Ok ok kto by to nie był mnie to nie obchodzi
WSZYSTKIE TE SYTUACJE CZY OSOBY SĄ PRZYPADKOWE :p czy jak to tam się pisze
3 czerwca, wtorek-Zabije!!!!! Zabije!!!!! Żegnaj...!!!- wrzeszczałam na cały dom. Po chwili usłyszałam stukanie bodajże kijem od miotły w scianę sąsiadki (mieszkam sobie w takim rządkowym domku z ogródkami
) i jej krzyk
-Ciszaaa bo wezwę policję.
Haha policję. Niech sobie wzywa. Ale i tak ZABIJĘ!!!
-Zostaw tego biednego psa- narzekała matka i ciągneła dalej- Bo zadzwonię do TOB!
-TOB?! Co to jest?!
-Towarzystwo Opieki nad Briardami.
-Eh... Bimber! Chodz tutaj!- wrzeszczałam na psa, ale on najwyraźniej miał mnie gdzieś i tylko siedział w przedpokoju a w jego oczach widziałam radość. Tak jakby mówił "Hehe fajnie co nie?" Ooooo nie fajnie. Ty chłopie już nie żyjesz.
-Co sądzisz o tym żeby go powiesić w lesie?- mówiłam do mamy wpatrujac się w oczyska Bimbera
-Przeestań...- powiedziała krótko.- a tak wogóle to o co poszlo?
-O co poszło?! A nie widać...?? -.-
-Aga o co poszło?
No nie to przechodzi ludzkie pojęcia... córka siedzi już 5 raz w kuchni mokra bo psu zachciało sie uganiać za kaczkami w zalewie a matka się pyta dlaczego córeczke ogarnia furia i chce zabić psa.
-To może ja pójde się przebrac- rzuciłam zrezygnowana.
-Kochanie porozmawiajmy!- błagała mama. Wiedziałam że musze odrazu ją pocieszyć bo zacznie czytać poradniki dla młodych (taaa... hehe) matek autorów którzy nigdy w życiu nie mieli dzieci albo oddali je do sierocińca. Mama gdy przeczyta te porady zaczyna postępować według nich np. udaje że jest ostrzejsza i konsekwenta.
-Mamooo... pies już po raz piąty dzisiaj wciągnął mnie do zalewu. Może przesadziłam nie powiesze go dzisiaj.-przez głowę jednak przechodziły mi mordercze myśli
- Ale on na pewno nie wyjdzie dzisiaj ze mną na dwór!
-Przepraszam cię córeczko ale to pewnie przez to że ja nie umiałam wychować psa. To naprawdę moja wina...
No tak. Co jest gorszego od zakompleksionej matki?!
Nieeeee!!!!!!!!!!!!!!!!! Młodsza siostra!!!
-Cześc Aga. Co znów z psem sobie nie poradziłaś?- naśmiewała się ze mnie.
-Odpchlij się- syknełam.
-Saruś kochanie idz do lodówki lody tam są!!- rzekła uradowana mama wiedząc ze tylko to uchroni ją od wysłuchiwania naszych kłutni.
-Co?! Lody?! Ta jędza mi dogaduje a ty ją czestujesz lodami?!- powiedziałam oburzona.
-Ah... Aga też sobie weź...- powiedziała mama zrezygnowanym głosem
-Ok nie chcę... idę do pokoju...- przeszłam przez przedpokuj miałam zamiar kopnąć Bimbra ale pomyslałam że te biedne zwierze samo nie rozumie tej rodziny. A jak się obruciłam w strone kuchni ujrzałam uradowaną Sarę żrącą lody.
Pod wieczór tak bardzo dziwnym zbiegiem okoliczności Sara musiała się wziąć do nauki pierwiastków chemicznych. Więc oczywiście przyszła do mojego pokoju gdy przyszła do mnie Marta i Marcin.
-Pierwiastków?! Jakich pierwiastków?! Przecież ty dziecko masz 9 lat!!- powiedziałam oburzona.
-Pierwiastki są po to potrzebne bo zostanę weterynarzem- powiedziała całkiem poważnie Sara a potem dodała ciszej ze złośliwa miną- bede szczepiła takie Agi przeciw dojrzewaniu.
-Hahaha! Bardzo śmieszne! Spadaj smarkulo i tak nie dostaniesz mojej książki od chemii.
-Maaaamooooooooo!!! Aga mi przeszkadza edukowac sie!!!!!!- wydarła się Sara.
-Edukować...-przekręciłam oczyska.
-Aga nie przesadzaj. Daj siostrze tą książkę. Ona jest taaaakaaa słoooodka.- powiedziała Marta. Sara popatrzyła na mnie pełna dumy że wygrała.
-Słodka?! Słodka?! Przecież ta żmija to nawet nie wie co to słodkie.- uśmiechnełam się złośliwie widząc że do Sary nie dotarły jeszcze słowa "Słodka". Ona nie cierpiła gdy ktoś powiedział do niej "Miła" a "Słodka" to już zbrodnia.
-Słodka?!- powtórzyła Sara po mnie jak echo.- Spadaj ty głupia kwoko!- powiedziała oburzona do Marty i trzasneła drzwiami. Wiedziałam że cos się szykuje i Sara nie odpuści tak łatwo Marcie. Ale co tam... Marta wogole się nie przejeła i na koniec dodała:
-Pa skarbeczku!- i usmiechneła się szczerze nie przewidując zamiarów Sary...
Eh... DOM WARIATÓW!!!
:P