Psy mają nowe budy, budynki są odnowione. Grupa skazanych w trzy miesiące zrobiła więcej, niż pracownicy schroniska mogliby zrobić przez kilka lat.
Bałam się, że więźniowie nie będą mogli zaprzyjaźnić się ze zwierzętami. Okazuje się, że przychodzi im to łatwiej niż wielu osobom, które w więzieniu nigdy nie siedziały - mówi Albina Czechowska, kierowniczka schroniska dla bezdomnych zwierząt w Sosnowcu.
- Odsiaduję wyrok w więzieniu w Wojkowicach. Praca jest nagrodą. Pozwala oderwać się od monotonii życia więziennego - mówi Krzysztof. W schronisku pracuje od dwóch miesięcy - najdłużej z piątki zatrudnionych przy remoncie.
Codziennie rano z więzienia zabiera ich i po pracy odwozi samochód należący do schroniska. - Za pracę dostają paczkę tanich papierosów, a ja stawiam im dodatkowo kawę - mówi Czechowska. - Czasem posyłam ich poza teren schroniska, żeby załatwiali różne sprawy. Nie było przypadku, żeby któryś nie wrócił na czas - dodaje.
Dzięki pracy więźniów z Wojkowic i aresztowanych z aresztu śledczego w Katowicach psy ze schroniska mają nowiutkie budy. Były zbijane w Katowicach, bo osadzeni w areszcie śledczym nie mogą kontaktować się ze światem zewnętrznym. Remonty w schronisku robili więźniowie, bo wolno im wychodzić za mury. - Marzyłam przez lata, żeby przenieść zwierzęta z bud skleconych z byle czego do solidnych schronień. Nie sądziłam, że tak sprawnie można odnowić budynki. Nigdy nie podejrzewałam, że więźniowie spełnią moje marzenia. Teraz schronisko przypomina psi Marriott - mówi Czechowska.
Źródło Gazeta Wyborcza