Pisałam już co prawda jedno opowiadanie, ale wydało mi się ono za ckliwe
postanowiłam więc zakończyć pisanie tamtego. Z racji tego, że wieczorami strasznie mi się nudzi piszę nowe opowiadanko. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu
Życzę miłej lektury
I "W nowym mieście też są kluby"- Vivian, wstawaj! Śniadanie! - wołanie mamy drastycznie obudziło dziewczynę. Wstała, poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Vivian Patherson była młoda, ładna, zgrabna. Właśnie skończyła szkołę. Po wakacjach miała zacząć studia-prawo. To był bardziej wybór jej rodziców-ona myślała tylko o tym, gdzie spędzić wieczór. Była beztroska, czasami aż do bólu. Ludzie, jakimi się otaczała, to rozpieszczone dzieci bogatych rodziców. Dziewczyna spięła włosy i zeszła na sniadanie. Pierwszy raz od wielu wielu dni mama przygotowała śniadanie. Pierwszy raz od wielu wielu dni Vivian mogła zobaczyć rodzinę w komplecie.
- Tata, nie wiedziałam, że przyjechałeś - ucałowała tatę. Jej ojciec był prawnikiem. Miał własną kancelarię, co pozwalało córce na dostatnie życie, które płynęło pod znakiem imprez. Był dosyć przystojny, przynajmniej tak uważała wychowawczyni Vivian co nierzadko wprawiało ją w zażenowanie. "mój ojciec przystojny? przecież to mój ojciec, on nie może być przystojny".
- Mialem wrócić wieczorem, ale mama powiedziała, że ta sprawa nie może czekać więc jestem.
- Jaka sprawa jest tak ważna, że pan mecenas przyjechał wcześniej? - Vivian nieraz żałowała że jej ojciec ma taką pracę, ale zapominała o tym ilekroć potrzebowała pieniędzy na nową sukienkę.
- Mama i ja chcieliśmy ci powiedzieć, że się przeprowadzamy. Wszystko jest załatwione. Przeprowadzamy się pojutrze.
- Pojutrze?! Zwariowaliście?! Przecież ja mam tu swoje życie! Nic was to nie obchodzi, prawda? Liczycie się tylko wy i wasze plany, ja jestem tylko cholernym pionkiem! Smarkulą, którą można rządzić!
- Vivian, to nie tak. Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę. - mama próbowała się tłumaczyć.
- Udało wam się. Ale to nie była jedna z tych miłych niespodzianek.
Jeśli rodzice Vivian chcieli doprowadzić swoją jedyną córkę do szału to im się udało. I to w rekordowym czasie. Jak dotąd pobili nawet rekord sprzedawdy ze sklepu przy Boulvard 787, który twierdził, że jej wymarzona sukienka została właśnie sprzedana. Vivian pobiegła do swojego pokoju i zadzwoniła do przyjaciółki. Powiedziała jej o wszystkim. Doszły do wniosku, że decyzji rodziców i tak nie da się cofnąć więc musi się pogodzić z losem i spędzić ostatnią noc w ukochanym mieście w dobrej dyskotece. Potem zadzwoniła do swojego chłopaka i powiedziała mu o wszystkim. Po śniadaniu Vivian zaczęła pakować swoje rzeczy, ale w dalszym ciągu nie odzywała się do rodziców, miała im za złe całą tę niespodziankę. Popołudniu poszła do Toma porozmawiać o wyprowadzce. Na początku rozmawiali o wszystkim tylko nie o tym. W końcu dziewczyna zdobyła się na odwagę.
- Tom, muszę ci coś powiedzieć. Moi rodzice zrobili mi świetną niespodziankę. - mówiła z grymasem - Jutro się wyprowadzam. Będę mieszkać 200 km stąd.
- Wyprowadzasz się? Cóż, w takim razie nie będziemy się już dłużej spotykać.
- Na to wygląda. Trzymaj się więc.
Vivian nie płakała po rozstaniu z Tomem. Wyznawała zasadę "nie ten, to następny". Z resztą, miała powodzenie u chłopców co zdecydowanie dodawało jej pewności siebie.
Kiedy następnego dnia wsiadła już do samochodu przez chwilę czuła się rozgoryczona. Miała nawet ochotę zaszlochać, ale sms od koleżanki na dobre jej to wypersfadował. "Vivian, nie załamuj się. W twoim nowym mieście też będą kluby. Będziesz chodziła na jeszcze lepsze imprezki, nie załamuj się. Merry". Nowe imprezy, sklepy i ludzie-to jest to! Po kilku godzinach byli już na miejscu. Kiedy wjechali na podjazd i wysiedli z samochodu ich oczom ukazał się piękny biały dom z wielkimi oknami i pięknym trawnikiem. Mama Vivian zawsze marzyła o domu z trawnikiem. Vivian rozejrzała się po okolicy-wszędzie piękne i duże domy, zapewne sami bogaci ludzie, więc Vivian pewnie znajdzie znajomych. Do samochodu zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy, reszta miała dojechać w wynajętej ciężarówce za kilka godzin.
Jeszcze tego samego dnia Vivian namówiona przez ojca wybrała się na spacer po okolicy. Naprzeciwko ich domu przy pięknym kabriolecie stała grupka chłopców. Vivian była w swoim żywiole. "Może to miasto nie jest takie złe". Poprawiła się i przeszła chodnikiem najbardziej kobieco jak tylko mogła. Kawałek dalej znalazła się już poza zasięgiem ich wzroku więc mogła iść normalnie.
- Już myślałem, że tak chodzisz na codzień, ale widzę że nie miałem racji. - Vivian nie zauważyła, że idzie za nią jakis chłopak. Obejrzała się i spojrzała na niego. Spodobał jej się. Nie był taki jak jej znajomi, nie był ubrany markowy od stóp do głów, nie wiadomo czy miał na sobie cokolwiek co mogłoby być markowe. Miał na sobie trampki, ale nie takie jakie nosiła ona-supermodne trampki od znanego projektanta- tylko najzwyklejsze, czarne, znoszone.
- Mówisz do mnie? - skrzętnie ukrywała fakt, że chłopak jej się podoba. Na jego nonszalancję próbowała odpowiedzieć tym samym.
- Jak ci się podoba nasza okolica?
- Skąd wiesz że jestem tu nowa? może mieszkam tu od dawna?
- Niemożliwe. Na pewno bym cię zauważył.
- Skąd ta pewność? - Vivian odwróciła się na pięcie i ruszyła do przodu. Chłopak pobiegł za nią.
- Zaczekaj, nie skończylismy rozmawiać. Mam na imię Ray.
- Miło mi, Ray.
- Mimo, że mną gardzisz potowarzyszę ci. Nie chcę żebyś się zgubiła.
- Fantastycznie. - odpowiedziała z przekąsem - Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Ja też.
Jakiś czas szli w ciszy. Vivian dumnie i z kamienną twarzą szła trochę z przodu. Ray za nią z uśmiechem na twarzy.
- Na bank jesteś sportsmenką. Cwiczysz akrobatykę? - cisza - Taniec? -cisza - Biegasz? -cisza - No to może chód sportowy?
- Nie, ale pragnę ci zakomunikować, że jestem po kursie samoobrony.
- Brr, nie strasz
- Kretyn.
- No, widzę, że nasze stosunki już się zawężają.
- Nic się nie zawęża. Bo między nami nie ma nic! I zostaw mnie wreszcie, bo pójdę na policję i powiem, że mnie molestowałeś!
Ray stał bezradnie na środku chodnika. Kiedy poirytowana Vivian patrzyła na niego jak bazyliszek on ledwo powstrzymywał się by nie wybuchnąć śmiechem. W końcu ona odeszła szybkim krokiem w stronę centrum handlowego. Kiedy weszła do środka Ray poszedl do domu. Usiał w swoim ulubionym fotelu i zaczął mówić do swojego ukochanego psa.
- Co za dziewczyna. Pewnie kolejna rozpieszczona córeczka bogatego tatusia. Clint, piesku, nawet nie wiesz jak ci zazdroszcze. Ty nie musisz podrywac panienek. Wszystkie na ciebie lecą. Pomijając fakt, że jesteś jedynym psem w okolicy. Ale ja nie jestem jedyny, więc muszę się postarać, żeby jakiś bogaty picuś nie poderwał tej dziewczyny. Jak ona ma wogóle na imię?
W tym samym czasie Vivian chodziła po centrum handlowym. Oglądała ciuchy, ale myślami była całkiem gdzie indziej. Zastanawiała się kim był Ray, dlaczego się do niej przyczepił i czy kiedyś jeszcze go zobaczy. Przez to po raz pierwszy od długiego czasu wyszła ze sklepu bez niczego. Wróciła do domu. Jej rodzice dawali ekipie przeprowadzkowej wskazówki jak rozstawić meble. Tej nocy długo nie mogła zasnąć.