Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1] 2   Do dołu

Autor Wątek: opowiadanie by goldi  (Przeczytany 4768 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
opowiadanie by goldi
« : 2005-06-18, 23:49 »
Granatowe chmury, popędzane przez oszalały wiatr, szybko zbliżały się do opuszczonej już wioski, położonej w północno-wschodniej Nowej Szkocji. Świst wiatru, oraz uderzanie kropel deszczu, o blaszane dachy domów, zlewały się z przeraźliwym rżeniem i stukotem końskich kopyt...

****
-Katie wstawaj... - zaniepokojony głos mamy dziewczyny, dawał znać, że sytuacja jest poważna.
-Co się stało?- Katie usiadła na łóżku, wpoł przytomna po wczorajszych zawodach konnych.
-Ubieraj się, jedziemy do Sherbrooke.
Katie świetnie znająca swoją mamę i czując, że sytuacja jest poważna, posłusznie ubrała się i zeszła na dół.
W salonie panował spokój. Dziewczyna wyjrzała za okno. W porannych promieniach słońca, leniwie stępowały konie. Jedynie mały źrebak, zawsze skory do zabaw, biegał jak zwykle po padoku pełen energii, brykając i stając dęba co jakiś czas. Te beztroskie życie, panujące już od wielu lat w hodowli koni państwa Bashley, przerwało majaczenie silnika ciężarówki.
-Katie szybciej! - wołała już zdenerwowana mama dziewczyny.
Katie wcisneła się szybko w swoje nowe jeasny, założyła na siebie w pośpiechu luźną bluzkę i wybiegła na podwórze. Była zdezorientowana. O co mogło chodzić jej mamie? Przecież życie w hodowli toczy się, jak toczyło przez ostatnie lata. Co mogło zbudzić ten spokój?
Katie nie pytała mamy o to, co się stało. Opierając głowę na ręce, śpiąca wyglądała przez boczną szybę ciężarówki.
Jechały około godziny przez gęsty las. Mama dziewczyny zwolniła, gdyż wczorajszy deszcz sprawił, że szosa stała się jednym wielkim bagnem. Na domiar wszystkiego dach z liści drzew nie przepuszczał promieni słońca. Las z minuty na minutę, przybierał to coraz dziwaczne kształty. Cisza, stawała się coraz głębsza... na twarzach obu dziewczyn, można było odczytać strach.
Odetchneły one z ulgą, dopiero po wyjechaniu z lasu. Teraz jechały pustą szosą, otuloną zielonymi wzgórzami... Niebo było bezchmurne, promienie słońca usypiały Katie...
-Jesteśmy...- rzekła po następnej godzinie jazdy mama dziewczyny.
Obie wyszły z ciężarówki. Katie nie widziała o co tak właściwie w tym wszystkim chodzi. Jej oczom ukazał się widok 3 sporych gospodarstw, zniszczonych doszczętnie przez ostatnie burze, deszcze i wichury. Wśród domów nie było widać żywej duszy, tylko czasami zaczął dawać o sobie znać jakiś ptak, z pobliskiego lasu.
-Po co my tutaj wogóle przyjechałyśmy?
-Wczoraj...
Odpowiedz mamy Katie przerwało przeraźliwe rżenie...
-O c... co tu chodzi?- zapytała zdezorientowana Katie.
-Wytłumaczę ci to później- rzuciła krótko, przepełniona emocjami matka dziewczyny.
Rżenie powtórzyło się. Obie spojrzały na siebie znacząco i bez chwili zastanowienia, rozdzieliły się, w celu znalezienia wystraszonego stworzenia.
Niebo przejęły ciemne chmury, słychać już było pierwsze uderzenia piorunów, a niebo od czasu do czasu, rozświetlały jasne błyskawice.
Dziewczyna nie zniesmaczona kaprysem pogody, wpadła z impetem do jednego z podwórzy. Jej oczom ukazał się widok, nie do opisania.  Budynki mieszkalne były obdrapane z tynku, na niektórych widać było cieńką warstwę krwi. Katie poczuła smutek, a zarazem strach i współczucie dla dawnych mieszkańców Sherbrooke. Niegdyś stajnie, psie budy czy garaże, teraz były wielkim skupiskiem połamanych desek. Podwórze było usłane kołdrą, zlepioną z kurzych piór, błota i słomy.
Serce samotnej dziewczyny, w całym tym horrorze, zaczeło mocniej bić. Rozglądneła się dookoła, ale żadnej żywej duszy nie ujrzała. Wybiegła z podwórza i znalazła mamę, pochyloną nad ziemią.
-Mamo...- rzekła cicho Katie, próbując nie wystraszyć skupionej nad czymś kobiety.
-A to ty... zobacz co znalazłam- wręczyła córce połamaną ramkę na zdjęcia i mokra fotografię.
-To...- Katie nie mogła dokładnie skojarzyć, kto uśmiechał się tak wesoło na zdjęciu.
-...jest Sarah Cantley z Morfiną na zawodach w 99'. Pamiętasz ją?- pomogła córce.
-Faktycznie to Sarah- Katie wytężyła wzrok, dostrzegając ciemne, gęste włosy, uśmiechniętej dziewczyny z dużymi piwnymi tęczówkami.
Niegdyś przyjaźniła się z właścicielką piwnych oczu, ale po wypadku na zawodach konnych, Sarah wyjechała na rehabilitację do Nowego Jorku. Dotąd Katie nie utrzymywała z nią kontaktu, toteż łzy cisnęły jej się do oczu.
Kilkuminutowe milczenie, przerwało rozpaczliwe rżenie dobiegające z pobliskiej stajni.
Obie niewiele myśląc, zerwały się do zrujnowanej stajni. Otworzyły drzwi i ujrzały okropny widok, uginającego się zwierzecia pod ciężarem dużej, metalowej blachy, raniącej oblepioną odchodami i słomą skórę. Obie kobiety zaniemówiły.
-Dzwoń do Garego- powiedziała, nie tracąc trzeźwości umysłu matka dziewczyny.
Katie wyjeła swoją komórkę i wybiła na niej numer telefonu Garego.
-Cześć Gary. Przyjedz natychmiast do Sherbrooke... tak, to poważna sprawa. Nie, w hodowli została Daniel i ojciec.... tak, przyjeżdzaj i weź przyczepę.... pa.
-Katie spróbuj mi pomóc odepchnąć tę blachę. Albo, najpierw pozbieraj te cegły i szybko zatamuj krwotok z nogi...
Katie odrzuciła kilka poplamionych krwią desek i cegieł, raniących obolałe stworzenie. W tym czasie mama Katie próbowała odciążyć konia z ciężaru blachy.
-Jestem- obie odwróciły się gwałtownie, ale uspokoiły się widząc Matt'a i Garego z apteczką. -Boże... biedne zwierzę... Katie zmień opatrunek, ale najpierw przemyj wodą... Matt, zadzwoń po jakąś pomoc, a... - rzekł zwracając się do mamy Katie- a ty chodz ze mną przygotujemy przyczepę do przewozu zwierzecia...
***
-Skąd wiedziałaś, że tam był?- Katie wpatrywała się w ciemnobrązowe oczy matki.
Były tak ciemne, że coniektórzy przyechodnie odskakiwali na ich widok. Nie wiadomo czy ze strachu czy z zaskoczenia, ale Katie podobały się one- zawierały pomimo koloru, wiele ciepła. Dla niej wspaniale kontrastowały z jasną cerą matki, a śliczną kompozycję tworzyły z długimi, ciemnymi włosami. Dla niej matka była zawsze przykładem.
-Dzwonił kierownik schroniska dla koni w Stillgney. Prosił abym pojechała po zwierzę, bo oni mieli jakieś kłopoty z dojazdem.
-Acha...
-Sama rozumiesz.
-Ostatnio im się nie powodziło- Katie w głębi ducha obwiniała się, za zaniedbanie wolontariatu w schronisku.
Otworzyły się drzwi sali zabiegowej. W nozdrza Katie uderzył gorzki zapach lekarstw, antybiotyków i tabletek różnego rodzaju.
-I- zaczeła dziewczyna.
-Jest OK.- przerwał Gary- najgorsze za nami. Oczyściłem i zaszyłem dość głeboką dziurę w klatce piersiowej. Zwierze ma połamane żebra, kilka nacięć i siniaków. Bałem się o nogę, bo wyglądała na złamaną, ale z nią jest też OK. Jest nadwyrężona, ale to nic groźnego. Tak więc fizycznie nie jest tak strasznie okaleczony. Gorzej z psychiką. Narazie jest pod wpływem środków.
-No tak... pozostawienie w ciemnej stajni, uderzenia kropel deszczu, głód i pragnienie... wyczerpanie no i ta blacha... - wtrąciła, a jednocześnie odetchneła z ulgą Katie.- możemy go zobaczyć?- ciągneła dalej.
Gary wskazał ręką salę, zaś drugą uchylił drzwi i wpuścił dziewczyny.
Teraz nie tylko czuć było lekartwa, ale też zapach świeżej krwi.
-O Boże... ile on musiał krwi stracic...- szepneła zszokowana matka widzac sporą ciemnoczerwoną kałuże krwi.
-Musiałem trochę skażonej spuścić. Ale na szczeście mamy zwierzęcych dawców, co uratowao naszego ogiera od śmierci. Kawałek tego cholerstwa- Gary wskazał na spory kawałek zakrawionego żelaztwa (żelastwa?)- wbiło mu się to w szyję i obawiałem się o aortę, jednak było kilka milimetrów od niej.
Katie podeszła wolnym, niepewnym krokiem do leżącego bezwładnie ciała konia. Czuła jak łzy napływały jej do oczu.
-Biedaku przez co ty musiałeś przejść...
-Ładnie... ile szwów poszło?- spytała starsza Bashley, widząc zszytą ranę.
-Oj... koło dwustu.
-Kawał roboty odwaliłeś.
-Ale warto było- na zmęczonej twarzy Garego ukazał się nieśmiały uśmiech.- Cudowny z niego Paso Peruwian, nie wiem czy czystej krwi.
-Ma jakieś oznaczenie?
-Nie sprawdzałem. Bierzecie go do siebie gdy wyzdrowieje?
-Sama nie wiem...
-Zastanów się. W klinice pobędzie jeszcze z jakiś miesiąc pod obserwacją. Jak wszystko ładnie się wygoi będzie można mu szukać nowego domu. Myślę, że schronisko to nie miejsce na jego psychikę.
-Tez tak sądze ale boję się... o Katie... o inne konie. Zwierze po takich przejściach może być niebezpieczne.
-Racja, ale zastanów się. W schronisku nie wyleczą jego psychiki, a amator nie da rady.
-Mhm... -kobieta nie odrywała wzroku od pięknego obrazu, jakim była klęcząca Katie bawiąca się falowaną grzywą, kasztanowego konia. Po czym zwróciła się do Garego. - Dobra, dzięki za wszystko jutro przyjade go jeszcze oglądnąć, a teraz lecimy. Katie chodź już.
-Musze iść mały. Będzie OK. -szepnęła na pożegnanie prosto do ucha kasztana, na co ten cicho zarżał.
***

Mrok panował w pokoju Katie. Gdzieniegdzie przez zasłony przedzierały się delikatne promienie słoneczne. Powoli przechodziły wzdłuż pokoju, aż dotarły do wilelkiego kundla leżącego na stosie czasopism końskich. Był to mieszaniec owczarka kaukaskiego i leonbergera. Przy wzroście Katie- 169 centymetrów psisko sięgało jej do pasa.
Każdy w rodzinie Bashley miał swojego psa- ojciec owczarka niemieckiego- Barta, matka amstaffa- Aldo, zaś Katie o kundlisko.
Leżąc tak leniwie, wyglądał jak kupa futra, nie wiadomo gdzie miał przód a gdzie tył. Kiedy dopiero promienie doszły do jego jasnobrązowych oczysk i zaczęły go razić, raptownie podniósł łeb. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do światła dominującego już w pokoju dziewczyny, wskoczył z impetem na miękkie łóżko i wtulił łeb w kołdrę.
Czując na sobie ciężar Katie złapała już odruchowo "Jaśka" spod swojej głowy i rzuciła nim w wielkiego kundla.
-Demon spadaj!- ale pies nie dał za wygraną i dalej leżał wtulony w kołdrę jakgdyby nigdy nic, wlepiając swe ślepia w zaspaną Katie. Jedyną reakcją na uderzenie poduszką było ziewnięcie i pełen uśmiech podczas dyszenia. - nie mam szans- mówiła takjakby do siebie Katie.- Dobra spadaj ja też muszę iść na dół.
Oboje po wielkiej szamotaninie w pokoju dziewczyny, pojawili się na dole. Demon oczywiście uśmiechnięty, wiedząć, ze na dole czeka na niego śniadanie, Katie wkurzona, że musiała wręcz prosic psa o zejście.
Podeszła do lodówki wyjęła słoik Nutelli. Świeże bułki czekały już na stole. Następnie zagotowała mleko i zrobiła sobie kakao. Włączyła mp3 i słuchała ulubionej składanki.
Do kuchni wszedł ojciec Katie. Usiadł koło córki i złapał pewnym ruchem słoiczek Nutelli.
-Ejjjj...-Katie nie spodobał się fakt, że ojciec wyjada jej krem. - spadaj od mojego kremu- powiedziała pół żartem.
-To już ojcu żałujesz Nutelli?- roześmiał się.- dobra jest twoja, ja tylko łyżeczkę sobie wezmę.
-Dobra, dobra.... chciałeś mi coś powiedzieć?
-Noooo... wyjezdzam.
-Co?
-Wyjezdzam. Może kupić ci przed wyjazdem aparat słuchowy- jak zwykle zażartował.- musze w końcu znaleźć jakąś stałą pracę.
-Na ile?
-Na pół roku w najlepszym wypadku.
-Gdzie?
-Słuchaj, czuję się jak na przesłuchaniu. Do Anglii. Londynu.
-Po co?
-No do pracy, Katie!
-Acha.
Ojciec popatrzył na córkę z rezygnacją i z impetem walnął ręką o czoło.
-Coś jeszcze Pani chciałaby wiedzieć?
-A co z Dakarem?
-Jakim Dakarem?
-Nie ładnie odpowiadac pytaniem na pytanie. No Dakarem, tym koniem co dwa tygodnie temu z mama go przywiozłyśmy z Sherbrooke.
-Ty już mu imię dałaś?
-Więc...?
-Katie sam nie wiem czy go weźmiemy. Chyba słyszałaś co Gary mówił.
-Że za miesiąc możemy go do domu wziąć.
-Tak, ale oprócz tego, że koń ma zjechana psychikę.
-No i co?
-Nie nic, absolutnie... Dziecko zdajesz sobie sprawę, że nie poradzicie sobie z mamą?
-Poradzimy- mruknęła pod nosem dziewczyna.
-Już to widze.
Katie aby dalej nie ciągnąć tematu, posprzątała na stole i na koniec rzuciła:
-A kiedy jedziesz?
-Za tydzień.
Dziewczyna nic już nie powiedziała i poszła do łazienki.
Katie stanęła przed lustrem i wpatrywała się w swoje odbicie. Nie mogła znieść mysli, że koń trafi do schroniska, gdzie tylko pogłębią jego uraz.
Przemyła twarz zimną wodą.
-Musze mu pomóc.
Wyszła do kuchni i oparła się o ścianę. Ojciec czytał coś w gazecie i popijał kawe. Kidy zauważył córkę, rzucił na nią tylko krótkie spojrzenie i dalej namiętnie () czytał bardzo "ciekawy" artykuł o hodowli pcheł.
-Nie maja o czym pisać... no tak, bo nie ma nic ciekawszego, że pchła Młotek została championem rosji...
-Tato....
-Co?
-Co, co? Kooooooooń....
-Jaki koń?
Katie przekręciła tylko oczami i złapała sie za głowę.
-Aaaa teeen koń. Nie.
-Tatoo!
-Co?!
-Wiesz, że sobie poradzimy!
-Nie wiem.
-Z tobą gadać...
-I dobrze.
-Dobrze.
-No ok!
-Tak?
-Nie.
-Boże...
Oboje zaczeli się śmiać z tej rozmowy, na "wysokim" poziomie. Do kuchni wtargneły dwa psisko- Aldo i Demon.
-A wiesz o tym, że dzisiaj przyjezdza Alex i bierze astka na turne?
-Turne? - zdziwiła się Katie.
-No na turne po Europie.
Katie patrzyła na ojca pytająco.
-No na wystawy jedzie z nim.
-Aaa... to ten pies przez te wystawy odwiąże się od nas.
-Odwiąże?
-No emocjonalnie i duchownie.
-Ty idziesz na jakąś filozofię? Jedyne co wiąże astka z nami to smycz.
Katie roześmiała się:
-Nie idę na żadną filozofię.
-I dobrze.
-To może zamiast astka niech Alex weźmie Demona na wystawy?
-Jako niby co?
-Leonbergera z Kaukazu?
-Chyba z mordą berneńczyka i łapami jamnika.
-Okropny jesteś. - powiedziała Katie udawająć obrażoną. Doskonale wiedziała, że musi się zgodzić z tym co powiedział ojciec, gdyz jest on wspaniałym kynologiem i na podstawie fenotypu umie świetnie rozszyfrować przodków psa.
Od urodzenia ojciec Katie wychowywał się wśród psów. Jego matka była Angielką, mieszkająca w Polsce pracująca w polskim Związku Kynologicznym. Ojciec pracował w AKC. Jakoś się "skumali" i zostali małżeństwem. Mieli hodowlę wyżłów niemieckich. Kiedy babcia Katie urodziła jej ojca, od małego uczyła go więzi z psami, a już w wieku 10 lat ojciec Katie zadebiutował w konkursie Junior Handling, gdzie zajął 1 lokatę w młodszej kategorii. Do 17 lat zawziecie zajmował się handlingiem, pojechał na Cruft'sa i zajął tam 2 lokatę. Kiedy już jego rodzice nie mogli zajmowac sie hodowla, ze wzgledu na wiek, kupił dom pod Londynem i sam kontynuował hodowle. Wyhodował ponad 40 championów krajowych, 50 młodziezowych championów, 13 interchampionów oraz ponad 60 psów użytkowych. Jego psy były niejednokrotnymi zwycięzcami świata, Europy i USA. Oprócz hodowli nadal zajmował się handlingiem, oraz wieloma konkursami psów myśliwskich. Został także sędzia krajowym oraz międzynarodowym- sędziował wyżły na Cruft'sie.
W Londynie wystawiał psa niejakiej Alice- jak się okazało jego przyszłej żonie. Kobieta zmarła wieku 32 lat na raka. Ojciec Katie został z synem, a jej przyrodnim bratem. Ojciec Katie chciał na nowo zbudowac sobie życie i 6 lat później poznał jej matke- Laurę, która hodowała konie. Po roku pobrali sie a po następnych dwóch latach urodziła się ich córka- Kat.
Ojciec dziewczyny zdał sobie sprawe, że będzie mu trudno prowadzić hodowlę psów i koni, toteż wszystkie swoje psy spisał na syna mieszkającego w Polsce, w okolicach Poznania. Dotąd przyrodni brat Katie zdobywa sukcesy, gdyż odziedziczył "fach hodowlany" po ojcu.
Tak zamarło życie kynologiczne ojca Kat. Do dzisiaj ma swoje oddzielne pomieszczeniem, gdzie ściany sa poobwieszane medalami, rozetami z całego świata, na półkach stoja puchary, w tym 3 potężne, obwieszone niebieskimi rozetami. Na tych tez pucharach pisze "Best in Show, Cruft's 85, 89, 97." Prócz medali i pucharów, w antyramach widnieją dyplomy świadczące o użytkowości psów.
Ojciec dziewczyny nie mógł się pogodzić z rzuceniem hodowli, postanowił kupić chociaż jednego reproduktora. Szukał starannie wśród wielu czołówkowych hodowli i tak włąśnie natrafił na biało-brązowego amstaffa- zwanego przez nich "astek". Pies miał być jednocześnie prezentem dla Laury na imieniny, toteż formalnie nalezy on do matki Katie. Astek ma już tytuł championa Rosji, Słowacji, Hiszpani, Niemiec, Polski, Interchampionat oraz Młodziezowy Championat Rosji i Polski. Wystawiany jest przez Aleksa- 17 letniego chłopaka, który okazał się być najlepszym Junior Handlerem. Miał zaszczyt gościc na Cruft'sie, wystawiał wiele psów i zdobywał wiele laur, a w opisach niejednokrotnie była wzmianka o "świetnym prowadzeniu psa" czy też "psie pięknie prezentowanym". Aleks wystawiał psy dla przyjemności- dlatego tez nie chciał brac pieniędzy na wystawianie astka. Katie bardzo polubiła chłopaka, próbowała już raz startować w JH, ale jej to kompletnie nie wychodziło. Wiedziała, że jej to nigdy nie wyjdzie- a jej żywiołem jest koński grzbiet. Tak więc Alex zbiera laury na wystawach, Kat na konkursach konnych.
-Tato prosze cię...
-Katie ja też ciebie prosze. Własnie czytam ciekawy artykuł. Ty wiesz, że pchła Coffie została Interchampionem?
-Tato! Możesz odłożyć te głupoty i pogadać ze mną...?!
-Dobra. O czym-chcesaz-rozmawiac-droga-córko?
-Wiesz dobrze, że o koniu!
-I?
-Dlaczego nie możemy go zatrzymać?! Poradzę sobie! Przecież jest Matt, Gary, mama...
-Kat posłuchaj...
-Nie, prosze cię...- Katie zrobiła oczy zbitego basseta.- poradzimy sobie. Zresztą spytaj mamy.
-Kaaaat..
Nic. Dalej oczy, ale zalane łzami- oczywiście fałszywymi. Dziewczyna umiała doskonale nakłonić ojca nawet do skoku z 40 piętra.
-Porozmawiam z mamą, ok?
Katie się uśmiechnęła od ucha do ucha.
-Dziekuję!- ucałowała ojca w policzek.- to ja ide spakowac astka!
-Idź, idź...- powiedział zmarnowany ojciec, jakgdyby sam do siebie.- spakuj astka...
Katie pobiegła na górę i zaczeła przerzucać wszystko w pokoju. Astek leżał na łóżku i wpatrywał się w Katie. Na głowie miał zarzucony stanik dziewczyny. Widocznie miał to za złe właścicielce, ale nie protestował, gdyż nie miał jak sie ruszyc pod ciężarem ubrań.
-Oh, przepraszam- Katie podeszła do niezadowolonego psa, zdjęła z niego bieliznę i odkopała go. Pies tylko zeskoczył z łóżka otrzepał się i wyszedł z pokoju.- no dzięki wiesz!!




PS. Wybaczcie błędy i napiszcie co o tej amatorszczyźnie sądzicie :P

« Ostatnia zmiana: 2005-12-28, 14:17 autor golden(ka) »
Zapisane

Agata:)

  • Gość
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #1 : 2005-06-19, 00:09 »
CZekamy na więcej ;)
Zapisane

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #2 : 2005-06-19, 00:10 »
Jak narazie dodałam jeszcze kawałek :P Ale jutro cd :P
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedz #2 : 2005-06-19, 00:10 »

eniqa

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3509
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #3 : 2005-06-19, 13:58 »
fajnie się zaczyna :D czekam na kolejne części ;)
Zapisane

polna_mysza

  • Gość
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #4 : 2005-06-19, 15:28 »
świetne :D Goldi pisz dalej ;)
juz się nie moge doczekac :)
Zapisane

koniulka

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2541
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #5 : 2005-06-20, 19:22 »
No i gdzie to CD :P
Zapisane
Na zawsze w naszych sercach...

Kaczka

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2579
  • R x S
    • WWW
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #6 : 2005-06-20, 19:39 »
Świetne opowiadanko, pisz dalej ;)
Zapisane
Kamijo x Sanaka

Ima koko ni futari no kinenhi wo tatete
moshi sekai ga owaru to shite mo koko de mata aou
yakusoku dayo tatta hitotsu no ansorojii

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #7 : 2005-06-20, 20:01 »
-O c... co tu chodzi?- zapytała zdezorientowana Katie.
-Wytłumaczę ci to później- rzuciła krótko, przepełniona emocjami matka dziewczyny.
Rżenie powtórzyło się. Obie spojrzały na siebie znacząco i bez chwili zastanowienia, rozdzieliły się, w celu znalezienia wystraszonego stworzenia.
Niebo przejęły ciemne chmury, słychać już było pierwsze uderzenia piorunów, a niebo od czasu do czasu, rozświetlały jasne błyskawice.
Dziewczyna nie zniesmaczona kaprysem pogody, wpadła z impetem do jednego z podwórzy. Jej oczom ukazał się widok, nie do opisania.  Budynki mieszkalne były obdrapane z tynku, na niektórych widać było cieńką warstwę krwi. Katie poczuła smutek, a zarazem strach i współczucie dla dawnych mieszkańców Sherbrooke. Niegdyś stajnie, psie budy czy garaże, teraz były wielkim skupiskiem połamanych desek. Podwórze było usłane kołdrą, zlepioną z kurzych piór, błota i słomy.
Serce samotnej dziewczyny, w całym tym horrorze, zaczeło mocniej bić. Rozglądneła się dookoła, ale żadnej żywej duszy nie ujrzała. Wybiegła z podwórza i znalazła mamę, pochyloną nad ziemią.
-Mamo...- rzekła cicho Katie, próbując nie wystraszyć skupionej nad czymś kobiety.
-A to ty... zobacz co znalazłam- wręczyła córce połamaną ramkę na zdjęcia i mokra fotografię.
-To...- Katie nie mogła dokładnie skojarzyć, kto uśmiechał się tak wesoło na zdjęciu.
-...jest Sarah Cantley z Morfiną na zawodach w 99'. Pamiętasz ją?- pomogła córce.
-Faktycznie to Sarah- Katie wytężyła wzrok, dostrzegając ciemne, gęste włosy, uśmiechniętej dziewczyny z dużymi piwnymi tęczówkami.
Niegdyś przyjaźniła się z właścicielką piwnych oczu, ale po wypadku na zawodach konnych, Sarah wyjechała na rehabilitację do Nowego Jorku. Dotąd Katie nie utrzymywała z nią kontaktu, toteż łzy cisnęły jej się do oczu.
Kilkuminutowe milczenie, przerwało rozpaczliwe rżenie dobiegające z pobliskiej stajni.
Obie niewiele myśląc, zerwały się do zrujnowanej stajni. Otworzyły drzwi i ujrzały okropny widok, uginającego się zwierzecia pod ciężarem dużej, metalowej blachy, raniącej oblepioną odchodami i słomą skórę. Obie kobiety zaniemówiły.
-Dzwoń do Garego- powiedziała, nie tracąc trzeźwości umysłu matka dziewczyny.
Katie wyjeła swoją komórkę i wybiła na niej numer telefonu Garego.
-Cześć Gary. Przyjedz natychmiast do Sherbrooke... tak, to poważna sprawa. Nie, w hodowli została Daniel i ojciec.... tak, przyjeżdzaj i weź przyczepę.... pa.
-Katie spróbuj mi pomóc odepchnąć tę blachę. Albo, najpierw pozbieraj te cegły i szybko zatamuj krwotok z nogi...
Katie odrzuciła kilka poplamionych krwią desek i cegieł, raniących obolałe stworzenie. W tym czasie mama Katie próbowała odciążyć konia z ciężaru blachy.
-Jestem- obie odwróciły się gwałtownie, ale uspokoiły się widząc Matt'a i Garego z apteczką. -Boże... biedne zwierzę... Katie zmień opatrunek, ale najpierw przemyj wodą... Matt, zadzwoń po jakąś pomoc, a... - rzekł zwracając się do mamy Katie- a ty chodz ze mną przygotujemy przyczepę do przewozu zwierzecia...

:;d:
« Ostatnia zmiana: 2005-06-20, 20:05 autor golden(ka) »
Zapisane

eniqa

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3509
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #8 : 2005-06-20, 22:12 »
jeszcze, jeszcze :;d: o wiele za krótkie :P i barrrdzo super :;d: czekam na dalsze części które oczywiście pojawią się bardzo szybko, mam rację? :P :P
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedz #8 : 2005-06-20, 22:12 »

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #9 : 2005-06-20, 22:14 »
Jak mnie najdzie "pseudowena" to dodam co nieco :P
Zapisane

polna_mysza

  • Gość
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #10 : 2005-06-20, 23:09 »
fajne
pisz pisz pisz dalej
czekamy
Zapisane

Kaczka

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2579
  • R x S
    • WWW
Odp: Zameczę Was nowym opowkiem :P
« Odpowiedź #11 : 2005-06-21, 12:45 »
Noo świetne, chcemy CD ;)
Zapisane
Kamijo x Sanaka

Ima koko ni futari no kinenhi wo tatete
moshi sekai ga owaru to shite mo koko de mata aou
yakusoku dayo tatta hitotsu no ansorojii

Psiara

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1816
    • WWW
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #12 : 2005-06-22, 23:09 »
goldi dawaj dalej bo cie zjem!
Zapisane
Czy jest cos lepszego od teriera? Oczywiście! Dwa teriery!

Odcięta od neta na czas nieokreślony :( Kocham was i nigdy nie zapomnę :( Zawsze byliście moją drugą rodziną... :(

taigan

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1695
    • WWW
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #13 : 2005-06-27, 14:05 »
Czekamy na CD  8)

Nanami

  • Gość
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #14 : 2005-06-30, 13:19 »
No i gdzie ciąg dalszy? :lol: Pomysł i fabuła całkiem fajna, dobranie słownictwa stoi na odrobine nizszym poziomie, ale tez jest dobre :wink:
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedz #14 : 2005-06-30, 13:19 »

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #15 : 2005-06-30, 19:48 »
Toć mnie jeszcze moja pseudowena nie naszła!! :P Narazie nie mam czasu na wymyślanie opowka, ale coś jutro przy pilnowaniu piesków sklece ;)
Zapisane

ssgosiass

  • Gość
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #16 : 2005-07-02, 16:18 »
Super (: Pisz dalej, pisz Goldi :)
Zapisane

Kelpie

  • Gość
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #17 : 2005-07-02, 19:48 »
Świetne opowiadanie. Pisz dalej, czekam na CD :D
Zapisane

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #18 : 2005-07-06, 18:28 »
-Skąd wiedziałaś, że tam był?- Katie wpatrywała się w ciemnobrązowe oczy matki.
Były tak ciemne, że coniektórzy przyechodnie odskakiwali na ich widok. Nie wiadomo czy ze strachu czy z zaskoczenia, ale Katie podobały się one- zawierały pomimo koloru, wiele ciepła. Dla niej wspaniale kontrastowały z jasną cerą matki, a śliczną kompozycję tworzyły z długimi, ciemnymi włosami. Dla niej matka była zawsze przykładem.
-Dzwonił kierownik schroniska dla koni w Stillgney. Prosił abym pojechała po zwierzę, bo oni mieli jakieś kłopoty z dojazdem.
-Acha...
-Sama rozumiesz.
-Ostatnio im się nie powodziło- Katie w głębi ducha obwiniała się, za zaniedbanie wolontariatu w schronisku.
Otworzyły się drzwi sali zabiegowej. W nozdrza Katie uderzył gorzki zapach lekarstw, antybiotyków i tabletek różnego rodzaju.
-I- zaczeła dziewczyna.
-Jest OK.- przerwał Gary- najgorsze za nami. Oczyściłem i zaszyłem dość głeboką dziurę w klatce piersiowej. Zwierze ma połamane żebra, kilka nacięć i siniaków. Bałem się o nogę, bo wyglądała na złamaną, ale z nią jest też OK. Jest nadwyrężona, ale to nic groźnego. Tak więc fizycznie nie jest tak strasznie okaleczony. Gorzej z psychiką. Narazie jest pod wpływem środków.
-No tak... pozostawienie w ciemnej stajni, uderzenia kropel deszczu, głód i pragnienie... wyczerpanie no i ta blacha... - wtrąciła, a jednocześnie odetchneła z ulgą Katie.- możemy go zobaczyć?- ciągneła dalej.
Gary wskazał ręką salę, zaś drugą uchylił drzwi i wpuścił dziewczyny.
Teraz nie tylko czuć było lekartwa, ale też zapach świeżej krwi.
-O Boże... ile on musiał krwi stracic...- szepneła zszokowana matka widzac sporą ciemnoczerwoną kałuże krwi.
-Musiałem trochę skażonej spuścić. Ale na szczeście mamy zwierzęcych dawców, co uratowao naszego ogiera od śmierci. Kawałek tego cholerstwa- Gary wskazał na spory kawałek zakrawionego żelaztwa (żelastwa?:P)- wbiło mu się to w szyję i obawiałem się o aortę, jednak było kilka milimetrów od niej.
Katie podeszła wolnym, niepewnym krokiem do leżącego bezwładnie ciała konia. Czuła jak łzy napływały jej do oczu.
-Biedaku przez co ty musiałeś przejść...
-Ładnie... ile szwów poszło?- spytała starsza Bashley, widząc zszytą ranę.
-Oj... koło dwustu.
-Kawał roboty odwaliłeś.
-Ale warto było- na zmęczonej twarzy Garego ukazał się nieśmiały uśmiech.- Cudowny z niego Paso Peruwian, nie wiem czy czystej krwi.
-Ma jakieś oznaczenie?
-Nie sprawdzałem. Bierzecie go do siebie gdy wyzdrowieje?
-Sama nie wiem...
-Zastanów się. W klinice pobędzie jeszcze z jakiś miesiąc pod obserwacją. Jak wszystko ładnie się wygoi będzie można mu szukać nowego domu. Myślę, że schronisko to nie miejsce na jego psychikę.
-Tez tak sądze ale boję się... o Katie... o inne konie. Zwierze po takich przejściach może być niebezpieczne.
-Racja, ale zastanów się. W schronisku nie wyleczą jego psychiki, a amator nie da rady.
-Mhm... -kobieta nie odrywała wzroku od pięknego obrazu, jakim była klęcząca Katie bawiąca się falowaną grzywą, kasztanowego konia. Po czym zwróciła się do Garego. - Dobra, dzięki za wszystko jutro przyjade go jeszcze oglądnąć, a teraz lecimy. Katie chodź już.
-Musze iść mały. Będzie OK. -szepnęła na pożegnanie prosto do ucha kasztana, na co ten cicho zarżał.

***

cdmn. :P
 
Zapisane

taigan

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1695
    • WWW
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #19 : 2005-07-06, 19:01 »
CDMN = Ciąg Dalszy Musi Nastąpić :;d:

ssgosiass

  • Gość
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #20 : 2005-07-06, 19:06 »
CDMN = Ci±g Dalszy Musi Nast±pić :;d:
Powtarzam :;d:
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedz #20 : 2005-07-06, 19:06 »

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #21 : 2005-07-06, 19:25 »
Te to miało być mejbi nastąpi :P Nie rozszyfrowałyście mnie :P
Zapisane

MakroX

  • Gość
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #22 : 2005-07-10, 00:25 »
Goldenka musi nastapic :)

Super :)
Zapisane

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #23 : 2005-07-10, 22:36 »
Załamię Was :P Jutro c.d :;d:
Zapisane

koniulka

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2541
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #24 : 2005-07-11, 20:38 »
No to masz już tylko 3 godziny i 22 minuty :P
Zapisane
Na zawsze w naszych sercach...

Jaśka

  • Gość
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #25 : 2005-07-12, 14:58 »
świetne :D
Czekam na CD ;)
Zapisane

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #26 : 2005-07-12, 17:20 »
Ni ma ciągu dalszego :;d: Miałam pseudowenę ale jak szybko przyszła tak szybko poszła :lol:
Zapisane

koniulka

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2541
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #27 : 2005-07-12, 23:15 »
Ale mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie ta twoja pseudowena :D
Zapisane
Na zawsze w naszych sercach...

Forum Zwierzaki

Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedz #27 : 2005-07-12, 23:15 »

taigan

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1695
    • WWW
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #28 : 2005-07-14, 13:28 »
Nie ma, ale będzie, nie? :> :P

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Opowiadanie o...? Kuniu? :P
« Odpowiedź #29 : 2005-07-23, 18:26 »
Yhm... :P

Mrok panował w pokoju Katie. Gdzieniegdzie przez zasłony przedzierały się delikatne promienie słoneczne. Powoli przechodziły wzdłuż pokoju, aż dotarły do wilelkiego kundla leżącego na stosie czasopism końskich. Był to mieszaniec owczarka kaukaskiego i leonbergera. Przy wzroście Katie- 169 centymetrów psisko sięgało jej do pasa.
Każdy w rodzinie Bashley miał swojego psa- ojciec owczarka niemieckiego- Barta, matka amstaffa- Aldo, zaś Katie o kundlisko.
Leżąc tak leniwie, wyglądał jak kupa futra, nie wiadomo gdzie miał przód a gdzie tył. Kiedy dopiero promienie doszły do jego jasnobrązowych oczysk i zaczęły go razić, raptownie podniósł łeb. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do światła dominującego już w pokoju dziewczyny, wskoczył z impetem na miękkie łóżko i wtulił łeb w kołdrę.
Czując na sobie ciężar Katie złapała już odruchowo "Jaśka" spod swojej głowy i rzuciła nim w wielkiego kundla.
-Demon spadaj!- ale pies nie dał za wygraną i dalej leżał wtulony w kołdrę jakgdyby nigdy nic, wlepiając swe ślepia w zaspaną Katie. Jedyną reakcją na uderzenie poduszką było ziewnięcie i pełen uśmiech podczas dyszenia. - nie mam szans- mówiła takjakby do siebie Katie.- Dobra spadaj ja też muszę iść na dół.
Oboje po wielkiej szamotaninie w pokoju dziewczyny, pojawili się na dole. Demon oczywiście uśmiechnięty, wiedząć, ze na dole czeka na niego śniadanie, Katie wkurzona, że musiała wręcz prosic psa o zejście.
Podeszła do lodówki wyjęła słoik Nutelli. Świeże bułki czekały już na stole. Następnie zagotowała mleko i zrobiła sobie kakao. Włączyła mp3 i słuchała ulubionej składanki.
Do kuchni wszedł ojciec Katie. Usiadł koło córki i złapał pewnym ruchem słoiczek Nutelli.
-Ejjjj...-Katie nie spodobał się fakt, że ojciec wyjada jej krem. - spadaj od mojego kremu- powiedziała pół żartem.
-To już ojcu żałujesz Nutelli?- roześmiał się.- dobra jest twoja, ja tylko łyżeczkę sobie wezmę.
-Dobra, dobra.... chciałeś mi coś powiedzieć?
-Noooo... wyjezdzam.
-Co?
-Wyjezdzam. Może kupić ci przed wyjazdem aparat słuchowy- jak zwykle zażartował.- musze w końcu znaleźć jakąś stałą pracę.
-Na ile?
-Na pół roku w najlepszym wypadku.
-Gdzie?
-Słuchaj, czuję się jak na przesłuchaniu. Do Anglii. Londynu.
-Po co?
-No do pracy, Katie!
-Acha.
Ojciec popatrzył na córkę z rezygnacją i z impetem walnął ręką o czoło.
-Coś jeszcze Pani chciałaby wiedzieć?
-A co z Dakarem?
-Jakim Dakarem?
-Nie ładnie odpowiadac pytaniem na pytanie. No Dakarem, tym koniem co dwa tygodnie temu z mama go przywiozłyśmy z Sherbrooke.
-Ty już mu imię dałaś?
-Więc...?
-Katie sam nie wiem czy go weźmiemy. Chyba słyszałaś co Gary mówił.
-Że za miesiąc możemy go do domu wziąć.
-Tak, ale oprócz tego, że koń ma zjechana psychikę.
-No i co?
-Nie nic, absolutnie... Dziecko zdajesz sobie sprawę, że nie poradzicie sobie z mamą?
-Poradzimy- mruknęła pod nosem dziewczyna.
-Już to widze.
Katie aby dalej nie ciągnąć tematu, posprzątała na stole i na koniec rzuciła:
-A kiedy jedziesz?
-Za tydzień.
Dziewczyna nic już nie powiedziała i poszła do łazienki.
***
Nie chce mi się już pisać :lol: Połączyłam pierwszy post, żeby było tam sklecone całe opowiadanie :P
« Ostatnia zmiana: 2005-07-23, 18:29 autor golden(ka) »
Zapisane
Strony: [1] 2   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.157 sekund z 27 zapytaniami.