i dlatego tez uważam, że nie zakaz, bo nie dość że szkodliwy w skali globalnej ale i trudniejszy do wprowadzenia a tym bardziej egzekucji ale poprawa jakości bytu.
Gdybym wierzyła, że ta poprawa może szybko nastąpić, byłabym tego samego zdanie, co Ty... Ale nie wierzę, zwyczajnie nie wierzę w szybką zmianę nastawienia, a żal mysleć o zwierzętach które giną w mękach każdego dnia... Dlatego nadal myslę, że taki zakaz, mimo wszystko, ma sens. Skoro można było pozamykać 'psie' restauracje na okres olimpiady, czyli z powodu przyziemnych, ekonomicznych pobudek, to można zamknąć i z powodu zmiany prawa i kultura się nie zawali... Tak sądzę...
jeśli pisać/mówić "pies nie ma energii yang a wy się nie znacie i łykajcie aspirynę zamiast jeść rosół z psa" to na pewno nie da rady. aby móc obalić stereotyp trzeba wpierw go dokładnie poznać. tak się składa ze zasada pięciu przemian (nie tylko w kuchni) jest mi bliska a dołączając parę innych zainteresowań myślę że zdolna bym była przekonać jakiegoś koreańczyka do zmiany nastawienia. no ale nie znam koreańskiego
Nieznajomość koreańskiego jakoś dałoby się przeskoczyć, ale skąd wziąć miliony Pao do indywidualnego 'urabiania' koreańskich smakoszy...
łatwiej by było w mentalności wprowadzić modę na nie jedzenie psiny niż zakazem przekonać że to słuszne.
Zakaz (surowo egzekwowany) z pewnością nie przekona o słuszności, ale radykalnie zmniejszy liczbę okrutnie zabijanych psów. A to, w mojej ocenie, jest tu najważniejsze. A tymczasem można będzie pracować nad mentalnością, bez przykrej świadomości, że zło nadal się dzieje i jeszcze dłuuugo będzie... No sorki, tak to widzę...
potrzeba naprawdę mądrego negocjatora by to rozsupłać. ale niestety: zakazem/nakazem łatwiej...
Nie o łatwość mi chodzi, tylko o czas... Podkreślam to, zeby nie było, że popieram łatwiznę i spektakularne działania bez rzeczywistych efektów... Efekty będą, jeśli prawo nie pozostanie na papierze. Czyli najpierw zakaz, potem jego egzekwowanie i jednocześnie praca nad zmianą mentalności, nad budzeniem wrażliwości i emaptii. Czyli wychowywanie kolejnych pokoleń, którym już nie trzeba będzie zakazywać okrutnych praktyk...
Natomiast ja IBDG nawet gdyby ubój (już to słowo mi tu nie pasuje) psów odbywał się w sposób humanitarny przenigdy nie pogodziłbym się z tym, że dla kogoś pies jest daniem.
Domyślałam się tego, Zoologu... Nie jestem zwolenniczką eufemizmów, nie w każdej sytuacji. Skoro potrafiłabym się pogodzić z tym, że psy gdzieś tam są zwierzętami hodowanymi na mięso, piszę wprost o uboju, cóż mi pozostało? Nie godzę sie z okrucieństwem, bez względu na to, jakiego zwierzecia dotyczy. Inne rzeczy mogę tolerować, nawet, jeśli bardzo mi nie odpowiadają...