HeH.. Obiecałam to napiszę...
A więc nasza klasa obecnie 1e nie była nigdy zgrana klasą. Tak więc od zawsze były w klasie grupki: ja i chłopaki oraz druga grupa dziewczyny. Obie grupy rywalizowały ze sobą we wszystkim co możliwe i gdy tylko pojawiała się potemu okazja. Grupa, że tak to nazwę moja [bo ja do niej należałam] była zgraną paczką kumpli, nie było jakiegoś autorytetu za którym szli by wszyscy, ale nie kłócilismy się i wszystko było OK. W grupie dziewczyn, jak to zwykle bywa z dziewczynami wybuchały masowe kłótnie [
] no i oczywiście był autorytet: nazwijmy ją Panną K [z pewnych powodów]. Potem jednak minęły pierwsze trzy klasy podstawówki i zaczęla się klasa czwarta. Jak w większości szkół i u nas był podział w czasie w-f' ów. Tak więc musiałm chodzić, chcąc nie chcąc z dziewczynami. No i stało się... Dziewczyny troszkę mnie poznały i powoli zaczęły lubić... Wogóle poprawiły się troszkę stosunki między chłopakami a niektórymi dziewczynami. I wybuchła kłótnia między panną K i szanowną, moją najlepszą w tamtych czasach kumpleą - Sową. Ta wojna trawała i trwała. Powoli i grupa dziewczyn się troszkę podzieliła. Pani K traciła autorytet ponieważ zeszła na jakby drugi plan. Najwidoczniej zaczęło ją to strzasznie boleć, więc wzięła się do roboty. Zaczęła puszczać ploty na niektóre dziewczyny, w tym na Sowę. Sowa była ogólnie lubiana wiec klasa troszkę sie pokłóciła i wszystko ucichło. Minęły lata podstawówki w czasie których panna K skutecznie rozpuszczała masowe ploty nie tylko na dziewzyny, ale zaczęła, za przeproszeniem i nam obrabiać dupę, ponieważ jako grupka [ja i kilku chłopaków] najbardziej lubianych osób z klasy zaczęliśmy zjednywac sobie przuychylnośc wszystkich. Pani K z początku próbowała nam lizać buty, ale nam wcale na niej nie zależało zwłaszcza po tym co zrobiła Sowie. Tak więc działa jako rozprzestrzeniacz najróżniejszych plotek, zachowywała się tak jakby zjadła wszystkie rozumy... Spektakularne zakończenie roku w wykonaniu całej niemalze klasy: obżucenia panny K kamieniami i pokazanie jej spektakularnie w jednym momencie pewnego gestu dały jej do zrozumienia że nie zamierzamy tolerwoac jej plotek. Zgłosiła to do wc, znaczy wicedyrektorki naszej nauczycielki polskiego. Oskarżyła najbardziej lubiane osoby w klasie o obrzucenie kamieniami. Tylko część z nich rzucała - byli to pan R i pan P, nie móiwąc o panie D i panie A oraz K. Oskarżyła też mnie, lecz na jej nieszczęście nie udało się to bo kiedy ze stoickim spokojem zaprzeczyłam wc dyrektor dała sobie spokój. Do końca 6 klasy nikt z nas się nie odzywała do panny K. Rozpoczęło się gimnazjum - nasza klasa pozostała w praktycznie nienaruszonym składzie, doszło kilka osób - 3 odeszły. Nowe osoby szybko się zaklimatyzowały. Znowu nastąlpił podział. I tym razem Panna K zdobyła wodze nad dziewczynami. Wiekszość, przynajmniej te które ją wcześniej znały pogodziły się z nią a nowe szybko do nich przystały. Grupa chłopaków była bardziej zgrana niż dotychczas i całkowiecie olewała popularnośc i inne sprawy ważne dla panny K. lecz ta najwidoczniej obawiając się sytuacji z poprzedniego roku zaczęła od samego początku ostro grać. Puszczała coraz wiecej plotek, wciskała kity, zjadała rozumy... A za każdym razem gdy była okazja skarżyłą ja mogła najszybciej, pomijam wyzwiska i inne. Wkrótce ja poznała troszke lepiej nowe osobniczki i jedna z nich niejaka panna G szybko się ze mną zkolegowała... W slad za nią poszła panna A i panna S. Trwało dośc długo zanim zrozumiały że panna K poprostu jest hmmm... ładnie mówiąc troszkę trzepnięta. A panna K puszczała ploty... I w końcu wymyśliła coś co w pewnym sensie wyprowadzało mnie i pannę G z równowagi... Wprowadzając w nagły atak śmiechu...
Otóż uznała, ze ja oraz panna G [wtedy jeszcze nie przyjaciółki] odebrałyśmy jej [pannie K] jej przyjaciółkę pannę A.. Która najwyraźniej przypadła jej do gustu. Od tego momentu panna G powiedziała jej co klasa o niej myśli. Panna K nie godziła się z tym odwalała dlaej swoje cyrki, bezczelie liząc nam buty... W końcu któregoś dnia masowy atak na gygy wyzwiskami i tym co o niej myślimy trafił do jej matki, a cała sprawa do pedagoga. Oczywiście nie mówię, że zachowalismy się dobrze, mądrze i że była w nas choć krztyna zdrowego rozsądku... O nie! w żadnym wypadku - zachwolaismy sie głupio! Dostaliśmy nagane wychowawcy... Obniżono nam zachowanie etc. Po tym wszystkim nie przeprosiliśmy jej... Ale ona się ustatkowała i wzięła sobie do serca coś z tego co powiedzieliśmy. Przekonała się o tym łatwo - cała klasa, mimo, że nie proszona o to w żadnym wypadku stała za nami murem, mimo, ze wszyscy wiedzieli, że zrobiliśmy źle. Może stało się tak dlatego, że spora część osób była dobrze pokrzywdona przez pannę K może nas poprosu lubili, albo jej nie lubili - nie wiem. Panna K od tamtego momentu mimo iż okazuje nam jawną ninawiść, gdy tylko nadarzy sie okazja podlizuje się i bezczelnie oświadcza że nas bardzo lubi i darzy szacunkiem. Od tamtego moemntu kiedy klasa dowiedziała się jaka jest naprawdę panna K większość osób jej nie lubi lub porostu hmmm... znosi [choc nam wcale nie o to chodziło, robilismy to w swoim interesie]. I od tamtego momentu ma opinię kobiety o lekkich obyczajach, zakłamańca, plotkary, która nie raz psuła stosunki w klasie, która na czas obecny jest bardzo zgrana.
===
Osobiście uważam, że źle zrobiliśmy... Wcale nie zależało nam na tym by ktoś jej nie lubił czy coś... O nie! Porpostu chcieliśmy jej przkazać co my [ja, panna G, pan S, pan R i pan P] myslimy o tym co ona robi i jak pomiata ludźmi. Podziałao - odczepiła sie od nas, a co zrobiła reszta klasy to już ich sprawa - nie musieli stawać za tą głupotą, którą popełnilismy.
Koniec...
PS: Wiem co sobie teraz o mnie myślicie... i tak nikt raczej za mną nie przepadał...