mieszkanek, ale ot, takie przeciętne mieszkanie jak moje ponad 60m2 jest chyba więzieniem dla takiego psa <chodzi mi o te niewybiegane>),
labradory, goldeny - tych drugich mniej, a te pierwsze właściwie pełnią rolę "śmietniczków", ludzie pchaja w nie tyle ile wlezie,
jamniki - wiecznie modne, większość jest raczej zapasiona i z dysplazją, właściwie prawdziwych jamników tu chyba nie ma - żadnrgo z papierami ale nie jestm pewna <np. był taki jeden który ważył ok 20 kg i nie pytajcie jak wyglądał bo to maskara>,
owczarki niemieckie - ich podobnie jak jamniki - tyle ze prawdziwych ONów jest kilka, a reszta to "wilczury", jest kilka
dlamatyńczyków - większość kupionych na giełdzie, są ogromne
amstaffy - fakt większości przyjazne, choć nie zawsze... Większość to jednak amstaffy w wersji maxi
Podobnie jak
cocker spaniele - jest ich tyle że aż głowa boli, chyba więcej niż wszystkich rasowych psów z Rawicza razem wziętych, więszkosci zapasione i znerwicowane... Jest też kilka
bokserów, hodowla pudelków, chow chowy i owczywiście ratlerki...
Osobiście ja tez jakieś 2 lata temu "zachorowałam na labradora"... Labrador, labrador i labrador... tą manią zaraziłam koleżanki z klasy, rodzinę, szczególnie mamę. No ale jak łatwo domyślić się poczytałam to i owo o tej rasie, i wpadłam jeszcze bardziej...Codziennie wieczorem mofliłam się o taką ciepłą, biszkoptową kluchę, przyjazną i uległą... Ale wciaż czułam ze lab dla mnie to nie to. Brakowało mi w nim niezależnosci, odrobiny instynktu obronnego - miałam kontakt z żywym labem i to nie jednym.
I zaczęlam szukać informacji o różnych rasach... Bardziej pokochałam rottweilery, rhodesiany i .... basenji. No i znów podobnie jak z labami: zbieranie wszystkiego co możliwe, wymiana informacji z właścicielami...
Nadal bardzo kocham labradory, basenji... Wcześniej miałam bzika na punkcie cockerów amerykańskich, a to przez moja książkę gdzie słodki cocker widniał na okładce.. Całe szczęscie że mamie się one nie spodobały - śp. babcia chciała mi takiego sprawić.
No i ON'ków - bo któż z nas nie kocha tej rasy? Niby zwykły, wiejski... a jednak wyjątkowy.
I do dziś bardzo kocham te rasy - no może mniej cockery ale to wszystko przez to że teraz gustuję w rasach bardziej hmm no naturalnych <tak nazywam psy, do których wyglądu też się przykładano ale w mniejszej mierze - bardziej liczyły sie predyspozycje>
Na dzień dzisiejszy, po obejrzeniu wszystkich możliwych ras wybrałam 3, które chyba najbardziej odpowiadają moim wymaganiom: rottweiler <niestety jestem małolata i mogłobybyć trudne, aby pies uznał mnie za swojego właściciela, tym bardziej że z góry zaznaczam że są psa a nie sunię>, kundelek <na każdą okazję>, jakiś wilkowaty <ale to raczej kundelek niż rasa>.
Z jednej strny chciałabyum przygarnąć psa ze schorniska: szczeniaka, bo patrzyłabym jak dorasta, przeżywałabym znim wszystkie ważne w życiu malucha momenty, a z drugiej strony dorosłego 3-4 letniego, bo psiak miałby już wyrobiony charakter. Wiem jednak że zanim przekonalabym mamę do psa dorosłego mogło by minąć trochę czasu.
Z drugiej rasowy: wiem czego od niego oczekiwać, wiem jak z nim piostępować, na co uważać przy wychowaniu etc.
Pozdroofki.