Jest to dzieło moje i mojej przewspaniałej koleżanki... Pisane specjalnie na odejście "naszego" księdza
...
"To już 9 lat minęło odkąd wszystko się zaczęło
Coś nowego się poczęło tylu ludzi przyciągnęło
Pewien człowiek - skromny miły pełen zapału i siły
Taki "łysy sadysta" z zapasem czekolady co najmniej na lat trzysta
W makao wieczorem pogrywał chyba najczęściej wygrywał?
Z maskotkami za pan brat - nie straszny mu żaden żart
Choć przy morzu blisko był - to o górach ciągle śnił
I w kajaku też wiosłował przed przygodą się nie chował
Kochał dzieci i przyrodę czasem także grywał w nogę
Jego plecak fioletowy choć już nie jest taki nowy
Zawsze z nami jeźdźił wszędzie szkoda że już go nie będzie
Gdy się przekomarzał z Rotem - czuł się trochę jakby kotem
Kiedy spędzał czas w pokoju, odpowiednio do nastroju
Włączał jakąś dobrą płytę przesłuchując ją z zachwytem;
Jego trąbka wciąż dudniła - ciekawe czy proboszcza też budziła?
W tym zespole od trzech lat poświęcał nam swój cenny czas
Choć bywało nieraz ciężko, nie narzekał na nas często
No i co się teraz stanie? kto wyruszy w karawanie?
Kto zatańczy chrześcijanina? gdy się skończy ta krzątanina
To co było już nie wróci i dlatego to nas smuci
Choć nadeszło to rozstanie pamięć o księdzu na zawsze zostanie!"