Cóż... kolejna część moich wypocin... jeśli macie dość to powiedzcie
Część V
Lekcja eliksirów strasznie się ciągnęła. Przyrządzali wyjątkowo trudny eliksir. Snape jak zwykle krążył między ławkami, ale prawie nic nie mówił. Był blady i miał bardzo dziwny wyraz twarzy.
Większości uczniów jego zachowanie nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – cieszyli się, że nie znęca się i nie odejmuje punktów.
-Mówiłem, że jest dzisiaj jakiś dziwny. – szepnął Ron, a Harry kiwnął tylko głową, zbyt zajęty odmierzaniem odpowiedniej ilości jadu skorpiona
-Cho mówiła, że już wczoraj był taki – Hermiona przypadkiem wrzuciła do swojego kociołka liść tentakuli, dzięki czemu eliksir zrobił się fioletowy. Snape nie zwrócił na to uwagi. Teraz nawet ona ucieszyła się z dziwnego zachowania Snape’a – normalnie straciłaby kilka punktów i zarobiła szlaban za rozmowy na lekcji.
Nauczyciel stał koło stołu Neville’a, ale patrzył zupełnie gdzie indziej – za okno: na błonia, a może w stronę Zakazanego Lasu. Nagle jego twarz wykrzywił grymas. Snape szybko podszedł do biurka i opadł na krzesło. Tylko kilka osób zauważyło jego zachowanie. Złapał się za przedramię i skrzywił z bólu. Hermiona, która od jakiegoś czasu obserwowała nauczyciela spytała:
-Panie profesorze….czy…cos się stało?
Teraz wszystkie oczy zwróciły się na Snape’a.
-Granger…nikt cię o nic nie pytał – odparł wściekły
Chciał jeszcze cos powiedzieć, ale w tym momencie zadźwięczał dzwonek. Wszyscy ruszyli do wyjścia.
Snape poczekał aż opuszczą salę i wszedł na zaplecze. Oparł się o ścianę ciężko dysząc. Dotknął spuchniętej ręki i syknął z bólu. Ból był okropny, nie do zniesienia… osunął się na podłogę…
***
Harry i Ron szli korytarzem w milczeniu. Hermiona już poszła, miała teraz numerologię, a oni wróżbiarstwo.
-Ciekawe co tym razem wymyśli Trelawney – zastanowił się Ron – może jakieś morderstwo – zaczął się śmiać – Harry! Słuchasz mnie?
-Taak…- odpowiedział odruchowo Harry, szturchnięty przez Rona – to znaczy nie… Martwię się o Snape’a… nie zachowywał się normalnie…
-Co?! Martwisz się o tego…- zaczął Ron, ale nie zdążył dokończyć
-A jeśli naprawdę coś mu się stało? Lepiej chodźmy sprawdzić – mówiąc to Harry pociągnął przyjaciela za rękaw
-Zwariowałeś….
Zawrócili i poszli do lochów. Szybko znaleźli się pod drzwiami sali eliksirów.
-Harry… - Ron zatrzymał przyjaciela – A co my mu powiemy jak się wścieknie?
-Nie wiem…- zawahał się – albo…powiem, że zgubiłem pióro!
Zapukał. Żadnej odpowiedzi. Ostrożnie nacisnął klamkę i zajrzał do środka. Nie było nikogo… Weszli. Przeszli przez salę i zajrzeli na zaplecze. To, co zobaczyli przeraziło ich…Profesor Snape leżał na podłodze…
Wybiegli z sali. Dopiero na korytarzu Harry odważył się odezwać:
-Ron, trzeba powiadomić dyrektora – rzucił i pobiegł schodami w górę – zostań tu! – krzyknął jeszcze
-Ehee… - zdążył tylko powiedzieć Ron. Bał się wejść na zaplecze.
Tymczasem Harry biegł w stronę gabinetu dyrektora, ale nie dotarł tam. W połowie korytarza wpadł na profesor McGonagall wytrącając jej z rąk stos książek
-Potter!! Co ty wyprawiasz?! – krzyknęłą
-Pani profesor….tam w lochach…profesor Snape…- wydyszał
-Co profesor Snape? – spytała McGonagall poprawiając okulary
-Profesor Snape leży na podłodze swojego zaplecza. Nie wiem co mu jest. Nie wyglądał zbyt dobrze na naszej lekcji.
-Zajmę się tym . Dziękuję. Bądź miły położyć to na moim biurku – wskazała na książki rozsypane po podłodze i szybko oddaliła się
***
Dziesięć minut później na zaplecze sali eliksirów wkroczył Dumbledore wraz z McGonagall i panią Pomfrey. Snape leżący pod ścianą powoli otworzył oczy.
-Severusie, co się stało? – dyrektor pochylił się nad nim
Snape nie odpowiedział. Podwinął tylko rękaw szaty ukazując spuchnięte przedramię, a na nim bardzo wyraźny Mroczny Znak.
-Tego się obawiałem… - Dumbledore wyglądał teraz jeszcze starzej niż zwykle – Voldemort zbiera swoje wojska…
Stojąca obok McGonagall wzdrygnęła się. Może na widok Mrocznego Znaku, a może słysząc imię Czarnego Pana…
-Od dawna tak boli? – spytał Dumbledore
-Jest widoczny od czasu powrotu Czarnego Pana…boli już dość długo…ale jeszcze nigdy tak nie bolał…to się zaczęło wczoraj… - mówienie przychodziło Snape’owi z trudem – Voldemort chce ściągnąć do siebie tych, którzy jeszcze się opierają
-Albusie…jeśli pozwolisz…Severus ma gorączkę. Zabiorę go do skrzydła szpitalnego. – pani Pomfrey właśnie oglądała znamię
-Nie.. nie chcę. Wystarczy coś przeciwbólowego. Pójdę do swojej komnaty. – Snape spróbował wstać, ale zachwiał się i byłby upadł, gdyby nie Minerwa McGonagall.
-Jeśli jesteś pewien…Poppy, przyniesiesz Severusowi jakieś lekarstwo?
-Oczywiście, jak tylko coś znajdę.
I wszyscy powoli opuścili zaplecze, pozostawiając pogrążonego w myślach Dumbledore’a. Dyrektor stał smutny. Widać to, co zobaczył bardzo go zmartwiło.