macie to co podobno chcieliście! przepraszam że tak dlugo ale w tej części chciałam zakończyć rozdział pierwszy. No i tak prosze państwa kończe ten rozdział
! Życze przyjemnego czytania!
Po kilkunastu minutach rodzice przyjechali do domu.
- Cześć- powiedział Daniel wchodząc do garażu.
Rodzice skinęli głowami, nadal rozmawiając między sobą. Daniel stał tak przez chwilę patrząc jak Susan i Jack wnoszą zakupy do kuchni(która jest połączona z garażem). Chłopak czekał aż jego rodzice zwrócą na niego uwagę. Oparł się o ścianę i przypatrywał się to swoim paznokciom to swoim rodzicom.
- Co tak stoisz synu? Mógłbyś nam pomóc!- zwrócił Jack uwagę Danielowi.
Chłopak nie zdziwił się.
- A więc dopiero teraz mnie zauważyłeś?
- Danielu, czy ty zawsze musisz zaczynać kłótnię, kiedy jej nie trzeba?! Nie mógłbyś się powstrzymać przed powiedzeniem zdania, które prowadzi do kłótni?! A może chcesz nas prowokować?! – Jack się zdenerwował.
- Czy ja coś źle powiedziałem? Zapytałem tylko czy mnie już zobaczyłeś- odpowiedział daniel nie chcąc przegrać tej sprzeczki.
- Powiedziałeś to takim tonem, że od razu można było poznać początek nie sprzyjającej rozmowy.
Jack wyszedł z garażu szybkim krokiem mając w obu rękach reklamówki z zakupami. Susan przez pewien czas stała obok samochodu nieruchomo i cicho. Daniel skrzyżował ręce także nic nie mówiąc.
- Posłuchaj Danielu. W części jest to twoja wina, a w części taty. Nie dziw się, że tata się podniósł, jesteśmy bardzo zmęczeni- wyjaśniła spokojnie Susan.
Chłopak podniósł głowę do góry. Nic nie mówiąc wziął dwie zapełnione reklamówki i poszedł w stronę kuchni.
- Aha, synku- zawołała Susan, kiedy chłopak miał już wychodzić.- Przygotuj się, bo na kolację idziemy do babci Laury.
Chłopak zatrzymał się, teraz jak pójdzie do babci będzie musiał tłumaczyć się przed wszystkimi. Poszedł dalej nic nie odpowiadając. Wszedł do pustej kuchni, położył zakupy i skierował się do swojego pokoju. Nie wiedział co może teraz robić, aby nie myśleć o kolacji u jego babci. Przejechał palcem po regale książek. Stanął nagle nieruchomo słysząc dzwonek do drzwi. Wyszedł na schody i zobaczył jak jego ojciec otwiera drzwi pewnej kobiecie.
- Proszę pana! Niech pan pomoże mojemu kundelkowi. Od rana…- mówiła szybko kobieta.
- Proszę się uspokoić- powiedziała spokojnie Susan, która wyszła z sypialni przed chwilą.- Niech pani wszystko powie, tylko spokojnie.
- Mój pies już od paru dni, yyy… od paru dni budził się trochę późno i …i…i tak coraz póżnej. Dzisiaj w ogóle się nie obudził. Wychodząc do pracy myślałam, że obudzi się może w południe, albo wcześniej! Ale kiedy wróciłam do domu to nie zauważyłam żadnej zmiany, czyli między innymi ubytku jedzenia i picia w misce- wyjaśniła roztrzęsiona kobieta nie mogąc powiedzieć tego płynnie.
- Proszę za mną- rzekła łagodnie Susan.- Jakiego wieku był pani pies?
- Już dosyć długo go mam. Jest on moim jedynym towarzyszem i bliskim. Niech pani coś zrobi.
Kobiety zniknęły za rogiem. Daniel cofnął się do pokoju. Jack stał nieruchomo. Wpatrywał się w tą sytuację oczami współczucia. Ojciec miał już wracać do sypialni, ale w tej chwili zobaczył otworzony list do jego syna. Przeczytał go widząc, że jest on od jego mamy. Skończył czytać i wiedział już o co chodzi jego synowi. Odłożył list, pozostałe zabrał ze sobą do pokoju.
Natomiast Daniel leżał teraz na łóżku. Kręcił się czasami po pomieszczeniu w którym przebywał. Usiadł raz na łóżku i usłyszał Jacka odbierającego dzwoniący telefon.
- Słucham?… Cześć mamo.
Daniel zaniepokoił się trochę i przygryzł wargi.
- Nie, niestety nie przyjedziemy do ciebie na kolację- kontynuował ojciec.
Chłopak chciał już skoczyć z radości, ale na szczęście powstrzymał się w ostatniej chwili.
A Jack wyjaśniał teraz sytuację.
- Susan zajmuje się pewnym pacjentem i nie zdąży się zebrać… No dobrze, ja muszę już kończyć. Do zobaczenia mamo- zakończył rozmowę Jack.
Ojciec poszedł do kuchni, a Daniel cieszył się w duszy. W końcu jednak zaczął robić coś sensownego.
Za około pół godziny, chłopak wychodząc z pokoju zobaczył swoją mamę odprowadzającą zapłakaną kobietę, która przyszła gdy rodzice wrócili. Susan zamknęła drzwi i skierowała się do kuchni z opuszczoną głową. Daniel zszedł ze schodów. Wchodząc do kuchni zauważył Jacka, kończącego robić kolację i Susan, która wyglądała na zmęczoną.
Chłopak usiadł obok swojej mamy, nic nie mówiąc. Przez pięć minut trwała cisza. Dopiero wtedy Jack oznajmił, że kolacja jest już gotowa.
Przenieśli się do salonu, a tam daniel przełamał ciszę.
- A jak tam z tym psem, mamo?
- Niestety…
Chłopak zdziwił się tą krótką odpowiedzią.
- Czy mogę zapytać, dlaczego mówisz niestety?
- Niestety…, ten pies musiał umrzeć. Za bardzo się męczył i uśpienie było jedyną dobrą dla niego rzeczą w tym stanie. Nie lubię tego robić… Naprawdę… Ale miał okropne drgawki, przez które cierpiał.
Znowu zapadło milczenie, Daniel rozmyślał coś gryząc kanapkę, a Jack jadł powoli patrząc się w stół.
- Nie załamuj się Susan. Czasami są takie sytuacje, w których musisz to zrobić- pocieszył ją ojciec.
- Widzę, że moje pytanie pogorszyło sytuację- przyznał Daniel.
- Nie synu, uważam, że dobrze zrobiłeś pytając. W końcu wyrzuciłam to z siebie. Poza tym jestem weterynarzem i takie sprawy mogą się przydarzyć- wytłumaczyła Susan z bladym uśmiechem na twarzy.
Za chwilę i tak miała poważną oraz smutną minę. Wstała od stołu i wyszła na chwilę do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą i wróciła.
- Przepraszam za to nagłe wyjście, ale musiałam się orzeźwić- wytłumaczyła
Znowu zapadło milczenie. Jack patrzył na stół, jakby chciał coś powiedzieć. Daniel patrzył to na talerz to na swoją mamę.
- Słuchaj Danielu- zaczął Jack, a chłopak drgnął.- Przez cały czas mam wrażenie, że utrzymujesz coś w tajemnicy. Nie wiem co to jest i chciałbym otrzymać od ciebie zwykłą odpowiedź.
- Babcia powiedziała ci swoje przypuszczenia?- zapytał spokojnie chłopak.
- Tak, mówiła nam. Lecz ona tylko przypuszczała, nie była pewna, więc czy możesz w końcu nam powiedzieć? Czułem, że coś jest z tobą nie tak, ale myślałem, że to nic godnego uwagi.
- Dobrze, powiem. Problem to chłopacy z klasy.
Jack niec nie powiedział, tylko patrzył na syna ze zmarszczonym czołem, czekając aż Daniel objaśni do końca sprawę.
- Często mi dokuczają, biją się ze mną.
- A to wszystko dlaczego?- zdziwił się ojciec.
- Możliwe, że z powodu, że nie jestem w ich paczce.
- A w czwartej, czy piątej klasie tak nie było? Dopiero teraz w szóstej?
- Było, było już na początku piątej klasy. Nie mówiłem wam, bo oni wyjaśnili, że jeśli powiem to będą mnie o wiele bardziej dręczyć.
- Niby jak oni dowiedzieliby się o tym, że my wiemy? Przecież na pewno nie mają jakiś nadajników.
- No tego nie mają, ale gdybyście zaczęli coś robić to by wiedzieli.
- A do pani to zgłaszałeś?
- Tak… Ale wychowawczyni to olała. Nie chciało jej się.
- Rozumiem. Ale teraz nam powiedziałeś, więc czy już nie będzie tak samo?
- Ja się już ich nie boję. Są niżsi ode mnie.
- Możemy coś zrobić?
- Nie uda wam się. Teraz to będzie niepotrzebne.
- Miejmy nadzieję, że będzie dobrze- dodała Susan, uśmiechając się do swojego syna.
Daniel trochę się zdziwił widząc swoją mamę w dobrym humorze teraz.
- Susan, muszę przyznać, że Daniel zaniedługo zacznie doganiać mnie wzrostem.
- No co ty tato. Na razie tylko mamę przerosłem. Do ciebie brakuje mi jeszcze około 30 centymetrów.
Jack uśmiechnął się szczerze do syna.
- Aha. Podczas waszej nieobecności zacząłem wymyślać imiona dla naszeo bernardyna.
- No nareszcie, nie będziemy na niego mówić: mały, piesku itp.- ucieszyła się Susan.- No to co wymyśliłeś?
- W tym rzecz, że żadne imię mi do niego nie pasowało.
Rodzice popatrzyli na Daniela.
- Chyba nie myślisz, że nasze propozycje będą lepsze- oznajmiła Susan.
- Może byście trochę pomogli, bo sam sobie nie poradzę.
- No nie wiem. Każde imię jakie wymyśle jest beznadziejne- stwierdził Jack.
Myśleli w ciszy przez pewien czas.
- To na nic- powiedział ojciec odchylając się.
- Masz rację- przyznała Susan.- Danielu nie wysilaj się. Nic już nie wymyślisz. Masz jeszcze sporo czasu póki psiak jest w domu. Pamiętasz jak znaleźliśmy go w szopie. Miał szczęście, że nie przyjechaliśmy za późno. Widać, że w naszym towarzystwie jest wesoły, szczęśliwy i czuje się spokojnie.
Chłopak pokiwał głową i w pewnym momencie wpadł na pomysł:
- Wiem… już wiem. „Happy”, czy to dostateczne imię dla naszego bernardyna? Sama powiedziałaś, że jest on szczęśliwy i wesoły.
- Moim zdaniem jest idealne!- przyznała Susan.
- Niech i tak będzie. Wszystkim się podoba to imię, więc nie ma co wymyślać więcej- oznajmił ucieszony Jack.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdyż nie musieli już wymyślać. Do końca kolacji trwała przyjemna atmosfera. Daniel spał dzisiaj bardzo spokojnie.
CDNastąpi