Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: 1 2 [3]   Do dołu

Autor Wątek: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)  (Przeczytany 9024 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Scorpio

  • Gość
Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #60 : 2004-12-18, 09:48 »
Proszę odpowiadajcie plissssss.
Zapisane

taigan

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1695
    • WWW
Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #61 : 2004-12-25, 12:17 »
No fajnie, fajnie 8)
CD ;)

Scorpio

  • Gość
Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #62 : 2004-12-27, 14:58 »
CD. mam nadzieję że ktoś oprucz taigan czyta to. jak tak to prosze o odpowiedzi.

Po tych słowach nadchodziła kompletna cisza. Minęło około pół godziny, kiedy Daniel ocknął się z pochłonięcia otchłanią marzeń, myśli, pytań. Nappy przysnął sobie obok swojego pana, który w tej chwili zauważył, że jest już prawie dwudziesta. Na całej łące słychać było tylko oddechy Daniela i Happy’ego oraz bicie ich serc.
   Chłopak szybko wstał budząc przy tym bernardyna. Ruszył szybkim krokiem w stronę swojego domu z biegnącym truchtem psem przy nodze.
- Jestem tato!- wysapał przechodząc przez próg domu.- Kiedy wracaliśmy spojrzałem na niebo i wtedy rzucono na mnie czar.
- Danielu? Co ty teraz czytasz?- zapytał niespodziewanie Jack.
- Yyy… „Podróże Amarloga”, a mogę wiedzieć… czemu pytasz?
   Ojciec odłożył czytaną przed chwilą gazetę i spojrzał śmiesznymi oczami na syna.
- Zauważyłem, że zaczynasz wprowadzać do swoich zdań bardzo fantastyczne wyrazy… A tak wracając do twojego spaceru to, prawdę mówiąc, cieszę się.
- To dobrze, że w końcu masz powód, aby się uśmiechnąć przeze mnie- w tej chwili do głowy Daniela wpadł pewien pomysł, szybko siadając na krześle obok swojego taty, szepnął do jego ucha zachęcająco:- Mógłbym ciągle ciebie uszczęśliwiać takimi spacerami, gdybyś tylko pozwolił… no wiesz…
- Co? Nie wiem do czego zmierzasz…- rzekł obojętnie ojciec.
- Gdybyś pozwolił Happy’emu, tu, w domu zamieszkać… Tylko na niego popatrz- Daniel odwrócił twarz do bernardyna siedzącego spokojnie na posadzce kuchennej, patrzącego błagalnie prosto w oczy Jacka- Powiedz mi co widzisz?
- Małego szczeniaka, wielkiej rasy. Prędzej czy później stanie się very, very big. Nie wiem co w nim takiego widzisz?- nadal obojętny ojciec zabrał się znowu do czytania gazety.
- …Powiedziałeś „wielkiej rasy:, co przez to rozumiesz?
- Że ten mały psiak stanie się ogromnej masy psem.
   Chłopak wstał chodząc w tą i powrotem.
- To co z tym?- zapytał wpakowując sobie palce do buzi.
- Nie ma mowy… czy moglibyśmy już zakończyć tą rozmowę?
   Daniel uderzył dłonią o blat stołu, tak nagle, że ojciec lekko podskoczył podnosząc wzrok z gazety na stół.
- Jak zwykle! Kiedy rozmawiamy o czymś dla mnie ważnym, ty zawsze chcesz się jakoś wykręcić.
   Jack spojrzał na Daniela.
- A ty zawsze reagujesz zdenerwowaniem. Również mógłbyś poprosić mnie o dalszą część rozmowy.
   Chłopak usiadł. Podparł ręką swoje czoło.
- Przepraszam- rzekł szybko.
- To co chciałeś mi jeszcze powiedzieć?- zapytał spokojnie ojciec zaczynając robić kolację.
- Nic… teraz już wiem wszystko… i rozumiem, że moi rodzice są nieugięci.
   Jack stanął w bezruchu z nożem zatrzymanym w środku papryki. Spuścił głowę… wiedział co czuje jego syn. To samo co on sprzed 30 lat, kiedy był w szóstej klasie podstawówki, tak jak teraz daniel. Błagał swoich rodziców, aby zgodzili się na kupienie psa. Ale oni nie chcieli… Jego matka(czyli babcia Daniela- Laura) mówiła, że zwierzęta nie są najważniejsze w życiu człowieka, często są przeszkodą. Jack westchnął cicho tak, aby Daniel nie usłyszał.          

CDN I think!
Zapisane

Forum Zwierzaki

Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedz #62 : 2004-12-27, 14:58 »

taigan

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1695
    • WWW
Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #63 : 2004-12-27, 15:04 »
Eee... powinien pozwolić :P
CD 8)

^kora^

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5706
  • www.sznaucer-kora.dog.pl
    • WWW
Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #64 : 2005-01-18, 10:00 »
cZEKAMY NA CD A OPOWIADANKO SUPER

Scorpio

  • Gość
Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #65 : 2005-02-18, 20:43 »
Cisza trwała przez cały czas do zakończenia kolacji. Kiedy Jack poszedł włożyć naczynia do zmywarki, Daniel, który już wchodził na schody zawrócił do kuchni i zapytał:
- Tato? Gdy byliśmy tam, w szopie, wtedy, kiedy znaleźliśmy bernardyny, mama mówiła coś o koniach, pamiętasz? Czy to znaczy, że ona ma zamiar założyć hodowlę?
- Chwileczkę… nie przypominam sobie… Ach, rzeczywiście, mówiła tak, ale to był tylko żart. Mama nie miałaby już czasu zajmować się hodowlą. Co to, to nie…- odpowiedział Jack, śmiejąc się cichutko.
- Aha… No trudno- rzekł daniel, któremu w tej chwili przywrócił się uśmiech.- A właśnie, tato. Czy ty już spotkałeś kogoś z naszych sąsiadów?
- Nie, jeszcze nie.
- Dobra, to ja już pójdę. Jestem trochę zmęczony po całym tygodniu pracy. Poczytam sobie i pójdę wcześniej spać. Dobranoc.
- Miłych snów.
   Chłopak wyszedł z kuchni razem z Happy’m.
- Cześć piesku- pożegnał się, widząc, że bernardyn idzie do sypialni rodziców, tam gdzie ma swoje posłanie.
   Pies odwrócił się, słysząc głos swojego przyjaciela. Zaszczekał i parę razy obrócił się skacząc. Potem pobiegł w stronę Daniela, a ten podniósł pupila na ręce. Jego przywiązanie do tego bernardyna było tak wielkie, że nie mógłby przeżyć spokojnie rozstania. Dziwił się, jak to możliwe, aby szczeniak w tak zadziwiającej szybkości nauczył się reagować na komendy i głos właściciela. Tak właśnie zachowywał się pies, którego w tej chwili trzyma chłopak o nazwisku Neshib. To naprawdę nadzwyczajne!
   Daniel poklepał miło główkę Happy’ego i postawił pupila na podłodze. Skierował się do swojego pokoju.
   Na biurku leżała otworzona książka pt. „Podróże Amarloga”. Z zewnątrz były jedynie wydrukowane czarne litery, tworzące tę powieść, ale wewnątrz dla prawdziwego czytelnika toczyła się bitwa dwóch wojowników: jeden z nich to potężny czarnoksiężnik Bish(czyt. Bisz), drugi natomiast: wytrzymały jak skała i odważny jak orzeł to Amarlog.
   Daniel, odświeżony nocnym prysznicem oraz przebrany, usiadł na łóżku i sięgając po grubą książkę „zanurzył się do środka akcji”.
   „Amarlog zsunął się na ziemię ze zmęczenia po walce z Bish’em. Jego wróg zniknął, gdy poczuł uderzenie magicznego miecza Amarloga. Ten zaś został trafiony w lew ramie przez zaklęcie Bish’a. Nie spotkał się nigdy z takim mocnym ciosem, ani też nie walczył z wrogiem silnym jak ten.
   Zaklęcie owładnęło całe ciało. Ból przeszywał go jakby leżał na łożu tortur. Każdy najmniejszy ruch zdawał się uderzeniem bicza w jego skórę. Amarlog widział coraz gorzej, niby przez mgłę. A teraz również poczuł… jakby… wysysanie krwi. Po chwili stracił przytomność, był silny lecz to zaklęcie przewyższało jego umiejętności pokonywania bólu. Chwilę później już nic nie czuł… Tak jest mu dobrze…
„Niech to się nie skończy…”-myślał.
Jednak nie zdawał sobie bardzo ważnej sprawy, takiej że… umiera!
   Wiatr szeleścił liśćmi na wysokich drzewach. Przez pewien czas można było poznać, że nikogo nie ma w pobliżu, jednak na szczęście dążyła do Amarloga pomoc. W końcu dotarła na miejsce jasno ubrana postać na białym koniu. Z pośpiechem podniosła umierającego i usadowiła na zwierzęciu. Sama siadając, pogoniła konia do biegu galopem. Minęli las i wielkie jezioro. Teraz widać było łąkę, na której znajdował się pagórek. Będąc na jego szczycie ukazał się ogromny śnieżnobiały zamek. Jechali w jego stronę.
   Naprzeciw nim wyszedł stary, siwy człowiek odziany w białe szaty.
- Przywiozłam Amarloga tak jak kazałeś mistrzu Ras’ie- rzekła postać, która przybyła z pomocą dla wojownika.
- Dobrze się spisałaś Pimo- odparł staruszek- Agem, shifo, zanieście go do części leczniczej, a ty Pimo, czuwaj nad nim.
   Dwóch mężczyzn zabrało ostrożnie Amarloga. Postać na koniu zdjęło z głowy kaptur i skinęła popierając zdanie.
   Znaleźli się w dużym pokoju. Na środku stało wygodne łóżko, na którym został położony Amarlog. Po lewej stronie były wielkie okna z krajobrazem na zielone łąki i lasy. Na prawo od posłania stały dwie szafki, na jednej z nich znajdował się średniej wielkości posąg w kształcie anioła ze wzniesioną ręką w stronę kąta obok drzwi. W tamtym miejscu była figura rycerza, który patrzy na dłoń drugiego posągu. Była to rzecz, która przyciągała wzrok.
   W całym tym zamku można było spostrzec takie rzeźby mające w sobie coś nadzwyczajnego.
   Pałac, w którym się teraz znajdowali, należał do bardzo rzadkiej rasy stworzeń na ziemi, nazywających się: catwhite (czyt. katłajt). Wszystkie osoby, które należą do tej rasy są częściowo usposobione jako koty. Ich oczy przystosowane są do widzenia w ciemnościach, ale także odróżniania wszystkich kolorów lepiej niż ślepia ludzi. Catwhite’y mają bardzo dobrze wykwalifikowaną zręczność. Wszyscy ubierają się na biało i budują budynki wyłącznie z marmuru.
   Pima siedziała przy rannym, patrząc jak jedna z catwhite’ek zajmująca się ranami spowodowanymi przez zaklęcia, kładzie teraz okład na czoło Amarloga i zieloną, wilgotną szmatę na jego klatkę piersiową. Strój uzdrowicielki różnił się od innych tym, że na rękawach miała naszyty czerwony, porośnięty winoroślą krzyż. Po chwili wyszła, mając niezadowoloną minę i zostawiła Pimę oraz Amarloga samych. Czuwająca catwhite’ka chwyciła powoli dłoń rannego. Na jeden z jego palców założyła srebrny pierścień z czerwonym jak ogień rubinem. Spojrzała na opuszczone powieki wojownika, oczekując jakiejś reakcji. Z zrezygnowaniem wstała z łóżka i podeszła do jednego z okien. Siadając na parapecie skierowała swój wzrok na zielone łąki i las pełen tajemnic.
   Natomiast w Amarlogu działo się coś fantastycznego; czuł jakby jakieś zioła obmywały mu serce. Odczuwał wspaniały chłód. Jego oczy otworzyły się powoli. Widząc sufit, którego jeszcze nie spotkał rozglądnął się. Zatrzymał wzrok na pięknej białej postaci, drzemiącej na oknie. Brązowe włosy opadały jej na twarz.
- Kim jesteś?- zapytał.
   Pima lekko zaskoczona, przebudziła się szybko i spojrzała na rannego.
- Nareszcie…- powiedziała krótko.
   Zdziwiony Amarlog usiadł nagle, a na jego kolana spadł okład i biała szmata, ta która wcześniej była zielona. Poczuł zapach mięty.
- Co to za świństwo? Nie znoszę tego zapachu…
- Jestem Pima, a to był okład nasączony najlepszym lekarstwem na rany spowodowane zaklęciami. Nie powinieneś narzekać Amarlogu, to uratowało ci życie…-rzekła spokojnie catwhite’ka, schodząc z okna.
- Jakie zaklęcie? Skąd mnie znasz?! A tak w ogóle… gdzie ja jestem?!
- Właśnie niedawno walczyłeś z…
- Bish’em… Tak, pamiętam- przerwał Pimie, Amarlog.- Ale…
- Pozwól mi dokończyć. Zostałeś przeze mnie przywieziony do zamku catwhite’ów z rozkazu mistrza Ras’a.
- Catwhite…? Nie znam takiej rasy…A ten mistrz, jest gdzieś w pobliżu? Mógłbym się z nim w jakiś sposób spotkać?
- Nasza rasa jest bardzo rzadka, więc nie dziwię się, że nas nie znasz, natomiast mistrz Ras jest…
   W tym momencie drzwi pokoju otworzyły się i wszedł ten, którego chciał zobaczyć Amarlog.
-…już tutaj- dokończył mag.- Witaj wielki wojowniku! Pytałeś, skąd ciebie znamy… Otóż od twojego wyjazdu obserwujemy twoje czyny. Jesteś kimś kogo nie możemy stracić. Od ciebie zależy dalsze życie catwhite’ów i dlatego…
- ŚLEDZICIE MNIE?!!!- oburzył się Amarlog.
   Spojrzał niedowierzająco na czarodzieja i Pimę. Mag widząc, że wojownik próbuje wstać z łóżka, krzyknął:
- Nie ruszaj się człowieku! Jesteś wciąż pod działaniem czaru Bish’a. Masz za mało siły- zdenerwował się mistrz Ras, rzucając na Amarloga zaklęcie, które położyło go znowu w łóżku.- Zrozum śmiertelniku, że robimy to dla twojego i naszego dobra. Nie śledzimy ciebie, nie chcemy cię uśmiercić, tylko staramy utrzymać cię przy życiu!
- Ach ci ludzie…-szepnęła Pimo łapiąc się za głowę.
   Amarlog popatrzył na catwhite’kę. Zaufał jej, ale dlaczego w to nie wierzy?
- Przepraszam…- powiedział cicho.- Ale, po co to robicie?
- Nierozumiesz?- rzekła spokojnie Pima, widząc wychodzącego maga.- Twoje życie, to także i nasze…Odpocznij. Musisz się wyspać do wyjazdu.
   Catwhite’ka ruszyła w stronę drzwi, a wtedy ranny zauważył srebrny pierścień na swoim palcu.”
   Daniel poczuł senność. Jak to możliwe, że o tak wczesnej porze powieki same mu się zamykają? Nigdy to się nie zdarzało. Mimo swojej silnej chęci dowiedzenia się o dalszych losach Amarloga, odłożył księgę na biurko i zgasił światło.
   W pokoju nastała ciemność. Ciężkie, zmęczone powieki w końcu doczekały się opadnięcia na czarne oczy Daniela.
   Chłopak jednak otworzył je z powodu wiatru. Nie znajdował się już w swoim pokoju, ale na łące, a tak dokładnie w… śnie. Obrócił się. Nagle przed sobą zobaczył jakiegoś człowieka. Nie poznał go, gdyż słońce zaświeciło mu prosto w ślepia. Po chwili jednak ujrzał wojownika, którym był:
- Amarlog? Czy to ty?
   Po tych słowach Daniel jednak zorientował się, że człowiek go nie słyszy, ale patrzy na biały zamek.
„To pałac catwhite’ów… O ja! Ktoś tu jedzie!”- pomyślał chłopak, nie zdając sobie sprawy, że to tylko sen i że nikt go nie widzi.
   Na koniu, w ich stronę jechała biała postać.
- Pima?!- zawołał Amarlog.- Dlaczego nie jesteś w mieście? Nie możesz długo przebywać za jego bramami.
   Catwhite’ka zwolniła. Biały rumak stanął na tylnych nogach tuż nad Danielem. Zręczna Pima, spokojnie utrzymała się na pionowym tułowiu konia, a  z paniki zdążył jedynie „runąć” na ziemię, dalej nie wiedząc, że nic nie może mu się stać podczas snu.
- Wiem, ale nie możesz wyjechać bez odpowiedniego wyposażenia- odparła catwhite’ka, uspokajając rumaka.
- Więcej już od was nie mogę przyjąć.
- Zrozum to, jako podarunek odemnie. Przygotowałam lekarstwa i posiłek dla ciebie na kilka dni.
- Skoro nalegasz to… ale… jednak tego nie mogę przyjąć- Amarlog mówiąc to z trudem, chwycił dłoń Pimy i pozostawił w niej srebrny pierścień. Ta popatrzyła na czerwony, magiczny rubin.
- To musisz mieć przy sobie…- powiedziała wkładając pierścień na palec wojownika.
   Daniel patrzył na to wszystko ciągle z ziemi, był strasznie zdziwiony. Na niego wciąż „nadeptywały” kopyta konia, a on nic nie czuł, przenikały przez niego jakby był duchem…
- Danielu! Danielu!- rozległo się nad chłopcem wołanie.
   Otworzył oczy i …
- Aaaa!- krzyknął.- Amarlogu! Amarlogu!
- Co się stało?- zapytało stworzenie nad Danielem.
- To ty tato?
- Zdaje się, że tak. Nie sądzę abym był jakimś potworem- zdziwił się Jack, odsłaniając żaluzje.- Jest już 10:30 danielu, więc nie dziw się, że cię budzę. Paskudny dzień, że też musiał się trafić dzisiaj.
- dzisiaj co? Iiidziesz gdzieeeeeeś?- zapytał zaspany chłopak, ziewając.
- Raczej nie, ale wolałbym aby ten weekend był słoneczny.
- Aha.
   Jack wychodził już z pokoju mówiąc coś o śniadaniu, ale Daniel go zatrzymał, mówiąc:
- Tato… Nie uwierzysz mi jaki miałem sen.
- Uwierzyć, uwierzę, ale zależy co to za bajka.
- Więc zasypiając…
- Danielu… Czy mógłbyś mi to opowiedzieć przy śniadaniu?- przerwał swojemu synowi ojciec.
   Chłopak skinął głową.
- Aha. Tato. Jeszcze jedno pytanie…
- Tak?
- Nappy już się obudził?
   Jack uśmiechnął się, ale jego odpowiedź brzmiała krótko: nie. Wyszedł.    

CDN ;)


Data wysłania: 2005-01-24, 16:43
Halo! czy ktoś chce czytać to opowiadanie? czekam


Data wysłania: 2005-02-13, 18:36
Piszę dalej, chociaż nie wiem czy się opłaca pisać dla nikogo. Jeśli ten fanfick zostanie usunęty to szkoda, że tak szybko zrezygnowali ci co (możliwe że) czytali. Wiem że początek jest trochę przymulasty, ale dajcie mi jeszcze szansę :( . (tym razem trochę krócej)

Daniel przebrał się szybko i zbiegł po schodach do kuchni. Był tam jedynie jego tata. Chłopak zdziwił się, że nie ma przy stole mamy, ale przypomniał sobie, że Susan wczoraj była na imprezie.
   Usiadł na krześle i zaczął opowiadać o śnie, przegryzając raz po raz kanapką. Kończąc spojrzał przez okno. Jack natomiast uśmiechnął się mówiąc:
- To musiało się tak skończyć.
- Słucham? Ale co „tak musiało się skończyć”?- zdziwił się chłopak, odwracając uwagę od domu Steffenów.
- Czytanie tej książki „Wędrówki Amarloga” czy jakoś tam- odrzekł Jack, chwytając za szklankę z herbatą.
- Eee… „Podróże Amarloga” tato, podróże- poprawił ojca, naciskając na pierwsze słowo w tytule.- Ale co ci w tym przeszkadza?
   Jack zastanowił się.
- Zdaje się, że nic. Nie rozumiem po co zaczynałem gadkę. Uznajmy, że tej rozmowy nie było. Pasuje?
   Jego syn pokiwał głową uśmiechając się. Dopił herbatę i rzekł:
- To ja pójdę zobaczyć co z Happy’m.
- Nie pomożesz mi poskładać naczyń?
- Może później. Zaraz wracam. Mówiąc to już wybiegał z kuchni, ale zza rogu wyszedł bernardyn. Daniel będąc odwróconym, nie wiedział psa i dlatego po chwili wpadł na niego, przewracając się. Zdążył wtedy jedynie krzyknąć, spadając na łokieć lewej ręki oraz uderzając czołem o róg ściany. Natomiast Jack widząc to wydobył z siebie jedynie:
- Uważaj!
   Nappy, leżący na ziemi po tym zdarzeniu, wstał na nogi i zaczął ujadać zawzięcie.
- Cicho Nappy!- wrzasnął Jack odciągając psiaka na bok.
   Szczeniak ucichł. Daniel trzymał się za łokieć i stękał z bólu. Ojciec obejrzał rękę i powiedział, że to złamanie. Ruszył szybko po telefon.
   Ranny podciągnął się, opierając plecy o ścianę. Poczuł, że krew ścieka mu po czole. Zagryzł zęby, aby trochę uśmierzyć ból.
   W tym czasie z sypialni wyszła chwiejnym krokiem Susan. Była ubrana w szlafrok, a oczy miała podkrążone. Zatrzymała się tuż przed Danielem.
- Ty krwawisz!- rzekła.- Co się stało? Gdzie tata?
- Przewróciłem się. Zdaje się… że złamałem rękę… Tata poszedł zadzwonić…- odparł chłopak, jąkając się, nie mogąc wymówić słów.
- Dobrze synku, już nic nie mów. Pójdź ze mną do łazienki, musze ci przemyć to rozcięcie na czole.
   Susan już całkowicie otrzeźwiała. Pomogła wstać Danielowi i razem z nim ruszyła do małego pomieszczenia.
„Zaraz będzie po wszystkim… Mam nadzieję”- pomyślał Daniel, nie mogąc wytrzymać bólu ręki.
- Niestety synu. Głowa do zszywania- oznajmiła Susan, załamując ręce bezradnie.
   Chłopak przyjął to spokojnie, myśląc tylko o ręce. Do łazienki właśnie wbiegł Jack, kiedy Daniel chciał skomentować sytuację.
- Pogotowie już jedzie- oznajmił ojciec.- Wszystko w porządku? Dobrze Danielu się czujesz?
- Jak może się czuć człowiek ze złamaną ręką i rozciętym czołem?- zapytał cicho ranny.
- Yyy… źle- odpowiedział ponuro ojciec, patrząc na syna.  
...   
Czy CDN? Możliwe, że tak.
Zapisane

^kora^

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5706
  • www.sznaucer-kora.dog.pl
    • WWW
Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #66 : 2005-02-19, 08:49 »
superr :D

Scorpio

  • Gość
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #67 : 2005-04-29, 14:33 »
dawno mnie tu nie było. Ostatnio nie pisałam na komputerze mojego opowiadania, ale postaram się to nadrobić w jak naszybszym czasie.
NIe zapominajcie o MAŁYM BERNARDYNIE...


Data wysłania: 2005-04-28, 16:03
Dobra, to ja dalej piszę(trochę mało, ale jest). Wiem i rozumiem jeśli nie będzie już chętnych do czytanie Małego Bernardyna.

Zaczynamy! :;p: :jupi2:

   Przeszli do hollu. Susan narzuciła na daniela kurtkę, a Jack chwycił płaszcz i wyszedł na zewnątrz. Karetka zbliżała się. Słychać było sygnał.
- Mgła! Jak oni tu trafią?!- denerwował się Jack.
- innych domów oprócz naszego jak na razie tu nie ma, więc dziwiłbym się, gdyby pojechali dalej- rzekł obojętnie Daniel.
- A tak. Masz słuszność- przyznał zawstydzony ojciec.
   Chwilę później ranny siedział w gabinecie chirurgicznym, gdzie lekarz zajął się nim.
   Daniel już zapomniał, kiedy przybyli karetką do szpitala. Liczyła się teraz dla niego tylko teraźniejszość.
   Zabieg został skończony sukcesem. Chłopak poczuł się lepiej, wiedząc, że może zaufać temu lekarzowi, czyli koledze jego taty.
- Danielu- rzekł doktor.- Jakby coś było nie tak; czułbyś się źle, albo coś takiego, to powiedz o tym swojemu tacie. Chyba wiesz Jack co należy wtedy zrobić?
   Ojciec skinął głową i pożegnał się z chirurgiem, dziękując za pomoc. Ranny nie zważając na to uwagi wyszedł z gabinetu, ruszając ku wyjściu.
***

   Niedziela minęła szybko i spokojnie. Ładna pogoda utrzymała się nawet do poniedziałku. Tego właśnie dnia nikt nie mógł pocieszyć Daniela, gdyż nastał dzień powrotu Happy’ego do szopy.
- Synu, już powinieneś…- mówili ciągle do niego rodzice.
   Chłopak w końcu ze smutną twarzą zabrał psa poza dom.
- Happy, ty nie wiesz jak jest mi przykro, kiedy muszę cię tam zostawić. Chciałbym abyś został w domu, ale rodzice są nieugięci, a przeciko nim nie mogę wystąpić, bo mogliby cię gdzieś wywieść poza miasta. Co ja bym, wtedy bez ciebie robił? Dzięki tobie moje życie stało się ciekawsze, pełne radości. W końcu jesteś moim przyjacielem.
   Dotarli do szopy. Wielkie drewniane drzwi otworzyły się na oścież. Ukazało się im oczom ogromne pomieszczenie. Ostatecznie nie było tu najgorzej. Ściany zostały odświeżone jasną farbą i to, trochę rozpogodziło zachmurzony nastrój chłopca. W takich warunkach jednak da się jakoś mieszkać.
   Daniel położył na ziemi posłanie szczeniaczka. Wiedział, że spotka się z Happy’m nawet dzisiaj wieczorem, ale przez jego serce przechodziło co chwilę coś w rodzaju zwątpienia i to go przerażało, tego się bał.
- do zobaczenia- powiedział krótko i pogładził puszystą główkę psiaka.
   Chwilę później znalazł się na zewnątrz szopy. Szedł w stronę domu. Nie odwracał się i dobrze, ponieważ nie zniósłby widoku tych słodkich oczu małego psa, patrzących za nim. Rozmyślał. Chciał ukryć uczucia.
„Ale przecież nie rozstaję się z nim na wieki.”
   Nastał wieczór. Daniel właśnie wracał z ostatniego w tym dniu spotkania z Happy’m. Jego humor znacznie się poprawił, widząc jak bernardyn przeskakiwał z jednej kępy zboża na drugą.
   Wszedł do domu. Jego rodzice siedzieli w kuchni, rozmawiając o nieciekawych dla Daniela sprawach. Chłopak cicho przeszedł do swojego pokoju. Spojrzał przed okno, z którego widać miejsce zamieszkania Happy’ego.
Nagle poczuł jakby jego lewa ręka lekko drgnęła. Koło niej leżała otwarta powieść „Podróże Amarloga”. Daniel chwycił książkę i zaczął ją bezmyślnie czytać, opuszczając co chwila jakiś wers lub zdanie. Kiedy dotarł do pewnego momentu, jedno z opisanych zdarzeń zwróciło jego szczególną uwagę.
„ Amarlog wyjechał z zamku catwhite’ów. Będąc już poza bramami miasta odwrócił się i spojrzał ostatni raz na pałac. Na koniu jednak w jego stronę jechała biała postać.
- Pima?!- zawołał Amarlog.- Dlaczego nie jesteś w mieście? Nie możesz długo przebywać za bramami zamku.
   Catwhite’ka zwolniła. Biały rumak stanął na tylnych nogach…” dalej potoczyło się wszystko jak w niedawnym śnie Daniela.
- Jak to możliwe…, że… mogłem mieć sen o tym, co zdarzy się, a raczej, co przeczytam już niedługo?- szepnął, dziwiąc się.

CDN :help:
Zapisane

Ola14

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3582
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #68 : 2005-05-06, 00:07 »
Scorpio ty masz talent :) Naprawde fajne opowiadanie :D
Zapisane
"Każdy błąd kobiety jest winą mężczyzny" :>

Forum Zwierzaki

Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedz #68 : 2005-05-06, 00:07 »

Husky13

  • Gość
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #69 : 2005-05-06, 16:29 »
nawet nawet :-)
Zapisane

Scorpio

  • Gość
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #70 : 2005-06-26, 00:43 »
Osoby, które czytają tą książkę przepraszam za to że nie pisałam przez dłuższy czas. Ale powracam! :) Co tu więcej gadać? Miłego czytania (jeśli ktoś czyta) i pozdrawiam serdecznie :tuli:.
Dalej Drugi rozdział: Wielki problem (jakby ktoś już zapomniał :;p:).


   Odkładając książkę, zgasił światło. Jeszcze raz spojrzał za okno.
Już za chwilę przekroczył próg, za którym ukazał mu się sen. Tym razem widział coś bardziej realistycznego: czarnowłosego chłopca biegnącego z małym bernardynem u nogi. Najwidoczniej był to on sam, razem z Happy’m. Z uśmiechem na twarzy wbiegł do domu, nie zdając sobie sprawy co tam zastanie. Na schodach stał sztywno, poważny, na czarno ubrany Jack- jego ojciec, ale zmieniony.
- Powiedz mi tato, dlaczego nie zgadzasz się na psa w domu?
- Zawsze ci to powtarzam! Jak zwykle; po pierwsze: masz alergię; po drugie: nie zajmowałbyś się nim, bo twój czas jest przeznaczony w dobrym celu, czyli na odrabianie zadań domowych…-odpowiedział ojciec, nie patrząc na syna.
- Ale tato!… Dałbym sobie radę, gdybyś tylko…- rzekł Daniel, załamanym głosem. Kropla potu zsunęła mu się po twarzy.
-…po trzecie:…
- TATO!
-Ty niewdzięczny smarkaczu! Nie masz prawa się odzywać, nigdy tego nie zrozumiesz?! Pragnę powiadomić cię, że wpychasz jadaczkę wtedy kiedy ci nie wolno! A więc zasługujesz na BÓL!
Ostatnie słowo zabrzmiało okropnie. Teraz ojciec zwrócił głowę w stronę Daniela. Zamieniał się w strasznego demona o czerwonej jak krew twarzy. Jego głowa powiększała się do wielkich rozmiarów. Przerażony Daniel zakrył uszy dłońmi słysząc powtarzające się słowo: BÓL i nieznośny pisk. Wiedział, że to nie jest jego ojciec, nie mógłby być.
Chłopak nerwowo obudził się i usiadł. Jego oddech był szybki, krótki.
- To tylko sen… To był sen- powtarzał sobie, sam ledwie wierząc w te słowa. Widział to przecież tak realnie, jakby coś podobnego stało się przed chwilą. W jego uszach odbijało się wciąż słowo: ból. Jego głowa „dudniła”, a teraz jeszcze poczuł ścisk w lewej, złamanej ręce.
„Czy to miało mi coś wyjaśnić, a może przypomnieć?”- myślał.
Gdy tak siedział dobiegł do jego uszu pewien odgłos. Wstał i otworzył drzwi.
- Happy?!- krzyknął zdziwiony i natychmiast zakneblował się ręką, zdając sobie sprawę, że to niezbyt odpowiedni moment na wrzaski.- Jest druga w nocy… Nie powinieneś tu przychodzić, szczególnie przez taras przy sypialni rodziców, a sądzę, że właśnie to zrobiłeś, bo innego przejścia oprócz tamtej dziury w płocie w naszym domu nie ma.
Jego bernardyn stał na tylnych nogach i skrobał drzwi tak, aby obudzić przyjaciela.
-Co się stało?- zapytał szeptem Daniel, wprowadzając psa do pokoju.
Nappy podbiegł do okna, z którego widać było szopę i zaczął szczekać.
- Przestań. Nie chcę, żeby rodzice się obudzili- upomniał psa chłopak.
Spojrzał za okno. Przed drewnianym budynkiem coś było. Jakieś stworzenie.
- Czy to czasem nie jest…?- nagle zamilkł.- To jego się przestraszyłeś?
Chłopak nałożył na siebie spodnie i kurtkę. Następnie bez słowa wyszedł z bernardynem na ciemny trawnik przed domem. Nakładając kaptur z powodu deszczu, spojrzał na swoje adidasy z wielkim żalem do błota. Były już okropnie brudne, chociaż co wyszedł. Zawiał chłodny wiatr. Nie zastanawiając się, Daniel pobiegł z pośpiechem za Happy’m.
Chwilę później dotarli na miejsce. Zastała ich tam jedynie cisza, pomijając szmer deszczu. Weszli więc do szopy.
Po paru minutach spokoju, coś huknęło w drzwi. Daniela natychmiast postawiło na nogi.
- Choć Happy- rzekł, ocierając jedną rękę o drugą.- Musimy w końcu sprawdzić co to jest.
Chłopak wyjrzał na zewnątrz. Deszcz padał jak z cebra. Ogromne krople zlatywały z nieba z zadziwiającą szybkością oraz mocą. Daniel nie miał jednak zamiaru zrezygnować z tego tajemniczego śledztwa, tylko przez tą ulewę.
- Happy’ wychodzimy- wydał stanowcze polecenie.
Bernardyn zaczął się wycofywać w głąb szopy, nie chcąc najwyraźniej  spotkać się ze stworem.
- Ej! Do nogi, piesku- zawołał Daniel.- No dobra. Zostań Happy, ja idę zobaczyć co jest grane. I tak nie sądzę, abyś przydał mi się w trakcie tych okoliczności.
Chłopak widział, że jeżeli stwór jest jakimś zwierzęciem, to nie może go zostawić bezradnego, ale jednocześnie drżał ze strachu, że stanie się coś niedobrego.
Wyszedł na pole największego ostrzału wodnymi pociskami. Czuł jakby właśnie ten ciężki deszcz kopał pod nim głębokie dołki, w które się za każdym krokiem zapadał.
Nie zdołał czegoś ujrzeć pośród ciemności, ale jego ucho „wykryło” podejrzany szelest z prawej strony. Podbiegł bliżej rosnącej tu zarośli. Tym razem zobaczył to czego możliwe, że szukał… wielkiego, czarnego dobermana, zaplątanego w krzaki.
Poszedł do niego, patrząc jak pies wykonuje walkę z rośliną, próbując się uwolnić.
-Nieźle się wpakowałeś- powiedział Daniel, zbliżając się do niespokojnego dobermana.
Szedł na wprost psa, aby ten wiedział, że nie zostanie zaskoczony i wpatrywał się w głąb oczu psa.
 - Spokojnie piesku. Przestań się tak wiercić- mówił co chwila Neshib.
W końcu dotknął dobermana i pogłaskał go delikatnie. „Wiercipięta”(mam tu na myśli oczywiście tego psa, zatrzymał się w miejscu jakby po prostu odcięto mu zasilanie. Uniósł głowę, aby ujrzeć człowieka, który starał się mu pomóc. Patrzył prosto w oczy danielowi nawet nie zaszczekał, widać było, że czekał na to żeby go wyciągnąć z tej trudnej sytuacji. Neshib zrozumiał wzrok zwierzaka i przystąpił do działania. Doberman, niedługo czekał na uzyskanie wolności. Chwilę później razem z wybawicielem przeszedł przez próg, jak do tej pory, suchej szopy. Leżący smętnie Happy powstał i zaszczekał dwa razy donośnie.
- Co tak patrzysz, Happy?- zapytał Daniel.- Dziwisz się, ze przestraszyłeś się jedynie psa? Zapoznaj się z nim, jest spokojny.
Chłopak zaśmiał się i usiadł na stogu siana. Przy małej okazji wtrącę, że w tej chwili Daniel spojrzał na swoją osobę i mogę to z całą pewnością powiedzieć, nie zauważył dosłownie żadnej suchej nitki w jego ubraniu.
- Świetnie!- zatrzyknął załamanym głosem.
Ułożył się wygodnie na sianie i nie wiedząc kiedy i w jaki sposób, zasnął. Sen to zwyczajna rzecz dla człowieka, ale sen w środku deszczowej nocy na sianie, podczas gdy wygodne łóżko czeka tak niedaleko, jest trochę nietypowe, więc nie może się to skończyć normalnie. Tak było także w tym przypadku.
Daniel zbudził się po dwudziestu minutach, słysząc dwa psy rozmawiające szczekaniem- rzecz jasna. Otworzył oczy i nagle błysnęło jakieś światło.
- Burza!- przeraził się i stanął na zaspanych nogach.
Było około trzeciej w nocy. Dookoła ciemność, wiatr, deszcz (teraz powinnam raczej wyrazić to jako: ulewo) i burza, która na szczęście była dosyć daleko.
- Dlaczego ja tak panikuję? Przecież jest tu zamontowany piorunochron! Ale rodzice! Mogą w każdej chwili się obudzić i zauważyć, że mnie nie ma!- chłopak zerknął na dwa psy, a te na niego ze zdziwieniem.
Doberman miał w swoich oczach wyrażone coś takiego, jakby chciał powiedzieć: „Ale dlaczego ty tak wrzeszczysz młodzieńcze?”.
- Doberman? Tutaj? Zdaje się, że… A co tak właściwie się stało?- dziwił się Daniel.
Chłopak był zaspany całym swoim duchem, więc nawet psy i myszy obecne w szopie zrozumiały sklerozę tego „młodziana”.
Rozległ się w oddali grzmot. Daniel „odzyskał rozum”, przypominając sobie ostatnie wydarzenie.
- Happy. Doberman zostanie tutaj, a ja muszę już lecieć, oczywiście w nie dosłownym znaczeniu- zaśmiał się chłopak i pogłaskał dwa psiaki.
Natychmiast po tym, wybiegł z pomieszczenia, patrząc przed siebie, na swoją mokrą drogę do domu.

CDN. W końcu to już wakacje i możliwe, że bedę miała więcej czasu :mrgreen:.
Zapisane

^kora^

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5706
  • www.sznaucer-kora.dog.pl
    • WWW
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #71 : 2005-06-28, 15:06 »
woow super a tak dawno nie było :jupi:

Scorpio

  • Gość
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #72 : 2005-07-10, 21:25 »
Nie sądziłam że tak szybko odpowiesz po mojej prośbie koro. Jestem pod wrażeniem, że tak szybko czytasz. Dzięki.


Data wysłania: 2005-06-28, 14:11
Następna część drugiego rozdziału! Proszę o komentarze.

Przespał na swoim łóżku, w swoim pokoju jedynie parę godzin, więc budząc się pod stabilnym sufitem nie otwierał oczu. Chciał jeszcze chwilę poleżeć, pomyśleć, ale zdawało mu się, że jest już na to za późno. Usiadł, nie otwierając oczu, ale w tym momencie poczuł na prawej dłoni coś mokrego. Natychmiast jego powieki rozchylili się i wreszcie Daniel ujrzał obok siebie… nikogo innego, jak… Happy’ego, szczeniaka rasy bernardyna z wysuniętym, oślinionym językiem.
- Happy, dlaczego nie jesteś w szopie?- zapytał chłopak.
Bernardyn zaczął radośnie machać ogonkiem. Daniel nie wiedział, co przez to pies chce powiedzieć, wyjrzał więc za okno.
- Doberman jeszcze śpi? Nie widzę, żeby się gdzieś tam kręcił.
Chłopak schylił się do szafki i wyciągnął ubrania. Happy wciąż machał swym kudłatym ogonkiem. Daniel podniósł z krzesła wilgotne spodnie, które przetrwały wczorajszy, nocny deszcz i ułożył je na biurku.
- O co ci chodzi, Happy?- zastanawiał się chłopak.
Pies nadal machał ogonkiem, wprowadzając Daniela w niemiłe uczucie zdumienia. Chłopak zmarszczył czoło.
- Zaczekaj tu na mnie. Przebiorę się i wrócimy razem do szopy- rzekł Neshib.
Happy okręcił się dookoła siebie, skacząc i dalej merdając ogonkiem. Daniel spojrzał na niego ze zdziwieniem i ruszył ku uchylonym drzwiom. Otworzył je i od razu odskoczył powrotem do własnego pokoju. Przetarł nerwowo oczy.
- O, nie! Happy, coś ty zrobił?
No tak, w drzwiach stał „bydlak”, doberman. Daniel odwrócił się twarzą do bernardyna, rzucając bezmyślnie na ziemię rzeczy trzymane w rękach.
- Zgłupiałeś?!- po tym wykrzykniku wciągnął czarnego psa do pomieszczenia, w którym stał i wyjrzał do przedpokoju.
Ten widok był straszny, na podłodze, od sypialni rodziców, na schodach, aż po pokój Daniela były „błotne” ślady psich łap. Chłopak złapał się za głowę.
Mogę w tej chwili użyć wyrażenia, że „Daniel rwał sobie włosy z głowy, aby wymyślić szybki sposób na pozbycie się brudu”, co tu wcale nie znaczy, że sam, swoimi rękami powodował, że łysieje. Chcę po prostu wyjaśnić, że Daniel nerwowo, panicznie wytężał umysł, aby z szybkością światła zmyć zanieczyszczenia.
Daniel rwał sobie włosy z głowy, aby wymyślić szybki sposób na pozbycie się brudu. Wiedział, że nie mogą tego zobaczyć jego rodzice i dlatego czas jest bardzo ważny.
Pewnie wiesz, czytelniku jak wygląda pokój po hucznej imprezie z kolegami i co wtedy czujesz, jak sam musisz wszystko sprzątać i to szybko, bo za parę minut przyjadą do ciebie m.in. teściowie (to najgorszy przykład jaki mi przyszedł na myśl). Więc skoro to wiesz, to możesz dokładnie domyślić się jak czuł się daniel Neshib. Tylko jest pewna różnica, bo on nie sprzątał po imprezie i nie obawiał się teściów.
Chłopak zamknął drzwi swojego pokoju i zbiegł cichaczem ze schodów. Szybko wziął z łazienki szmatę i zaczął ścierać błoto w sypialni Susan i Jacka. Wszedł tam na palcach tak, aby nie zbudzić śpiących już lekkim snem rodziców i szorował.
W końcu dotarł do drzwi własnego pokoju. Starł pot z czoła, a naciskając klamkę usłyszał, że ktoś z rodziców zakłada szlafrok i klapki, które chwilę później szurały w drodze do kuchni.
- Co wam przyszło do głów, co?- szepnął Daniel, pukając się w czoło.- Myślałem, że jesteś Happy już bardziej odpowiedzialny.
Teraz już przestał mówić. Pomyślał, że rodzice nie będę zadowoleni jak zobaczą w domu psy, tak więc nadstawiając uszu, aby słyszeć każdy krok rodziców Neshib wskazał wielkie, puste pudło pod biurkiem i wpakował tam dwa zwierzaki. Wydawało mu się teraz, że ktoś wchodzi na schody i kończąc „pakowanie psów”, wślizgnął się pod kołdrę.
- Danielu! Wstawaj, już pora!- zawołała przed pokojem chłopca, Susan.
Matka weszła, a jej syn zaczął udawać zaspanego.
- Co? Mama? Jeszcze chwileczkę…-rzekł Daniel.
- Nie, mój drogi „śpiochu”. Jest już dość późno, a dziś nikt z nas nie zawiezie cię do szkoły.
- To nie moglibyście w końcu poprosić u dyrekcji, aby i po mnie przyjeżdżał ten szkolny autobus?
- Sam nam powiedziałeś, że wolisz już przejść się i w taki sposób trenować swoją… zaraz, jak to powiedziałeś?… swoją, sportową pasję do biegów, niż gnieść się w tym „niby” ciasnym autobusie- przypomniała synowi Susan.
- No tak.
Suasan podeszła do łóżka i jedna ręką oparła się o mokrą nogawkę spodni syna, leżących na biurku. Spojrzała na nie ze zdziwieniem w oczach, ale nic nie powiedziała na tan temat.
„O nie!”- pomyślał Daniel, widząc minę mamy.
Całkowicie zapomniał, żeby schować gdzieś te spodnie. Susan usiadła na łóżku syna.
- Wyglądasz bardzo blado Danielu. Czy dobrze się czujesz?
- Nic mi nie jest. Po prostu nie lubię tak wcześnie wstawać.
- Chyba padało w nocy, wieć może zmarzłeś przy otwartym oknie- rzekła Susan.
„O nie!”- załamał się w myślach Daniel, gdy zerknął pod biurko.
Nic dziwnego. Z pudła „kryjówki” wystawała długa, czarna noga należąca do dobermana i para sterczących uszu także tego psa.
Daniel przyłożył dłoń do głowy i ziewnął sztucznie, starając się jednak, aby zabrzmiało to jak najbardziej prawdziwie. Chciał bowiem zakryć załamanie, ukazane na jego twarzy. Mama na szczęście nie zorientowała się o co chodzi jej synowi i nadal siedziała tyłem do kryjówki psów.
- Ja pójdę zrobić śniadanie, a ty danielu ocknij się wreszcie i zejdź na dół jak będziesz w stanie- oświadczyła i wstała, poprawiając szlafrok.
- Dobrze. Tylko będę musiał się jeszcze przebrać. Poczekaj na mnie w kuchni- odrzekł chłopak.

CDN komentujcie, czytelnicy(jeśli jesteście) :|

Zapisane

Ola14

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3582
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #73 : 2005-07-11, 00:48 »
heh jakos ostatnio nie czytałam, ale już sie poprawiłam :) Chetnie poczytam sobie ciąg dalszy, bo naprawde podoba mi się :)
Zapisane
"Każdy błąd kobiety jest winą mężczyzny" :>

Scorpio

  • Gość
Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedź #74 : 2005-09-30, 14:02 »
Długo zwlekałam z umieszczeniem kolejnej części opowiadania, ale już wklejam... Teraz tylko boję się o to czy ktokolwiek to przeczyta.

W końcu Daniel doczekał się zamknięcia drzwi przez jego mamę. Zerwał się na równe nogi i potykając się doszedł do pudła z psami.
- Musicie stąd iść. Doprowadzę was do bramki wejściowej i potem wrócicie do szopy- oświadczył coraz bardziej zdenerwowany, wyciągając z kryjówki Happy’ego.
Doberman wygramolił się z pudła na szczęście sam, co dodało im więcej czasu do wymknięcia się. Daniel wyczyścił łapy psom, zerknął za drzwi na cały holl i uznał, że jest odpowiednie moment na ucieczkę. Zabrał na ręce bernardyna, czego niestety nie mógł zrobić z dobermanem, który w przeciwieństwie do Happy’ego był już dorosłym, zbyt dużym psem, aby go swobodnie unieść.
Wyszli z pomieszczenia. Neshib obawiał się wszystkiego, co mogłoby im utrudnić swobodną ucieczkę. Szczęśliwie przeszli przez schody. Jednak dalej było nieco gorzej. Daniel nie domyślił się, że doberman może kierować się przez drogę żołądkiem, więc uważając, że wszystko jest w najlepszym porządku odwrócił się dopiero przy drzwiach frontowych, aby zobaczyć jak zachowuje się „bydlak”. Już miał kontynuować dalszą ucieczkę, ale przypomniał sobie, że gdy był odwrócony, nie zobaczył za sobą dobermana. Tak myślał o powodzeniu się całej wyprawy, że po prostu bezmyślnie, nie zwracając uwagi na brak dużego psa chciał dokończyć ucieczkę. Zawrócił ciałem do dobermana.
- O nie!- syknął, gdy ujrzał „bydlaka”.
Pies nie szedł za Danielem, tylko, jak to wcześniej ujęłam, kierował się żołądkiem do kuchni. Stał teraz przed jej wejściem, ale w każdą sekundą jego nogi delikatnie się unosiły i ponownie spadały, jednak już nieco bliżej progu drzwi.
„Dlaczego on jest taki niezdarny?”- myślał chłopak, przechodząc na palcach przedpokój, aby pomóc opamiętać się dobermanowi.
Jego myśli przerwała Susan, wołająca:
- Danielu! Zejdź na śniadanie!
„ O nie! Nikt nie może w tej chwili dowiedzieć się o „bydlaku”.”- postanowił chłopak.
Zapędził czarnego psa do wyjścia i wreszcie, z potem na czole wyszedł przed dom. Happy, wytrzęsiony na rękach Daniela, z ulgą zeskoczył na ziemię.
- Udało się! Nie wiem Happy, co ci przyszło do głowy, ale informuję cię, że nie był to dobry pomysł. Wrócicie teraz prosto do szopy i zaczekacie tam na mnie, bo przyjdę tam z jedzeniem dla was. Widzę, że nasz nocny przybysz jest głodny od paru już dni- oznajmił zdenerwowany Daniel, wskazując dłonią szopę.
Chłopak miał nadzieję, że Happy zrozumiał co należy zrobić i widząc oddalające się psy nacisnął klamkę drzwi frontowych.
Myślał, że wszystko wyszło jak należy, pomijając to małe potknięcie dobermana, jednak mylił się. Otóż, gdy przekroczył próg domu na jego widoku ukazali się Susan i Jack, wpatrujący się w swojego syna, który w tej chwili stał ja wryty, upodabniając się do rodziców. Przeczekali w tej pozie zdziwienia możliwe, że trzy minuty. Przerwała im mucha, wylatująca z kuchni, której niedźwięczna muzyczka nazywana bzyczeniem (całkowicie nie wiem dlaczego tak jest nazywana. Być może my, czyli ludzie używający mowy chcieliśmy to upodobnić do dźwięku, jaki wydaje mucha, to jest: bzzzzzzzzz) brzmiała nad ich głowami w taki beznadziejny sposób, że Jack musiał machnąć przed sobą gazetą, aby odpędzić muzyka od siedmiu boleści. Susan, będąca zwykle rozgadaną osobowością nie czekała już na nic. Powolnym, spokojnym głosem zapytała:
- Co Danielu robiłeś na dworze w pidżamie?
Ocknąwszy się, chłopak lekko poczerwieniał.
- Sprawdzałem, czy jest ciepło- odparł, kłamiąc.
- Sprawdzał, czy jest ciepło- powtórzył Jack, wydający się czymś rozbawiony.
- No tak, a co?- zapytał Daniel.
- Według moich obliczeń, w naszym domu jest około trzech termometrów, mających na zadanie mierzyć temperaturę poza domem, jeden barometr, dwa balkony, okna, których już wprawdzie nie liczyłam, ale zapewniam cię synu, że dzięki wcześniej wymienionym rzeczom potrafiłbyś ocenić jakie warunki pogodowe są na zewnątrz- wyjaśniła Susan.
- Poza tym, ludzie sprawdzający, czy jest na dworze ciepło nie mówią do siebie niczego, zawierając słowa takie jak: udało się, informujecie, szopy, głodny- dodał ojciec i zamknął drzwi od sypialni, z której wcześniej wyszedł.- Według mnie nie mogłeś synu mówić do samego siebie.
- Wystarczy!- krzyknął młody Neshib, tracąc cierpliwość.
Po twarzach rodziców, można było poznać jakby zaraz chcieli wtrącić zdanie: „Wiedzieliśmy, że jednak coś ukrywasz”. Daniel ujrzał to w dobrym momencie i Susan oraz Jack nie musieli się fatygować o żadną wypowiedź. Chłopak zaczął opowiadać o całym zdarzeniu z poprzedniej nocy i dziś rana. Kończąc, westchnął cicho i usiadł na schodach, patrząc, jak zareagują jego rodzice.
- Dlatego to, twoje spodnie były całkowicie mokre, tak?- zapytała Susan, marszcząc brwi.
Neshib (junior) pokiwał niepewnie głową.
- Poza tym nie chciałem z takiego powodu budzić was w środku nocy- dodał.
- Mogłeś się potwornie przeziębić, nie wspominając już o innych chorobach- powiedziała mama.
- Zdawałem sobie z tego sprawę i …
- i radzę w końcu zjeść śniadanie- dokończył po swojemu Jack i ruszył do kuchni.
Susan z niepokojem spojrzała na swojego syna, jakby zaraz miał zemdleć, ale upewniając się, że nic mu nie jest weszła za Jackiem do pomieszczenia.

CDN
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Mały Bernardyn (od nowa, ale proszę wejrzyjcie tu :|)
« Odpowiedz #74 : 2005-09-30, 14:02 »
Strony: 1 2 [3]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.176 sekund z 25 zapytaniami.