Forum Zwierzaki

Multimedia => Fanfiction => Wątek zaczęty przez: meraviglia w 2007-08-26, 00:47



Tytuł: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-26, 00:47
Witam, zdecydowałam się pisać tutaj swoje opowiadanie, ale to od Was zależy czy będę je tu pisać dalej :P


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-26, 00:48
  Słońce powoli wychodząc zza gór zaczęło oświetlać przez szparę między ciężkimi, bordowymi zasłonami leżącą w dużym, miękkim łożu z baldachimem niewielką postać dziewczęcą. Jej włosy koloru mlecznej czekolady były w nieładzie. Zacisnęła mocniej powieki, gdy promień słońca zatrzymał się na jej oczach.
- Jeszcze chwilkę- mruknęła pod nosem.
W tej chwili, jak na zawołanie, białe, zdobione drzwi otworzyły się i do pokoju wkroczył lokaj niosąc aksamitny szlafrok przewieszony przez rękę. Przybysz ukłonił się przed przecierającą oczy dziewczynką, która usiadła na łóżku głośno ziewając. Po czym spojrzała na lokaja zaspanym wzrokiem.
- Panienko. Wstał dzień. Jest dziś dużo zajęć. Ośmielę się przypomnieć, że umówiona jest panienka - przerwał, wyciągając z kieszeni mały notes- do fryzjera na 9:00, o 12:00 ma panienka toaletę, o 15:10 lekcję dobrego wychowania, o 18:00 zaczyna się bal.
- Ech... Dobrze Fryderyku.- Szatynka z grymasem poddania się spuściła nogi, lecz zanim zdążyła włożyć je w kapcie, lokaj schylił się czym prędzej i sam je nałożył na bose stopy swojej panienki. Potem z uśmiechem na ustach podniósł się i rozpostarł przyniesiony szlafrok. Dziewczynka posłusznie pozwoliła mu go na siebie założyć. Tak ubrana wyszła z pokoju. Na progu jeszcze się obejrzała. Lubiła swój pokój. Ściany o odcieniu liliowym, wielkie okna i bordowe zasłony w nich, ogromne łoże z baldachimem, wyłożone mnóstwem poduszek. Pod lewą ścianą biały fortepian. Na środku dywan ze skóry tygrysa, na którym lubiła przesiadywać i czytać książki. Książki- kochała je. Mieli nawet bibliotekę. Uśmiechnęła się na myśl, że jak tylko będzie miała wolny czas, zagłębi się w lekturę książek z biblioteki. Tak podnosząc się na duchu postanowiła stawić czoło kolejnym przygotowaniom do dnia i do balu. Wyprostowawszy się ruszyła korytarzem do sali jadalnianej. Idący przed nią Fryderyk otworzył drewniane drzwi jadalni i zrobił jej przejście. Dziewczynka zbliżyła się do długiego stołu i poczekawszy, aż stojąca nieopodal pokojówka odsunie jej krzesło, usiadła. Podparła się łokciem na stole.
- Moja panno. Czy niczego Cię nie nauczono o dobrym wychowaniu przy stole?- Surowy głos kobiecy sprawił, że dziewczynka szybko zdjęła łokieć ze stołu i położyła ręce na kolanach.
- Teraz dobrze. Jednego tylko brakuje- kobieta zacisnęła wargi. Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona, nie wiedząc o co chodzi, o czym zapomniała?
- Nie uściskasz matki na przywitanie, Dolores?- Usmiechnęła się promiennie kobieta. Dorothy poderwała się z krzesła i pobiegła do mamy, aby wpaść prosto w jej objęcia.
- Ach, ty moje słoneczko. Wiesz, że czeka nas dzisiaj wielki dzień? Wielki i ciężki dzień.- Roześmiała się Yvonne, glaszcząc córkę po zarumienionej twarzyczce.
Tak, to miał być wielki dzień. Dzień, o którym żadna już nigdy nie miała zapomnieć. Miał on zniweczyć wszystko. Nie tylko plany, ale i życie. A tymczasem słowiki za oknem śpiewały wiosenną pieśń, kwiaty w ogrodzie zwabiały pszczoły i motyle swoją niesamowitą wonią. Nikt by nie powiedział, że dzień ten kryje w sobie coś więcej, niż to, co było wiadome.
- Zjedzmy, a potem przybywa Edgar, twój osobisty, nadworny fryzjer.
- Dobrze Mamo.
Śniadanie przebiegło w niczym nie zmąconym spokoju. Co rusz między dwiema jedzącymi przechodzili kelnerzy przynosząc nowe potrawy i zabierając brudne talerze.
- Och, doprawdy, wyśmienite śniadanie. Smakowało?
Dolores pokiwała głową ocierając usta haftowaną chusteczką.
Pół godziny później Fryderyk wszedłszy do jej pokoju, zapowiedział przyjście Edgara. Spotkawszy się ze zgodą panienki, wpuścił fryzjera do pokoju. Wszedł niewysoki, chudy mężczyzna lat około 30, w okularach, starannie ogolony i z szarą teczką w prawej ręce. Postawił walizkę na podłodze i chwycił wyciągniętą dłoń Dorothy, i uprzejmie się ukłoniwszy musnął ją delikatnie ustami.
- Młoda damo. Pora zaczynać. Fryderyku- zwrócił się do lokaja- byłby pan tak łaskaw przystawić ten fotel stojący pod oknem do lustra?
- Ależ oczywiście, już się robi.
Dziewczynka usiadła na wspomnianym fotelu i patrzyła z ciekawością, jak z potarganych przez noc włosów powtaje ładna fryzura. Pan Edgar był mistrzem w tej dziedzinie. W jego ręku nożyce zdawały się same wiedzieć, jak ciąć, szczotka czesać, wałki nakręcać się itd. Wszystko robił dokładnie, do tego z gracją. Po ukończonej pracy odszedł na kilka kroków, by z daleka przyjrzeć się swemu dziełu. Dlugie, czekoladowe, lśniące loki Dolores spięte były w koka, z boku przypięty był duży pomarańczowy kwiat, który dodawał dziewczynce dużo uroku.
- Wyśmienicie! Skończone! Jak się panience podoba?
- Podoba mi się. Naprawdę, bardzo dziękuję Edgarze.- Dziewczynka obdarzyla fryzjera promiennym uśmiechem.
- Dziękuję panienko, zawsze do usług.- Ukłonił się i wyszedł.
Przez chwilę trwała cisza. Wzrok Dorothy błądził po pokoju. Wtem ciszę przerwał Fryderyk oznajmiając, iż toaleta czeka.
Toaleta to był ciąg długich, nużących przygotowań typu: mycie się, ubieranie. Niby nic wielkiego, ale dla tej młodej istotki ciągnęły się one w nieskończoność. Najpierw weszła do białej wanny i kilka pokojówek w czarnobiałych fartuchach zaczęło myć ciało dziewczynki dużymi, pieniącymi się gąbkami. Wcześniej jedna z pokojówek nałożyła czepek na głowę podopiecznej, by nie popsuć fryzury. Po umyciu dziewczynka z pomocą służby wytarła się ręcznikiem i usiadła na stołku, aby umożliwić pomalowanie paznokci u nóg i rąk. Po skończonym zabiegu, ubrana w szlafrok, przeszła wraz z pokojówkami do garderoby, by wybrać odpowiedni strój. Oczywiście nie wybierała sama, lecz jedna z pokojówek, zwana Brenda, wyciągała kolejno ubrania i przykładała do dziewczynki, aby w końcu zdecydować się na tą jedną. Dolores nie miała nic przeciwko temu, że to nie ona wybiera. Brenda znała się na tym i wszystko, co wybierała, podobało się Dolly. Ubrana w pomarańczową sukienkę z białymi falbanami udała się na lekcję dobrego wychowania. Z tym nie miała również żadnych problemów. Miała wszystko w małym palcu, nie biorąc pod uwagę jej porannego zamyślenia się przy stole, lecz to można wytłumaczyć tym, iż nie całkiem jeszcze się obudziła.
Po skończonej lekcji udała się długim holem z portretami przodków na obu ścianach do upragnionej biblioteki. Stanąwszy przed drzwiami obejrzała się i skinieniem ręki odesłała idących za nią Fryderyka i Brendę. Nie chciała, aby ktoś przeszkadzał jej, gdy będzie czytać. Otworzyła dębowe drzwi i weszła do środka. Na widok miliardów książek ułożonych na półkach kąciki jej ust podniosły się w radosnym uśmiechu. Książki był posegregowane rodzajowo, m.in: przygodowe, obyczaje, romanse (tych nie mogła czytać) i jeszcze wiele innych. Z kolei książki z każdego rodzaju były posegregowane alfabetycznie. Dzięki temu Dorothy zawsze wiedziała, gdzie jakiej książki szukać. Wdrapawszy się na przesuwaną drabinę sięgnęła po "Studnię zyczeń" Davida Baldacci'ego i poszedłszy do swojego pokoju położyła się na skórze tygrysa i zatopiła w lekturze.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-08-26, 10:29
Ja już to czytałam na blogu, ale powiem jeszcze raz: śliczne. ;d Poza tym, cieszę się, że zarejestrowałaś się na FZ. ;p


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Retriva w 2007-08-26, 12:11
Boskie :) i witamy na eFZet :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-26, 16:42
Ach, dziękuję ;) :D

Też się cieszę, że tu jestem. To dzięki Kitce. Gdyby nie napisała o "Nieszczęsnej pisarce" na swoim blogu, to bym tu nie wlazła nigdy pewnie :P :O :shock:


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-26, 19:02
Książka tak ją zaciekawiła, iż ani się spostrzegła, dobiegł czas balu. Do drzwi ktoś lekko zapukał. Podniosła oczy znad książki:
- Wejdź Fryderyku.
Lokaj wszedł do środka z wielce zażenowaną miną:
- Proszę Panienki, bal zacznie się za 10 minut.
- Juuuuż?- ziewnęła głośno. Spojrzała żałośnie na książkę. Tak bardzo chciała ją przeczytać do końca. Zostało jej tylko 20 stron. Nie chciała iść na bal. Ale mus to mus. Z miną wyrażającą pogodzenie się na siłę z losem, wstała i w towarzystwie oddanego służącego udała się do matki.
Pani Yvonne krążyła po sali balowej robiąc ostatnie przygotowania. Spróbowała sałatki z krabami smakując ją z degustacją.
- Nicholasie- kiwnęła ręką na stojącego przy drzwiach kucharza- więcej krabów, więcej krabów.
- Robi się Wasza Wysokość.
Yvonne podażyła za kucharzem wzrokiem i napotkała stojących Dolly i Fryderyka. Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Córeczko, już jesteś. Najwyższa pora. Zaraz przyjdą goście. Fryderyku, byłbyś łaskaw dokończyć przygotowania, a ja pójdę przyjmować gości?
- Z wielką chęcia- skłonil się lokaj.
Wkrótce bal się rozpoczął. Kiedy przybyli już wszyscy goście, również ci spóźnieni, Dorothy z gracją zaczęła schodzić po schodach. Jej sukienka falowała i szeleściła łagodnie przy każdym jej ruchu. Była śliczna. Oczy wszystkich zwróciły się na nią. Jakaś hrabina szepnęła do stojącego obok niej mężczyzny:
- To ona? To córka królowej?
Mężczyzna nachylił się do niej z odpowiedzią:
- Tak Frances, to księżniczka. Nie wygląda na dużą. Ile może mieć? Lordzie Ivan?- spojrzał pytająco na przyjaciela.
- Jeśli się nie mylę, to ma 9 lat, Geraldzie.
- Młodziutka- Hrabina spojrzała z wielką serdecznością na dziewczynę.
- Ciii- Hrabia przylożył palec do ust- Królowa przemawia.
Bowiem Yvonne wstała z kieliszkiem wina w ręce i postukała w niego łyżeczką.
- Chciałam przedstawić wam mojego jedynego, ukochanego potomka- Dolores. Na nią w niedługim czasie przejdzie korona. Ja jestem już sędziwa, czas, by ktoś mnie wreszcie zastąpił.
Na sali rozległ się śmiech. Ktoś krzyknął:
- A kiedy to będzie, Wasza Wysokość?
Królowa spojrzała na mówiącego:
- Najdalej za tydzień, drogi Philipie.
- Dziękuję.
Zabawa trwała w najlepsze. Yvonne siedziała przy stole wdając się w interesującą dyskusję z Lordem Philipem na temat hodowli cytrusów. Na moment przerwała rozmowę:
- Zimno, przydałoby się dołożyć do kominka.- Odkręciła się w stronę ściany, gdzie w pogotowiu stała Brenda. Służąca podeszła do królowej, a ta wydała jej polecenie:
- Brendo, idź do kuchni, powinien tam siedzieć pachołek. Niech przyjdzie dorzuci trochę drew do ognia.
- Już idę.
Pokojówka weszła do kuchni rozglądając się za pachołkiem. Spostrzegła go siedzącego na blacie kuchennym i bawiącego się z małym kundelkiem o imieniu Bello. Chłopiec liczył 11 lat, miał krótkie czarne włosy przypruszone popiołem i ładną, ale umorusaną twarz o błękitnych oczach.
- Owen, mam dla ciebie polecenie!
Pachołek spojrzał na Brendę pytającymi oczami.
- Idź do sali balowej, królowa chciała, byś dorzucił trochę drew do ognia.
Owen zeskoczył ze stołu, pogłaskał psa pod brodą, chwycił kubeł z drwem i czym prędzej udał się przed kominek na sali balowej. Nie czyniąc przy tym żadnego hałasu, zręcznie uwinął się z pracą w zaledwie kilka minut. Rzucił okiem z dumą na palący się w kominku ogień. Chwycił kubeł i wrócił do kuchni.
Na parkiecie mnóstwo par tańczyło walca angielskiego. Panowie w smokingach i frakach patrzyli z pożądaniem na partnerki ubrane w dekoracyjne, barwne suknie. Nieco dalej Hrabina Fanny kokietowała ze swoim mężem. Zdjęła z ramion długi atłasowy szal z oznajmieniem:
- Gorąco tu.- Rozejrzała się po sali, szukając miejsca, gdzie mogłaby położyć nakrycie. Jej wzrok padł na puste, drewniane krzesło stojące przy kominku. Przeprosiła na chwilę Geralda i skierowała się do upatrzonego krzesła i położyła na nim szal. Ten zsunął się po wypolerowanej powierzchni mebla, jednym rogiem wpadając do kominka. Gorące płomienie poczęły lizać materiał, następnie szal cały zajął się ogniem. Mimo to, nikt tego nie zauważył. W niedługim czasie ogień zaczął spalać krzesło. Drewniany mebel momentalnie buchnął plomieniem. Teraz już wszyscy to widzieli. Wybuchła panika. Slużący biegali z kubłami pełnymi wody, ale ogień rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Od ogromnego gorąca zajęły się ogniem krzesła i stoły.
- To na nic!! Uciekajmy stąd!!- krzyknął Lord Ivan. Goście, służący, królowa i Dolores w popłochu wybiegali z pałacu. Stojąc już na dworzu, patrzyli z żalem na płonący pałac. Z okien wydobywały się mierzące 2 metry plomienie. Pod pałac zajechały bryczki. Wszyscy wsiedli do nich, by jak najszybciej uciec z zagrożonego miejsca. Yvonne z Dorothy, Fryderykiem i Brendą czym prędzej weszli do królewskiej dorożki i odjechali sprzed miejsca wypadku. Dolly obejrzała się przez ramię, by ostatni raz spojrzeć na swój dom. Z oczu pociekły jej łzy. Wiedziała, że już nigdy go nie zobaczy. Wtem zauważyła niewielką postać wybiegającą z pałacu przejściem dla służby. Postać machnęła na nich ręką coś krzycząc.
- Mamo! Tam ktoś jest! Zaczekajmy na niego!- krzyknęła Dolores. Jednak królowa w ogólnym zgiełku nie usłyszała krzyku córki, lecz zawołała na Fryderyka:
- Do Włoch!!!!
Konie ruszyły z tętnem kopyt, smagane od czasu do czasu biczem, kiedy zwalniały. Dojechali do stacji kolejowej.
- Prrrr!!- zatrzymał konie Fryderyk. Wtem czwórka podróżników usłyszała stukot jadącego pociągu.
-Szybko! Pociąg nadjeżdza!
Wybiegli z karety na peron, w chwili, gdy pociąg przygotowywał się do odjazdu. Fryderyk wskoczył do pociągu i wyciągnął rękę, by pomóc królowej. Wskoczyła. Za nią Brenda. Została tylko Dolores. Dziewczynka biegła za pociągiem, próbując chwycić dłoń oddanego lokaja. Złapała końce jego palców. Wtedy pociąg przyspieszył, ręka Dorothy wyślizgnęła się z dloni Fryderyka.
- Dolores!!!!!!!!!!!!!- krzyknęła z przerażeniem Yvonne. Wszystko na nic. Królewna stała na torach patrząc z rozpaczą i rezygnacją na oddalający się pojazd. Wkrótce pociąg zniknął w ciemnościach nocy.
Z płaczem błądziła po ulicach, szukając schronienia.
- Może tutaj? Powinni mnie przyjąć, w końcu jestem księżniczką.- Podniosła głowę i przeczytała wielki czerwony napis "Sierociniec panny Mabel". Zapukała do drzwi głównych. Cisza. Zapukała ponownie, aż drzwi się otworzyły i ukazała się w nich masywna, stara kobieta z surowym wyrazem twarzy.
- Czego?- Obrzuciła spojrzeniem dziewczynę.
- Panna Mabel?
- Tak. Czego?- powtórzyła pytanie. Dolly speszył pogardliwy ton właścicielki sierocińca.
- Jestem Dorothy Evans, córka królowej Yvonne, przyszła następczyni tronu. Nasz pałac się spalił. Matka moja odjechała pociągiem do Wloch, ja nie zdąrzyłam do niego wskoczyć.
Panna Mabel słuchała spokojnego głosu dziewczyny. Przez chwilę gotowa była jej uwierzyć. Jednak kiedy zmierzyła ją wzrokiem, pozbyła się wszelkich wątpliwości. Ponieważ Dolores w tej chwili daleko było do córki królewskiej. Wlosy potargane, brudne, twarz czarna, niegdyś wspaniała sukienka brudna i w strzępach. Żałosny widok. Kobieta roześmiała się ironicznie:
- Jasne, jasne. Księżniczka? Dobre sobie. Chodź, znajdę ci jakiś kąt.
- Jestem ksieżniczką- Dolly wyczuła w glosie kobiety niedowierzanie i pogardę.
- Nie no, owszem Wasza Wysokość. Zapraszam w moje skromne progi.- Zrobiła jej miejsce i gestem dłoni zaprosiła do środka. Zaprowadziła ją do piwnicy, wskazala leżący płucienny worek i rzekła surowo:
- Tutaj jest twoje posłanie. -Po czym dodała z ironią, kłaniając się do ziemi- Wasza Wysokość.
Po czym odeszła. w drzwiach jeszcze się obejrzała i powiedziała:
- Wybiję ci jeszcze z głowy te bujdy. Odzyskasz przy mnie zdrowy rozum, gdyż widzę, że ostro postradałaś zmysły. Jutro zapędzę cię do roboty. Spadłaś mi z nieba, bo właśnie brakuje rąk do pracy.- Wyszła, zamykając drzwi na klucz. Dolores przestraszona, brudna, z płaczem usnęła na płuciennym worku. Zaczął się nowy okres w jej życiu.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-08-26, 19:19
Piękne, przecudne, śliczne, boskie... Ach, nie mogę się doczekać dalszych części...Chociaż już czytałam je na Twoim blogu, Beatko, to i tak mogłabym je czytać bez końca. I nie przesadzam. ;p
Zachęcam Cię jeszcze do odwiedzenia innych działów oprócz "Fanfction". Już widzę, że FZ cię polubiło, ajjj... :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-26, 19:44
Cieszy mnie to :D Agatko :)

jednakże mało osób tu zagląda :( Oj,żeby nie było jak na blogu, że tylko 1 osoba...


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-08-27, 10:25
Podoba mi się. Bardzo ładnie piszesz, opisów nie za dużo, nie za mało, wypowiedzi ciekawe i w ogóle fajnie się zapowiada, będę wpadać więc dawaj dalej :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Monika. w 2007-08-27, 19:31
ładne opo się zapowiada, będę tu wpadać częściej :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-27, 19:45
oswiadczam ze nie bedzie mnie tydzien :* od srody :P Jutro dam nowa czesc.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-28, 14:46
Jak obiecałam: część 3 :D

Mediolan cały był skąpany w rażącym świetle słońca. Mieszkańcy chodzili tam i z powrotem ocierając spocone czoła. Co mniej odporni, to nie wychodzili z domu na taki upał, a przynajmniej starali się robić to bardzo rzadko. Taką osobą była tutejsza królowa. Dama o wieku 38 lat, lecz tak zniszczona przez doświadczenia, że wyglądała na starszą o jakieś 5 lat co najmniej. Yvonne Evans siedziała właśnie w dużym, miękkim fotelu, obłożonym aksamitnymi poduszkami, wystawionym na osłoniętym tarasie. Zażywała spokoju. Za niecałe pół godziny czekało ją zebranie rady. Z niechęcią o nim myślała. Dotyczyło ono korony, jej spadkobiercy, a ona nie miała komu jej przekazać.
-" Czyżbym naprawdę nie miała?"- zastanowiła się. Na chwilę wpadła w głęboką zadumę. Po chwili jednak potrząsnęła glową z rezygnacją "To niemożliwe, tyle lat minęło...". Mimo to myśl ta nie dawała jej spokoju nawet, gdy poszła na zebranie.
Sala obrad była przestrzenna, ściany obwieszone portretami, pokój miał kształt koła, dookoła którego ustawione były wysokie stoły i krzesła dla obradujących. Lord Ivan, jako przewodniczący podjął temat dysputy:
- Zebraliśmy się tutaj z wiadomego powodu, aczkolwiek pozwolę sobie przypomnieć, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Otóż chodzi o przyszłego spadkobiercę korony. Królowa Yvonne (tu skłonił się w jej kierunku) kończy swoją kadencję. A jak wiemy, Wasza Wysokość nie ma prawowitego spadkobiercy, toteż będzie on wybrany na balu, który odbędzie się...
- Zamilknij!!- Królowa poderwała się z miejsca.- Ja nie mam potomka? Nie mam? Uważasz, że nie mam potomka? To.. to... to...- niedokończyła, usiadła i rozpłakała się. Zebranych to nie zdziwiło, przez 9 lat płakała bardzo często. Hrabina Fanny, siedząca obok Yvonne, przytuliła ją.
- Ależ Yvonne, przecież każdy wie, że Dorothy Evans umarła 9 lat temu. Umarli nie mogą odziedziczyć korony.- Powiedział Ian.
- Nie ma żadnej pewności, co do jej śmierci, powtarzam ż a d n e j.- Królowa podniosła oczy znad stołu.
- To co? Mamy jej szukać?- Wstał Hrabia Gerald.
- Gerladzie- syknęła jego żona- Frances- i rzuciła mu spojrzenie, by usiadł.
- Tak. Właśnie tak zrobimy. Trzeba wysłać ludzi na poszukiwania- uśmiechnęła się władczyni.
- Dokąd?
- Do Anglii. Tam zostawiłam swoją córkę. Tam musi być.
- Ale ile to będzie trwało?!- krzyknęli mniej się udzielający zebrani. Oczy wszystkich krążyły po Yvonne i Ivanie.
- Bal, na którym odbędzie się koronacja nowej królowej, będzie za miesiąc. Jeśli do tego czasu prawowity spadkobierca się nie odnajdzie, wtedy koronę przejmie kto inny, wybrany na balu.
Wszyscy zgodzili się na ten wniosek. Obrady zakończono i każdy poszedł w swoją stronę, by spokojnie jeszcze raz wszystko przemyśleć.

***

Tymczasem z sierocińca Panny Mabel wyszła młoda i obrzydliwie brudna kobieta. Jeśli można nazwać słowem "wyszła" dosłowne wykopanie za drzwi. Dziewczyna wylądowała na ziemii, robiąc dookoła siebie tumany kurzu.
- I żebym cię już nigdy więcej nie widziała, pasożycie!!!!! Wystarczy, że żywiłam cię przez 9 lat, dałam ci dach nad głową, miejsce do spania, nowe ubrania...- Panna Mabel wróciła do lokalu, zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna początkowo patrzyła osłupiała na drzwi, potem wstała i otrzepała łachmany z kurzu. Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- A idź ty, poczwaro. Jestem bardzo szczęśliwa, że wreszcie się od Ciebie uwolniłam. Słyszysz? SZCZĘŚLIWA!!!!!- Krzyknęła, po czym skierowała się w stronę głównej drogi.
- Taa... jasne, "żywiłam cię przez 9 lat"- naśladowała ironicznie ton głosu Panny Mabel- yhyym... wyschłymi skórkami od chleba, albo niczym. Miejsce do spania? Gołą, twardą podłodę, po której chodzą karaluchy nazywa miejscem do spania? Mogłaby chociaż odkurzyć. Bardzo tą swoją ruderę zapuściła.- Przystanęła. Wzrok jej przyciągnęła samotna bryczka, już nie pierwszej młodości.
-Zapewne nikomu ona nie jest potrzebna, nikomu nie zaszkodzi, jeśli się w niej ułożę. Będę mogła się przynajmniej trochę przespać.
Weszła do bryki, witana cichym rżeniem konia i ułożyła się na podłodze, przykrywając się szczelnie grubą, wielką derą. Tak zaczął się czas jej dorosłego życia. 18 urodziny uwieńczone były wolnością.


*************************************************
Komentujcie, macie tydzień cały na komentowanie :D Jak wrócę, ma być cała strona zapełniona komentarzami :P obojetnie jakimi :P  :wink:


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-08-28, 14:49
"Obojętnie jakie" komentarze przy twoim opowiadaniu? Chyba żartujesz! Przy twoim opowiadaniu mają prawo być tylko tych ludzi, którym twoje opowiadanie się podoba. Innych opcji nie dopuszczam. :P
Tzn. ja już to czytałam, ale i tak śliczne. :) I czekam na następną część. :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-28, 14:55
Hihihi :D  Dzięki Kitkuś :* :)

Kończą mi się gotowe części :P Została tylko jedna :P Będę musiała zacząć pisać nowe :D Żeby znów nie czekać miesiąc, żeby naszła mnie wena i ochota na napisanie. :P A jak będzie szkoła, to będzie również brak czasu.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-08-28, 15:07
Fajny part, bardzo :)
Tylko wiesz co? Ten moment z wyrzucenie Dolores dziwnie kojarzy mi się z bajką "Anastazja"... Czyżby troszkę pomysł zaczerpnięty z niej? ;>


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-28, 15:22
A wiesz, że tak? :D :P


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-08-28, 15:32
Mwhahm ja i moja NIEZAWODNA (taak, jasne xD ) pamięć ^^ Anastazja bardzo fajna bajka, mam nadzieję że i tu wpleciesz wątek romantyczny, bo jam romantyczka do kwadratu ^^


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-08-28, 15:54
bez wątku romantycznego się nie obejdzie :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-08-28, 16:34
Nooo, to lubię xD Bo ja kocham takie rzeczy w opowiadaniach ^^


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-09-05, 23:17
Wróciłam, a komentarzy nowych nie przybyło :( Jesteście niedobrzy :P ;P
Kolejna część. krótka, ale jest :P


Młody, trochę zuchwały, ale przyjazny mężczyzna liczący sobie 20 lat stał na progu domu, trzymając w ręku walizkę. Jego wzrok krążył po horyzoncie wyraźnie próbując coś wypatrzyć. I oto wreszcie w oddali zamajaczyła sylwetka niedużej, starawej bryczki. Po jakimś czasie chłopak mógł zobaczyć już woźnicę, a po chwili wóz stał już przed głównym wejściem.
- Twoja bryczka wcale nie jest zła, szybko się uwinąłeś, Stephen- roześmiał się młodzieniec.
- To zasługa Złotej- woźnica pogłaskał klacz po głowie.
- To zasługa woźnicy.
- To też- Stephen przymrużył ze śmiechem oczy.- To Twój bagaż?- wskazał na walizkę.
- Tak, dużo rzeczy nie mam. Sam wiesz.- Ruszył do pojazdu, by postawić bagaż. Jego uwagę przykuło dziwne wybrzuszenie pod derą.
- Eeee, Stephen?
- Co się stało?
- Czy brałeś jakiś nadbagaż?
- Ja? Ależ skąd, mi za bagaż wystarczy to- podniósł do góry małą, ale poręczną torbę.
- W takim razie, co to jest?
- Co? - podszedł do wozu i spojrzał na derę.- Nie mam pojęcia, ale... Co to? Rusza się!
Istotnie, coś zaczęło się ruszać, aż w końcu spod pledu wydobyła się gładka i umorusana ręka.
- Trzymam!- krzyknął 20-latek, który mając szybki refleks, czym prędzej chwycił wystającą rękę i pociągnał do góry, zmuszając obcą do wstania.
- Ała, ała, ałaaa!!- rozległ się podniesiony kobiecy głos.- Zawsze tak brutalnie traktujesz nieznajomych?- Spojrzała poprzez grzywkę na młodzieńca.
- Skąd, tylko tych, których znajduje w bryczce mojego znajomego.
- To jest bryczka Twojego znajomego?- pokazała ręką dookoła siebie.
- Właśnie ta. A Ty tutaj jesteś bez naszej wiedzy.
- Czyżby? Myślałam, że właśnie rozmawiamy.
- Ty tutaj byłaś bez naszej wiedzy.
- Dobra, dobra, idę. Już nie musicie się tak krępować.
- Krępować? Zaraz, zaraz!! Czekaj!- krzyknął za odchodzącą dziewczyną. Kiedy się nie zatrzymała, pobiegł za nią, chwycił za ramię i przyciągnął do siebie.
- Dokąd idziesz?
- Po pierwsze, nie trzymaj mnie tak mocno, po drugie, a co Cię to?
- Przepraszam- puścił ramię dziewczyny.- Po prostu jestem ciekawy.
- Idę, gdzie mnie nogi poniosą. Zadowolony? Fajnie. Papa. Buźka.- Kobieta odwróciła się plecami i ruszyła dalej. Mężczyzna stał osłupiały.
-"Też coś... dziwny typ"- mruknęła do siebie dziewczyna. Naraz usłyszała za sobą terkot kół.
- A nie możesz jechać tam, gdzie Cię koła zawiozą?- usłyszała serdeczny męski głos. Przystanęła.
- Nazywam się Owen. A Ty?
- Sheila.
- Pięknie. To co Ty na wspólną podróż?
- Nie ma mowy.-Znów zaczęła iść.
- Nalegam!
- Niech Ci będzie.- odwróciła się i rzuciła najbardziej czarujący uśmiech, na jaki tylko mogła się zdobyć. Owen odwzajemnił, o czy mu zabłyszczały.
- W takim razie ruszamy.... do Włoch.
- Wio!!- krzknął woźnica. Zaczęła się wędrówka.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-09-06, 13:20
Ładnie, ładnie :P No ja myślę że teraz na FZ nie można liczyć na wiele komentarzy, bo wszyscy siedzą w szkole albo w domu i się uczą ;)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Monika. w 2007-09-07, 20:14
Uczą się? Dobre sobie (w moim przypadku) xD Nie spoko. Bardzo spoko :D czekam na cd bo miło się czyta :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-09-07, 22:45
Kolejny raz powtarzam to samo - śliczne. ;d


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-09-08, 09:35
Ej, trzy dni przerwy to za dużo xD Dawaj daleeej, proszęę... :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-09-08, 14:33
Najpierw to muszę napisać :P Ale postaram się to zrobić :)

Weno... przybywaj... :roll:


    Przez gościniec mknął w zawrotnym tempie konny jeździec, wzburzając wokół siebie ogromne tumany kurzu. Mieszkańcy Mediolanu co rusz oglądali się za mężczyzną. Niektórzy wygrażali pięściami, krzycząc, by uważał (choć robili to bardzo cicho), inni podążali tylko za nim wzrokiem pełnym zdziwienia. Nikt nie pytał o nic. Wszystkim była już wiadoma sprawa o szukaniu zaginionej córki królowej. Większość pukała się w czoło, mówiąc przy tym:
- Tak, szukajcie umarłego. Powodzenia.
Nieliczni tylko wyrażali ciche nadzieje powiedzenia się poszukiwania.
 Tymczasem jeździec w błyskawicznym tempie dojechał do bram miasta, gdzie zauważywszy niczego sobie gospodę, zsiadł z konia i ruszył do niej, z zamiarem pożywienia się. Gdy tylko wszedł, oczy wszystkich zwróciły się ku niemu. Wszelki ruch ustał. Każdy czekał, aż podróżny usiądzie i dopiero wtedy wracali do swoich zajęć. Nie robili tego przez strach, lecz przez szacunek. Strój przybysza zdradzał, że ów człowiek pracuje w pałacu. Ponadto był on znany w tejże karczmie, ponieważ jako królewski posłaniec często w niej przebywał. I oto dał się słyszeć wesoły okrzyk:
- Ronaldzie!!
Jeździec obejrzał się, szukając znajomej twarzy. Za ladą stał niski, gruby, łysiejący barman o ciepłym spojrzeniu, kartoflanym nosie i szerokim uśmiechu. Na ten widok Ronald uśmiechnął się, po czym podążył do znajomego, by go uściskać.
- Raymond, witaj druhu!
- Co Cię tutaj sprowadza? Doszły mnie słuchy o jakimś szukaniu.
- Dobrze słyszałeś.Usiądźmy.- Usiedli przy jednym z wolnych stolików.
- Ale kogo szukają?
- Przyniesiesz mi piwa, kolego?
- Oczywiście.- Barman odszedł na chwilę, a po chwili wrócił z kuflem złotego płynu, z ociekająca po ściankach pianą.
- Szukają Dorothy Evans. A raczej, to ja mam szukać.
- Evans? Dorothy Evans? Czy to nie...
- Córka, jedyne dziecko królowej.
- Ale przecież ona...
- Nie mamy żadnej pewności, że umarła. Kto wie? Może właśnie jest inaczej. A ja muszę to sprawdzić.
- Wierzysz w powodzenie podróży?- Raymond spojrzał na przyjaciela, obserwując przy tym, jak kilka kropel piany stacza się tamtemu po brodzie.
- Mam cichą nadzieję, iż mi się powiedzie.- Odpowiedział z zamysłem Ronald, obcierając rękawem brodę.
- Można by rzec, że wszystko w Twoich rękach.- Barman przypatrywał się mężczyźnie. Był to człowiek 39-letni,dobrze zbudowany, o czarnym włosach z lekkimi siwymi nitkami, sięgającymi do ramion, z brodą lekko przypruszoną siwizną, śniadą karnacją, ciemnozielonymi oczami. Emanował z niego wewnętrzny spokój, oddanie, powaga. Nikt nie bał się mu zaufać. I też nigdy on nie wykorzystał czyjegoś zaufania. Ronald zerknął na okno. Słońce powoli zachodziło. Na ten widok, chcąc, nie chcąc, ziewnął.
- Chcesz zapewne jakiś pokój- spytał Raymond.
- Jeśli nie sprawi to kłopotu, to chętnie przenocuję, a rano ruszam w dalszą drogę.
- Chodź za mną.- Barman wstał od stołu i potrząsnął pękiem kluczy przymocowanym do pasa. - Pokażę Ci twoje lokum.





I co? :D Pisane na świeżo :D :P Ładne?


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ^kora^ w 2007-09-08, 22:07
Suuper :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-09-09, 10:45
Ładne?
Ładne. :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-09-09, 17:19
Nie ma to jak lekcja historii :D Wystarczyło tylko, żeby pan nam coś o czymś powiedział, a już nasunął mi się pomysł na nowe opowiadanie przygodowe :) Ale nie zacznę go teraz pisać. Najpierw skończę to :P


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-09-09, 19:31
No, ładnie ładnie ^^ bardzo mi się podoba, chociaż czekam na wątek miłosny :evil: ^^


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-09-09, 21:07
Spokojnie,  spokojnie. Przyjdzie czas i na miłość :P :)  :VoV:


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-09-10, 15:37
Daj następną część, proooszę :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-09-10, 19:04
Najpierw to muszę ją wymyśleć. A teraz mało czasu, bo szkoła i... szkoła. Dziady muszę czytać. Takie to nudne, że nie wiem :P Co rusz tylko diabły chcą chwycić pazurami jakąś niewinną duszę więźnia, a anioły starają się im przeszkodzić... :P :D

A więc musisz poczekać. Postaram się jednak napisać w tym tygodniu :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-09-13, 11:56
No ja tam czekam, nigdzie się nie wybieram :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-09-28, 17:39
Przepraszam, że tak długo. Już piszę nową część :)


   Znana już nam trójka jechała tymczasem bryczką, która podskakując na wybojach wjechała do lasu. Podróżnych otaczały potężne klony i smukłe, wysokie brzozy. Zielone liście drgały lekko na wietrze.
-Prrrr!!- nagle woźnica wstrzymał klacz. Sheila spojrzała na niego zdziwiona:
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego zatrzymujemy się w środku las...- nie dokończyła, gdyż wtem rozbrzmiało głośne rżenie.- Co to?!
Owen uśmiechnął się tajemniczo i wyskoczył z wozu, i pobiegł w gąszcz. Chwilę potem wrócił prowadząc pięknego, czarnego konia, który spokojnie mógł zasłużyć na miano królewskiego. Na widok zwierzęcia dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Pochlebiło to młodzieńcowi, który wsunąwszy ręce w kieszenie rzekł:
- Poznajcie się. Sheila- Damis, Damis- Sheila.
- Miło mi. Skąd go wytrzasnąłeś?- spojrzała na Owena podejrzliwie. Chłopak wzdrygnął się, wyczuwając chłód w głosie kobiety i odparł:
- Znalazłem. Nie miał właściciela.
- Bezpański powiadasz?
- A i owszem. Właściciel się wyniósł do innego kraju i już po niego nie wrócił. Wiem, bo nikt się po tego konia nie zgłaszał.
- Może się jeszcze zgłosić.
- Jeszcze? Wykluczone. Minęło 9 lat. Po takim upływie czasu mogę spokojnie przywłaszczyć sobie prawa do tego konia. Zresztą i Damisowi się nie spieszy zmienić właściciela, to mój kompan- poklepał konia po głowie, którą ten wsadził mu pod pachę.
- No dobra. Ale po co nam on?
- Do wymiany. Klacz Stephena nie zniesie podróży.Bez urazy kolego!- rzucił w stronę woźnicy.
- W porządku!- odkrzyknął tamten.
 W ciągu następnych 20 minut mężczyźni zamienili konie. Gdy wszystko było gotowe, Stephen chwycił Złotą za lejce i poszedł odprowadzić ją do starej, pustej obory, teraz jednak specjalnie na ten cel przygotowanej. Po 10 minutach był z powrotem. Ruszyli w dalszą drogę.

   -Kim są Twoi rodzice?- Owen spojrzał w oczy Sheili. Dziewczyna odwróciła głowę. Patrzyła zamyślona na przemijający krajobraz. Lasy, domy, rynki, kolorowe witryny sklepów, znowu lasy. Stephen siedzący na koźle nastawił uszu, chcąc usłyszeć odpowiedź.
- Nie wiem- wzruszyła ramionami. Owen wyczuł smutek w jej głosie. Przysunął się bliżej i objął ją ramieniem. Nie odsunęła się. Było jej w tej pozycji bardzo bezpiecznie.
  DUM!- nagle bryczka zatrzęsła się, wjechawszy w dół na drodze. Wóz się zatrzymał.
-Jasny gwint! Szlag by to trafił!- krzyknął woźnica. Oboje odwrócili się z pytającym wzrokiem.
- Mam złe przeczucia- mruknął Stephen. Zsiadł z kozła i poszedł obejrzeć koła.
- Coś się stało?- zatroskał się Owen, wychylając się do przyjaciela.
- Niestety, złamało się koło. Powinienem wziąć lepszą bryczkę, a nie tą staruchę- zaczął sam siebie ganić.
- Przystopuj trochę! Z każdą mogło się to stać! Wszystko będzie ok!-starała się pocieszyć woźnicę Sheila. Mężczyzni spojrzeli po sobie.
- Grunt to zachowanie spokoju ducha, dobrego humoru i zimnej krwi w każdej okoliczności.- Skwitował młodzian.
- Ale co zrobimy?- Stephen spojrzał na niego żałosnym wzrokiem.- Nie mam zapasowego koła, a z trzema ani rusz.- Jego wzrok błądził po twarzach tamtych, szukając pocieszenia. Pierwszy raz mu się to zdarzyło. Pomyślał o tym, iż będzie musiał pozbyć się bryczki, służącej jego rodzinie od pokoleń. A na nim miała się ta nić urwać. Uradowała go myśl, że Złota została  w oborze w lesie. Gdyby nie decyzja Owena o zmianie konia, jego klacz wiele by wycierpiała psychicznie i fizycznie. Usiadł na ziemi. Towarzysz zauważywszy jego troskę, usiadł obok i objął ramieniem:
-Stary, nie martw się. Wszystko się ułoży- teraz również on zaczął pocieszać przyjaciela.
- Masz czwarte koło w swoim bagażu?
- Nie, ale...
- Właśnie- mruknął woźnica.
- A l e to jest jedyna droga dojazdowa do portu- powiedział młody, akcentując słowo "ale". - Nie ma możliwości,by nikt tędy nie przejeżdżał.
Stephen podniósł głowę. W jego oczach pojawiły się iskierki nadzieji.
- Będzie dobrze?
- Musi być dobrze, Musi.


**************
Uff, macie. Teraz będę myśleć, jak się potoczą dalsze ich losy, bo jeszcze tego nie wiem :P :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-09-29, 14:29
Wątek miłosny, prosić bardzo xD


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-09-30, 16:49
Prosić zawsze można xD :P


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Blackie w 2007-09-30, 17:35
Łamiesz mi serce xD


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-01, 17:44
Wiesz Blackie, życie nie zawsze jest kolorowe xD :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-03, 17:44
  Tymczasem znany nam już Ronald, który nie grzeszył zbytnim pośpiechem, do czasu, aż był całkiem wypoczęty, a brzuch nasycony. Mężczyzna, po spokojnie przespanej nocy w karczmie, wstał następnego dnia około godziny 10, leniwie się przeciągając, robiąc wszystko powoli. Zjadłszy syte śniadanie, na które składaly się:przyrumieniona kiełbasa z cebulką, włoskie kluski gnochi, a także trzy grubo krojone pajdy świeżego, wiejskiego chleba oraz ćwiartka butelki wina. Tak posilony o godzinie 11 pożegnał się z Raymundem i ruszył w dalszą drogę.
  Kłusował praktycznie przez cały czas, w zalotnym tempie mijąjąc wsie, miasteczka, lasy, polany, zatrzymując się tylko w razie konieczności napojenia konia, a i przy okazji samego siebie.
  Dzień zbliżał się ku końcowi, słońce schowało się za horyzont, gdy prawie całkowicie wyczerpany z sił, wjechał do Neapolu. Tam wszedł na statek płynący do Anglii, oddał konia personelowi do przechowania, po czym rzucił się na łóżko w koji i zasnął tak głębokim snem, jak tylko utrudzony podróżny potrafi.
   Zbudził go gwizd, obwieszczający przybijanie do angielskiego portu. Zerwawszy się na równe nogi, tym razem nie tracił czasu na spokojne przygotowywania, lecz od razu przystąpił do rzeczy. Odebrawszy konia, zszedł po trapie na ląd i rozejrzał się w poszukiwaniu drogi do Londynu.
- Żadnych oznakowań? Wstydziliby się Ci Anglicy...- mruknął pod nosem. Jego wzrok napotkał grupkę trzech osób: dwóch mężczyzn, w tym jednego młodego i jedną, naprawdę ładną dziewczynę. Podszedł do nich i spytał łamaną angielszczyzną:
- How can I go to London?*
Tamci spojrzeli na niego zaskoczeni. Przez chwilę dostojny wygląd i strój podróżnego odebrał im mowę. Od razu wiedzieli, iż musi to być ktoś z wyższych szczebli. Owen chrząknął znacząco, ale to Sheila pierwsza zaczęła mówić i to- tu szczęka opadła jej towarzyszom- po włosku! Wytłumaczyła dokładnie drogę pytającemu, a ten, podobnie jak jej znajomi, nie mógł się otrząsnąć ze zdumienia. Bowiem wcześniej przyjrzawszy się łachmanom dziewczyny, nigdy by nie posądził jej o znajomość języka włoskiego. A tu proszę! Owszem, zdarzyło się jej kilka dość dosadnych błędów, ale wszystko zrozumiał doskonale. Z podziwu nad młodą kobietą uchylił przed nią czoła i powiedział:
- Grazie,Bella**- po czym na odchodnym spojrzał jeszcze na konia i rzekł do Owena:
- Piękny koń, rzadko się takie widuje.- Wsiadł na swojego i ruszył w kierunku wskazanym przez Sheilę. Nowi przyjaciele wciąż patrzyli na nią zdębiałym wzrokiem. Wreszcie Owen zdecydował się przemówić:
- Skąd Ty, dziewczyno, znasz język włoski?
- Może ma dar języków, jak apostołowie...- zachichotał Stephen.
- Nooo eeee.... - spojrzeli na nią wyczekująco.- Nie wiem... Po prostu znam, jakbym się kiedyś uczyła, ale nie pamiętam w jakich okolicznościach. Zresztą całe moje życie sprzed czasu, gdy dostałam się pod surową rękę panny Mabel, jest dla mnie zagadką. Zupełnie, jakby mgła zapadła na moją przeszłość. Panna Mabel przez 9 lat robiła co w jej mocy, by wymazać mi z pamięci całe moje dotychczasowe życie i jej się to udało. Jedyne, co mi zostało, to ten język.- Westchnęła. Wszelkie wspomnienia, a raczej ich brak, dotyczące przeszłości, sprawiały jej ból. Nie wiedziała kim była, kim jest, ani kim będzie. Sierota bez przeszłości i przyszłości. Łza zakręciła się jej w oku i spłynęła po policzku.
- Hej, słońce, nie płacz.- Owena ogarnęło wzruszenie i delikatnie otarł łzę z policzka dziewczyny. Ta drobna czułość sprawiła, iż Sheila wtuliła się w poły płaszcza mężczyzny, wybuchając rzewnym płaczem. Zapadła cisza, zakłócana tylko łkaniem dziewczyny. Stephen, bardziej niż jego towarzysze czując, że powinien zostawić ich samych, poszedł dowiedzieć się o godzinę odpłynięcia najbliższego statku do Włoch.
   Tymczasem Ronald kroczył po ulicach Londynu, prowadząc konia za lejce. Szukał już od godziny i jak dotąd żadnej wieści. Nikt nawet nie słyszał o zaginionej.
- Co teraz? Gdzie szukać? Gdzie mogło by pójść dziecko, zostawione samo sobie?- Podniósł oczy i przeczytał wielki szyld nad drzwiami budynku, mieszczącego się po drugiej stronie ulicy: "Sierociniec panny Mabel".- Sierociniec? Hmmm... kto wie? Może? Toć to niedaleko stacji kolejowej. Trzeba sprawdzić.- Przeszedł przez ulicę i zapukał. Otworzyła mu tęga kobieta, o niesympatycznym wyglądzie, jej wzrok wyrażał zniecierpliwienie. Ronald pomyślał: "To chyba jednak nie możliwe, każde dziecko by uciekło widząc tą babę, ale wprawdzie kto wie? Sama jedna, pozbawiona dachu nad głową, rodziny, dziewczynka...", a na głos rzekł:
- Panna Mabel, jak mniemam?
- To ja, nic mi pan nie sprzeda.
- Sprzeda?- Zdumiał się.- Ach! Wzięła mnie pani za handlarza? Ależ nie, ja w zupełnie innej sprawie! Bardzo ważnej- zaznaczył.
- Jakiej?- spojrzała ciekawiej na obcego.
- Czy kiedyś była u pani dziewczynka podająca się za osobę z wysokiego rodu?
Słysząc to pytanie, kobieta musiała przytrzymać się framugi, by nie zasłabnąć. Przed oczami stanęło jej wydarzenie sprzed 9 lat, kiedy to młoda, umorusana dziewczynka oznajmiła jej słodkim głosem:
-Nazywam się Dorothy Evans. Jestem córką królowej Yvonne. Nasz pałac się spalił. Wszyscy wyjechali do Włoch, a ja nie zdąrzyłam na pociąg.
Pamiętała, iż wyśmiała ją wtedy, nie dowierzając w ani jedno jej słowo, a teraz okazało się, że ta rzekoma wariatka mówiła prawdę. "Ale jej już nie ma"- pomyślała i przyrzekła sobie, że musi coś z tym zrobić, skoro nadarza jej się tak wspaniała okazja do wzbogacenia się, nawet gdyby miała kłamać.
- Ach! Tak! Dokładnie 9 lat temu! Dorothy Evans podawała się za córkę królewską.-Na dźwięk znajomego imienia Ronald poruszył się nerwowo i spojrzał z nadzieją na pannę Mabel, która teraz nie wydawała mu się tak straszną jędzą.- Bogatość jej stroju i gracja musiały mnie przekonać. Przyjęłam ją, królewnę!, tutaj, pod mój dach, w moje własne progi!
- Ach! Czyż jest tu jeszcze?-zawołał gorączkowo poseł.
- Jest! Jest! Choć skończyła 18 lat kilka dni temu, to postanowiła zostać. Pójdę ją przygotować na pańską wizytę. To może być dla niej szok. Biedna, prawie już całkiem straciła nadzieję.- Osuszyła ręką fałszywą łzę i skierowała się do jednego z pokoji, każąc Ronaldowi poczekać w korytarzu. Otworzyła skrzypiące drzwi i ujrzała młodą, 19-letnią dziewczynę siedzącą na krześle przy stole, pochyloną nad książką.
- Agato- syknęła. Tamta podniosła oczy znad lektury. Do sierocińca panny Mabel dostała się rok po Dolores. Jej ojciec, wpływowy człowiek, powierzył ją opiece panny Mabel, a ponieważ co miesiąc hojnie płacił za wychowanie córki, kobieta łasiła się do dziewczyny, traktując ją jak własne dziecko, a Agata poczuła sympatię do panny Mabel i traktowała ją jak macochę. A gdy ojciec jej zmarł (pozostawiając córce w spadku dość pokaźną sumą pieniędzy) pozostała przy pannie Mabel.
- Pamiętasz tą wariatkę Dorothy Evans?
- Sheilę? Tak pamiętam. Kilka dni temu została wyrzucona, nieprawdaż?
- Właśnie. Posłuchaj, co mam Ci do opowiedzenia.
Nastolatka wysłuchała cierpliwie, co rusz zatykając usta ze zdumienia.
- Ale przecież jej nie ma... skłamałaś posłowi- powiedziała zduszonym głosem.
- Owszem, lecz po co nam ona? Agato, świat stoi przed nami otworem.- Spojrzała znacząco na wychowankę. Tamta zaczerpnęła głęboko powietrza:
-Chyba zaczynam rozumieć... to ja miałabym być ową zaginioną królewną?-zapytała powoli.
- Odnalezioną, odnalezioną.- Uśmiechnęła się Mabel pokazując pożółkłe zęby. - Teraz, droga Agato, zwiesz się Dorothy Evans. Nie muszę Ci raczej nic mówić? Znasz historię?- Upewniła się.
- Tak, ta wariatka przecież tyle razy krzyczała o tym swoim pochodzeniu, jakeśmy ją zamykały w piwnicy o głodzie.- Agata uśmiechnęła się złośliwie na wspomnienie dokuczania młodszej od niej o rok dziewczynki. Także dlatego była ona pupilkiem właścicielki sierocińca, ponieważ miała równie podły charakter, jak jej wychowawczyni. Wymieniły spojrzenia i poszły do czekającego z niecierpliwością Ronalda.

___
*How can I go to London?- (ang.) Jak mogę dojechać do Londynu?
** Grazie, Bella- (wł.) Dziękuję, piękna

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyp. aut.: o tym, co przydarzyło się trojgu naszym znajomym po zepsuciu się wozu, przeczytacie w następnych odcinkach. Teraz było koniecznością przesunąć trochę akcję do przodu. :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie ma co... szybko napisałam nowy odcinek. Musicie przyznać :P I to długi, więc ma wam wystarczyć na dłuższy czas :D :P


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-10-15, 18:18
Śliczne.
Zawsze jak zaczynałam czytać twoje opo to ktoś mi przeszkadzał, no ale wreście mi się udało i uważam, że świetne. Naprade. W porównaniu z moimi to ty i Kitka piszecie świetnie... Aż zazdrość mnie bierze


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-15, 19:01
Dziękować :)

Pisz, Ann (xD), pisz!! :D Nie jestes od nas gorsza! :) :*


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-10-15, 19:05
No chyba coś nabazgram, narazi e na próbe w wordzie potem zobaczymy
najpierw trochę pobarzgrzę potem wrzucę


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-10-29, 15:28
Długo trochę :) Dalsza część.

~~~~
   Ronald zmierzył dziewczynę od stóp do głów. Co prawda, nie widział nigdy na żywo małej Dolores, ale po zapoznaniu się z jej zdjęciem nie mógł znaleźć żadnego podobieństwa między osobą na fotografii a postacią stojącą przed nim. Agata dygnęła przed mężczyzną:
- Witam. Dorothy Evans.
- Ronald Darcese. To dla mnie zaszczyt - ucałował zgrabną dłoń rzekomej księżniczki. Po czym podniósł się i odciągnął pannę Mabel na bok.
- Panno Mabel, jest pani pewna, iż to właśnie ona?
- Oczywiście. Pamiętam doskonale ten dzień, kiedy...
- Dobrze, rozumiem - przerwał, ale za chwilę wyjaśnił swoje wątpliwości - Jak mi wiadomo księżniczka miała brązowe włosy. Ta zaś ma blond. I jeszcze oczy powinny być zielone a są piwne.
- Minęło dziewięć lat, panie! Przez tak długi czas włosy mogą wyblaknąć. A oczy? Czy od początku do końca muszą mieć ten sam kolor? Znałam osobę, której bardzo często barwa źrenic się zmieniała.
- Ma pani rację. Nie mam już żadnych wątpliwości. Cóż, nie mamy dużo czasu. Musimy jechać.
- Dokąd?
- Do Włoch.
- Och!- zdumienie odebrało na chwilę mowę właścicielce sierocińca - Mam to zostawić?- zatoczyła ręką kółko dookoła siebie, jakby chcąc pokazać swoją boleść, ale tak naprawdę cieszyła się w duchu, że z każdą sekundą bramy królestwa bardziej się przed nią otwierają. Westchnęła fałszywie i zwróciła się do podopiecznej:
- Panienko, to znaczy Wasza Wysokość - zająknęła się, patrząc spod oka, jakie to wrażenie wywarła na obcym - czas w drogę. Powrócisz do swojego domu, do królowej matki.
- Kiedy to? - w oczach dziewczyny zabłysły ogniki.
- Już - odrzekł prosto Ronald. - Pakujcie się, drogie panie. Za 15 minut ruszamy. Statek będzie za pół godziny.

~~~~~~~~~~
Krótko strasznie, wiem, przepraszam, ale jakoś nie mam ochoty jednak pisać dzisiaj :(  To jest straszliwie krótkie, lecz może chociaż trochę was zaspokoji?


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-10-29, 17:36
Troche... Troszeczke... Troszenieczkę! xDDDDD
Fajne i tak


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-11-07, 16:56
  Sheila, Owen i Stephen czekali na odpłynięcie statku. Dziewczyna, leżąc na brzuchu, na swoim łóżku, zwanym koją, podparła brodę rękoma i obserwowała krążącego po kubryku Owena (kubryk to wspólne, wieloosobowe pomieszczenie mieszkalne na statku). Chłopak łaził tam i z powrotem, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Dziewczyna zirytowała się i zawołała:
- Owen! Usiądź wreszcie!
Popatrzył się na nią nieprzytomnym wzrokiem:
- O co chodzi?
- Chodzisz już tak przez 15 minut! Nogi Cię nie bolą?- wyszczerzyła białe zęby.
- Nie, nie... ja myślę - odpowiedział.
- Ach, myślisz, to ja nie będę Ci przeszkadzać w tak ważnym przedsięwzięciu. To się zdarza tylko raz na jakiś czas.- Twarz i głos Sheili nabrały udanej powagi. Przez kolejne pięć minut trwała cisza, jednak dziewczyna nie wytrzymała dłużej i spytała:
- A tak w ogóle, to czemu akurat do Włoch? Halo! Ziemia do Owena! Wracaj! - krzyknęła, gdy chłopak nie zareagował na pytanie. Na dźwięk donośnego głosu Sheili, młody mężczyzna w końcu usiadł i utkwił wzrok w zielonych oczach towarzyszki.
- Mam tam znajomych, chciałbym ich odwiedzić.
- Znajomych? Kogo?
- Ach, sporo osób. Ale najbardziej zależy mi na dwójce: Fryderyku i Brendzie. Pracowałem z nimi w pałacu, w tym spalonym, co go mijaliśmy jakiś czas temu...
Sheila zasępiła się na wspomnienie zgliszcz pięknego niegdyś, jak twierdził Owen, pałacu. Zastanawiała się, co się stało z ludźmi, którzy tam mieszkali. Teraz okazało się, że przenieśli się do Włoch. Dalsze słowa przyjaciela otrząsnęły ją z zadumy.
- Byłem tam kuchcikiem. Miałem dziesięć lat. Ostatnim wspomnieniem, które pamiętam, to bal i ów pożar. Feralny dzień - zasępił się, po upływie chwili oczy mu się rozjaśniły.- Jest jeszcze jedna osoba, którą całym sercem pragnę znów zobaczyć.
- Sądząc po Twoim wyrazie twarzy, zapewne jest to ktoś wyjątkowy?
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak. To królewna, rok młodsza ode mnie. Można powiedzieć, że tak naprawdę to głównie dla niej wyruszyłem do Italii. Teraz ma osiemnaście lat i pewnie jest piękną kobietą, pławi się w luksusach, służące z Brendą na czele pomagają jej w toalecie, tańczy na balach olśniewając wszystkich swoim wdziękiem i czyta mnóstwo książek. Uwielbia książki.
- Ale już niedługo, bo za kilka dni do pałacu wkroczysz Ty, wpadniecie sobie w objęcia i już nazajutrz, albo nawet tego samego dnia, ksiądz ogłosi Was mężem i żoną.
- Tak, yhym - przytaknął chłopak.
-Phrr...- parsknęła Sheila. Do Owena dotarło, że dziewczyna się z niego nabija. Jednym ruchem chwycił poduszkę i przygniótł twarz przyjaciółki, tłumiąc jej zaskoczony krzyk.
- Przestań! Starczy! - piszczała zduszonym głosem.
- Ładnie to się tak nabijać?
- Już nie będę! Tylko zabierz tą poduszkę!
- Magiczne słowo!
- Proszę!!!
- Nie to słowo... A zaraz! Ktoś coś mówił wcześniej o tym, że ja rzekomo rzadko myślę, czy tylko mi się zdawało?
- Zdawało Ci się!
- A mi się wydaje inaczej...
- Ałaaa, no dobra, dobra, masz rację, nie przesłyszałeś się!
- No!
- Weź ode mnie tą poduszkę! Udusisz mnie! Owen!
- Jeszcze nie słyszałem z Twych ust tego słowa, którego tak łakną moje uszy...
- Jakiego słowa? Może mi ułatwisz zadanie?
- Co się mówi, gdy się nabroji?
- Przepraszam!!!
- Nareszcie! - Owen odrzucił poduszkę i spojrzał na zadyszaną buzię dziewczyny. Potargane włosy przylepiły się do spoconego czoła.- To rozumiem.
Sheila odgarnęła kosmyki z twarzy.
- Wychodzę na pokład. Muszę się przewietrzyć.

  Tymczasem Ronald, Agata i panna Mabel siedzieli w sali restauracyjnej na tym samym statku. Mężczyzna poszedł zamówić po kuflu złotego piwa dla siebie i Mabel. Rzekoma królewna wyglądała przez oszkloną ściankę, przy której siedzieli. Nagle jej wzrok zatrzymał się na jednym punkcie. Źrenice jej się rozszerzyły, mina rozdziawiła ze zdumienia. Widząc dziwne zachowanie podopiecznej, Mabel syknęła:
- Co Ci jest? Królewnie nie wypada tak się zachowywać, zapomniałaś?
- Ona tu jest!- wydusiła z siebie dziewczyna.
- Kto znowu?
- Zobacz sama! Stoi przy burcie...
Kobieta odwróciła głowę we wskazanym kierunku i oniemiała z przerażenia. Wzrok jej nie mylił. Widziała jasno i wyraźnie smukłą sylwetkę Sheili, a raczej Dorothy Evans, prawdziwej księżniczki.
- Co Ty na to, Mabel?
- Co ta smarkula tu robi? Musimy się jej pozbyć.
- To logiczne, ale jak? - Agata pochyliła się w stronę opiekunki.
- Trzeba to przemyśleć. Ciii- odsunęła się, widząc wracającego Ronalda.
- Jak tam moje panie? Mam nadzieję, że nie czekały panie długo?
-  Uwinąłeś się nader zwinnie, Ronaldzie - odrzekła spokojnie "królewna". Wtem dał się słyszeć długi, przenikliwy gwizd, obwieszczający gotowość do rejsu. Wciągnięto trap na pokład. Statek ruszył do portu w Neapolu.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-11-08, 06:35
Faaaajneeee... xDD ja kcem jeszcze!!!!!! XDD


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-11-08, 16:25
Ale jak narazie, to chyba tylko Ty chcesz... Bo nikt tu nie zagląda prócz Ciebie :(


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-11-08, 16:49
U mnie tak samo xDD ;PP


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-11-08, 19:24
Czy ja jestem nikim? :P
Śliczne, cudowne, kocham to opowiadanieee!
Sorki, że wam nie komentowałam, ale niestety - brak czasu. Jednak opowiadania czytam regularnie, żeby nie było. :P


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-11-09, 19:32
:) No proszę, wystarczy napisać, że nie komentują i już się powoli zaczynają zbierać :P

Kitko, rozumiem ten brak czasu, zeby nie bylo :*


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: MoniŚ w 2007-11-09, 20:15
Podobają mi się opisy :) . Ja niestety nie umiem opowiadania w ten sposób udoskonalać :P

Dużo dialogów, ale chyba tak powinno być. Ja bym dodawała trochę opisów przy wypowiedziach jak np tu:
"- Nareszcie! - Owen odrzucił poduszkę i spojrzał na zadyszaną buzię dziewczyny. Potargane włosy przylepiły się do spoconego czoła.- To rozumiem."

Ale ogólnie podoba mi się :) Czekam na CD :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-12-28, 16:54
Weno, przybywaj! Ja chcę napisać nową część, a tu nie mam pomysłu ;( :(


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2007-12-28, 18:04
Rozumiem cię, Meraviglio. Sama chcę coś napisać w "Bożym Narodzeniu", ale mam pomysły tylko na kontynuację opowiadania o Marcinie. :/ A tak poza tym - cieszę się, że wróciłaś na forum:)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-12-30, 13:24
Ja też się cieszę :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2007-12-30, 15:05
Hurrrraaaaa!! Nie ma to jak otworzyć Worda i zacząć pisać :D Jak zaczęłam, to rozbudziłam w sobie wenę i dalej poszło jak z płatka  :jupi2: :D :P Aż 1 i 3/4 strony w Wordzie :D Czcionką 12 :P


Czytajcie :D :P
********

       Sheila wróciła do kubryku. Nic się nie zmieniło przez te kilkanaście minut jej nieobecności. Z wyjątkiem Owena, który już nie krążył po pomieszczeniu, lecz siedział pochylony na brzegu łóżka z głową schowaną między kolanami. Na chwilę zatrzymała wzrok na chłopaku. Polubiła go. Nawet bardzo. Uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego spotkania. Potem wyleciała myślami w przyszłość. Myślała o spalonym pałacu, o małym kuchciku, wreszcie o pięknej królewnie i ich podróży do Włoch. Poczuła lekkie ukłucie w sercu. Nagle zapragnęła zniknąć z tego statku. Wysiąść na ląd. Ale było już za późno. Płynęli do portu w Neapolu. Kres tej podróży miał być początkiem końca również czegoś innego. On spotka się z tą Dorothy, będą razem szczęśliwi. Westchnęła na myśl, iż Owen zakochany w tamtej zawsze ją, Sheilę, będzie uważał jedynie za przyjaciółkę. Z kącika oka popłynęła łza i stoczyła się po policzku, oznaczając tor swego biegu mokrą smugą. Zacisnęła pięści i zagryzła wargi, by powstrzymać kolejne napływające łzy. Podeszła do chłopaka i zmierzwiła mu włosy, siląc się na uśmiech:
- A zatem płyniesz odnaleźć serce.
Owen ścisnął delikatną rękę dziewczyny i spojrzał w jej wielkie, zielone oczy.
- Tak, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Dziewięć lat! Rany! Czy mnie jeszcze będzie pamiętać?- głowił się.
- Z pewnością. A jak nie, to jej przypomnisz i wszystko b ę d z i e dobrze - starała się pocieszyć młodego mężczyznę, lecz wiedziała, że tak naprawdę pociesza siebie. Zwłaszcza akcentując słowo "będzie", jakby chciała sobie wmówić, że to, co powiedziała, stanie się prawdą.
- Dziękuję Ci. Dodałaś mi otuchy. W nagrodę, kiedy już ja i Dolores będziemy razem, uczynimy Cię najważniejszą damą dworu.
- Och, damą... dworu.- Zasępiła się. Nie chciała być żadną damą dworu. Choćby i najważniejszą. Chciała czegoś innego. To byłoby jednak za piękne, żeby mogło być prawdziwe.
- Właśnie tak. Wspaniale, co? - uśmiechnął się, nie wiedząc, jak bardzo rani serce dziewczyny.
- No cóż, dziękuję. Bądź co bądź stracę...- zamilkła. Przełknęła ślinę i wysiliła się, by rzec to, czego nie chciała - ...przyjaciela.
- Och, Sheilo! Nie stracisz! Obiecuję Ci! - Poderwał się z łóżka i stanął bliziutko niej, trzymając ją za ręce.
- Nie wierzę Ci. Będziesz zajęty. - Przygryzła wargi, czując jak jej oczy wilgotnieją, a głos zaczyna się trząść. Nie wytrzymała.- Ona Cię zabierze!! - krzyknęła i wybiegła na pokład, by ukryć łzy.

   Zatrzymała się na plecach wysokiego mężczyzny. Stanęła jak wryta. Człowiek odwrócił się i spojrzał na zapłakaną twarz młodej kobiety.
- Witam panienkę! Co za miła niespodzianka! - uśmiechnął się rozradowany.
- Yhm, witam.
- Czy ja już się przedstawiałem?
- Nie - odpowiedziała, rozglądając się po pokładzie, niezbyt chętna na jakąkolwiek rozmowę.
- Proszę o wybaczenie. Moje imię to Ronald. - Pokłonił się, a gdy nie usłyszał odezwu z ust nowej znajomej,  zapytał - Można znać imię panienki?
- Słucham? - wyrwała się z zadumienia. - Aha, przepraszam. Mam na imię Sheila.
- Sheila to bardzo ładne imię. Mógłbym zaprosić Cię na filiżankę macchiato? Nie obrazisz się, jeśli będę zwracał się do Ciebie na "ty"?
- Nie, skądże. A co do kawy, to przykro mi, ale nie mam czasu.
Położył ręce na jej ramionach i wpatrzył się głęboko w jej oczy:
- A mi się wydaje, że potrzebujesz kogoś, komu mogłabyś się wyżalić. Pozwól mi być tym kimś. Uwierz, siedząc w samotności, nie odegnasz smutku.
- Dobrze, ma pan rację.
- Nie mów do mnie per pan.
- Już się poprawiam - uśmiechnęła się przez łzy. - Dobrze, ma pa...masz rację.
- Teraz lepiej. Pozwolisz? - wyciągnął ramię.
- Z przyjemnością - położyła dłoń na ręce Ronalda.
- Podają tutaj pyszne macchiato. Po kilku łykach poprawi Ci się humor, panno Sheilo.
- Mam nadzieję - wyszczerzyła białe zęby w szczerym uśmiechu.
Weszli do restauracji. Mężczyzna odsunął dziewczynie krzesło, czekając, aż usiądzie. Potem poszedł złożyć zamówienie. Wrócił z dwiema filiżankami macchiato i z taką samą ilością kawałków szarlotki z cynamonem. Sheila spojrzała na swojego dobroczyńcę spojrzeniem, w którym ukryło się całe podziękowanie. Ronaldowi nie trzeba było więcej. To wejrzenie pięknych, kocich oczu w zupełności mu wystarczyło. Odkroił łyżeczką kawałek ciasta i zbliżył do ust kobiety, mówiąc: - Swoją drogą, to ciasta też mają niesamowite. Najbardziej przypadła mi do gustu szarlotka. Spróbujesz? - zatrzymał łyżeczkę tuż przy jej ustach. Roześmiała się i zjadła podany pod nos kawałek.
-Mhmm, pyszna, doprawdy, przepyszna - zachwaliła szarlotkę.
- Cieszę się, że Ci smakuje - zmrużył oczy i przez moment w milczeniu obserwował, jak dziewczyna z apetytem zabrała się do jedzenia swojego kawałka ciasta. Wkrótce zorientowała się, iż towarzysz milczy. Podniosła głowę znad talerzyka. Napotkawszy przenikliwy wzrok mężczyzny, zmieszana odłożyła łyżeczkę i otarła usta serwetką,. Ronald drgnął i podjął temat rozmowy:
- Przepraszam, zamyśliłem się. Co było przyczyną Twych łez, gdy na mnie wpadłaś?
- Łez? A to... to nic takiego.
Pokiwał głową ze zrozumieniem:
- Miłość, nie mylę się?
- Tak, można to tak nazwać.
- Niech zgadnę: to ten młodzian, z którym stałaś w porcie?
- Tak, to Owen.
- Rozumiem, że on o niczym nie wie?
- Nie i się nie dowie - zasmuciła się.
- Ojej! Dlaczego?
- On swoje serce oddał innej. Ma się z nią spotkać we Włoszech.
- Uuu, współczuję. Lecz cóż? Serce nie sługa. Jeśli ją kocha, to nic go nie odwiedzie od zamiaru bycia z ukochaną. Tylko, że wtedy pewne delikatne, gorące kobiece serduszko zostanie złamane. - Chwycił Sheilę za rękę, czekając na jej odpowiedź. Jednak ona wysunęła dłoń i złożyła na kolanach, mrucząc tylko:
- Yhym.
Wyprostował się:
- Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Lepiej chyba będzie, jak skończymy ten temat. Marny ze mnie pocieszyciel. To jak? Odstawiamy to na półkę z tematami tabu?
- Tak, odstawiamy.
Zaczęli rozmowę. Teraz poszło im gładko. Kilka minut później śmiali się do rozpuku, a ona na pewien czas zapomniała o swojej rozpaczy i jej powodzie. Ani Sheila, ani Ronald nie wiedzieli, jak zmienił by się ich los, gdyby tylko on zapytał, kim jest ukochana Owena.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2007-12-31, 08:49
no w koncu! xD
jak zawsze fajne, jak zawsze mi sie podoba, jak zawsze prosze o CD xD


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-01-02, 15:43
Co nikt nie komentuje oprócz wiernej anaski? :P :(


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2008-01-02, 15:55
jestem wierna jak pies xD
jak chcesz to luknij na maj niu opo


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-01-05, 15:26
luknęłam :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-04-30, 16:43
   Statek kołysał się na falach. W świetle nowiu widać było dwoje ludzi, stojących przy burcie. Sheila i Ronald, bo to oni byli, tak przypadli sobie do gustu, że nie mogli skończyć raz zaczętej rozmowy. Kiedy obsługa zamknęła już kawiarnię, wyszli na pokład by podziwiać bezkres oceanu. Dziewczyna stała bez słowa, przez moment nie słysząc, co mówi jej towarzysz. W zielonych oczach odbijał się lazur wody. W tej chwili istniała tylko ona i ta pustka ją otaczająca. Z zamyślenia wyrwał ją dotyk męskich dłoni na biodrach. Zaskoczona, obróciła się. Ronald, nie cofając rąk, wpatrywał się w nią z widocznym pożądaniem. Sheila nie mogła się cofnąć, mając za sobą barierkę. Zdjęła dłonie mężczyzny ze swych bioder.
- Co ty?...- szepnęła nieśmiało.
Ronald nie odpowiedział, tylko chwycił kobietę w pasie i przycisnął do siebie tak blisko, że czuł dokładnie kształty jej figury. Zdziwienie dziewczyny przeszło w fazę zniecierpliwienia. Próbowała wydostać się z żelaznych objęć nowego znajomego.
- Ciii... nie ruszaj się, stój spokojnie... - wyszeptał, a ona poczuła na policzku ciepło jego oddechu.
- Puść, proszę.
- Spokojnie, pozwól się pocieszyć - rzekł, przysuwając swoją twarz do jej twarzy.
- Zostaw! - krzyknęła rozpaczliwie Sheila.
 Nagle poczuła, że ręce mężczyzny rozluźniają uścisk, a za chwilę między nią a Ronaldem była szeroka przestrzeń. Mężczyzna miał czerwoną rysę przez długość policzka. Przed nim zaś stał Owen, w dumnej wyprostowanej postawie, z ogniem w oczach i roztrzepanymi włosami. Był w tej chwili piękny jak grecki Apollo.
- Nie waż się... jej...dotykać!!! - wykrzyczał prosto w oczy napastnika. Sheila przyglądała się temu z zachwyceniem. Wydawało jej się, że mogłaby wzlecieć do nieba. Zamknęła oczy, by oddać się w pełni temu niezwykłemu wrażeniu. Jej stopy oderwały się od ziemi, frunęła teraz w marzeniach wśród chmur. Kocie oczy utkwione były w tego jednego i dla niego też zabiło szybciej jej serce.
       Owen odwrócił się ku dziewczynie, kiedy usłyszał hałas upadającego ciała. Sheila leżała na podłodze z błogim wyrazem twarzy na bladym obliczu. Chłopak podniósł ją lekko jak piórko i nie zawracając sobie już głowy natrętem, poszedł do kubryku.
       Przy małym dębowym stoliku siedział Stephen owinięty szlafrokiem, z ciepłymi kapciami na nogach. Usłyszawszy skrzypienie drzwi, podniósł głowę. Widząc przyjaciela niosącego omdlałą Sheilę, poderwał się z miejsca i ruchem reki wskazał jedno z łóżek.
- Połóż ją tutaj.
Gdy dziewczyna już leżała, a rytmiczny ruch klatki piersiowej wskazywał na to, że kobieta śni, spytał, czy coś się wydarzyło. Owen opowiedział mu, co zaszło na pokładzie. Stephen potarł się po zmarszczonym czole.
- Na lądzie wydawał się być miły, jeśli o tym samym mówimy.
- Tak, ten sam. Nie pomyślałbym, że może być tak natrętny. Szczęście, iż wyszedłem poszukać Sheili, bo inaczej nie wiadomo, jak by się to skończyło.
- Tragedią - odpowiedział stary, a po chwili dodał - Musisz jej bardziej strzec. Wiem, że Twoje serce oddałeś już innej, ale przynajmniej podczas podróży mógłbyś zwracać na Sheilę więcej uwagi. Obserwowałem ją i zauważyłem, że ona... - przerwał, zastanawiając się czy ma mówić dalej.
- Co takiego? - dopytywał się młodzieniec, wpatrując się bystro w oczy przyjaciela.
- ... cię kocha - dokończył Stephen, z całych sił starając się nie spuścić wzroku. Owen wyprostował się i rozejrzał po pomieszczeniu. Potem bez słowa wyszedł. Stephen sapnął zrezygnowany i poszedł spać. Nastała cisza.
      Kilka godzin później rozległy się tłumione kroki wracającego Owena. Młody mężczyzna zatrzymał się przy śpiącej Sheili. Może słowa kumpla albo widok jej twarzy, po której jeździły smugi bladego światła wpadającego przez małe okienko, grunt, że poczuł dziwne dla niego uczucie. Pochylił się ku dziewczynie i przytuliwszy ją, złożył głęboki pocałunek na jej różowych ustach. Po czym patrzył się na nią przez jakiś czas i z wciąż nierozpoznanym uczuciem w sercu położył się na swoje łóżko.

        Czytelnik chciałby zapewne wiedzieć, co przez ten czas działo się z Ronaldem. Otóż wzburzony człowiek wpadł z impetem do eleganckiego (królewnie należał się najładniejszy) kubryku dwóch kobiet. Agata i panna Mabel przerwały rozmowę i spojrzały wyczekująco na przybysza. Naradzały się nad pozbyciem się prawdziwej Dorothy Evans, ale w momencie wtargnięcia Ronalda zamilkły, wsłuchując się w opowieść rozgoryczonego posłańca.
- A to drań! - zawołała Agata, udając oburzenie.
- Krzywda się dzieje! - zawtórowała jej Mabel. - Boże, że Ty to widzisz i nie grzmisz!
- To jacyś oszuści! - wypaliła nagle młoda dziewczyna. Oczy Mabel i Ronalda zwróciły się do niej z pytającym wyrazem. Agata uświadomiła sobie, że to była przesada, ale postanowiła kurczowo trzymać się swojego oskarżenia.
- No bo... - zastanowiła się - według mnie, to ona udawała tylko, że się pokłóciła z tym jej znajomym. Widzieliście ich ubrania. Widać, że są biedni. Uważam, iż to była jedna z ich sztuczek. Wykorzystała Cię finansowo, a potem on pobił i uciekli.
- Ale ona zemdlała - powiedział Ronald.
- Och! Przecież Ci aktorzy tak dużo potrafią! Umieją nawet udać zemdlenie.
Mężczyzna, jako, iż w czasie złości był naiwny, przekonał się do słów Agaty i rzekł naburmuszony:
- Widziałem ich na lądzie, zanim znalazłem Ciebie, moja pani - tu pokłonił się nisko przed dziewczyną. - Ale wówczas wydawali się być mili. Ona znała język włoski, mówiąc, że nie wie, skąd go zna. Akurat. Teraz poznaję, że to zwykła banda oszustów z pleb... - chciał powiedzieć "z plebsu", lecz nie dokończył, gdyż uderzył go bardzo ważny fakt. Złapał się za głowę, krzycząc:
- Mój Boże! Koń! Mieli ze sobą pięknego, czarnego konia! Takie konie są tylko w królewskiej stajni! Zatem to prawda! Są złodziejami! Złapani na gorącym uczynku! Ale nie ujdzie im to płazem. Mam upoważnienie do aresztowania łamiących prawo. Przyleciały ptaszki, to poczują smak klatki.
- Na Boga! To trzeba szybko! Rano statek ma dopłynąć na miejsce. Musisz ich aresztować, zanim zdążą uciec! - podchwyciła temat Mabel, uznając go za najlepszy sposób usunięcia Dorothy Evans. O tym samym pomyślała Agata i spytała niby niewinnie:
- Są we dworze mej matki królowej głębokie lochy?
Mężczyzna spojrzał na nią, tknięty jakąś nową myślą, po czym odrzekł:
- Nie ma gorszych w całych Włoszech. Przepraszam panie. Muszę coś wziąć z swojego pokoju. - Pokłonił się i wybiegł. Moment później zobaczyły go przez okno, wzburzonego i z trzema parami kajdanek w rękach. Wymieniły się spojrzeniami.
- Kłopot rozwiązał się sam - mruknęła zjadliwie fałszywa księżniczka.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: ***KITKA*** w 2008-04-30, 20:30
Wreszcie! Łaaa, Meraviglia powraca :D
Śliczne ;d


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2008-05-01, 07:09
Łiiiii!
No w końcu!
Bardzo fajna, jak zawsze zresztą.


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia w 2008-05-05, 12:55
Cieszę się, że się podoba :D


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: Kar w 2008-05-05, 14:44
No dawaj dawaj kobitko.... więcej, więcej!


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: meraviglia18 w 2009-06-19, 10:15
        Sheila i Owen nie byli zbytnio zachwyceni pojawieniem się Ronalda w ich kubryku. Lepiej, zupełnie go zignorowali. Posłaniec czuł się nieco urażony takim przyjęciem. W końcu on, wywodzący się ze szlachetnego rodu, przez takich plebejuszy winien być traktowany z szacunkiem w jego mniemaniu niemal boskim. A oni nawet się do niego nie odezwali.
- Słucham pana, czemu zawdzięczamy pańską wizytę? Proszę, niech pan siada - Stephen uprzejmym gestem wskazał nagłemu gościowi miejsce na krześle. Ronald zmierzył go wzrokiem. Zastanawiał się, co z nim zrobić. Nic mu złego nie uczynił, lecz przecież podróżował razem z tą dwójką, więc na pewno jest ich wspólnikiem, a tym samym jest oszustem i złodziejem, jak tamci.
- Napije się pan czegoś? Nie mamy dużego wyboru. W ogóle nie mamy wyboru. Jest tylko piwo - zafrasował się Stephen i spojrzał na mężczyznę wciąż stojącego w drzwiach. - Ach! Panie! Co to?! Co to znaczy?! - krzyknął nagle, wpatrując się w kajdanki trzymane przez gościa.
- To znaczy, że ja Ronald von Bergh, posłaniec Jej Królewskiej Mości - Yvonne Evans, aresztuję was pod zarzutem kradzieży.
- Że co?! Co myśmy niby ukradli?! - zawołała Sheila, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. - Owen, powiedz coś - spojrzała na przyjaciela. Ten nic nie odpowiedział. Stał wpatrzony w kajdanki i romyślał nad słowami przybysza. "Yvonne Evans... królowa... aresztować... dlaczego nie? To nam ułatwi szukanie królowej i księżniczki Dolores. Ale czy na pewno trafimy do królowej?"
- Gdzie nas zamkniecie? - zapytał głośno Ronalda. Sheila i Stephen wytrzeszczyli oczy, nie mogąc uwierzyć w słowa Owena, wypowiedziane ze stoickim spokojem.
- Tam, gdzie wasze miejsce. W lochach pałacu królowej. Nie oczekujcie wielu wygód - uśmiechnął się szyderczo.
- Dobrze. - Owen, ku jeszcze większemu zdumieniu towarzyszy, wyciągnął ręce i pozwolił nałożyć sobie kajdanki. Stephen wziął przykład z przyjaciela i również dał się aresztować, nie robiąc żadnych wymówek. Jedynie Sheila stawiała opór, ponawiając swoje pytanie:
- Co ukradliśmy?
Ronald nie patrzył na nią. Nie mógł znieść widoku jej twarzy, na której malowały się upór i jakaś dziwna siła, tak nie pasująca do postaci biedaczki. Podszedł do niej, chwycił za przegub ręki i z trudem, gdyż dziewczyna starała mu się wyrwać,  założył jej kajdanki.
    Ronald i więźniowie wyszli na pokład. Posłaniec rozejrzał się za księżniczką i panną Mabel, jednak nigdzie ich nie zobaczył. "Pewnie są nadal w swoim kubryku" - pomyślał. W tej chwili obwieszczono sygnał wpływania do portu.




------
Niespodzianka!! :D Króciuteńko... ale coś jest :D Nie myślałam, że wrócę do tego opowiadania :)


Tytuł: Odp: Moje opowiadanie :)
Wiadomość wysłana przez: anas w 2009-06-19, 12:01
Wielki powrót ^^

Szkoda, że tak krótko. Nie mogę się doczekać dalszych części. Pisz i szybko wrzuć ;3