Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1] 2   Do dołu

Autor Wątek: Country Girl  (Przeczytany 3168 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

MaŁren

  • Gość
Country Girl
« : 2005-08-01, 01:29 »
Pisałam już co prawda jedno opowiadanie, ale wydało mi się ono za ckliwe :P postanowiłam więc zakończyć pisanie tamtego. Z racji tego, że wieczorami strasznie mi się nudzi piszę nowe opowiadanko. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;) Życzę miłej lektury :)

I "W nowym mieście też są kluby"
- Vivian, wstawaj! Śniadanie! - wołanie mamy drastycznie obudziło dziewczynę. Wstała, poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Vivian Patherson była młoda, ładna, zgrabna. Właśnie skończyła szkołę. Po wakacjach miała zacząć studia-prawo. To był bardziej wybór jej rodziców-ona myślała tylko o tym, gdzie spędzić wieczór. Była beztroska, czasami aż do bólu. Ludzie, jakimi się otaczała, to rozpieszczone dzieci bogatych rodziców. Dziewczyna spięła włosy i zeszła na sniadanie. Pierwszy raz od wielu wielu dni mama przygotowała śniadanie. Pierwszy raz od wielu wielu dni Vivian mogła zobaczyć rodzinę w komplecie.
- Tata, nie wiedziałam, że przyjechałeś - ucałowała tatę. Jej ojciec był prawnikiem. Miał własną kancelarię, co pozwalało córce na dostatnie życie, które płynęło pod znakiem imprez. Był dosyć przystojny, przynajmniej tak uważała wychowawczyni Vivian co nierzadko wprawiało ją w zażenowanie. "mój ojciec przystojny? przecież to mój ojciec, on nie może być przystojny".
- Mialem wrócić wieczorem, ale mama powiedziała, że ta sprawa nie może czekać więc jestem.
- Jaka sprawa jest tak ważna, że pan mecenas przyjechał wcześniej? - Vivian nieraz żałowała że jej ojciec ma taką pracę, ale zapominała o tym ilekroć potrzebowała pieniędzy na nową sukienkę.
- Mama i ja chcieliśmy ci powiedzieć, że się przeprowadzamy. Wszystko jest załatwione. Przeprowadzamy się pojutrze.
- Pojutrze?! Zwariowaliście?! Przecież ja mam tu swoje życie! Nic was to nie obchodzi, prawda? Liczycie się tylko wy i wasze plany, ja jestem tylko cholernym pionkiem! Smarkulą, którą można rządzić!
- Vivian, to nie tak. Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę. - mama próbowała się tłumaczyć.
- Udało wam się. Ale to nie była jedna z tych miłych niespodzianek.
Jeśli rodzice Vivian chcieli doprowadzić swoją jedyną córkę do szału to im się udało. I to w rekordowym czasie. Jak dotąd pobili nawet rekord sprzedawdy ze sklepu przy Boulvard 787, który twierdził, że jej wymarzona sukienka została właśnie sprzedana. Vivian pobiegła do swojego pokoju i zadzwoniła do przyjaciółki. Powiedziała jej o wszystkim. Doszły do wniosku, że decyzji rodziców i tak nie da się cofnąć więc musi się pogodzić z losem i spędzić ostatnią noc w ukochanym mieście w dobrej dyskotece. Potem zadzwoniła do swojego chłopaka i powiedziała mu o wszystkim. Po śniadaniu Vivian zaczęła pakować swoje rzeczy, ale w dalszym ciągu nie odzywała się do rodziców, miała im za złe całą tę niespodziankę. Popołudniu poszła do Toma porozmawiać o wyprowadzce. Na początku rozmawiali o wszystkim tylko nie o tym. W końcu dziewczyna zdobyła się na odwagę.
- Tom, muszę ci coś powiedzieć. Moi rodzice zrobili mi świetną niespodziankę. - mówiła z grymasem - Jutro się wyprowadzam. Będę mieszkać 200 km stąd.
- Wyprowadzasz się? Cóż, w takim razie nie będziemy się już dłużej spotykać.
- Na to wygląda. Trzymaj się więc.
Vivian nie płakała po rozstaniu z Tomem. Wyznawała zasadę "nie ten, to następny". Z resztą, miała powodzenie u chłopców co zdecydowanie dodawało jej pewności siebie.
Kiedy następnego dnia wsiadła już do samochodu przez chwilę czuła się rozgoryczona. Miała nawet ochotę zaszlochać, ale sms od koleżanki na dobre jej to wypersfadował. "Vivian, nie załamuj się. W twoim nowym mieście też będą kluby. Będziesz chodziła na jeszcze lepsze imprezki, nie załamuj się. Merry". Nowe imprezy, sklepy i ludzie-to jest to! Po kilku godzinach byli już na miejscu. Kiedy wjechali na podjazd i wysiedli z samochodu ich oczom ukazał się piękny biały dom z wielkimi oknami i pięknym trawnikiem. Mama Vivian zawsze marzyła o domu z trawnikiem. Vivian rozejrzała się po okolicy-wszędzie piękne i duże domy, zapewne sami bogaci ludzie, więc Vivian pewnie znajdzie znajomych. Do samochodu zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy, reszta miała dojechać w wynajętej ciężarówce za kilka godzin.
Jeszcze tego samego dnia Vivian namówiona przez ojca wybrała się na spacer po okolicy. Naprzeciwko ich domu przy pięknym kabriolecie stała grupka chłopców. Vivian była w swoim żywiole. "Może to miasto nie jest takie złe". Poprawiła się i przeszła chodnikiem najbardziej kobieco jak tylko mogła. Kawałek dalej znalazła się już poza zasięgiem ich wzroku więc mogła iść normalnie.
- Już myślałem, że tak chodzisz na codzień, ale widzę że nie miałem racji. - Vivian nie zauważyła, że idzie za nią jakis chłopak. Obejrzała się i spojrzała na niego. Spodobał jej się. Nie był taki jak jej znajomi, nie był ubrany markowy od stóp do głów, nie wiadomo czy miał na sobie cokolwiek co mogłoby być markowe. Miał na sobie trampki, ale nie takie jakie nosiła ona-supermodne trampki od znanego projektanta- tylko najzwyklejsze, czarne, znoszone.
- Mówisz do mnie? - skrzętnie ukrywała fakt, że chłopak jej się podoba. Na jego nonszalancję próbowała odpowiedzieć tym samym.
- Jak ci się podoba nasza okolica?
- Skąd wiesz że jestem tu nowa? może mieszkam tu od dawna?
- Niemożliwe. Na pewno bym cię zauważył.
- Skąd ta pewność? - Vivian odwróciła się na pięcie i ruszyła do przodu. Chłopak pobiegł za nią.
- Zaczekaj, nie skończylismy rozmawiać. Mam na imię Ray.
- Miło mi, Ray.
- Mimo, że mną gardzisz potowarzyszę ci. Nie chcę żebyś się zgubiła.
- Fantastycznie. - odpowiedziała z przekąsem - Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Ja też.
Jakiś czas szli w ciszy. Vivian dumnie i z kamienną twarzą szła trochę z przodu. Ray za nią z uśmiechem na twarzy.

- Na bank jesteś sportsmenką. Cwiczysz akrobatykę? - cisza - Taniec? -cisza -  Biegasz? -cisza -  No to może chód sportowy?
- Nie, ale pragnę ci zakomunikować, że jestem po kursie samoobrony.
- Brr, nie strasz
- Kretyn.
- No, widzę, że nasze stosunki już się zawężają.
- Nic się nie zawęża. Bo między nami nie ma nic! I zostaw mnie wreszcie, bo pójdę na policję i powiem, że mnie molestowałeś!
Ray stał bezradnie na środku chodnika. Kiedy poirytowana Vivian patrzyła na niego jak bazyliszek on ledwo powstrzymywał się by nie wybuchnąć śmiechem. W końcu ona odeszła szybkim krokiem w stronę centrum handlowego. Kiedy weszła do środka Ray poszedl do domu. Usiał w swoim ulubionym fotelu i zaczął mówić do swojego ukochanego psa.
- Co za dziewczyna. Pewnie kolejna rozpieszczona córeczka bogatego tatusia. Clint, piesku, nawet nie wiesz jak ci zazdroszcze. Ty nie musisz podrywac panienek. Wszystkie na ciebie lecą. Pomijając fakt, że jesteś jedynym psem w okolicy. Ale ja nie jestem jedyny, więc muszę się postarać, żeby jakiś bogaty picuś nie poderwał tej dziewczyny. Jak ona ma wogóle na imię?
W tym samym czasie Vivian chodziła po centrum handlowym. Oglądała ciuchy, ale myślami była całkiem gdzie indziej. Zastanawiała się kim był Ray, dlaczego się do niej przyczepił i czy kiedyś jeszcze go zobaczy. Przez to po raz pierwszy od długiego czasu wyszła ze sklepu bez niczego. Wróciła do domu. Jej rodzice dawali ekipie przeprowadzkowej wskazówki jak rozstawić meble. Tej nocy długo nie mogła zasnąć.
« Ostatnia zmiana: 2005-08-01, 14:52 autor MaŁren »
Zapisane

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Żyła długo i nieszczęśliwie.
« Odpowiedź #1 : 2005-08-01, 08:31 »
Będę czytać :P Teraz mi się nie chce, ale sobie druknełam :P


EDIT
Fajne, fajne pisaj dalej :P
« Ostatnia zmiana: 2005-08-01, 09:47 autor golden(ka) »
Zapisane

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #2 : 2005-08-01, 15:01 »
II "Jeśli chcesz tu mieszkać, musisz mi pomóc"


- Jak ci się tu podoba, córeczko?
- Cóż, okolica ładna, ale nic więcej powiedzieć nie mogę.
- Poznałaś już kogoś?
- Nie. - chciała powiedzieć mamie, że poznała jakiegoś chłopaka, ale gdyby mama dowiedziała się o tym to zaraz zaczęłoby się przesłuchanie. Wolala poczekać.
Przez następne kilka dni nudziła się jak mops. Wychodziła czasem z domu na spacer z dziewczyną z sąsiedztwa. Raz była nawet na dyskotece i poznała kilku fajnych chłopców, ale chciała jeszcze raz spotkać Raya. Pewnego dnia, kiedy siedziała na kanapie przed telewizorem jej tata zaproponował Vivian wyjazd do dziadka na wieś.
- Na wieś?! Przecież ja w życiu nie byłam na wsi! A co jeśli dziadek każe mi doić krowę albo coś jeszcze gorszego?
- Dziadek wie, że w życiu nie doiłaś krowy i nie każe Ci tego robić, wierz mi.
- W takim razie mogę jechać.
Następnego dnia pojechali do dziadka Vivian. Wjechali na posesję, a ich oczom ukazał się piękny duży dom z werandą. "Porcelanowe koguciki. No tak, w końcu to wieś" Vivian nie była zachwycona, ale mimo to ucieszyła się, ze zobaczyła dziadka. Richard Patherson, starszy mężczyzna o uczciwej, sympatycznej twarzy przywitał ich w progu. Serdecznie uściskał ukochaną wnuczkę i cała rodzina poszła napiś się herbaty. Wieczorem rodzice Vivian pojechali do domu, a ona zaczęła się rozpakowywać.
- Vivian, nie siedź długo. Jutro rano pomożesz mi w porządkach. Muszę posprzątać w stodole.
- W stodole?! Dziadku, nie obraź się, ale ja nie przyjechałam tu sprzątać.
- Jeśli chcesz tu mieszkać, musisz mi pomóc. - dziadek dziewczyny zawsze miał za złe jej rodzicom, że ją tak rozpieszczają. Uznał, że wakacje u niego to doskonała okazja, żeby to zmienić. 
"Głupia wieś. Czemu ja się zgodziłam na ten wyjazd?". Rozpakowała swoje rzeczy i poszła do łazienki. Kolejne niemiłe zaskoczenie-staroświecka wanna a zamiast nowoczesnego zlewu misa i dzban z wodą. "Jak ja nienawidzę wsi!"

Szósta trzydzieści. Stukanie do drzwi.
- Vivian, pobudka! Już szósta trzydzieści.
- Dziadku, litości. Czy ta stodoła nie może poczekać?
- Nie. Czekam na dole. Za dziesięć minut śniadanie.
Przy śniadaniu Richard wyłożył wnuczce plan zadań na ten dzień. Nie obyło się bez narzekania, a tu połamie sie paznokieć, a tu, że coś źle robi na cerę a co innego wywołuje alergię. dziadek puścił to mimo uszu i wyszedł, a Vivian za nim. Miała na sobie jeansy za 300$, bluzkę od Prady i nowe adidasy.
- Chcesz w tym stroju przerzucać siano?
- Owszem, coś nie tak?
- No nie, ale nie szkoda ci tego? Zniszczy się przecież.
- dziadku, stać mnie na nowe. - kolejny dowód na to, że rodzice rozpieścili Vivian.
- No dobrze, jak uważasz. Zaraz przyjedzie mój pomocnik. Będziecie sprzątać tutaj, a ja zajmę się końmi.
- Pomocnik? - nie dało się zauważyć tej iskierki w oku. Ta iskierka pojawiała się na myśl o dwóch rzeczach-zakupach i chłopcach.
- Tak, pomocnik. Sam nie dałbym sobie rady, więc przyjeżdża tu czasem jeden chłopak i pomaga mi. Sympatyczny młody człowiek, polubisz go.
Kiedy dziadek mówił "sympatyczny młody człowiek" można się było domyślać, że to jakiś intelektualista o zainteresowaniach rodem ze szkółki niedzielnej. Niepocieszona dziewczyna poszła przerzucać nieszczęsne siano. Ledwo poradziła sobie z wejściem po drabinie, co wywołało śmiech u jej dziadka i pomocnika.
- Idź, pomóż jej. - Richard prosił chłopaka, żeby miał oko na jego niezdarną wnuczkę - ona w życiu nie miała w ręce wideł. Jeszcze sobie coś zrobi.
- Dobrze, panie Patherson. Zobaczy pan, za dwa tygodnie będzie z niej prawdziwa Country Girl.

- "Jeśli chcesz tu mieszkać musisz mi pomagać" ta i co jeszcze? Jeśli każe mi doić krowę to jade do domu.
- Twój dziadek nie ma krów.
- Ray?! Co ty tu robisz?!
- Pamiętasz moje imię. Nie spodziewałem się tego. Tego że cię tu zobaczę też nie. Jestem mile zaskoczony.
- Ja też jestem zaskoczona, ale w przeciwieństwie do ciebie niemile. Chyba już nic gorszego nie może mnie spotkać. - chyba jednak może. Vivian potknęła sie i wylądowała w kopie siana. Było wszędzie, w butach, na bluzce, we włosach. do tego widły zrobiły dziurę w jej drogich jeansach. Ray chciał pomóc jej wstać, ale była zbyt dumna żeby skorzystać z jego pomocy. Podniosła się o własnych siłach i dalej przerzucała siano z góry na dół, z góry na dół. Przez kilka godzin kiedy męczyła się z widłami i kopą siana nie odezwała się do Raya ani słowem mimo, że ten nieraz próbował nieco rozluźnic atmosferę. Kiedy około trzeciej popołudniu dziadek zawołał ją na obiad powiedziała, że zejdzie zaraz, bo chce dokończyć pracę. W rzeczywistości nie chciała zbłaźnić sie przed Rayem, bo schodzenie po drabinie nie było jej mocną stroną.
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Country Girl
« Odpowiedz #2 : 2005-08-01, 15:01 »

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #3 : 2005-08-01, 15:06 »
zmieniłam tytuł opowiadania :P poprzednie wydało mi się dziwne :P
Zapisane

Veronica

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 8067
  • ^______^
    • WWW
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #4 : 2005-08-01, 22:46 »
Fajne ;) Czekam na CD :)

P.S. Skończ to poprzednie no :P
Zapisane
"Popatrz jeszcze raz, psia dusza większa jest od psa.
A kiedy się uśmiechasz do niej, ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba i psu czas iść do psiego nieba,
To niedaleko pies wyrusza, przecież przy tobie jest psie niebo,
Z tobą zostaje jego dusza."

Blackie

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5750
  • Christian <333 <loff *_* >
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #5 : 2005-08-01, 22:58 »
uhuhuhu super opowiadako:D pish daley
Zapisane
Why so serious?

Agakonik

  • *
  • Wiadomości: 5091
  • :]
    • WWW
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #6 : 2005-08-02, 09:16 »
Fajne ;) Czekam na CD :)

P.S. Skończ to poprzednie no :P

Wlasnie :P Podoba mi sie ;)
Zapisane
"A pewnego dnia zapytasz mnie co bardziej kocham: Ciebie
czy moje życie? Ja odpowiem moje życie..
Ty odwrócisz się i odejdziesz bez słowa nie wiedząc,że
moje życie to Ty."

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #7 : 2005-08-02, 21:14 »
III  "No nie, znowu drabina"

Mathew Cliff to młody, przystojny i do niedawna pełen życia młodzieniec. Lubił się bawić, a lista jego dziewczyn była długa. Jednak pewnego wieczoru, dokładnie w dzień swoich urodzin postanowił zabawić się w nowej dyskotece. Po zabawie pijany usiadł za kierownicą. Wjechał w ciężarówkę. Jeden z jego przyjaciół zginął w tym wypadku, jego dziewczyna została poparzona, a on sam przestał chodzić. Nie mógł pozbierać się po tym wypadku, chciał nawet popełnić samobójstwo. Chociaż od tragedii minął rok, on na dal rozpamiętuje ten dzień. Nie pije, nie chodzi na dyskoteki, mało mówi, przestał nawet spotykać się ze znajomymi.
Vivian znów została drastycznie obudzona. Po śniadaniu dziadek wysłał ją na targ. „Napisałem ci dokładnie co masz kupić, tu są pieniądze, a tu kluczyki. Jedź ostrożnie”. Vivian wyszła z domu i weszła do garażu. Jej oczom ukazał się stary van. „W życiu nie prowadziłam starszego auta. Tożto antyk jakiś”. Wyjechała i zgodnie ze wskazówkami dziadka dojechała na targ. Było już południe, więc tłumów nie było. Niestety najlepsze owoce i warzywa zniknęły razem z nim. Kiedy zrobiła już zakupy i szła z koszem, który przysłaniał jej widok ktoś na nią wpadł. Przewróciła się i wszystko wysypało się na ziemię.
- Uważaj jak lezież, łamago! – za późno ugryzła się w język. Okazało się, że osobą, która na nią wpadła był Mathew.
- Przepraszam. Pani wybaczy, że nie pomogę pozbierać. – odwrócił się i odjechał
- Zaczekaj! To ja przepraszam! – za późno, odjechał.
Wracając do domu cały czas pluła sobie w brodę  „Co ja najlepszego zrobiłam?! Boże, jaka ja głupia!”. Dojechała do domu i przy rozpakowywaniu zakupów opowiedziała dziadkowi co jej się wydarzyło, a ten powiedział jej kim był ten chłopak. Poczuła się jeszcze podlej i postanowiła, że pomoże jej malowanie paznokci. Poszła do swojego pokoju i zaczęła malować paznokcie na malinowo. Gdy tak malowała dziadek zawołał ją i poprosił, by pomogła mu pozbierać jabłka. Nie odbyło się bez narzekań, ale w końcu ubrała jeansy, T-shirt, założyła chustkę na głowę i poszła z koszem zbierać jabłka. „No nie, znowu drabina”. To nie była jedyna zła wiadomość. W zbieraniu owoców miał jej pomóc Ray. Na szczęście to on był tym, który siedział na drabinie, jej zadaniem było odbieranie jabłek od niego i zbieranie ich z ziemi. Na początku się nie dogadywali, ale kiedy Vivian zrozumiała, że nie są wrogami jakoś zaczęło im się układać. Rozmawiali o wszystkim, od jabłek po wybory prezydenckie. Tego dnia nie było obiadu, do samej kolacji zbierali jabłka. Segregację zostawili na następny dzień. Przy kolacji było dużo śmiechu, a dziadek Vivian ucieszył się, że jego wnuczka wreszcie pozbyła się tych nowobogackich zwyczajów i nie zachowywała się jak rozpieszczona córeczka bogatego tatusia, zaskoczył się mile, ze zajęło to tylko dwa dni. Po posiłku Vivian chętnie posprzątała, a Ray jej w tym pomógł. Było dużo śmiechu i zabawy. Leżąc w łóżku Vivian stwierdziła, że Ray nie jest takim głupkiem i ćwierćinteligentem za jakiego go brała, ale że to całkiem miły i fajny chłopak. Całkiem inny niż ci, z którymi się spotykała, ale tamci to naburmuszeni futboliści, którzy zmieniają dziewczyny szybciej niż jej mama filtr do kawy.
Zapisane

Veronica

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 8067
  • ^______^
    • WWW
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #8 : 2005-08-02, 21:21 »
Fajne, pisz dalej ;)
Czekam na CD. :)
Zapisane
"Popatrz jeszcze raz, psia dusza większa jest od psa.
A kiedy się uśmiechasz do niej, ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba i psu czas iść do psiego nieba,
To niedaleko pies wyrusza, przecież przy tobie jest psie niebo,
Z tobą zostaje jego dusza."

Forum Zwierzaki

Odp: Country Girl
« Odpowiedz #8 : 2005-08-02, 21:21 »

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #9 : 2005-08-02, 21:42 »
jestem w trakcie pisania kolejnego rozdziału :P
Zapisane

Veronica

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 8067
  • ^______^
    • WWW
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #10 : 2005-08-02, 21:47 »
O to fajnie, daj jeszcze dziś, najlepiej szybko, bo zaraz ide spać, musze wczesnie jutro wstać :P
Zapisane
"Popatrz jeszcze raz, psia dusza większa jest od psa.
A kiedy się uśmiechasz do niej, ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba i psu czas iść do psiego nieba,
To niedaleko pies wyrusza, przecież przy tobie jest psie niebo,
Z tobą zostaje jego dusza."

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #11 : 2005-08-02, 22:00 »
IV "Wszystkie laski tak wyrywasz?"

- Jedziesz już? To...ja pojadę z tobą. Muszę sobie kupić parę babskich gadżetów.
- Babskich gadżetów? W takim razie zapraszam. – Ray otworzył Vivian drzwi w samochodzie i ruszyli do miasteczka. Gdzieś po kilometrze Vivian przypomniała sobie o chusteczkach do oczyszczania twarzy i dopisała je do swojej listy. Kiedy stali na czerwonym świetle Ray czytał listę jej zakupów.
- Na prawdę to wszystko jest ci potrzebne?!
- Niezbędne.
- Jak ja się cieszę że nie jestem kobietą.
Nareszcie dotarli do miasteczka. Jechali w ciszy, w radiu leciały jakieś nowe przeboje country. „A cóż innego może lecieć na wsi?”. Na chodniku, przy kwiaciarni stał Mathew.
- Stój! Zatrzymaj się! No już! – Ray zatrzymał się z piskiem opon i zdziwiony patrzył jak Vivian wyskakuje z samochodu i biegnie w stronę Mathew.
- Hej, zaczekaj! – dobiegła do niego i zatrzymała jego wózek. Stanęła przed nim i chwilę na niego patrzyła. Był przystojny, niewątpliwie, ale miał taką smutną twarz. Nawet gdyby dziadek nie powiedział jej co mu się wydarzyło wyczytałaby z jego twarzy, że przeżył coś strasznego – Przepraszam cię. Wczoraj odszedłeś tak nagle i... – miotała się, kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Gdyby to był ktoś inny nie zależałoby jej tak bardzo na jego wybaczeniu, ale kiedy wiedziała co przeżył ten chłopak była gotowa go błagać o zrozumienie - ...nie zdążyłam cię przeprosić. To była moja wina, nie zauważyłam cię.
- Nic się nie stało. Mogę już iść.
- Nie, stój... – chłopak patrzył na nią zdziwiony. Zdawała się nie zauważać, że on jest na wózku. Przecież głupie powiedzenie „Stój!” było tu nie na miejscu. – nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał, ale...
- Vivian! Co ty wyrabiasz?! Zostaw go, na pewno ma coś do załatwienia. – Ray zaparkował samochód i podszedł do nich. Niemal siłą odciągnął dziewczynę od Mathew, który patrzył na nią jak ktoś, kto zobaczy monumentalną budowlę. Zaintrygowała go swoim zachowaniem. Ray zaprowadził Vivian za róg.
- Co ty zrobiłaś?! Ty wiesz kto to był!?
- Wiem!
- Nie sądzę. Gdybyś wiedziała, to wogóle byś z nim nie rozmawiała!
- O co ci chodzi? Nie mogę z nim porozmawiać, bo jeździ na wózku? Jeśli tak uważasz to powiem ci coś, jesteś skończonym kretynem i nie chcę cie znać !
Ich kłótnia wzbudziła zainteresowanie przechodniów. Ktoś zapytał nawet, czy Ray jej nie napastuje. Grzecznie zaprzeczyła a  kiedy on chciał się wytłumaczyć Vivian pobiegła na drugą stronę ulicy i weszła do apteki. Ray chciał iść za nią, ale jakiś facet go zatrzymał „Chłopcze, z babami to jest tak. Dzisiaj cie nienawidzi, a jutro będzie cie kochać. Więc teraz daj sobie spokój. Nie warto”. Vivian wyszła z apteki, rozejrzała się i usiadła na ławce. Czuła się dokładnie tak, jak wtedy, kiedy ukochany kot wpadł pod samochód jej chłopaka.
- Vivian, tak? – podniosła głowę. Zobaczyła twarz Mathew, na której malowało się coś na kształt uśmiechu – słyszałam jak Ray cię wołał
- znasz Raya?
- To małe miasteczko. Tutaj wszyscy się znają.
- No tak. Może usiądziesz...to znaczy....ale kwas. Przepraszam. – uśmiech nie znikał z twarzy Mathew. Przechodząca obok nich sąsiadka zauważyła jego uśmiech i była szczęśliwa, bo znała go od dziecka, a od wypadku prawie się nie uśmiechał.
- Nie przejmuj się. Wielu ludzi się myli
- Ale ja...ja nie jestem większością ludzi – to prawda. Dla Mathew Vivian była wyjątkowa. Jedyna osoba, która tak się nim przejmowała, a jednocześnie nie okazywała mu litości.
- Fakt. Nie wszyscy ludzie są pięknymi dziewczynami.
- Przestań. Nie cierpię, kiedy faceci prawią tanie komplementy. Wszystkie laski na to wyrywasz?
Mathew znów się zaśmiał. Ta dziewczyna nie przypominała tych wiejskich dziewuch jakie zwykł spotykać, ale nie była też miastową bogaczką. Naprawdę była jedyna w swoim rodzaju. Kiedy mieli już dość ruchu ulicznego postanowili przenieść się do czegoś, co miejscowi zwykli nazywać ich Central Parkiem. Kiedy Vivian pchała wózek przechodnie patrzyli na nią z zainteresowaniem. „Kim ona jest? Skąd pochodzi? Jak to zrobiła, że Mathew się uśmiecha i pozwala jej pchać swój wózek?”. Kiedy przechodzili obok supermarketu zauważył ich Ray. Już miał wołać Vivian, ale sie powstrzymał. Wrócił do domu zły i pierwszy raz od wielu miesięcy nie zdał relacji ze swojego dnia ukochanemu psu. W przeciwieństwie do niego Vivian była w nastroju niemal szampańskim. Mathew tego wieczoru zaskoczył swoją rodzinę zachowaniem. Wszedł do domu i od progu przywitał wszystkich uśmiechem. Nie poszedł jak zwykle od razu do swojego pokoju, tylko do salonu, gdzie siedzieli jego rodzice i zaczął z nimi rozmawiać. Kiedy poszedł spać jego mama rozpłakała się ze szczęścia.
- Kochanie, on z nami rozmawiał. Ta dziewczyna, ta, o której mówił. Ja muszę ją poznać.
- To wnuczka Pathersona. Musi być wspaniała. W jeden dzień dokonała tego czego my próbowaliśmy w rok. Może teraz Mathew zacznie chodzić?
- To byłoby wspaniałe. Boże, jak ja się cieszę. Mój kochany syn.
Cliffowie byli w tym momencie najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. I to wszystko za sprawą Vivian Patherson, rozpuszczonej córki bogatego biznesmena, która zapierała się, ze wieś to najgorsze co może ją spotkać.
Zapisane

Blackie

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5750
  • Christian <333 <loff *_* >
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #12 : 2005-08-03, 09:00 »
Ten fragment jest suuuuuper!!! pisz dalej dalej daleeej
Zapisane
Why so serious?

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #13 : 2005-08-03, 19:21 »
V "Odbił ci dziewczynę, czy co?"

- Witaj, Richard. Tu Cliff. – ojciec Mathew chciał koniecznie poznać dziewczynę, o której opowiadał jego syn. Postanowił zaprosić przyjaciela z jego wnuczką na kolację.
- Cliff, stary byku! Kope lat! Coś się stało, że dzwonisz?
- Nie, chciałem cię tylko zaprosić na kolację i przedyskutować kilka szczegółów dotyczących sprzedaży tej ziemi na rzeką.
Richard Patherson nie odmówił. Nigdy nie odmawiał, kiedy szło o interesy, a poza tym to był jego najlepszy przyjaciel jeszcze z czasów dzieciństwa. Poszedł do Vivian, która od samego rana bez sprzeciwu i mamrotania segregowała jabłka. Dziadek powiedział jej, że wieczorem idą na kolację do Cliff’ów, co bardzo Vivian ucieszyło. Po tej wiadomości z jeszcze większym zapałem segregowała owoce, żeby po pracy mieć jeszcze chwilę na przygotowania. Koło południa przyszedł Ray. Był w złym nastroju. Kiedy zawsze od rana się uśmiechał, tak tego dnia był ponury. Podszedł do Vivian i bez słowa zaczął pracę. Oboje tylko na siebie spoglądali, ale żadne się nie odezwało. W pewnym momencie dziewczyna rzuciła jabłka, które trzymała, oparła się na rękach, odgarnęła włosy z twarzy.
- Słucham. – Ray nie zareagował. Nadal przerzucał jabłka – Zostaw te jabłka. Pięć minut cię nie zbawi. – zero reakcji. Vivian Wstała, podeszła do chłopaka i wytrąciła mu owoce z rąk. Potem przesunęła skrzynkę i usiadła naprzeciw niego. – Mów.
- Co mam mówić?
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi, Ray. Mówię o twoim wczorajszym zachowaniu. Chcę wiedzieć o co chodzi, dlaczego tak się zachowałeś i co masz do Mathew.
- Nie znasz go Vivian, nie wiesz jaki on jest
- A ty wiesz doskonale, tak?
- Tak. – Vivian nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego wzrokiem jej dziadka, kiedy będąc małą dziewczynką stłukła jego szklane szachy-złym, a jednocześnie rozżalonym i szukającym wyjaśnienia – on jest nieodpowiedni dla ciebie. Jest nieodpowiedzialny i głupi.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? Boże, czy on ci coś zrobił? Odbił ci dziewczynę, czy co?
- Zabił mi brata.
Milczenie. Gdyby Vivian nie siedziała, to w tym momencie z pewnością musiałaby usiąść. Zaszumiało jej w głowie, „czy on powiedział zabił mi brata?!”. Patrzyła na niego pytającym wzrokiem. Ray schował głowę w rękach
- Rok temu. Mieli wypadek samochodowy. Pijany Mathew prowadził samochód, który się rozbił-wtedy zginął mój brat. – kiedy Ray podniósł głowę widać było, że jest załamany. Vivian przysunęła się do chłopaka i przytuliła go.
- Przepraszam. – wiedziała, że w tej sytuacji będzie musiała wybierać między Rayem a Mathew. Dlaczego Mathew nie powiedział jej co się stało? Dlaczego nikt jej tego nie powiedział?
- Wracajmy do pracy, bo twój dziadek się wkurzy. – Ray się uspokoił. Vivian wstała z ziemi, wróciła na swoje poprzednie miejsce i wróciła do pracy. Teraz też nie rozmawiali, dziewczyna była w szoku po tym, co usłyszała. Nawet jeśli Mathew zabił jego brata, to przecież nie z zamierzeniem, noi przecież się zmienił. Kiedy Ray zauważył, że jego towarzyszka wrzuca wszystkie jabłka do jednej skrzynki odesłał ją do domu, żeby odpoczęła. Zdecydowanie nie nadawała się do pracy. Dziadkowi powiedziała, że rozbolała ją głowa i musi się położyć, Ray potwierdził jej słowa.
Vivian leżała na swoim łóżku i patrzyła w drewniany sufit. Nie myślała o Ray’u, o Mathew, o wypadku, nie myślała o niczym. Tylko leżała i patrzyła. Kiedy dziadek przypomniał jej o wieczornym wyjściu poszła się wykąpać. Leżąc w wannie zastanawiała się co powie Mathew, kiedy go zobaczy. Wyszła z wanny, wysuszyła włosy i poszła się ubrać. Stojąc przed szafą nareszcie zapomniała o tym, co powiedział jej Ray. „Jeśli mam zerwać znajomość z Mathew muszę to zrobić pięknie ubrana. Spodnie nie wchodzą w grę”. Wybrała brązowo-turkusową spódnicę we wzory, do tego bluzkę w odcieniu ciemnej czekolady i turkusowe dodatki. Wyglądała ładnie, modnie i elegancko. „W sam raz żeby zerwać znajomość. Merry zawsze mówiła, że kiedy zrywam z chłopakiem muszę wyglądać olśniewająco, żeby żałował, że mnie traci. Coś w tym jest.”



Data wysłania: 2005-08-03, 17:50
VI „A oto moja wnuczka”

Droga do domu Cliff’ów nie trwała długo. Przez cały ten czas dziadek opowiadał Vivian jak to było, kiedy zamiast tej drogi asfaltowej był piach i kamienie. Kiedy dojechali na miejsce Vivian zobaczyła piękny, okazały dom i wspaniałą posiadłość z mnóstwem zwierząt. Wszystkie były odgrodzone od drogi wjazdowej, żeby nic im się nie stało, ale można było podejść do nich i się przywitać. Vivian wolała jednak nie ryzykować. Podeszła do dziadka, złapała go pod ramię i razem podeszli do drzwi. Nie zdążyli zapukać, kiedy otworzył im Tom Cliff, ojciec Mathew. Przywitał serdecznie Richarda i Vivian. Zrobiła na nim doskonałe pierwsze wrażenie. Piękna młoda dziewczyna, do tego miła i dobrze wychowana. Zupełnie inna od tych, które przed wypadkiem Mathew przyprowadzał do domu. Całkowicie. Kiedy weszli do środka Vivian poznała również panią Cliff. Miała ona czterdzieści osiem lat, ale była zadbana i elegancka, wyglądała dziesięć lat młodziej. Raczej wyglądałaby, gdyby nie to, że zamartwiała się o syna i przybyło jej parę zmarszczek, siwych włosów, a oczy były podkrążone od płaczu, ale poprzedniego wieczora jej twarz się rozpromieniła i na powrót odzyskała swój młody wygląd. „Mathew jest w salonie. Czeka na nas”. Poszli więc do niego. Uśmiechnięty i szczęśliwy siedział w fotelu. Richard podszedł do niego i uścisnął mu dłoń
- Spokojnie, Mathew. Jestem już stary, mam kruche kości – uścisk Mathew był mocny i zdecydowany. Vivian jakby się go bała. Na przywitanie bąknęła tylko „Cześć” i usiadła daleko od niego. Na szczęście jego mama doskonale znała zasady savoir-vivre’u i posadziła ich daleko od siebie. Mimo to, przez całą kolację dziewczyna czuła na sobie jego wzrok i wiedziała, że będzie żądał wytłumaczenia. Chyba, że poczuje się urażony do tego stopnia, że nie będzie chciał z nią rozmawiać. Po kolacji rodzice chłopaka razem z Pathersonem przeszli do salonu omówić interesy. Vivian wyszła na taras i usiadła w fotelu, patrząc na gwiazdy. Mathew wyszedł do niej.
- Coś się stało? – spytał zaniepokojony jej zachowaniem.
- Nie, nic.
- Jednak widzę, że coś jest nie tak. Wczoraj zachowywałaś się inaczej.
- Wczoraj było wczoraj. Dzisiaj nie mam nastroju.
- Chcesz pogadać?
- No przecież mówię, że nie.
- Vivian...
- No daj mi spokój! Nie rozumiesz, że nie chcę z tobą rozmawiać? Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nic.
- Myślałem, że jesteś inna, że mnie lubisz.
- Ja też myślałam, że jesteś inny.
- O czym ty mówisz?
- Nie udawaj. Ray wszystko mi powiedział. O twoim wcześniejszym życiu i o wypadku. Na początku myślałam, że coś musi być nie tak, ale...
Milczenie. Mathew wlepiał wzrok w podłogę, a Vivian w niebo. Czuła, że zaraz się rozpłacze. Mimo, że znała go tylko jeden dzień i rozmawiała z nim zaledwie kilka godzin, to polubiła go bardzo. Chciała mu pomóc dojść do siebie, ale słowa Raya ją przeraziły. Nie chciała, żeby Mathew oglądał jej łzy, więc wstała i poszła do samochodu dziadka. Mathew zamknął się w pokoju. W drodze powrotnej Richard wypytywał wnuczkę co się stało, ale ona nie odezwała się ani słowem. Jedynie kiedy dojechali powiedziała mu „dobranoc” i poszła prosto do pokoju. „To jest jakaś paranoja. Przecież on znowu zamknie się w sobie, a jego rodzice mnie znienawidzą. Muszę coś z tym zrobić.” Długo zastanawiała się, co może zrobić, wreszcie zasnęła.
Zapisane

Blackie

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5750
  • Christian <333 <loff *_* >
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #14 : 2005-08-03, 19:32 »
Zaje...eeee.... super rozdziaaal... chce następny
Zapisane
Why so serious?

Forum Zwierzaki

Odp: Country Girl
« Odpowiedz #14 : 2005-08-03, 19:32 »

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #15 : 2005-08-03, 20:46 »
VII „Tym razem niczego nie zepsuję”

- Halo? – Vivian zadzwoniła do Mathew. Chciała znów go przeprosić. Odebrała jego mama
- Dzień dobry. Dodzwoniłam się do państwa Cliff’ów? – pytała, bo znalazła ich numer w książce telefonicznej. Pani Cliff potwierdziła – Mówi Vivian Patherson, mogę porozmawiać z Mathew?
- Vivian? Czego ty od niego chcesz, dziewczyno? Narobiłaś mu niewiadomo jakich nadziei, a wczoraj zachowałaś się okropnie. Mathew zamknął się w pokoju i nie chciał zejść nawet na śniadanie. Znowu. Ty wiesz co on czuje? Co my czujemy? Vivian, proszę cię, nie dzwoń więcej.
- Ale proszę pani. To było nieporozumienie. Ja muszę z nim porozmawiać i to wyjaśnić. Naprawdę bardzo lubię pani syna i chcę mu pomóc. – w jej głosie słychać było, że się przejmuje i jest zdenerwowana – Proszę.
- No dobrze, Vivian. W domu cię nie przyjmie, więc jedź na targ. Dzisiaj będzie jechał po gruszki, to na pewno się spotkacie. Stój przy straganie Luck’a Grodfield’a, tylko żeby wcześniej cię nie zauważył.
- Bardzo pani dziękuję. Obiecuję, że tym razem niczego nie zepsuję.
Przez cały czas zastanawiała się co mu powie. Jak mu wynagrodzi swoje wczorajsze zachowanie. Kiedy wreszcie dotarła do Luck’a Grodfield’a poprosiła go, żeby jej nie wydał, a sama schowała się za sąsiednim straganem. Mathew zjawił się u Luck’a dokładnie tak jak mówiła jego mama. Kupił gruszki i ruszył w stronę samochodu. Trochę czasu zajęło mu zajęcie miejsca za kierownicą, ale kiedy wreszcie to zrobił Vivian podeszła do okna. Na szczęście było otwarte.
- Musimy pogadać.
- Nie mam ochoty – Mathew zaczął zasuwać szybę. Vivian nie miała zamiaru się poddać. Przeszła przed samochodem, otworzyła drugie drzwi i usiadła obok Mathew.
- Nie masz wyjścia. Ja nie wysiądę, ty chyba też nie.
- Vivian, co ty wyprawiasz? Wysiądź proszę, musze jechać do domu.
- Więc jedź, czy ja cię zatrzymuję? – Vivian się uśmiechała, to go irytowało. Jak ona może się uśmiechac po tym jak go wczoraj potraktowała? Kiedy Mathew ruszył Vivian poprawiła się na siedzeniu i zapięła pas. Zauważył to.
- Nie boisz się ze mną jeździć?
- Chodzi ci o pas? Nie, zawsze jestem zapięta. Przyzwyczajenie.
Milczenie.
- Mathew, chcę żebyś opowiedział mi swoją wersję.
Milczenie.
- Nie chcesz, to nie. W takim razie wysadź mnie tutaj.
Chwila ciszy.
- Były moje urodziny. Poszedłem z kumplami i moją dziewczyną to uczcić. Ja musiałem jechać następnego dnia na urodziny dziadka, więc nie piłem za dużo żeby nie mieć kaca, ale reszta piła na umór. Nad ranem chcieliśmy wracać do domu. Inni nie nadawali się do tego, żeby usiąść za kierownicą, bo ledwo stali na nogach, więc to ja musiałem prowadzić. Obok mnie, na przednim siedzeniu usiadł Burt, brat Raya... – w tym momencie Mathew stracił panowanie nad nerwami. Kierownica skręciła w prawo, ale sytuacja została opanowana i Mathew zaparkował na poboczu - ...jechaliśmy tą drogą. W pewnym momencie Burt zaczął mi wyrywać kierownicę i się ze mną szarpać. Nie mogłem nad tym zapanować, aż nagle zza zakrętu wyjechała ciężarówka. Chciałem ją ominąć, ale Burt skręcił nie w tę stronę... – zagryzł wargi. Widać było, że opowiadanie tego sprawiało mu trud. Vivian patrzyła na niego – zmiażdżyło całą prawą stronę. Burt zginął na miejscu, Sara, moja dziewczyna wylądowała w szpitalu z poparzeniami, tak jak kilku moich kolegów. To ja powinienem zginąć...
- Nie wolno ci tak mówić! To nie twoja wina, Mathew. Przecież to Burt skręcił, to on był pijany.
- Ale, ja byłem trzeźwy i powinienem się zatrzymać i go uspokoić
- Tak się mówi, ale pamiętam, jak kiedyś byłam w salonie SPA z mamą i strasznie bałam się, że utopie się w tej glince. Tak się miotałam, że wpadła tam żona jakiegoś senatora. Może to złe porównanie, ale chodziło o to samo.
Rozmawiali jeszcze chwilę. Później Mathew zaproponował jej odwiezienie do domu, a ona się zgodziła.
W tym samym czasie w domu Cliff’ów.
- Nie panie doktorze, Mathew jeszcze nie wrócił z targu. Zdaje się, że miał coś do załatwienia w mieście, ale powinien niedługo wrócić.
- W takim razie najpierw pani przekażę dobrą wiadomość – w oczach pani Cliff pojawiły się iskierki – wczoraj wieczorem dostałem wyniki badań, z Houston. Pamięta pani, mieli powiedzieć, czy jest nadzieja, że Mathew będzie chodził...
- I..? Panie doktorze, niech pan prędko mówi!
- Badania jednoznacznie potwierdziły, to co my podejrzewaliśmy. Pani syn może chodzić. Potrzebna mu jedynie rehabilitacja i duchowe wsparcie.
Kobieta ucałowała lekarza. Od zawsze leczył ich rodzinę, stary poczciwy dr Lackman. Tego dnia był dla tej rodziny najwspanialszym człowiekiem na świecie. Pani Cliff szybko zadzwoniła do męża i powiedziała mu o wszystkim. Ten z radości puścił wszystkich swoich pracowników do domu i sam też wziął wolne. W międzyczasie, kiedy jechał do domu, wrócił tam też Mathew. Matka ogłosiła mu nowinę. Chłopak był totalnie zaskoczony. „Jeśli to tylko kwestia mojego samozaparcia, to dlaczego, do cholery, nie mogę chodzić?!” wykrzykiwał. Zamknął się w swoim pokoju i zadzwonił do lekarza. Wrócił jego ojciec.
- I jak, powiedziałaś mu? – jego ojciec był podniecony, jak małe dziecko, które dostało kolejkę elektryczną
- Powiedziałam. – nie takiej miny sie spodziewał. Jego żona była zmarnowana i zdezorientowana – myślałam że się ucieszy, a on na mnie nawrzeszczał i zamknął się w pokoju. Teraz, zdaje się, dzwoni do Lackmana.
Mathew od czasu wypadku nie ułatwiał życia ani sobie ani swoim rodzicom. Albo się nie odzywał albo na wszystko odpowiadał monosylabami albo na nich krzyczał. W sytuacji, kiedy chłopak nie cieszy się z tego, że może chodzić, jego mama postanowiła zadzwonić do Vivian.
- Halo? Vivian?
- Tak. Dzień dobry, pani Cliff. – dziewczyna od razu poznała głos kobiety. – mogę pani w czymś pomóc?
Pani Cliff streściła dziewczynie całą sytuację, a ta natychmiast poprosiła dziadka o samochód i pojechała do Mathew. 
Zapisane

Veronica

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 8067
  • ^______^
    • WWW
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #16 : 2005-08-03, 22:35 »
Fajniutkie, czekam na CD :)
Zapisane
"Popatrz jeszcze raz, psia dusza większa jest od psa.
A kiedy się uśmiechasz do niej, ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba i psu czas iść do psiego nieba,
To niedaleko pies wyrusza, przecież przy tobie jest psie niebo,
Z tobą zostaje jego dusza."

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #17 : 2005-08-08, 22:57 »
VIII "Dziękuję"

- Mathew, masz gościa. – Vivian dotarła do ich domu dość szybko. Pani Cliff zaprowadziła ją do pokoju syna, zapowiedziała i wyszła. Mathew w tym czasie siedział na łóżku i usiłował włożyć spodnie od piżamy. Dziewczyna nieśmiało weszła do środka. Miała na sobie niebieską koszulkę na ramiączkach i sztruksy. Polubiła je jeszcze kiedy mieszkała w Los Angeles. Pewnego dnia usłyszała od chłopaka, który strasznie jej się podobał, że lubi dziewczyny w sztruksach i zaczęła je nosić. Potem to już przyzwyczajenie. Zobaczyła jak Mathew męczy się z piżamą.
- Hm, może pomogę? – chłopak jednał dał sobie radę. Był zbyt dumny, żeby pozwolić jej sobie pomóc. Poza tym uznał, że to „jeszcze nie ten etap”.
- Coś się stało? Jest już późno. Chyba mi nie powiesz, że przechodziłaś niedaleko i postanowiłaś wstąpić?
- Skąd wiedziałeś? – roześmiali się. Vivian lubiła kiedy się śmiał. Uważała, że nie dość, że jest wtedy jeszcze przystojniejszy, to znaczy to, że się nie poddaje i potrafi cieszyć. – Tak naprawdę, to twoja mama do mnie zadzwoniła. – zobaczyła rozczarowany wyraz jego twarzy – Nie gniewaj się na nią, Mathew. Ona chce twojego dobra.
- Jasne. Pewnie znowu narobią mi nadziei a później okaże się że to kolejny pic na wodę.
- Przestań, nie mów tak. Nie wolno ci tak myśleć. Masz szansę wyzdrowieć.
- Mam szansę znów się rozczarować.
- Mathew! Jeśli tak sądzisz, to jesteś...skończonym kretynem – wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Widać było, że się przejmuje
- Vivian, mnie może na tym zależeć, ale tobie?
Usiadła obok niego i przez chwilę milczała. Już chciała coś powiedzieć, ale zadzwoniła jej komórka. Cieszyła się, że nie będzie musiała się tłumaczyć i mówić jak bardzo Mathew jest dla niej ważny. Przeprosiła i odebrała. To był dziadek. Prosił, żeby już wracała. Pożegnała się więc z Mathew i wyszła. Kiedy była na werandzie zatrzymał ją pan Cliff.
- Już późno.
- Tak, wiem. Przepraszam, że byłam o tej porze. Powiedzmy, że to była sprawa nie cierpiąca zwłoki. – uśmiechnęła się grzecznie.
- Nie, nie o to chodzi. Myślę, że nie powinnaś tak późno wracać.
- Dziadek chyba się nie pogniewa
- Nie mam na myśli twojego dziadka – nie mogli się zrozumieć. To nieczęsto zdarzało się Cliff’owi. W innej sytuacji już by się zirytował, ale względem tej dziewczyny miał niemal ojcowskie uczucia-wyciagnęła jego syna z „dołka”. – myślę, że powinnaś u nas zostać na noc. I to bez dyskusji.
Wahała się, mówiła, że przecież nie może, ale państwo Cliff’owie postawili na swoim. Zadzwoniła do dziadka. Przez chwilę nalegał, ze po nią przyjedzie, ale kiedy oddała słuchawkę Cliff’owi ten go przekonał. Jego żona zaprowadziła ją do pokoju gościnnego i dała jakąś koszulę do spania. Rano obudziła się dość wcześnie i zeszła na dół. Usłyszała głosy z kuchni.
- Naprawdę?
- Tak, mamo. Przemyślałem tę sprawę i zgadzam się.
Do kuchni wszedł ojciec rodziny.
- Kochanie, słyszałeś? Mathew zgadza się na rehabilitację.
Kiedy rodzice chłopaka poszli zadzwonić do lekarza Vivian weszła do kuchni, ucałowała chłopaka w policzek.
- Dziękuję.
Zapisane

Jaśka

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #18 : 2005-08-11, 11:27 »
Super!! :D
Kiedy CD??  :chytry:
Bardzo fajne i wciągające ;)
Zapisane

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #19 : 2005-08-11, 19:04 »
IX

Vivian wróciła do domu koło południa. Wjechała na podwórko i zauważyła samochód Ray’a. Zaparkowała, poszła się przebrać i zeszła do niego, do ogrodu. Przywitała się, ale Ray nie odpowiedział. Cały czas milczał, a jeśli już coś mówił to monosylabami, od niechcenia.
- Ray, coś nie tak? Zachowujesz się jakbym ci kogoś zabiła. – „zabiła” to chyba nienajlepsze słowo. – Wiem. – popatrzył na nią ze zdziwieniem – wiem dlaczego się naburmuszyłeś. To dlatego, że nadal zadaję się z Mathew, tak?
Milczenie.
- Boże, Ray. Dlaczego ty jesteś taki uparty? Dlaczego nie pozwolisz aby to wszystko się wyjaśniło?
- To chyba nie najlepszy moment na takie rozmowy, Vivian.
- Na takie rzeczy zawsze jest odpowiedni moment. Powinnam cię teraz za fraki zaciągnąć do Mathew. Opowiedział mi wszystko-to nie wyglądało całkiem tak, jak ty mi to przedstawiłeś. Mathew popełnił błąd, ale zapłacił za niego wysoką cenę.
Milczenie.
- Dobrze, jeśli tak, to ja nie mam zamiaru z tobą pracować. Z upartym idiotą, który nie pozwala na wyjaśnienie sprawy, tylko sugeruje się...nawet nie wiadomo czym.
Zareagował za późno. Kiedy podniósł głowę Vivian szła szybkim krokiem daleko od niego. Wrócił więc do swojej pracy, a kiedy skończył nie został jak zwykle na obiad tylko od razu pojechał do domu. Vivian siedziała przy stole i grzebiąc widelcem w ryżu z sosem chili myślała co zrobić, żeby tych dwoje pogodzić. Nic nie przychodziło jej do głowy, więc zrezygnowana opowiedziała dziadkowi o swoim problemie, a ten, tak jak na to liczyła, pomógł jej znaleźć rozwiązanie. Podsunął jej kilka pomysłów, a ona zebrała je w jedną całość. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do Mathew.
- Mathew? Cześć. – w odpowiedzi dało się słyszeć, że chłopak cieszy się z tego telefonu – mam taki malutki, ale naprawdę maciupci problem. Pomożesz?
- Nie wiem czy będę mógł. – spojrzał na swoje nogi, na wózek
- Ależ oczywiście, że będziesz mógł.
Przytoczyła mu z grubsza o co jej chodzi. Miał przyjechać i pomóc jej malować skrzynki. Potem namówiła dziadka, żeby zadzwonił do Ray’a i poprosił, żeby ten pomógł mu w czymś. Miał przyjechać o czwartej. Dziesięć minut przed Ray’em przyjechał Mahew. Vivian pomogła mu wysiąść z samochodu i poszli do piwnicy. Zaczęli malować skrzynki, tak jak mówiła. Później przyjechał Ray. Richard zaprowadził go do piwnicy. Kiedy chłopak zszedł i zobaczył mathew chciał wyjść, ale Vivian powiedziała, że to tylko praca.
- Kurcze, skończył się zielony. Muszę iść do garażu.
- Ja pójdę – zaoferował Ray.
- Nie, nie wiesz gdzie szukać, ani jaki odcień jest mi potrzebny. Faceci w ogóle nie znają się na odcieniach. Cud, że czerń od bieli odróżniacie.
Weszła po schodach, a zamknąwszy drzwi położyła na nie skrzynkę z jabłkami.
- Położę dwie, są silni. – położyła dwie skrzynki z jabłkami i poszła oglądać film „Mama na obcasach”.
W tym samym czasie chłopcy na dole siedzieli i przyglądali się sobie. Po dziesięciu minutach zaczęli się niecierpliwić.
- Pójdę sprawdzić co się dzieje. – Ray wstał.
- Zostań. Pewnie zastanawia się która zieleń jest bardziej zielona.
Ray mimochodem się zaśmiał. Chociaż znał ją dopiero kilka dni wiedział, że dla niej nic nie jest po prostu białe albo po prostu czarne. Usiadł na swoim miejscu. Mathew odłożył pędzel.
- Coś mi się wydaje, że ona jednak nie poszła po tę farbę.
- Tak ci się wydaje? Więc pewnie jesteś w błędzie. Zdarzało ci się już podejmować złe decyzje...
- To nie była moja wina. Dopiero teraz to zrozumiałem. Przez ten cholerny rok obwiniałem się o wszystko, ale Vivian uświadomiła mi, że niesłusznie. Zacząłem gadać z rodzicami, dotarło do mnie, że przecież to nie było tak...Brakuje mi ich. Kochałem Carrie, a Burt był moim dobrym kumplem. My też nimi byliśmy, pamiętasz?
- Nie wiem czy chcę to pamiętać. Zabiłeś mi brata, czy tak trudno jest pojąć, że nie chcę się z tobą zadawać?!
Mimo oporów Ray’a Mathew opowiedział mu jak wyglądał ten wypadek. Jak do niego doszło i kto był jego prawdziwym sprawcą. Chociaż na początku trudno było mu w to uwierzyć, to przemógł się. Doszli do porozumienia. Wytłumaczyli sobie na prawdę wiele spraw i poczuli, że obu im brakowało siebie na wzajem. Kiedy Ray dowiedział się, że jego przyjaciel ma szansę znów chodzić ucieszył się i obiecał go wspierać.
Kiedy skończył się film Vivian wzięła pierwszą lepszą puszkę z farbą, która nawet nie była zielona i poszła do piwnicy. Otwierając drzwi usłyszała śmiech. „Jestem boska, ciekawe, czy żeby zostać świętą trzeba być pełnoletnim?”. Zeszła, a Ray powiedział jej, że wiele sobie wyjaśnili, dzięki niej. Uściskał ją, a ona pocałowała go w czoło i powiedziała
- Widzisz, głuptasie? I po co było tyle nerwów?



Data wysłania: 2005-08-11, 17:55
wprowadziłam malutką zmianę special for Basieq :P
Zapisane

golden(ka)

  • *
  • Wiadomości: 5987
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #20 : 2005-08-12, 20:35 »
Super :!!!: :wink:
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Country Girl
« Odpowiedz #20 : 2005-08-12, 20:35 »

Jaśka

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #21 : 2005-08-14, 13:44 »
Extra :)
KIedy CD?? :P
Zapisane

***KITKA***

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3794
    • WWW
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #22 : 2005-08-17, 20:00 »
Czekam na CD! :)
Zapisane
"Pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby którą się jest." - Kurt Cobain

Cieciorka

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #23 : 2005-08-21, 00:41 »
Ja też :)
Wydaje mi się, że to opowiadanie jest bardziej 'dojrzałe' niż to pierwsze, mimo, że obydwa super :)
Zapisane

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #24 : 2005-08-23, 22:36 »
X

Tego ranka Vivian wstała jeszcze szczęśliwsza niż zwykle. Nie dość, że poprzedniego dnia uratowała dwa ludzkie istnienia przywracając im utraconą przyjaźń, a dziadek jako nagrodę zaoferował jej dzień wolny od wszelkich prac domowych, to jeszcze umówiła się do kina z Ray’em. Mimo że spotkanie było dopiero wieczorem od samego rana myślała co założy, układała przeróżne scenariusze spotkania, zastanawiała się o czym będą rozmawiać. Nawet przy śniadaniu dziadek zauważył, że jest jakaś nieobecna, ale gdy zwrócił jej uwagę szybko zeszła na ziemię i dokończyła śniadanie. Później nie miała jednak co ze sobą zrobić i zatęskniła za obowiązkami, ale skoro dziadek dał jej dzień wolny nawet od mycia naczyń nie może tego zaprzepaścić. Miotała się z kąta w kąt, ale w końcu postanowiła, że pójdzie do Mathew i z nim spędzi popołudnie, a potem wróci do domu i pójdzie do kina. Postanowiła zrobić chłopakowi niespodziankę i nie uprzedzając o przyjeździe pojechała do jego domu.
- Cześć, Mathew! – pomachała mu na powitanie. Chłopak bardzo ucieszył się na jej widok. Zjechał z ganku i uścisnęli się.
- Chciałam zrobić ci niespodziankę
- Udało ci się. Chodź, tu nie można rozmawiać.
Rzeczywiście to nie było najlepsze miejsce na rozmowy. Hałas dobiegający z jakieś przedziwnej żółtej maszyny zagłuszał skutecznie wszystko i wszystkich. Vivian pchała wózek Mathew udając, że prowadzi formułę 1. Dotarli na małą polankę. Vivian pomogła chłopakowi zejść z wózka i oboje położywszy się na trawie zaczęli oglądać chmury. Śmiechom i dobrej zabawie nie było końca. Obserwując ich z boku można było odnieść wrażenie, że są w sobie zakochani. Nawet nie zauważyli, kiedy nadszedł czas powrotu. Chłopak odprowadził Vivian do samochodu.
Godzinę później.
- Cześć, Vivian. Myślałem, że nie przyjdziesz
- Przepraszam za spóźnienie. Obiecuję, że to mój ostatni raz – puściła do niego oczko. Ray był ubrany w ładną, świeżą koszulę, był uczesany, a zwykle miał na głowie „artystyczny nieład”. W ręce trzymał bukiet polnych kwiatów.
- Ślicznie wyglądasz, Vivian.
- Dzięki, ale czy musisz ciągle powtarzać moje imię?
- Oh, przepraszam, Viv...sorry.
- No chyba mi nie powiesz, że jesteś zdenerwowany, co? Przecież nie jesteśmy na randce.
- Nie, no jasne, że nie jestem zdenerwowany. Randka? No co ty.
Vivian liczyła jednak, że Ray kwalifikuje to spotkanie w kategorii „randki” i że ją poprawi. Na filmie dziewczyna śmiała się niemal non stop. Ray też, chociaż częściej zamiast na ekran patrzył na nią. Kiedy film się skończył poszli na lody.
- Ślicznie się śmiejesz, wiesz?
- Dzięki, Ray. – dziewczyna czuła się wyraźnie speszona, ale w głębi duszy bardzo ją ten komplement ucieszył. Ray kupował lody.
- Waniliowe dla kawalera, a co dla narzeczonej? – sprzedawca lodów był miłym człowiekiem, ale niesłusznie wziął ich za parę. Równocześnie i stanowczo powiedzieli
- My nie jesteśmy parą!
- Dobra, dobra. Wszyscy tak mówią...to jakie dla ciebie?
- Waniliowe.
Kupili lody i poszli usiąść w parku. Śmiali się i wygłupiali, aż nagle Ray poprawił koszulę, odchrząknął i przybrał poważny ton głosu.
- Vivian... – spojrzała na niego z niepokojem - ..nie wiem jak zacząć...
- Może..od początku.
- Bardzo cię lubię i...i może nawet coś więcej, wiesz...skoro już ludzie biorą nas za parę, to...
- Ray, czy ty chcesz, żebyśmy my zostali parą? Ty i ja? My? Parą?
- Tak, Vivian. Chciałbym bardzo, żebyśmy byli razem. To znaczy, jeśli ty zechcesz. Bo jeśli nie, to ja...
- Ray, ja na prawdę strasznie cię lubię. Ale jesteś moim przyjacielem i chyba chcę, żeby tak pozostało. Boję się, że jeśli nam nie wyjdzie, to...sam rozumiesz.
- Jasne, rozumiem.
- Ray, nie chcę żebyś to źle zrozumiał...
- Nie, skąd. Nie musisz się tego obawiać. Przyjaciele, tak?
- Tak... – Vivian miała niemal łzy w oczach. Nie spodziewała się takiego wyznania. Kompletnie nie wiedziała jak zareagować. Byli przyjaciółmi i gdyby nie to, to pewnie zgodziłaby się na jego propozycję. Tak robiła dotąd, ale się zmieniła, trochę wydoroślała.
- Jeśli moje zachowanie pokazywało ci, że czuję do ciebie coś więcej, to...ja na prawdę nie chciałam...
- To nie twoja wina. – chłopak patrzył na chodnik. Nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Czuł straszny wstyd i zażenowanie. Gdyby mógł schowałby teraz głowę w piasek albo cofnął czas i nigdy tego nie powiedział. Przez krótką chwilę siedzieli w ciszy.
- Ray, czy mógłbyś odwieść mnie do domu?
- Już chcesz wracać?
- Tak chyba będzie najlepiej.
Całą drogę milczeli. Ray patrzył na drogę, a Vivian w boczną szybę. Kiedy już znalazła się w swoim pokoju rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. „Przecież to taki świetny chłopak. Dlaczego musiał się we mnie zakochać? Dlaczego ja durna go tak zraniłam? Już nie będzie tak jak kiedyś...”. Wykompała się i poszła spać.
Zapisane

***KITKA***

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3794
    • WWW
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #25 : 2005-08-24, 13:14 »
Ekstra i pisz dalej! :)
Nie mogę już się doczekać następnej części! ;)
Zapisane
"Pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby którą się jest." - Kurt Cobain

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #26 : 2005-08-24, 22:44 »
Tego dnia Vivian jak zwykle wstała wcześnie, zjadła śniadanie.Jak zwykle dziadek poprosił ją o pomoc i jak zwykle był tam też Ray. Jednak tego dnia Ray unikał dziewczyny. Na każde jej pytanie odpowiadał zdawkowo, monosylabami. Kiedy niechcący się dotknęli Ray zareagował jak gdyby coś go oparzyło. Vivian cały czas chodziła smutna i rozgoryczona.
- Przyjaciele się tak nie zachowują. - mówiła do siebie niemal płacząc.
- Coś mówiłaś kochanie? - dziadek usłyszał swoją wnuczkę
- Mieliśmy być przyjaciółmi. Nic miało się nie zmienić. Obiecał mi przecież.
- Kto? Co ci obiecał?
- Ja nie chciałam żeby on się we mnie zakochał.
- Pączuszku, ale kto się w tobie zakochał? Ray?
- Tak, dziadku. Wczoraj mi to powiedział. Ale ja nie mogę z nim być, bo ja go nie kocham...
- Twój wyraz twarzy mówi co innego, pączuszku. Jesteś tego pewna?
- Tak...nie...nie wiem - rozpłakała się - ja już nic nie wiem. Chcę wracać do domu!
Richard przekonywał przez chwilę swą wnuczkę do pozostania na wsi, ale była nieugięta i w końcu zadecydowali, że odwiezie ją jeszcze tego samego wieczora. Vivian zauważyła Ray'a i podeszła do niego, ale on odwrócił się na pięcie i zaczął iść.
- Jutro wyjeżdżam - przystanął na chwilę, ale zaraz znów ruszył - nie wytrzymam tutaj. To nie jest zdrowa atmosfera. Mieliśmy zostać przyjaciółmi...
- Vivian, czy ty na prawdę oczekiwałaś, że będzie jak dawniej? Ja myślałem, że ty czujesz do mnie to samo co ja do ciebie. Te całusy i w ogóle twoje zachowanie. Ale teraz widzę, że ty chyba wszystkich chłopaków tak traktujesz. Nie pasuję ci? Bo nie jestem sportowcem? Bo nie mam nadzianych rodziców? Co jest ze mną nie tak Vivian? A może wolisz tego cholernego kalekę?!
- Zamknij się! - płakała - Dlaczego nazwałeś go kaleką? Myślałam, że znów sie przyjaźnicie...
- Bronisz go? Więc jednak...wolisz Mathew. Pogodziłaś nas żeby twój chłoptaś nie czuł sie już samotny.
- On nie jest moim "chłoptasiem" - wymówiła to słowo niemalże z odrazą - nie jest kaleką, a ja nie jestem bogatą rozpuszczoną panienką z fluidem zamiast mózgu. Myślałam, że widzisz we mnie coś więcej niż fajny tyłek, jak większość facetów...w ogóle myślałam że jesteś od nich inny...cholernie się pomyliłam, wiesz?!
Odeszła. Zaczęła się pakować. Postanowiła jeszcze zadzwonić do Mathew i powiedzieć mu o swoim wyjeździe. Nie był ucieszony, ale nie starał się jej przekonać do zostania na wsi. Wyczuł w jej głosie, że jest smutna, więc starał się utrzymać radosny ton, by choć trochę ją pocieszyć. Niewiele to dało, ale Vivian miała przynajmniej uczucie, że Mathew traktuje ją jak dobrą przyjaciółkę i mimo kłótni z Ray'em ma jeszcze na kogo liczyć. Pożegnała się i zadzwoniła do rodziców, żeby uprzedzić ich o swoim powrocie. Wieczorem była już w domu.
Zapisane

Cieciorka

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #27 : 2005-08-24, 23:00 »
:) prosimy jeszcze ,póki jesteś :)
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Country Girl
« Odpowiedz #27 : 2005-08-24, 23:00 »

MaŁren

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #28 : 2005-08-24, 23:39 »
XII

Przez kilka dni Vivian oswajała się na nowo z miastem, nowym otoczeniem. Tęskniła za dziadkiem, za wsią, za Mathew, za Ray'em. Tęskniła za wszystkimi, ale teraz musiała o nich zapomnieć. Może pojedzie tam za rok, ale do tego czasu musi zapomnieć o przykrym incydencie z Ray'em. Kiedy była w trakcie sprzątania zadzwonił telefon. Vivian odebrała.
- Cześć, Vivian. Tu Mathew.
- Mathew? Boże, co za niespodzianka. Tak miło, że dzwonisz.
- Twój dziadek dał mi twój numer. Przepraszam, że nie dzwoniłem wcześniej, ale miałem robione badania itp.
- I jak? Kiedy jedziesz na rehabilitację?
- Za trzy dni. Wyobraź sobie, że będę leżał w szpitalu w twoim mieście.
- Na prawdę? To fantastycznie! Tak się cieszę, będę cię odwiedzać!
Tego dnia Vivian miała na prawdę dobry humor. postanowiła przejść się przed kolacją. Ubrała bluzę i wyszła na spacer. Idąc przez park zobaczyła chłopaka z psem. "Strasznie podobny do Ray'a. Wygląda zupełnie jak on, ale przecież Ray tu nie mieszka...a może? Nie, to nie możliwe...". Skarciła się w myślach i poszła dalej. Chłopak zawołał psa i szedł w stronę domu. "Vivian...choć piesku, podejdziemy do niej...albo nie. Lepiej będzie jak zostaniemy tutaj i poczekamy aż przejdzie. Stój."
Przez te kilka dni Vivian czekała na przyjazd Mathew. Cieszyła się, że znów go zobaczy i będą mogli porozmawiać. Wreszcie nadszedł ten dzień. Rano zadzwonił telefon. Mathew dzwonił, żeby powiedzieć dziewczynie, że już jest w szpitalu i kiedy będzie mogła go odwiedzić. Kiedy nadeszła godzina czternasta Vivian ubrała się i poprosiła tatę o podwiezienie do szpitala.
- Coś ci się stało kochanie?
- Nie, tato. Chciałam kogoś odwiedzić. Podwieziesz mnie?
- Jasne, córeczko. - tego dnia jej ojciec wyjątkowo był w domu. Zazwyczaj pracował do bardzo późna i żadko znajdywał czas dla rodziny. Kilka razy się o to pokłócili.
Drzwi do szpitala były duże i ciężkie. Vivian z trudem je otworzyła. Weszła do środka i rozejrzała się. W rejestracji siedziała pielęgniarka.
- Czego? - puszysta pielęgniarka w białym kitlu podniosła głowę i poprawiła okulary.
- Przepraszam bardzo. Chciałam zapytać gdzie leży Mathew Cliff.
- Sala...103.
- Dziękuję bardzo. - pielęgniarka nie odpowiedziała.
Przez 10 minut dziewczyna szukała pokoju 103 aż wreszcie go znalazła. Zapukała, weszła do środka. Jej oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Mathew ubrany w śmieszną piżamę. Ładna pielęgniarka robiła mu akurat zastrzyk. Vivian przywitała się, a kiedy pielęgniarka wyszła podeszła do łóżka, uściskała Mathew i usiadła na krześle obok.
- Chyba nie narzekasz, co?
- To znaczy?
- Mnie na dole obsłużyła opryskliwa i meganiemiła pielęgniarka, a ciebie tutaj młoda, ładna z długimi nogami...
- Vivian, przecież jestem w szpitalu. Poza tym ona jest dla mnie za stara. Jutro wezmę się za podrywanie rekonwalescentek.
- Tylko nie przesadzaj za bardzo. Pamiętaj, że ty też się tu leczysz.
- No, no...A, widziałaś się może z Ray'em? - dziewczyna była zaskoczona. Co to za pytanie?
- Nie, a kiedy miałam się z nim widzieć?
- Przed chwilą stąd wyszedł. Myślałem, że minęliście się na korytarzu albo co..
- Przyjechał tutaj do ciebie?
- Nie miał daleko...Mieszka przecież dwie ulice stąd.
- Mieszka? Mieszka tutaj?
Mathew wyjaśnił jej, że Ray jeździł na wieś do pracy na lato, że mieszkał wtedy u przyjaciół rodziny w miasteczku niedaleko. Później jeszcze rozmawiali. Jakieś półtorej godziny później przyszedł lekarz. Zauważył siedzącą przy łózku dziewczynę, uśmiechnął się
- No, jeśli zawsze będziesz miał takie towarzystwo to lada moment wyzdrowiejesz. Szczerze mówiąc zazdrosze. Jak ja złamałem nogę i leżałem w szpitalu odwiedzali mnie tylko rodzice i kumpel z ławki. - popatrzył na kartę - wyniki masz niezłe, w zasadzie wszystko jest nawet lepiej niż powinno. Zaraz pierwszy zabieg, - zwrócił się do VIvian - nie chciałbym pani wyganiać, ale musi pani już iść.
- Oczywiście, rozumiem. Do widzenia, panie doktorze. Pa, Mathew.
Zapisane

Werona

  • Gość
Odp: Country Girl
« Odpowiedź #29 : 2005-09-01, 20:53 »
 prosze o CD :) Super opowiadanie
Zapisane
Strony: [1] 2   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.184 sekund z 28 zapytaniami.