Skoro inni piszą to dlaczego też by czegoś nie napisać - pomyśłalam sobie. I napisałam
Z góry przepraszam, za poniższe opowiadanie...
Zapadał wieczór. Wyjątkowy wieczór, bo Wigilijny. Jedyny taki w roku, pełny miłości, ciepła rodzinnego i dobroci. Nie dla wszystkich jednak te Święta zapowiadały się tak radośnie.
Zaśnieżone ulice były już prawie puste. Ostatni spóźnialscy przemykali w świetle ulicznych lamp, zerkając nerwowo na zegarki. Nikt nie chciał spóźnić się na Wieczerzę Wigilijną. W przystrojonych oknach pojawiały się co jakiś czas roześmiane twarzyczki dzieci i przez padający śnieg wpatrywały się w niebo, oczekując pierwszej gwiazdki. Zawiedzione zupełnie czystym niebem wracały do swoich rodziców krzątających się między bajecznie kolorowymi choinkami a pachnącymi cudownie potrawami szykowanymi w kuchni, by razem z nimi cieszyć się tymi świętami.
W maleńkim mieszkaniu na parterze starej kamienicy nie pachniało świętami. Nie było choinki, ani barwnych dekoracji. Nikt nie śpiewał kolęd, ani nie wypatrywał pierwszej gwiazdki. Starszy mężczyzna, jedyny mieszkaniec tego domu, siedział w starym, wytartym fotelu. Wpatrywał się w stojące na stole zdjęcie. Przedstawiało młodą, ładną kobietę i przystojnego mężczyznę w podobnym wieku, przytulonych i uśmiechniętych. Wokół nich stała trójka dzieci – dwie dziewczynki i jeden chłopczyk, radośni i roześmiani.
Aż trudno było uwierzyć, że stary, ponury mężczyzna siedzący w fotelu i roześmiany młodzieniec ze zdjęcia to ten sam człowiek. Ten sam, ale inny... jeszcze z czasów, kiedy jego rodzina żyła, kiedy był szczęśliwy. A od tamtego wypadku wszystko tak bardzo się zmieniło. Został sam, zupełnie sam. Bez nikogo bliskiego, bez miłości, bez nadziei....
Wstał i odstawił zdjęcie na półkę. Nie ma sensu się rozczulać. To i tak już nie wróci. Nigdy nie będzie tak jak dawniej – szczęśliwie. Położył na stole skromny, świąteczny stroik. Ot, świeczka z kilkoma gałązkami choinki i bombkami. Zrobiła go żona, tak bardzo lubiła święta. To z jej powodu co roku zasiadał do Wigilijnej Wieczerzy. Sam już nie wierzył w Boże Narodzenie. Przyniósł jedno nakrycie. Dawno już przestał zostawiać tradycyjne nakrycie dla zabłąkanego wędrowca. Tak wiele lat czekał z nadzieją, że ktoś przyjdzie, ale zawsze zostawał sam.
Wyjrzał przez okno. Na granatowym niebie świeciła jedna, srebrzysta gwiazda. Przez ułamek sekundy miał przed oczyma roześmianą twarz swojej córeczki, wołającej z radością: „Tato! Tatusiu! Pierwsza gwiazdka!”. Zasłonił okno i podszedł do stołu. Zapalił świeczkę. Zza ściany dobiegały wesołe głosy dzieci śpiewających kolędy. „Bóg się rodzi...”
-Bzdura... – mruknął i zabrał się za swoją jedyna świąteczną potrawę – kapustę z grzybami. Nie widział potrzeby gotowania większej ilości potraw, przecież i tak nie wierzył w święta.
Ledwie nałożył kapusty na talerz, usłyszał pukanie do drzwi. Zdziwił się. Kto może o tej porze przychodzić do niego, kto w ogóle przychodziłby do niego?
Za drzwiami stała malutka dziewczynka. Była bardzo zmarznięta i smutna. Spojrzała na niego nieśmiało i wyciągnęła karteczkę. Była to stara, świąteczna kartka, pewnie gdzieś znaleziona. Miała nawet adres. Na przedniej stronie widniała maleńka stajenka, a życzenia na odwrocie mówiły: „Tej nocy narodził się Bóg. Oby narodził się także w Twoim sercu... Wesołych Świąt”.
- Bzdura – mruknął znowu mężczyzna – Czego chcesz?
- Jest Wigilia, a ja nie mam się gdzie podziać... – powiedziała dziewczynka nieśmiało.
-Ale po co mi to dałaś? – spytał ostro, wymachując kartką.
- Bo... – zaczerwieniła się – Bo nie mam nic innego, co mogłabym ci dać...
Starzec złagodniał.
-I myślisz, że cię ugoszczę? Nie mam nic. Jestem sam. – zaczął się tłumaczyć
-Ja też jestem sama... – przerwała dziewczynka – Ale jak mnie wpuścisz to już będziemy we dwójkę.
Zaskoczony mężczyzna wpuścił dziewczynkę, żałując, że jednak nie zostawił zapasowego nakrycia. Usiedli razem przy stole i zjedli Wieczerzę Wigilijną. Obojgu wydawała się wspaniała, pomimo tego, że składała się z jednego tylko dania.
Po wieczerzy dziewczynka zaproponowała, żeby zaśpiewali kolędę. Ale mężczyzna nie umiał. Więc dziewczynka zaczęła śpiewać sama. Cichym, melodyjnym głosikiem śpiewała: --Jezus malusieńki leży wśród stajenki...
Tak bardzo przypominała starcowi jego córeczkę. Ona także lubiła tę kolędę, śpiewała ją po każdej Wigilii. Tak bardzo zapragnął dać coś tej dziewczynce, odwdzięczyć się za tę odrobinę świąt, które przyniosła i za to, że już nie był sam. Jedyne co miał, to mała lalka, która została mu po córeczce. Z bólem serca wyjął ją z szuflady i podarował dziewczynce. Tak bardzo się ucieszyła, cały wieczór tuliła do siebie lalkę. A wieczorem położyła się razem z nią spać w wytartym fotelu. Mężczyzna przykrył dziewczynkę kocem i sam położył się również.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy rano nie zastał dziewczynki. Nie wiedział jak wyszła, bo drzwi były zamknięte od wewnątrz. W pustym fotelu leżała tylko kartka świąteczna, którą dziewczynka przyniosła ze sobą. Miała ten sam adres, taki sam znaczek, ale życzenia już nie były takie same. Teraz brzmiały: „Tej nocy narodził się Bóg. Także w Twoim sercu.... Dziękuję...” Mężczyzna długo wpatrywał się w kartkę oczami pełnym łez. Teraz wiedział ,że nigdy już nie zwątpi w magię Świąt Bożego Narodzenia....
Jeżeli ktoś dotarł do końca, to gratuluję