Ile się słyszy o takich sytuacjach gdzie właściciwel żyl z psem przez kilkanaście lat pod jednym dachem jak najwięksi przyjaciele aż tu nagle pies atakuje właściciela
Najwięksi przyjaciele - tak widzą to sąsiedzi, rodzina.
Mówi się - a tak psa kochali! No ale sęk w tym, że trzeba umieć kochać psa rozsądnie. Bo najgorsze (poza przemocą) co możemy zrobić, to niczego od psa nie wymagać i wszystkie jego niewlaściwe zachowania sobie tłumaczyć (warknął na mnie - no i nic dziwnego, po co się pchałem do miski; nie chce zejść z fotela - no bo mu tam wygodnie, zresztą to jego fotel, itd itd). Zresztą, skoro masz psa, to chyba nie muszę tego tłumaczyć
Po prostu pies obejmuje przywództwo. Większego problemu nie ma, jeśli pies jest małych rozmiarów. Za to kłopot robi się coraz większy, jeśli pies jest duży i w dodatku ma silnie dominujący charakter. Wtedy nie da sobie tak łatwo w kaszę dmuchać. I jeśli nie będzie miał wyboru, jeśli mimo jego ostrzeżeń, wlaściciel nie zareaguje - pozostaje atak.
Poza tym sprawcami ogromnej większości pogryzień są tzw rasowe bez rodowodu, czyli rasopodobne. Najczęściej z wątpliwych źródeł typu giełda czy jakaś rozmnażalnia nastawiona tylko i wylącznie na zysk. Nie dba sietam o psychike i zdrowie rodziców szczeniąt. Nie dba się o nic, poza wlasną d*pą. Szczenięta też sprzedaje się byle komu, żeby tylko jak najszybciej 'poszły', bo żal forsy na dalsze ich utrzymywanie. No i przychodzi do takiej fabryki psów ktoś, kto chce rottweilera bo trzeba się czymś popisać przed sąsiadami [tak nawiasem mówiąc, to jak kiedyś w radiowej Trójce mówili, że 2 rottki zagryzły kogoś tam, zadzwonił facet i spytal, gdzie takie psy można kupić]. Kompletny brak doświadczenia właściciela, który za najlepszą metodę wychowawczą uważa bicie i imponuje mu, że jego pies jest najsilniejszy + zorana psychika rodziców szczeniaka - jaki jest wynik nietrudno się domyślić.
A teraz wersja pozornie bardziej optymistyczna. Mamy tą samą fabrykę, ale przychodzi tam małżeństwo z małymi (5, 6 lat) dziećmi. Chcą rottka, bo modny i bo dzieci będzie bronił. To ma być ich pierwszy pies. Niewiele wiedzą, delikatnie mówiąc. No ale próbują po dobroci. Pies dorasta. Wszystko wydaje się ok. No i rodzice poszli sobie na zakupy czy do kina, a dzieci zostały z psem w domu. Pies nie jest zamknięty. Dzieci chcą się pobawić, szarpną raz, drugi za ucho, pie warknie, ale to przecież nasz Max, on nam nic nie zrobi. I jeszcze raz szarpną za ucho. Pies klapnął zębiskami. A, pewnie się chce bawić. No to teraz szarpniemy za ogon. Pies zdenerwowal się (w koncu to on jest tu szefem i on decyduje, kiedy zabawa ma się skonczyć), zaatakowal. Może chciał tylko 'dosadniej' pokazać, że on jest alfą, ale niestety - różnica masy zrobiła swoje.
I nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś kupi rottweilera, dobermana, amstaffa, owczarka niemieckiego czy kundla. Pies zareaguje tak samo, nie ma cudów.
W tej chwili doszliśmy już do takiego obłędu, że każdy sprawca pogryzienia jest utożsamiany: jeśli nie za duży - z amstaffem/pitt bullem, jeśli spory - z rottweilerem. Bo inaczej co to by była za sensacja?
Po co została stworzona psów szczególnie agresywnych- tak sobie czy w jakimś celu?
Teriery typu bull - owszem, stworzone głównie do walk. Ale po pierwsze: walczyły nie z ludźmi, a z psami. Za każdy przejaw agresji w stosunku do człowieka pies dostawal kulkę w łeb. Bo wlaściciel chyba musialby mieć skłonności samobójcze, żeby 'pracować' z psem, który tylko czeka na okazję, żeby zaatakować. Poza tym psy w hodowlach (prawdziwych hodowlach, tych przez duże 'H') od co najmniej kilkunastu pokoleń nie miały do czynienia z walkami psów. Co innego oczywiście jeśli chodzi o 'rasowe bez' - tu nie mamy żadnej gwarancji.
Rottweilery, dobermany - psy stworzone do stróżowania, obrony. Szczegółów nie ma sensu pisać, i tak już się tu naprodukowałam