Jakieś 5 miesięcy temy pod bródką Rozynka zauważyłam hmm taką różową narośl z bezbarwnym płynem w środku.
Pojechałam do weterynarza, był pod obserwacją, przez te 5 miesięcy jeździłam na chama co 2 tygodnie do tego weta i ciągle mi mówił, że nie będą ciąć bo to prawdopodobnie kaszak i nie ma sensu. NO to czekałam, guzek nie zmniejszał sie, wet nadal mówił że czekamy.
Na wizycie 28 czerwca powiedział, że jeśli przyjade 19 lipca to zobaczymy czy ciąć
. Około 3 dni po wizycie Rozynek zaczął być jakiś inny, odmawiał jedzenia mimo wielkiego zwykle apetytu, jadł tylko drobno pokrojone jedzenie i półpłynne.
Nie był w stanie jeść większych kawałków, myślałam że wybrzydza...Zrobił sie osowiały i jakiś zmęczony, myślałam że to z powodu upałówm więc znalazlam mu chłodniejsze miejsce i dostęp do wody. Nie byłam bardzo zaniepokojona bo wet wiele razy mówił że świnka jest bardzo zadbana i wyjątkowo zdrowa. Świnuś położył sie spać na boczku, rano już sie nie obudził. Guzek nie pozwalał mu oddychać i prawdopodobnie sie udusił...
Żałuje, że nie zgłosiłam sie odrazu do innego weta na badania
Gdyby nie "domysły" weterynarza być może świnka nadal by żyła
Chce innym radzić by nie czekali z baddaniami i konsultacją z innymi lekarzami i laboratorium. Ja tego nie wiedziałam.