Oprzytomniałam leżąc w pokoju. Na poczatku sama nie wiedziałam gdzie jestem ale po chwili ujrzałam panią Lene rozmawiającą z Jonesem. Odrazu skojarzyłam że pewnie jestem w ich domu, a pokoju w którym leżałam nigdy wcześniej nie widziałam. Na ścianach wisiały plakaty z końmi, a na regale stały ramiki ze zdjęciami Jonesa na konkursach jeździeckich. "Pewnie leże w jego pokoju" pomyślałam gdy nagle on i juego mama zauważyli że już oprzytomniałam. Oboje podbiegli do mnie.
- Uff... nareszcie, juz myśleliśmy że się nigdy nie obudzisz... Całe szczęście... Boli cie coś? - spytała opiekuńczym tonem p. Lena.
- Troche głowa. - powiedziałam czując lekki ból, i po ręką wyczuwając ogromnego guza na niej.
- Dzwoniliśmy już do twojej mamy. Niestety nie może przyjechać tu a nawet nie przyjedzie po ciebie wieczorem.
- A co się stało?
- Twoja babcia źle się czuje i twoja mama jest u niej. Ale nie martw się, wprawdzie w tej chwili Josh (tata Jonesa) zabrał nasz samochód i wróci dopiero jutro ale Jones odprowadzi cię pod sam dom wieczorem dobrze?
- Dobrze. - Powiedziałam spoglądając na troche przerażoną twarz Jonesa, który z trudem odwzajemnił mój usmiech.
- Leż teraz, ja pójde zrobić ci okłady na ten K2 na twojej głowie. - powiedziała Lena i wszyscy zaczeliśmy się śmiać. Zostałam sama z Jonesem.
- Może lepiej będzie jak nie zrobie ogniska, po tym wszystkim..
- Zrób, czemu nie? Ja czuje się już prawie wyśmienicie i w czym zaszkodzi mi jakieś ognisko?
- Może i masz racje. - powiedział uśmiechając się. - Nieźle napędziłaś mi stracha, źle zrobiłem puszczając Cię odrazu na drugiej lekcji na ujeżdżalnie.
- Bzdury gadasz. Przecież to mogło mi sie równie dobrze przydarzyć na 30 lekcji. To wszystko przez bażanta!
Jones lekko sie zaśmiał a po chwili weszła pani Lena z kompresami na guza. Byłam bardzo zmęczona co zauważyła i wygoniła Jonesa z pokoju a mi kazała odpocząć jeśli chce jeszcze dzis pójść na ognisko.
Chwile spałam. Obudziłam się czując się dużo lepiej. Guz zmalał i głowa przeztała mnie boleć. Wstałam i poszłam szukać p. Leny by spytac się czy moge już wstać. Zeszłam po schodach na dół gdy usłyszałam podniesiony ton p. Leny.
- Co ci przyszło do głowy zeby na drugiej lekcji puszczać ją odrazu bez lonży?! Gdyby jej się stało coś poważnego mogła bym trafić do więzienia! Naprawde jestes potfornie nie odpowiedzialny!!
- Wiem... - powiedział Jones.
- Przynajmniej dobrze ze czujesz się winny. Od tej pory lekcji będzie udzielać ktoś inny, dam ogłoszenie że poszukuje instruktora, teraz duzo osób szuka pracy i mysle że szybko się ktoś zgłosi.Jeśli jednak przez jakis czas nie będzie miał kto uczyć lekcje zostaną przerwane. Musimy tez kupic kaski ochronne i ubezpieczyc osoby u nas jeżdżące.
Słuchałam tej kłótni w ciszy. Chwile odczekałam i weszłam do środka.
- Ooo... Juz odpoczełaś?
- Tak, właśnie chciałam się spytac czy moge już wstac.
- A głowa już cię nie boli.
- Nie, już nie.
- No to dobra. Możesz pójść do stajni i zanieść koniom po marchewce. Masz tu te. Daj każdemu po jednej i uważaj na palce!
Wziełam wiaderko z marchewkami i rozdałam każdemu po jednej. Dułenie wybrałam największą, wcale nie winiłam jej za ten dzisiejszy incydent, każdy koń by się spłoszył. PO chwili do stajni wszedł Jones.
- Pomożesz mi przygotowywać ognisko?
- Dobra. - To mówiąc ruszyłam z nim za dom gdzie leżał obok paleniska ogromny stos drewna. Były tez dwie ławki. Powoli zaczeliśmy łamać drewno i układać je na palenisku w piramidke.
c.d.n.