Rozdział dziewiąty
Kate zżerała nieograniczona ciekawość, chciała wszystkiego się dowiedzieć, ale przerwał jej to krzyk Ruperta.
- Rupe... - Zaczął Dann, ale po chwili kolejny krzyk, tym razem należący do Nataszy, przerwał jego słowa. Krzyki dochodziły spomiędzy drzew.
AAAAA! (
)
- Trzeba się rozdzielić - Powiedziała szybko Kate i pochwili poszli już w dwie strony.
Gdy szła tak sama przez las, po raz pierwszy uświadomiła sobie, jaki jest on gęsty. Co jakiś czas wplątywała swoje puszyste, długie włosy w gałęzie krzaków lub niskich drzew, na dodatek oparzyła się już nieraz o pokrzywy, gdy zobaczyła światło zachodzącego słońca. Nie...nie mogła już dość do końca małego lasku... Zawróciła, a pokrzywy, które ją parzyły wcześniej, znów wkroczyły do akcji; teraz nawet gałęzie zaczęły się fascynować wplątywaniem w jej włosy. W połowie drogi skręciła tam, gdzie można było - byke żeby nie iść tam, gdzie wcześniej, bo była pewna, że tam już nic nie znajdzie.
PRACH.
Przewróciła się prosto głową w krzaki i miała teraz na twarzy mnóstwo zadrapań. Jak już udało się jej wyplątać z gałęzi, zostało we włosach kilka liści. Odwróciła się na kolanach i zobaczyła...ciało Nataszy.
KRZYK.
Teraz to Dann... Więc tylko ona została, cokolwiek to jest, było... Położyła głowę na piersi Nataszy tam gdzie jest serce. Biło. Odetchnęła z ulgą, ale nie całkowicie. Podniosła głowę i rozejrzała się. Nagle...
Popękały gałęzie, szum liści, jakby coś sunęło po ziemii. Rozglądała się, cała drżąc, czasami patrzyła też w górę, czy to coś nie zaczepia o korony drzew... Po chwili krzyk... Z jej własnych ust... Sparaliżowana, zdązyła machnąć ręką, waląc w coś twardego, łuskowatego, ale już nie mogła się nad tym zastanowić... Zemdlała.
*
Na wysokiej skale, pośród ogromnych gór, stała samotnie dziewczyna. Miała długie, brązowe włosy, zielone oczy ( jakbym pomyliła, to nie winić
), była bardzo ładna... Wyciągnęła rękę do Kate, podała jej... Co to miało znaczyć? Gest? Uczucie? Kate nie była w stanie mysleć, każdy choćby najmniejszy ruch ciała, mięśni, choćby najmniejsza myśl, sprawiały jej ból. Czuła w sobie ogromną pustkę. Mnóstwo pytań pokazywało się jej przed oczami... Jedyne, co mogła robić, to widzieć... Ale jak mogła odczytać litery, które się przesuwały?
Kogo kochałam? Kto mnie kochał? Kto mi się podobał? Kto był moim najlepszym przyjacielem...?
*
Nastolatka obudziła się, a wiatr uderzał o jej różowe policzki. Zamruczała parę razy.
- Zwykła zabawka, mała huśtawka...
- Przestań, bo obudzisz Kate!
- Karuzela co niedziela...
- NATASZA, PRZESTAŃ!
Na te słowa Kate poderwała się i poczuła się tak, jakby ktoś ją przełamał na pół. Oparła się o poduszkę i rozejrzała; na sali stały jakieś dwie panie ubrane na biało z czapkami, na których były czerwone plusy. Obie stały obok dwóch łożek - na jednym był jakiś przystojny chłopak o kruczoczarnych włosach, na drugim jakaś dziewczyna o wytrzeszczających oczach, która gapiła się bezmyślnie w ścianę obok Kate, a na trzecim, obok którego nikt nie stał, jakiś rudzielec, który miał przymknięte oczy, ale coś mruczał pod nosem. Po kilku sekundach wbiegła jakaś kobieta także o brązowych włosach jak Kate, ale strasznie piegowata, na szyi miała piękny, brylantowy naszyjnik, a na kościstych dłoniach mnóstwo błyszczących pierścionków. Miała takie zmarszczki, jakby nie spała od kilku... jak to się mówi?... dni.
- Moje maleństwo! Katuniu! Skarbie! - I zaczęła trzymać dłoń Kate, ale ta natychmiast się wyrwała.
- Czego chcesz? - Spytała się nastolatka, a kobieta spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Zobaczyć cię! O, boże, jak ty się czujesz?!
- Właściwie to co cię to obchodzi? Kim ty jesteś? Co się tak obchodzisz moim losem? - Te słowa wypłynęły z ust dziewczyny i zapadła głucha ciszy. Wszyscy gapili się na tę scenę, ale ten rudzielec nadal coś mamrotał z jednocześnie szeroko otwartymi oczami. Pani ubrana na biało w białej czapce westchnęła i podeszła do piegowatej kobiety.
- Musimy porozmawiać... o Pani córce.
- CÓRCE?! - Krzyknęła Kate. - Ja nie jestem nikogo córką!
Kobieta o brązowych włosach zalała się łzami i nie mogła przestać, nawet, jak biała pani wyprowadzała ją ze schludnej sali, gdzie było mnóstwo porozstawianych, wygodnych łóżek.
Biedna nastolatka, niegdyś mając takie wspaniałe życie, teraz nic nie wiedząc, patrząc na ten niezrozumiały świat, nie miała ochoty żyć; w końcu po co miała?
--
Opowiadanko zaczyna się nawiązywać do tytułu
jak ktoś cos skomentuje zaraz, to napisze, bo mam wene;) a jak nie skomentuje to i tak napisze