No to O.
__________
Słońce wstało wyjątkowo wcześnie, tak się przynajmniej Tillowi zdawało, kiedy wstał, aby zasunąć do końca zasłonę, wpuszczającą kilka wąskich promyków złotego światła.
Pociągnął za sznureczek, który, mimo niewielkich rozmiarów, sprawiał wrażenie bardzo mocnego. W pokoju na powrót zrobiło się ciemno, wokalista odwrócił się na pięcie i położył do łóżka. Prześcieradło zsunęło się z cichym szelestem na podłogę, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Po chwili znów spał.
***
Obudziło go pukanie do drzwi- narzekając na czyjś poranny tryb życia, podniósł się ciężko i otworzył.
- Co jest, Richard?- ziewnął szeroko, mając nadzieję wzbudzić wyrzuty sumienia u gitarzysty.
- Idę na miasto, żebyście mnie nie szukali.
Rzeczywiście, był jakoś wyjątkowo porządnie ubrany, jego włosy sterczały w kontrolowanym nieładzie (musiał poświęcić dobrą chwilę, żeby je doprowadzić do takiego stanu), był niebezpiecznie ożywiony i pachnący jakimiś męskimi perfumami. To ostatnie szczególnie zwróciło uwagę Tilla.
- Spotykasz się z kimś?
Wzruszył ramionami.
- A nawet jeśli?
- To przyprowadź ją do nas, może mi się spodoba?
- Ważne, że mi się podoba, tobie nic do niej.
- A, więc jednak! Spotykasz się z kobietą, zapewne fanką, lat mniej więcej 28?
- Idź spać, detektywie.- odparował Richard i odwrócił się.
- Jeszcze jedno. Nie budź mnie tak wcześnie.
- Bo co?
- Masz Dooma pod ręką, ostatnio jesteście w dobrej komitywie...
- Nie, nie jesteśmy- zaprzeczył szybko gitarzysta i poszedł.
- Oo, ja widzę, że coś tu się między wami iskrzy!- zawołał za nim Till
- Zimne ognie- odkrzyknął Richard i znikł z pola widzenia wokalisty. Ten westchnął ciężko, i poczuł, że już dziś nie zaśnie. Trudno.
***
Nie pamiętał, jak długo leżał z zamkniętymi oczami. W końcu pod drzwiami dało się słyszeć przytłumione szepty i jakiś śmiech. Ktoś nacisnął klamkę i do pokoju wparowała reszta zespołu, taszcząc ze sobą wiadro.
- Najlepszego z okazji urodzin!- wrzasnęli razem, oblewając go zimną wodą.
Przez chwilę nie mógł otrząsnąć się z szoku, wywołanego tą skądinąd niemiłą pobudką, aż wreszcie podniósł się, przesuwając dłonią po twarzy.
- Ale, ja nie mam dziś urodzin!- wyjąkał wreszcie, patrząc w rozradowane twarze kolegów.
- Nie...?- jęknął Schneider, zawiedziony, patrząc na pozostałych.
- No, to spadamy, nic tu po nas- zdecydował Paul i wyszli, zostawiając zaskoczonego Tilla z całym urządzonym bałaganem. Flake już jak zamykał drzwi, zaczął skręcać się ze śmiechu. Pozostali uwolnili emocje dopiero na korytarzu, który rozbrzmiewał ich śmiechem przez dłuższą chwilę.
***
Till nie przejął się zupełnie mokrą pościelą i dywanem, z którego przy każdym stąpnięciu wypływała woda- a czy to jego problem? Przebrał się tylko i wyszedł.
O, cholera przypomniał sobie o planowanym na dziś rozdawaniu autografów. Zdecydowanie, nie była to najciekawsza czynność, mimo że czasem zdarzały się jakieś zabawne sytuacje.
Okazało się, że pozostali nie zapomnieli, bo już czekali na niego na korytarzu- miał nadzieję tylko, że Richard dołączy do nich po drodze, porządny jak rano, nie usmarowany damską szminką ani niczym innym.
- A gdzie Richard?- zapytał Olli, który najwyraźniej myślał o tym samym.
- Poszedł z jakąś laską na miasto.
Schneider zamrugał gwałtownie, ale się nie odezwał.
- Mam nadzieję, że nie zapomniał o tych autografach, fanki nas zlinczują!- wyraził obawę basista.
- My cię obronimy- pocieszył go Paul, otrzepując się z wyimaginowanego kurzu.
- No, chłopaki, to idziemy- zakomenderował Till i otworzył drzwi. Na ulicy czekał już na nich samochód, czarny i lśniący w słońcu południa. Wsiedli do niego, a Christoph wyjął telefon, nacisnął coś i bez słowa podał Olliemu. Ten przyłożył go do ucha.
- Halo?
Słychać było, że ktoś coś mówi w słuchawce, ale nie sposób rozróżnić słów.
- Tylko szybko.- rzucił basista i rozłączył się, po czym oddał telefon właścicielowi.
Till spojrzał na niego pytająco.
- Richard mówi, że zaraz będzie na miejscu, żebyśmy się nie martwili i pozdrawia Dooma.
Schneider tylko zacisnął wargi i wbił wzrok w przesuwające się za szybą obrazy. Paul poklepał go po ramieniu.
- No, jak się tak stresujesz, to nie musisz pisać całego nazwiska, wystarczy, że postawisz krzyżyk...
Perkusista spojrzał na niego pytająco, przez chwilę nie rozumiejąc o co chodzi. Jednak wreszcie zaśmiał się, ale jakoś tak z rozżaleniem.
Kiedy dojechali na miejsce, pod budynkiem już były tłumy, a wszyscy fotografowie, do teraz skoncentrowani na rozradowanym Richardzie, odwrócili się w stronę samochodów.
Till odetchnął jak przed skokiem do wody.
- No, to do roboty!- i wysiadł, a reszta zespołu zaraz za nim.