Wczoraj przybiegła do mnie siostra, powiedziala że kilkadziesiąt metrów od domu lezy kotek i dziwnie rusza główka (sądze ze umierajac jeszcze probowal łapac powietrze) . Pobiegłyśmy tam jak najszybciej się dało, ale kotek juz nie zyl
Leżal na ulicy tuz przy krawezniku. Nie bylo krwi, cos go pewnie potrąciło, ale widocznie miał tylko urazy wewnętrzne. Kotek był taki malutki.... Śliczny, moze miesięczny (raczej nie wiecej) tygrysek. Najgorsze jest to, ze widzialo go pełno ludzi. To miejsce jest na drodze do kosciola - teoretycznie pobozni ludzie idacy do lub wracajacy z kosciola nic nie zrobili, a pewnie ktos widzial kotka jeszcze przed wypadkiem lub nawet jego przebieg :? A ja juz nic nie bylam w stanie zrobic, taka okropna bezsilnosc. Jedyne co nam pozostalo to kotka pochowac
I jest teraz kolo naszej dzialki taka mini mogiłka - kopiec z piasku i kamien.