Rozdział 6- A niby o czym? - spytałam
- O tobie. Co się dzieje?
- Ze mną ma się coś dziać? heh niby co? Nawet jeśli, nie Twoja sprawa. Ominęłam mamę i wróciłam do wcześniejszego zajęcia. Minęło 15 minut,kiedy przypomniałam sobie, że moja komórka leży w salonie. Poszłam po nią. 3 nieodebrane wiadomości. Pierwsza była od księdza Marka: "rozmawiałaś z Moniką? Napisz, co u niej", zaś dwie pozostałe od Piotrka: "czemu tak szybko poszłaś, słonko? Przyjdziesz dzisiaj? O 18 znów się spotykamy. Wpadnij, proszę" druga przyszła pięć minut temu: "wiesz, nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mogę bez ciebie wytrzymać. Chyba sie w Tobie zabujałem". Byłam w siódmym niebie. Ja też bardzo kochałam Piotrka. Usłyszałam dzwonek do drzwi i kroki mojej mamy. Za chwilę jakieś szepty i pukanie do mojego pokoju.
- proszę! - wydarłam się. To była Monika.
- cześć... pogadamy?
- Nie wydaje mi się, żebyśmy miały o czym ale jak chcesz to siadaj - Machnęłam ręką w kierunku krzesła.
- Po pierwsze: rozmawiałaś z księdzem? - spytała
- Rozmawiałam... - w pewnej chwili zrobiło mi się przykro, przecież ja chciałam pomóc Monice, a sama wpadłam w tak beznadziejny dołek.
- A wiesz, może Cię to zdziwi, ale ja też. I bardzo się cieszę, że opowiedziałaś mu o mnie. Ja przynajmniej nie musiałam zbyt wiele mówić, bo księdzulek wiedział o co chodzi z Tobą.
- rozmawiałaś z nim o mnie? Ty świnio... - nie kryłam złości
- a po drugie: opanuj się! rozmawiałam z Twoją mamą. Ona domyśla się, co się dzieje - ciągnęła Monika
Nic nie odpowiadałam. Siedziałyśmy w milczeniu dłuższą chwilę. Monika podniosła się z krzesła
- chyba już powinnam pójść - powiedziała
CD mam nadzieję nastąpi