Czyli kolejny wymysł napisany pod wpływem chwili (i w ciągu krótkiej chwili
). Nie poprawiałm tego, więc jest w wersji trochę chaotycznej...
Moze uda Wam sie przebrnąć...
Już za póżno... Szła ulicą, nie zważając na padający śnieg. Brodziła w zaspach prawie po kolana i zdawała się tego nie zauważać. Nic się nie liczyło. Już nie.
Znowu kazano jej dokonać wyboru. Wybrała. Znowu źle. Znowu nie tak. Zraniła, ale kogo? Jego czy siebie? Czy on w ogóle zauważył, że jej nie ma? Czy obchodzi go, co się z nią stanie?
Potknęła się i prawie upadła w lodowaty, zamarznięty śnieg. Teraz była już w połowie drogi. Za późno, żeby coś zmienić, żeby wrócić. Nim wyszła z domu mogła jeszcze zmienić decyzję, ale teraz już nie.
Musiała wybierać pomiędzy obowiązkiem – występem swojego zespołu, a Nim. Mogła Go odwiedzić, złożyć życzenia. Ale zrezygnowała z tego. Teraz, brnąc przez śnieg zaczęła się zastanawiać, czy zrobiła to, żeby ukarać Jego, czy żeby ukarać siebie. Siebie. Jego to nic nie obchodzi. Nawet nie zauważy ,że jej nie ma.
Potknęła się po raz drugi i wylądowała w lodowatym śniegu. Łzy same popłynęły po jej twarzy. Leżała bezsilna na ziemi, marząc, żeby zostać tu na zawsze. Nie podda się. Podniosła się i usiadła. „Jeszcze możesz wrócić…” – pomyślała – „Wybieraj…”. Trwała chwilę bez ruchu, po czym wstała. Z trudem opanowała chęć rzucenia się biegiem w stronę domu. Do Niego. Już raz postanowiła. Wybrała i teraz musi ponieść konsekwencje.
Zdecydowany krokiem ruszyła w stronę widocznego w oddali budynku. Słyszała panujący wewnątrz gwar i zastanawiała się, czy znajdzie w sobie tyle odwagi, by wejść do środka.
Stanęła pod drzwiami i zawahała się. „Wybrałaś” – upomniała się w myślach. Otarła łzy, przybrała jak najbardziej naturalny wyraz twarzy i nacisnęła klamkę. Hałas rozmów uderzył w nią, brutalnie sprowadzając do rzeczywistości.
-Jesteś! – usłyszała znajomy głos – Czekaliśmy na ciebie. Teraz możemy już zaczynać.
Skinęła głową i zaczęła zdejmować płaszcz. Zupełnie bezmyślnie, odruchowo przebrała się w strój, jaki ubierała na wszystkie uroczyste występy. Stanęła obok reszty ludzi, nie zauważając nawet koło kogo się znajduje.
-Jesteś jednak! – jedna z jej koleżanek podeszła bliżej – Myślałam, że nie przyjdziesz. Byłam przekonana, że pójdziesz do tego swojego przyjaciela…
Te słowa uderzyły ją boleśnie. Teraz już była pewna, że wybrała źle.
-Przepraszam… Zacznijcie beze mnie. Nie dam rady… - powiedziała i wybiegła z budynku. Nie zdążyła nawet zabrać płaszcza. Nie miała czasu. Złapała tylko małe zawiniątko leżące obok niego. Nikt nie próbował jej zatrzymać, nikt nie zdążył zauważyć jak wybiegała.
Pokonała ścieżkę przed budynkiem i znalazła się w parku. Zegar wybijał właśnie 18.00. Spóźniła się. Puściła się biegiem przez zaśnieżony skwer. Nie zwracała uwagi na lodowate płatki sypiące się prosto do oczu, ani dotkliwe zimno. Biegła do Niego i tylko to się liczyło.
Potknęła się o jakąś gałąź i przewróciła. Odwróciła się – zegar na wieży wskazywał 18.10. Musi się spieszyć.. Ale już nie miała siły. Było jej tak straszliwie zimno. Dlaczego nie wzięła płaszcza? Zaczęła płakać. Czuła się taka bezsilna… „Za późno…” –pomyślała. Przypomniała sobie Jego twarz. Uśmiechniętą, czyli taką, jaką widywała tak rzadko. Czy On zauważył, że jej nie ma? Na pewno nie…
Jej głowa opadła na zamarzniętą ziemię, łzy zamieniły się w kryształki lodu…
***
W gwarnym i zatłoczonym mieszkaniu niedaleko parku młody mężczyzna przyjął ostatnie życzenia urodzinowe. Odkładając prezent na stolik, gdzie leżały już inne pakunki, spojrzał na zegarek. 18.20. Już nie przyjdzie, nigdy się nie spóźnia. Z żalem poszedł w stronę pełnego gości pokoju. Tak bardzo liczył na to, że przyjdzie, że wreszcie będą mieli okazje porozmawiać. Że wreszcie powie Jej, jak wiele dla niego znaczy… Nie przyszła. Widać, nie było to dla Niej ważne….
EPILOG
Starszy mężczyzna szedł parkową alejką. Od kilkunastu lat chadzał zawsze tą samą ścieżką doglądając rabatek. Taka była jego praca. Wprawdzie w zimie praktycznie nie miał tutaj nic do zrobienia, jednak przyzwyczajenie brało górę.
Tego ranka było wyjątkowo zimno. Noc był nadzwyczaj mroźna, cały czas padał śnieg. Od lat starzec nie widział takiej zawieruchy.
Teraz przystanął, rozcierając zmarznięte ręce. Spojrzał na pokryty śniegiem skwer i jego wzrok zatrzymał się na podejrzanym wybrzuszeniu. Podszedł i odgarnął śnieg. Zamarł, odkrywszy, że pod spodem leży człowiek. Na kolanach zaczął go odkopywać.
To była kobieta, ubrana w czarną, połyskując suknię. Długie kasztanowe włosy były zupełnie przymarznięte do śniegu, podobnie jak reszta ciała. W zaciśniętych, zupełnie białych dłoniach trzymała małe pudełeczko ze wstążką – prezent, który już nigdy nie dotrze do adresata.
-Za późno… - powiedział smutno mężczyzną, zdejmując z głowy czapkę i pochylając się nad zmarłą.