i znóóóów długaśnaaaaaaaaaaaa przerwa. tym razem to juz naprawdę moja wina
przepraszam abrdzo.
a co do do "romansidel" to ja nie jestem pewna, czy to będzie wlasnie takie romansidlo.moze beda takei wątki ale chyba nie ciągle.
to bedzie raczej o zyciu wsrod koni..
==============================
Po powrocie Maciek przedstawił tomka chyab wszystkim z okolicy.Musieli się naprawdę baaardzo lubić.Szkoda tylko, że zapomniał o mnie.Do końca dnia nie powiedział do mnie nic poza "To do jutro Majka!".Nie było mi miło gdy tak przechodził obok mnei i anwet na mnie spojrzał.Poprostu traktował mnie jak powietrze.No ale cóż..
Przyjechała jakaś wycieczka.Masa dzieci na prowadzanie.uff..było cięzko,bo slońce prażyło niemiłosiernie.
Wieczorem zasnęłam od razu. byłam bardzo zmęczona.Wiedziałam, że od jutro trzeba bedzie naprawe duzo potrenować.Pojutrze zawody.....
***
Rano obudził mnie tata.
-Maju-wstawaj.Już 10 a przecież umówiliśmy sie na wpół do dwunastej z trenerem.
Odrazu odechcialo mi się spać.O 11 byłam juz w pełni gotowa.Wyczyściłam Arizone.Zostało mi jeszcze troche czasu więc zaplotlam jej grzywę w siateczke. Wygląda w niej bosko!Gdy wychodziłam z siodlarni uslyszałam wołanie taty.Odłozyłam szybko sprzęt i pobiegłam na podwórze.Tak..Przyjechał juz pan Wojtek-mój zeszloroczny trener.Lubię go.zna sie na tym co robi, i robi to naprawdę dobrze.
-Dzień dobry-powiedziałam i usta same mi się usmiechnęły.
-Witaj.Jak sie miewasz ty i nasza łaciata championka?-zażartował.
-Bardzo dobrze!Wszystko w porządku..-i uslyszałam z głębi stajni wesołe rżenie Arizony.-Chyba właśnie nas woła.
Trener przywital się z kobyłcia dajac jej okazałyej wielkości marchew.
-No to co? Zabieramy się do pracy? Szykuj konia i wyjeżdzaj zaraz na maneż.
Siodło,oglowie,bandaże-i Ari juz gotowa.
-Staraj się-wyszeptalam jej do ucha-dzisiaj to tylko trening..a jutro..to juz nie będzie takie proste.
Pojęździłyśmy na rozprężalni stosujac się do rad pana Wojtka.Jeden galop, drugi galop i postawili pierwszą przeszkodę-stacjonata-80cm. Jedziemy.Dobry najazd, mocna lydka i.....wylamanie.
-Jeżeli lydka nie działa to klepnij ją palcatem po łopatce!
no i drugie podejście.tym razem poszlo już bardzo dobrze i nie potrzebny był palcat.za jakiś czas maly okser-90 cm.tez poszlo dobrze.I tak krok po kroku,z niewielkimi błędami doszłyśmy do małego parkuru.Wszystko Ok.Ale dzisiaj skaczemy u sibie. Ari zna otoczenie, przeszkody, odgłosy.A jutro będzie pelno nowych koni,barwne przeszkody,ktos bedzie ciągle mówił przez mikrofon..Arizona wiedziała, że jutro będą zawody.Wyczuwala to.
Po treningu pan Wojtek z tatą poszli do domu,a ja zostalam jeszcze w stajni.Było tak cicho i spokojnie..konie odpoczywały po karmieniu i słuchac bylo rytmiczny dzwięk przeżuwania resztek siana.Pod sufitem siedziało kilka jaskółek czyszczących swoje swoje piórka.Padłam na bele siana i zaczęłam marzyć...co by to było gdybym kiedys została mistrzynią świata..wszyscy koniarze znali by moje nazwisko..udzielałabym wywiadów..Odwróciłam głowę i zobaczyłam przed sobą twarz ..Macka..oczywiście..
-Oo..hej ..czemu sie nie odzywałes?-spytałam trochę zmiesznaa izdziwiona.
-Noo..boo..hm..W sumie to przed chwila wszedłem..a ty tak ładnie wygłądałas...-powiedział a jego wzrok utkwił w podlodze.na policzkach,zarówno moich jak i jego pojawił się rumieniec.Uśmiechanęłam się i postarałam przerwać ta krępująca ciszę.
-Co u Tomka?
-aa..nic..pojechał już..A u ciebie? Był trener?
-Taa..bardzo się boję jutrzejszych zaowdów.
-Moze skoczymy na lody, żebyś trochę o tym zapomniala?
-Świetny pomysł!-roześmialam się.Maciek jest..cudowny..
cdn.(postaram się juz nie robic takich dluuuuugich przerw w pisaniu
)