od razu przypomniało mi się koncertowe show z "Bueck Dich"
Pamiętam, jak zobaczyłam to pierwszy raz, zbulwersowałam się, rzacz jasna, ale potem nie mogłam przestać się śmiać. Szczególnie, jak koleżanki nie chciały obejrzeć do końca x]
Ale! Czyżby dzisiaj był wtorek? Obiecywałam wam coś na ten, konkretny dzień? Może i tak.
_______________________
Ciężka kula opadła na tor i potoczyła się w stronę kręgli. To był szczęśliwy rzut, upadły wszystkie, chociaż jeden wyraźnie się wahał, kiwał przez chwilę, aby wreszcie dopełnić szczęścia zwycięzcy. Flake roześmiał się i spojrzał na kolegów z wyższością.
- No i co?
- Gratulacje!- odpowiedział Till, najwyraźniej osobiście urażony faktem, że to nie przy jego imieniu wyświetla się najwyższa liczba punktów.- A wiesz, co się robi ze zwycięzcą?
- Raczej- z przegranym, ha ha.
- O nie. Tak nie może być. Najpierw idziemy to oblać, a potem gramy jeszcze raz.- zdecydował wokalista.
- A nie lepiej pójść to oblać i coś zjeść?- zaproponował Olli- Pizzę na przykład.
Pomysł rzeczywiście kuszący, sądząc po pomruku aprobaty reszty zespołu, nie licząc Tilla, który nie mógł pogodzić się z porażką.
- No, Till- Richard szturchnął go żartobliwie w ramię- Chyba nie zamierzasz się obrazić za to ostatnie miejsce, co?
- Dobra, możemy iść na tą pizzę, jak tak bardzo chcecie- skapitulował- Jedyne, co mnie powstrzymuje, to silne wrażenie, jakie z pewnością wzbudzimy.
- Chodźmy więc bez ochroniarzy- zaproponował Paul- Jakoś się wśliźniemy, jest przygaszone światło, a poza tym tłumy.
- No to rzeczywiście pociągająca perspektywa. Wśród tych ludzi przynajmniej połowa była na naszym koncercie.
- Czy ty przypadkiem nie cenisz się za wysoko?- zaśmiał się Flake, miał wyjątkowo dobry humor. Wiedział też, oczywiście, że Till najprawdopodobniej się nie myli.
- A która jest teraz godzina? – spytał bezsensownie Olli.
Richard wyjął z kieszeni telefon.
- Dwadzieścia dwa po dwudziestej. Brzmi zabawnie.
- No, to idziemy, bo jestem głodny.
- Zaraz, zaraz, zadzwonię do Dooma, bo jak go znam to nie wziął leków.
- Co ty się tak nim przejmujesz?- prychnął Till- Nie wziął, jego problem. Poza tym nie odstępujesz go niemal na krok, i tak mu dogadzasz, jakby był co najmniej śmiertelnie chory, a nie przeziębiony! Jakby miał impotencję, ha ha.
Nawet Richard, którego z reguły bawiły dowcipy wokalisty, skrzywił się z niesmakiem.
- Cicho teraz, dzwonię.
Oczywiście, natychmiast zaczęli gadać jeden przez drugiego. Gitarzysta odszedł kawałek i zasłonił jedno ucho.
- Halo?
- Christoph?- spytał głupio.
Cisza.
- A kogo innego się spodziewałeś?- odpowiedział po chwili
- Wszystko ok.? Wziąłeś leki?
- Daj spokój, nie musisz tak się o mnie martwić- żachnął się Schneider -A gdzie wy jesteście?
- W kręgielni. Till się wścieka, bo Flake go ograł. Poza tym, wybieramy się na jakiś napój i pizzę.
- To daj mi Flake’a do telefonu, muszę pogratulować- Doom natychmiast skorzystał z okazji skończenia rozmowy z Richardem, ponieważ głos przyjaciela był zbyt ciepły i nasuwał refleksje o śnie.
- Już.
Znów chwila ciszy, Christoph usłyszał regularne uderzenia czyjegoś serca; pewnie Richard przycisnął telefon do piersi.
- Słyszałeś? Słyszałeś?- rozległ się nareszcie rozemocjonowany głos keyboardzisty.
- A no, gratuluję! Opowiadaj więc.
Schneider na własne życzenie został uraczony długą i nudną historią gry w kręgle, bogatą w szczegóły i wykrzykniki. I dobrze, pomyślał, może nie dopuszczą Richarda z powrotem.
- Daj telefon Tillowi, muszę się ponabijać z niego trochę- zaśmiał się perkusista.
- Słyszałem!- krzyknął mu po chwili w ucho Till- Nie bądź ty taki teraz mądry, ty, który umierasz z powodu zwykłego przeziębienia.
- Podobno byłeś ostatni!- Doom postanowił zabawić się jego kosztem- Jak się teraz czujesz?
- Zamknij się. Jak przestaniesz symulować to pójdziemy jeszcze raz i cię ogram, zobaczysz.
- Nie mam nic przeciwko.
- Dobra, my idziemy już na tą pizzę, ale jeszcze Richard coś od ciebie chce.
- Nie!- Schneider sprzeciwił się gwałtownie, nie myśląc co mówi i jak.
- Cholernie jesteś miły, Doom- powiedział urażonym głosem gitarzysta; najwyraźniej rozmawiali w trybie głośnomówiącym.
- Nie... nie to miałem na myśli!- zająknął się perkusista, ciesząc się w duchu, że jest sam w pokoju- Ja tylko... tylko nie chciałem już was zatrzymywać, nie przeszkadzajcie sobie!
- Porozmawiamy jak wrócę.- pogroził Richard, a Christoph poczuł falę gorąca, rozlewającą się po policzkach.
- Na razie.
Rozłączył się.
_________________
Jedno, jedyne, co pomyślałam oprócz "boskie" - "Czemu ona to walnęła tą krzywą czcionką, od razu widać, że to był sen!" Laughing
Edit, pewien piękny dzień: Ja tam się nie dopominam (taa, jasne XD ), ale co, nie kochacie mnie? ^^"
Ja nie. Ja kocham to Twoje dzieło
Kursywa była niezwykle potrzebna, żeby w przyszłości wam się nie mieszało
Nie kochasz? A wiesz, że mogę się obrazić? XD
CD nie wcześniej niż w czwartkowe popołudnie.