Forum Zwierzaki

Zwierzęta => Koty, kotki, koteczki => Wątek zaczęty przez: cayoki w 2002-07-22, 12:06



Tytuł: weterynaryjna przygoda
Wiadomość wysłana przez: cayoki w 2002-07-22, 12:06
Szczęście ma ten kto mieszka w dużym miescie gdzie weci są bardziej dokształceni.  :?
Mieszkam w mieście średniej wielkości. Pojechałam dzisiaj do lecznicy, gdzie zwykle leczę moje koty. Panowie weci są tam generalnie mili no i ambulatorium jest w miarę dobrze wyposażone. Tym razem trafiłam na chyba praktykantkę. Dziewuszka nie była ani miła dla mnie ani dla mojego kota. Swoje zdenerwowanie próbowała rozładować pokrzykując na moją bardzo zdenerwowaną kotkę. Nie potrafiła zdiagnozować co kotce jest i w ogóle była sama w ambulatorium konsultując się telefonicznie z wetem. Nawet nie potrafiła dać poprawnie podskórnego zastrzyku i skłuła moją biedną Frankę kilka razy. Kot ze stresu syczał, prychał i zgubił kilogram sierści.  :cry:


Tytuł: weterynaryjna przygoda
Wiadomość wysłana przez: Karla w 2002-07-22, 12:33
oj, wspolczuje kociambesowi tylu stresow...ale wspolczuje rowniez tej pani..jesli byla praktykantka, to dziwie sie, ze weterynarze zostawili ja sama...a jesli byla lekarzem...to nie wiem, kto ja tam zatrudnil...szkoda gadac :(


Tytuł: weterynaryjna przygoda
Wiadomość wysłana przez: AniaS w 2002-07-22, 13:04
Ale powiem Wam, że nawet w dużych miastach zdarzają się bezmyślni weterynarze. Kilka lat temu miałam goldena, piękny to był piesek. Zdażało mu się przeziębiać co jakiś czas, i po takim właśnie chorowanku wet postanowił zaszczepić pieska na nosówkę nie biorąc pod uwagę tego, że organizm jest po chorobie osłabiony. W efekcie musiałam podjąć po pewnym czasie decyzję o uśpieniu Bombadila, bo jednymi z objawów dobrze rozwiniętej nosówki są ataki padaczkowe. Pierwszy przyszedł na spacerze, na ulicy, potem codziennie. Leczenie mogło na krótki czas te ataki przyhamować, ale nie wyeliminować, pies miał cierpieć do końca życia. Błąd weta pozbawił nas wspaniałego przyjaciela i towarzysza, bo facet nie pomyślał, że pies może zachorować od szczepionki... Bombadil miał dopiero 10 miesięcy i był moim ukochanym pieskiem. To właśnie po tej historii nie potrafię się już tak przywiązać do obecnego psa. Mam kota, on żyje już dwa lata, nie choruje i ogólnie ma się dobrze. Pies jest teraz mamy. Uważajcie na to, komu oddajecie pod opiekę lekarską swojego zwierzaka... Pozdrawiam